Oj kochani, u mnie to prawdziwy maraton. Moja córeczka to prawdziwy wulkan energii, którego ciężko, okiełznać jak jest zdrowy, a co dopiero jak przeziębiona... Kilka dni temu doświadczyła przeziębienia. Już w nocy czułam, że coś jest nie tak, ciężko oddychała, miała lekki kaszelek. Rano już była zachrypnięta i miała stan podgorączkowy, a do tego pojawiły się zachowania, które moja trzylatka ma tylko przy przeziębieniu. A mianowicie po pierwsze czułam się jak drzewo, do którego przyrosła "mała, słodka huba", miałam ją ciągle przy nodze :). Po drugie ciągłe, wybuchy płaczu bez powodu np; "Mamo, a tata siedzi", "Mama, a tu przeleciała mucha" itp. No i wreszcie po trzecie moja niuńka wysłała tatę do apteki po "jej syropek". UUU to już wiedziałam, że to nie przelewki, napisałam mężowi listę i skierowałam w kierunki apteki. Po południu, był brak apetytu na obiadek, więc zabawa: "a teraz, za mamę, za tatę...." i tak całe drzewo genologiczne :) Popołudnie minęło nam dosyć spokojnie, ale za to później pojawiła się gorączka, córeczka upomniała się o swój malinkowy syropek, podałam jej IBUM. I tak oto z mężem pełniliśmy warty przy naszym małym skarbie, tuliliśmy ją, czytaliśmy i opowiadaliśmy bajki. Tańczyliśmy, skakaliśmy, nawet się turlaliśmy :) Tylko by nie płakała i nie była smutna. Po czterech godzinach od podania syropku, przykleiłam małej jeszcze plaster chłodzący, by było jej lżej. Mąż już przysypiał, na dywaniku koło jej łóżeczka, w końcu było już po 23. Ja w takich sytuacjach dostaję jakieś dodatkowe siły, więc jeszcze czuwałam, aż małe oczka się w końcu zamkną i będzie odpoczywać. Kiedy już w końcu zaśnie przeważnie czuwam i słucham czy wszystko ok. Wszyscy się za mnie śmieją, ale jak ma być inaczej przecież ona jest moim najcenniejszym skarbem, moim żywym sreberkiem. Dlatego na ten maraton: przeważnie dwu, trzydniowy, z mężem dawkujemy wszystkie nasze siły. A potem odpoczywamy kilka dni :) Pozdrawiam