-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Personal Information
-
Płeć
Kobieta
-
Miasto
Przeworsk
Osiągnięcia villanelle
0
Reputacja
-
Po dwóch dniach obserwacji wydaje mi się, że Lea nie jest w stanie zjeść takiej ilości pokarmu jak zaprezentowana w harmonogramie. Wcześniej jadała chętniej, a obecnie nawet nie chce otworzyć buzi albo zje tylko kilka łyżeczek. Z wielkim zainteresowaniem za to zagląda na nas gdy jemy. Staramy się jadać wspólnie włączając się z własnymi posiłkami w harmonogram Małej. Czy może to być spowodowane znudzeniem ciągle powtarzającymi się smakami? Zauważyłam również, że córeczka zaczęła przeżuwać. Wcześniej tego nie robiła, a teraz jedzenie ze słoiczków o musowej konsystencji przeżuwa. Dziś mąż dał jej skosztować duszonej cukinii z przygotowanego ratatouille. Bardzo jej smakowała. Co prawda cukinię jada w słoiczkach dla dzieci, są nawet takie fajne słoiczki z biodynamicznego gospodarstwa firmy Holle, których zapach różni się od typowo niemowlęcych słoiczkowych dań i zupełnie przypomina naturalne ugotowane i przetarte warzywa, ale niestety apetyt jej spadł niemal do zera. Czy można takiemu dziecku podawać coś do rączki co mogłaby sobie próbować jeść? Próbowałam wcześniej banana, jednak gryzła go na zbyt duże kawałki. Od kiedy można podać dziecku domowy chleb pieczony? Byłam ją przedwczoraj zważyć kontrolnie i w chwili obecnej ma 7.2kg (waga urodzeniowa 2.9kg). Jest nieco poniżej 50 centyla, na którym trzymała się do tej pory. Przy okazji chciałabym zapytać ile wody powinna pić dziennie?
-
Dziękuję jeszcze raz. Objawy nie nasiliły się po mm. Stosuję kaszki na mm już od miesiąca i prawdę mówiąc nigdy nie zastanawiałam się nad tym czy powinnam czy też nie. Mała czuje się po nich dobrze nie ma żadnych zmian. Na pewno bym odstawiła je, gdyby coś było nie tak już po pierwszym podaniu. Wczorajsza zmiana harmonogramu niestety przyniosła nam więcej pobudek. Myślałam, że Mała będzie bardziej najedzona tymczasem budziła się dużo częściej. Już sama nie wiem dlaczego tak jest :(
-
Bardzo dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi. teraz czuję się bardziej pewna. Kupiłam ekologiczną kaszę jaglaną na stoisku z produktami bio. Dziś Mała dała radę zjeść posiłki zgodnie z Pani sugestiami, choć koło 21 bardziej myślała o spaniu niż jedzeniu więc nie dokończyła porcji. Mimo wszystko zjadła ze smakiem i zobaczymy jak będzie po nocy. Mam jeszcze pytanie odnośnie podawania produktów z jogurtem lub twarogiem po 6mc. Obecnie ich nie podaję, ale po konsultacji z pediatrą powinnam już jeść nabiał przy karmieniu. Co z wprowadzeniem żółtka do diety dziecka z AZS? Rozumiem, że to też lepiej osunąć w czasie. Czy oprócz kaszki jaglanej można podawać kaszki dla niemowląt gryczane? Widziałam takie z Humana. Dotychczas podawałam kaszki na mleku modyfikowanym. Lekarz nie zalecał mi odstawienia tych produktów i teraz nie wiem czy tak ma być, czy zostało to przeoczone. W środę idziemy do kontroli dermatologicznej, ale dla pewności jutro jeszcze zadzwonię do naszej Pani pediatry i zapytam o to. Jeszcze raz bardzo Pani dziękuję, czuję się mniej zagubiona w temacie i na pewno jestem spokojniesza, co odbija się także na samopoczuciu Lei. Pozdrawiam!
-
Jeszcze jedno pytanie mi umknęło czy dziecko 6-miesięczne powinno każdego dnia jadać posiłek z mięsem czy niekoniecznie? W jakiej proporcji z warzywami powinnam podawać tę kaszkę jaglaną? Serdecznie dziękuję jeszcze raz :-)
-
Bardzo dziękuję za odpowiedź. Spróbuję dostosować jej plan jedzenia do zaproponowanego. Chciałabym się jeszcze zapytać czy kasza jaglana może być taka zwykła kupna czy musi być jakaś specjalnie przeznaczona dla niemowląt? Czy w przypadku AZS po ekspozycji na gluten mogę spróbować podawać Małej owsiankę z jabłami czy raczej się wstrzymać? Czy muszę zwracać uwagę na to na jakim mleku modyfikowanym jest gotowy kleik ryżowy lub kaszka czy nie ma to znaczenia?
-
Witam, jestem mamą 6-miesięcznej Lei, u której dermatolog stwierdził AZS. Od urodzenia karmię ją piersią. Małej apetyt dopisuje, więc podczas wprowadzania glutenu zaczęła poznawać nowe smaki i zaczęła mieć ochotę na więcej. Jednak od pewnego czasu zupełnie nie ma ochoty ma moje mleko. Martwię się, ponieważ odkąd ją urodziłam pracuję i zajmuję się domem. W zasadzie w ciągu dnia nie mam chwili wolnego, który wypełnia mi praca i zajmowanie się Małą oraz jej 5-letnią siostrzyczką. Do tego mam wprowadzoną dietę (bez truskawek, poziomek, malin, orzechów, jaj, pomidorów, cytrusów, kakao, miodu, kiwi i ryb), która również daje mi się we znaki. Obecnie Lea ma 6.5mc i jej schemat dnia wygląda następująco: 5:00-6:00 pierś (obydwie max 10 min) drzemka 8:30 pierś (jedna pierś 5 min) 11:00-12:00 obiadek (z takich składników, które dermatolog uznał za bezpieczne czyli marchew, ziemniaczki, dynia, królik lub indyk) spacer drzemka 15:00-16:00 deser (owoce spośród banany, morele, jabłka) czasami trochę mleka za godzinę 18:00-19:00 kaszka z niewielkim dodatkiem glutenu 1:00 pierś (jedna czasami dwie po 5 min) 3:00 pierś (jedna 5 min). W ciągu dnia próbuję podawać także wodę w kubeczku niekapku jednak przyjmuje ją bez entuzjazmu. Od piersi odwraca się i płacze. Nie wiem czy jest to spowodowane tym, że mam coraz mniej pokarmu. Ogólnie nie przejawia zainteresowania. Często próbuję najpierw ją przystawić do piersi, a później zaproponować obiadek, jednak łyżeczka i ten sposób jedzenia wygrywa. Boję się, że przez stres i zmęczenie całkowicie zacznę tracić pokarm. Czasami rozważam już przejście na mleko modyfikowane choć wiem, że to nienajlepszy pomysł. Probowałam oduczyć ją jedzenia w nocy. Niestety udało się tylko przez dwie noce z rzędu. 2 tygodniowe próby nie przyniosły polepszenia sytuacji. Postępowaliśmy z mężem wg metody Tracy Hogg i podawaliśmy małej na początku smoczek zamiast piersi. Niestety Lea nigdy nie była przyzwyczajona do smoczka, choć w ciągu dnia go akceptuje to w nocy już nie. Wstawanie do niej i uspokajanie 4-5 razy z rzędu między 0:00 a 6 rano zupełnie nas wykończyło. Mała nie chciała się uciszyć, a do tego budziła starszą córkę, dlatego powróciłam do nocnego karmienia. Zupełnie nie wiem, jak wybrnąć z tej sytuacji. Dziękuję za pomoc.
-
Daszko, gratuluję! Ostatnio wszyscy wokół mnie mają takie miłe wiadomości, aż mnie zazdrość w dołku ściska :) Dziewczyny, chciałam Was przestrzec przed BabyToy na Allegro. Sprzedają zabawki bez instrukcji. My dostaliśmy uszkodzoną, to nie chcieli nam reklamacji rozpatrzeć i jeszcze kazali mi pokrywać koszty przesyłki uszkodzonej rzeczy na co się oczywiście nie zgodziłam, bo chroni nas kupujących prawo dotyczące sprzedaży wysyłkowej. Niestety ustawa niewiele ich ruszała, ale w końcu przesłali zapasowy kuferek do motorka. Niestety caaały porysowany. Machnęłam na to ręką, a oni po 3 miesiącach wystawili mi negatywa. Za to, że poszłam na ustępstwo i nie ciągłam całej tej sprawy. W dodatku zabawka miała być dla dzieci 1-3 lata a producen napisał że nie nadaje się dla dzieci 0-3 lata. I bądź tu mądry człowieku! Myśleli, że mi zaszkodzą, bo sprzedawałam kiedyś na swoim koncie, ale mnie to nawet nie ruszy. Tylko wkurza mnie takie totalne chamstwo i sprzedawanie chińskiej tandety. A u nas zupki kremy i już tydzień jedzenia N. przez rurkę. Radzi sobie dzielnie. Pozdrówka.
-
MM, widać los mnie tu sprowadził w dobrym czasie :) GRATULACJA I MNÓSTWO POCIECHY! :* Nie mam czasu nawet nadrobić zaległości, bo nie wyrabiam na zakrętach. Najpierw uciekł nam fachowiec, a termin drugiej transzy tuż tuż z tym, że łazienka stoi na etapie karton-gips. W dodatku blat pod umywalkę okazał się za wysoki i teraz mam zmartwienie co dalej - czy rozwalać, czy kombinować podest. Do tego trzeba było robić nową instalację elektryczną, bo się okazało, że teściowa mówiła nieprawdę i nie ma wymienionej prawie w 90% domu, co obciążyło tylko nasz już i tak napięty budżet. Latam w te i z powrotem, rozliczam dotację, wychodzę na lekki plus ze sprzedaży, a stronek WWW nawet nie mam czasu dokończyć. N. zarobiony i ciągle śpiący, a Lila mi przeszkadza wtedy kiedy najbardziej mi to przeszkadza, czyli wtedy kiedy nabijam na kasę albo pakuję, co owocuje moimi pomyłkami. W piątek byłam u gina, bo czułam, że coś jest nie tak. 30 września mam histeroskopię, bo mój lekarz podejrzewa mięśniaka podśluzuwkowego. Jestem zryta, załamana i niewyspana, ale jeszcze się trzymam. Lilcia ma 10,5kg i 86cm wzrostu. Mieści się w normach i chociaż tym nie muszę się martwić. Wymioty ustały po domowej terapii psychologicznej i teraz kładzie się z uśmiechem, daje mi buziaka i robi papa tak jak zawsze. Do tego zaczęła mówić "mama, choć tu". Buziaczki dla wszystkich! PS. Obiecuję, że jak się wykuruję to zaglądniemy do zoo w Wawie i do Ikei w Krakowie ;)
-
Chciałabym się zapytać jak radzić sobie z wymuszaniem wszystkie przez córeczkę właśnie wymiotowaniem. Ostatnio stało się to nagminne, bo Lila widzi, że nas te wymioty niepokoją, więc jest to dla niej najlepsza karta przetargowa. Jeśli chce coś osiągnąć to będzie prowokować wymioty aż do skutku np. chce zabawkę, którą bawi się inne dziecko rozpłacze się, mówi "nie nie nie" aż w końcu prowokuje wymioty. Na nic tłumaczenia, że jak się drugie dziecko skończy bawić to będzie mogła wtedy skorzystać z zabawki czy też propozycje i zachęty, żeby się przyłączyła do zabawy. Podobnie wykorzystuje wymioty kiedy się jej czegoś zabrania np. bicia babci czy dotykania kuchenki. Jak się jej tłumaczy, że tak nie wolno, bo to boli albo że jest niebezpieczne i się poparzy to zaczyna się próba wymiotowania połączona z płaczem. Wczoraj rozwiązała sobie buta w foteliku samochodowym podczas jazdy i ten sam schemat, żeby jej zawiązać, gdy tymczasem siedzę z przodu i nie mogę się do niej odwracać w trakcie jazdy. Wytłumaczyłam, że zawiążemy bucika jak się zatrzymamy. Popłakała popróbowała wymiotować i w końcu się uspokoiła, ale trwało to ponad 30 min. Nie miała czym zwymiotować, bo była przed kolacją, ale jakby się to zdarzyło po kolacji to z pewnością by się jej udało. Jest nam trudno, ponieważ martwimy się o te wymioty. Wcześniej była grzeczniejsza i jakby więcej rozumiała. Wiedziała, że kuchenki się nie dotyka i sama kiwała paluszkiem, że nie wolno dotykać piekarnika i mówiła "go" czyli gorące. Teraz zupełnie się to zmieniło, jakby chciała złamać wszystkie zasady na raz. Odkąd nauczyła się wymiotować na zawołanie jesteśmy bezsilni.
-
Serdecznie dziękuję za radę, do której z resztą zastosowaliśmy się i już od tygodnia Lila nie wymiotuje. Początkowo zostawał z nią mąż, ponieważ mnie tak czy inaczej nie chciała wypuścić z pokoju przez co tworzyło się błędne koło, bo musiałam nawet w środku nocy się odzywać. Od kiedy jednak mąż zaczął z nią rozmawiać przed snem, opowiadał co się wydarzyło przyjemnego zaczęliśmy powolutku wracać do dawnych przyzwyczajeń i córeczka już nie boi się dać mi buziaka na dobranoc, choć jeszcze nie ma tego samego entuzjazmu co kiedyś, gdy z radością szła spać. Na szczęście już od paru dni sukcesywnie znów zasypia sama, choć się nam biedactwo rozchorowało wczoraj i dla jej spokoju i poczucia bezpieczeństwa przesiadywałam nad ranem przy jej łóżeczku, by mogła spokojnie zasnąć. Jeszcze raz dziękuję!
-
Hejka, ciągle o Was myślę, a czasu tak mało, że chętnie dokupiłabym gdzieś gratisową dobę :) Po pierwsze chciała złożyć wszystkim naszym sierpniowym dwulatkom 100 lat i 1000 zabawek. Samej radości, cierpliwości Rodzicom i ogromniastych uśmiechów każdego dnia! Po drugie donoszę, że opanowaliśmy wymioty nocne i już od tygodnia Lilcia pozytywnie myśli o zasypianiu. Po trzecie skończyliśmy kominek i w zasadzie centralne też. 13-stego w piątek okazał się być pechowy dla panów, którzy montowali kominek. Nie dość, że pierwszy wkład rozbili przy załadunku 2 tygodnie wcześniej, drugi wkład uszkodził kurier, a kiedy przyszło do montażu trzeciego wkładu to przez wiatr przewróciły się ściągnięte drzwi wejściowe i rozbiła się jedna z szyb. Później okazało się, że nie ma gładki szyb i w zastępstwie przywiózł nam jakąś z wzorkami. Następnie okazało się, że granit do zabudowy kominka jest za krótki o... 5cm. I wszystko się posypało, także zamiast skończyć w piątek skończyli w sobotę :) ufff... W sumie trwało to prawie 2 tygodnie w trakcie których firma gorąco przepraszała nas na każdym kroku.
-
Witam, serdecznie dziękuję za pomoc, którą już od Pań dostałam. Rady są po prostu na miarę złota i nie wiem, co bym bez Was zrobiła. Tytuł i miejsce tematu nie są przypadkowe i wydaje mi się, że mogę tu znaleźć pomoc, która pomoże nam i córeczce pozbyć się ich na dobre. Chodzi o wymioty przed snem. Zawsze raz i zawsze krótko po położeniu córeczki spać, czyli wyjściu mnie lub męża z pokoju Lilii. Długo obserwowaliśmy i szukaliśmy przyczyny tego dziwnego zachowania, któro ostatnio się nasiliło. Schemat ten nie powiela się regularnie co dziennie, choć ostatnio prawie codziennie. Otóż doszliśmy do wniosku, że córeczka wymiotuje tylko wtedy gdy pozostaje położona tak jak zwykle czyli po wieczornej kąpieli i pielęgnacji mąż kładzie Lilę spać. Odkąd skończyła roczek nie miała problemu z zasypianiem samodzielnie we własnym łóżeczku. Zawsze żegnałam się z nią dając całusa, a mąż razem z córeczką gasił światło, kładł ją i dawał buziaka po czym wychodził z pokoju. I tak było przez prawie rok. Później Lila weszła w okres, gdy umiała wymiotować na zawołanie np. jak chciała coś czego nie mogła, a my jej tłumaczyliśmy, że tego nie wolno i dlaczego wpadała w taki szał z próbami wymiotowania. Oczywiście trzeba było ją powstrzymywać, bo wkładała sobie paluszki do gardła. No i w końcu dzień, w którym została popołudniem z babciami. Nie wiemy co się wtedy dokładnie stało, bo babcie się pokłóciły, Lila była w szoku a wszystko było w otoczce tego, że jedna z babć próbowała położyć Lilę spać - oczywiście burząc cały rytuał choć prosiliśmy ją, żeby nie kładła Lilii spać, bo wrócimy o tej porze i sami to zrobimy. Wówczas Lila zwymiotowała i od tamtej pory robi to coraz częściej. Do tego doszła niechęć do kładzenia się spać. Wymyśla w kółko, że chce się jej siku do toalety albo do nocnika, że chce się jej pić i mówi na łóżeczko "nie, nie". Już jak przychodzi czas kąpieli protestuje i mówi "nie". Pomocy stara się szukać u mnie. Nie pomagają tlumaczenia, że wszystkie dzieci idą spać w swoich domach, że nikogo nie ma już na placu zabaw, że jest ciemno. Pokazaliśmy Lilii, że rybka na MiniMini też śpi po wieczorynce itd. Nie wiemy już jak przemóc ten stan, który przez te wymioty szkodzi Lilii ponieważ mało przybiera na wadze wymiotując 4 razy w tygodniu całą kolację. Jak zostaję przy jej łóżeczku jest w porządku. Mała zasypia i nie wymiotuje, ale muszę siedzieć dopóki nie zaśnie, a zdarza się jej sprawdzać czy ciągle siedzę po ciemku obok nawet po 25min. Byliśmy już z tym u pediatry, miała robione badania i nic nie wyszło. Dlatego jesteśmy pewni, że wymioty wywoływane wymuszonym kaszlem zaraz po opuszeniu przez nas pokoju są spowodowane czymś co Lilii utkwiło w pamięci. Niestety nie jest nam jeszcze w stanie powiedzieć (mówi raczej pojedyncze wyrazy, a jak chce coś więcej to się tak w sobie wysila żeby nam tak duuużo powiedzieć i nic nie wychodzi), co to takiego, a my nie jesteśmy w stanie jej w tym pomóc :( Proszę o jakiekolwiek rady i z góry dziękuję.
-
Hejka Dziewczyny! U nas też siku do ubikacji, choć jeszcze zakładam na dzień Lilii pampersa, gdy idziemy gdzieś na miasto lub jedziemy w trasę. Za to ostatnie wiąże się z wręcz wymuszaniem odwiedzania wszelkich przydrożnych miejsc by zrobić siku i tak na trasie Przeworsk-Kraków zatrzymujemy się z 4 razy na siku a pampers zostaje suchy. AZS się uspokoił i skóra nareszcie jest gładziutka i miękka. Z przykrych rzeczy to ja co roku mamy bliżej nie zidentyfikowaną dolegliwość. Lila wymiotuje tylko raz i tylko w nocy co jakiś czas. Mieliśmy 4x wymioty w ciągu tygodnia, a później tydzień przerwy i znów 2 noce w tym tygodniu. Dostałyśmy na odrobaczenie, ale nic się nie zmieniło. Nasza pediatra podejrzewa podłoże neurologiczne. Ciągle nie wiemy co jest nie tak :/ No i nareszcie ruszyłam ze sprzedażą, na razie doszła tylko jedna dostawa towaru więc zapraszam i jeśli macie malujące się koleżanki to proszę o rozreklamowanie AlleDrogeria.pl Pozdrówka i buziaczki dla Wszystkich! PS. Ciągle remontujemy domek i mamy już centralne, a w tym tygodniu będzie kominek. No i ciągle coś kupuję jeszcze na dotację.
-
Szybciutko się wyżalę, bo już momentami nie wytrzymuje. Moja mama ciągle latała i lata za Lilą i we wszystkim jej pomaga, na każde jęknięcie babcia leci i pomaga. Moim zdaniem to przesada, której skutkiem jest to, że Lilcia nie próbuje niczego sama zrobić, nie pomęczy się tylko idzie na łatwiznę i jojczy. Wkurza mnie to czasami okrutecznie, bo jak ja jej nie pomogę, to specjalnie symuluje upadki. Robi to tak, żeby jej nie bolało czyli kontrolowanie biegnąc upada na kolanka albo powolutku kładzie się na plecach, a później woła "bam" i chce, żeby ją przytulać. Jak się jej odmówi to jest histeria, a babcia oczywiście prędzej czy później przyjdzie i pożałuje wnusi. Rozmowy z babcią nie pomaga, a ja widzę, że Lilii taki mechanizm udzielania pomocy się podoba. Druga rzecz to zazdrość babci o wnuczka sąsiadki o pół roku młodszego od Lilii, który papugując wypowiada wiele wyrazów. Oczywiście nie dokładnie, bo na Lilę mówi lala, ale babcię to strasznie mierzi, że Lila jeszcze nie papuguje wyrazów, nie akceptując tego, że każde dziecko rozwija się inaczej, a już tym bardziej nie może dopuścić do siebie tego, że Lila jest bardziej rozwinięta sprawnościowo i ruchowo. Ach... I tak czasami jak jest ciepło to moja mam chce wymusić mówienie Lilii gdy widzi małego Kubę sąsiadki mówiąc Lilii, że chłopczyk ładnie mówi. Na szczęście mam nadzieję, że do września się stąd wyniesiemy :) Dziś mamy dostać decyzję banku w sprawie kredytu. Allayiala, słodki Tosiak :) U nas najsłodszy i zarazem najbardziej zawadiacki gest to przeprosiny. Jak Lilcia zrobi coś złego, to odrazu leci do mnie z buzią w dziubek zwiniętą tak, że jej prawie nos zatyka, przytula mnie i daje mi buziaczka na przepraszam. Jak sytuacja wymaga szybkiego przeproszenia to leci na zabój i mi byle w kolano szybko da buzi :) A później uśmiech psotnika i wie, że już się ladnie zachowała to jest gites.
-
Hejka, nie jestem w stanie nadrobić zaległości, bo cały czas coś robię. Wygospodarowałam chwilkę po tym, jak Liluś padła po całej procesji i sypaniu kwiatków :) Tych, którzy ciekawi co u nas słychać informuję, że jesteśmy w trakcie załatwiania kredytu hipotecznego na rozbudowę domku. Troszkę chcemy pozmieniać w tym co jest i wyremontować. Część pójdzie z dofinansowania, bo jeden z pokoi to lokal mojej firmy hehe... Nasza wizja naszych dziewiędziesięciu m2: Także narazie nr 1 do dylematy remontowe, szukanie fachowców i hydroizolacja piwnicy. Po powodzi na szczęście nic domkowi się nie trafiło. Naszą rzekę wyregulowali i miała dobry przepływ, choć był ogłoszony stan powodziowy. Z resztą dom już jedną powódź 22 lata temu przetrwał. Jest w zadziwiającym stanie jak na swój wiek i pewnie niektórzy dziwią się, że my chcemy w ogóle coś tam robić... Nr 2 to moja działalność. Byłam w środę na spotkaniu. Po weekendzie lecę z poręczycielami podpisywać oświadczenia, a później umowę i w końcu dostanę pieniążki. Szkoda tylko, że kursy walut takie wysokie, bo nie sprzyja to za bardzo dobrym cenom kosmetyków, które będę sprzedawać. Poza tym umawiam kolejną realizację strony internetowej dla pewnej dużej firmy. Nr 3 to sprawy okołogłówne :) Lila "cofnęła się" w rozwoju i przestała być rozmowna, a już myślałam, że nadgoni Tosię :) Dzień Dziecka przeżyliśmy pod znakiem ciastoliny. Rowerek też jest hitem, odkąd dotarł do nas po wielu allegrowych perypetiach. No i to by było na tyle u nas. Więcej zawsze znajdziecie TU Pozdrawiam i tęsknię za Wami :*