-
Postów
0 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Personal Information
-
Płeć
Kobieta
-
Miasto
Czersk Świecki, woj. kujawsko-po
Osiągnięcia Olinka
0
Reputacja
-
-
Ale super! Dziękuję i gratuluję! :)
-
Przede wszystkim kochałam być w ciąży i teraz, kiedy mam już dwójkę ukochanych dzieciaczków, czasem tęsknię za tym stanem! Przez obie ciąże czułam się bardzo dobrze i korzystałam z dobrodziejstw takich jak bliskość natury (mieszkam w malowniczej wsi) oraz najbliższych mi osób. Uwielbiałam wraz z mężem, a w drugiej ciąży też ze starszą córeczką leżeć i obserwować brzuszek, czekać na kopniaczki, rozmawiać z maluszkiem i cieszyć się bliskością. Często spędzaliśmy tak czas całą rodzinką oglądając komedie, kiedy to ze śmiechu brzuszek podskakiwał czy słuchając muzyki. Może dlatego moje maluchy są bardzo żywiołowe i kochają tańczyć :). Jednak podczas obu ciąż nie szczędziłam sobie też ruchu i świeżego powietrza. uwielbiałam spacerować, a w drugiej ciąży też bawić się na dworze z córeczką.Do samego końca byłam aktywna, jeździłam na rowerze i robiłam pieszo kilometry. Zdrowie i dobre samopoczucie dawał mi nie tylko ruch, ale też bliskość przyrody, którą kocham. Dzięki temu czułam się spokojna i pełna radości życia, a obydwa moje porody przebiegły ekspresowo... :)
-
Wróciłam i ja. Widzę, że wasze smyki już po operacjach, a my wciąż przed :( Szymek ma już 2 i pół roku, a operacja nadal nie doszła do skutku. Musi być całkiem zdrowy, a za każdym razem przed planowanym terminem dostaje anginy, biegunki itp. Czy wasi chłopcy nie mieli takich problemów? Mój chirurg mówi, że od antybiotyku musi minąć miesiąc, a od zwykłego przeziębienia 2 tygodnie. Ponadto Szymek miała anemię a to też go wkluczyło od zabiegu. Dosłownie boję się rezerwować kolejny termin, bo jak tylko to zrobię, mały automatycznie choruje... Ktoś Gorszy ja na pewno synka z tą wadą nie zostawię. Operacja będzie wcześniej czy później, choć też słyszę głosy, że to nic takiego i żeby dziecka nie męczyć. Ja uważam, że to bardzo ważna sprawa, podobnie maż i nie chcemy by synek miał jakiekolwiek kompleksy.
-
Mój Szymek ma 2 i poł roku i też preferuje butelkę. Co prawda w dzień spokojnie wypije picie z kubka, a w nocy nie budzi się na mleko, jednak mimo to czas odzwyczaić go od butli ze smokiem, a nie jest to łatwe... Chętnie poczytam rady na ten temat.
-
Moje herbaciane wspomnienie wiąże się z moja ukochaną babcią. Będąc dzieckiem zawsze wyobrażałam sobie, że jestem baśniowym Czerwonym Kapturkiem, ponieważ ja naprawdę do mojej babci chodziłam przez strumyczek i ciemny las! Tak samo jak w tej baśni mama często pakowała mi pyszne jedzonko dla babci, a ja w drodze do niej lubiłam zrywać rumianki i stokrotki! Na szczęście nie spotykałam żadnego, złego wilka, a wizyty u babci były zawsze przeze mnie wyczekiwane i dziś są jednymi z najpiękniejszych wspomnień z dzieciństwa! Ale gdzie w tym wszystkim herbata :)? Już mówię! Otóż w mojej pamięci tuż po otwarciu drzwi przez babcię są termosy z herbatkami, które zawsze na mnie czekały! Kochana babcia przygotowywała mi herbatkę miętową, rumiankową i owocową, które czekały na mnie cieplutkie i gotowe do picia w blaszanych termosach. Uwielbiałam moment, w którym siadałam na krześle przy stole w kuchni i wybierałam, którą herbatkę wypiję dzisiaj. Nad smakiem, który tym razem wybiorę, zastanawiałam się już w drodze przez strumyczek i las! Delektowałam się kubkiem tej aromatycznej, babcinej herbatki jak najwspanialszym rarytasem! Aromat i smak tych herbatek pamiętam, jakby to było wczoraj... A przecież babci już z nami nie ma... Co niesamowite, moja córeczka Julia podczas wizyt u mojej mamy, a więc swojej babci, uwielbia pić herbatkę miętową! A babcia z wielką pieczołowitością jej ją przygotowuje. I tak oto herbaciane wypomnienia zataczają koło...
-
-
Bardzo się cieszę, bo strasznie mnie zaintrygowała ta książka! Dziękuję i gratuluję dziewczynom :).
-
-
W dzisiejszych czasach coraz częściej słyszy się o tym, jak wielkim wydatkiem jest dziecko. Młodzi rodzice są przerażeni cenami wyprawki dla malucha, a tak naprawdę w większości przypadków słono przepłacają, kupują tony niepotrzebnych rzeczy i zapominają o rozsądku oraz szerokich możliwościach, jakie mają chcąc skompletować wyprawkę nie bankrutując przy tym! Oto kilka moich rad dla przyszłych i młodych rodziców, które ułatwią skompletowanie taniej wyprawki dla maluszka: 1. Przestańcie wierzyć mediom! Pierwsza, podstawowa zasada rozsądnego rodzica: twojemu dziecku naprawdę nie jest potrzebne wszystko, co reklamują w telewizji, prasie i internecie! Coraz to inne rodzaje mleka w proszku, całe stosy witamin, markowe ubranka to tylko wierzchołek góry lodowej! Reklama dźwignią handlu, a handel to pieniądze: te z twojego portfela, którymi nabijają sobie kieszeń producenci tych wszystkich produktów! Odporność na medialna papkę jest więc dla rodzica bardzo wskazana! Polecam! 2. Uwierzcie za to w fakt, że dziecko naprawdę potrzebuje niewiele... Niemowlakowi wystarczą 3,4 pary śpiochów w jednym rozmiarze, 3 pajace cienkie, kilka par skarpetek, jedno ubranko na dwór (w zależności od pory roku w jakiej się urodzi), 2, 3 czapeczki cienkie, jedna grubsza. Szafa takiego bobaska naprawdę nie musi pękać w szwach, bo po pierwsze noworodek niewiele się brudzi, a po drugie w mgnieniu oka ze wszystkiego wyrasta... 3. Ograniczcie gadżety. Zastanów się, jak będziesz karmić swoje dziecko, czy będziesz używać smoczka, czy koniecznie potrzebujesz reklamowanych otulaczków, śpiworków, karuzelek nad łóżeczko, lampki z dźwiękiem i obrazem, bujaczka itp.? Wiele gadżetów jest naprawdę zbędnych, a inne jak np. butelki wystarczą 2 na początek. Ja przyznam szczerze, że nie posiadałam w ogóle podgrzewacza i sterylizatora. Radziłam sobie bez nich i moje dzieci mają się dobrze :). 4. Pokochajcie lumpeksy, portale aukcyjne i grupy sprzedażowe! Kupowanie używanych rzeczy to dziś żaden wstyd, a wręcz moda! Co cudowne na wagę można kupić znacznie więcej maleńkich rzeczy za grosze niż tych większych, a więc noworodka można ubrać dosłownie za 20, 30 zł od stóp do głów! Podobnie ma się rzecz z grupami sprzedażowymi, gdzie można kupić używane ubranka, gadżety, zabawki czy wymienić się z innymi mamami. To prawdziwe skarbnice taniej wyprawki! 5. Przyjmijcie rzeczy od znajomych, rodziny. Wielu z nas wstydzi się przyjąć taką pomoc, jak używane ubranka, łóżeczko, wózek, a okazuje się, że inni wręcz marzą, by się tego pozbyć! Obadajcie więc sytuację wśród rodziny i przyjaciół i jeśli komuś zalegają potrzebne wam dla maluszka rzeczy, po prostu pomóżcie mu odgracić strych czy pokój ;). 6.Zróbcie to sami! Nie każdy ma talent do robótek ręcznych, ale może po prostu musicie go w sobie odkryć ;)? Własnoręcznie uszyta pościel czy ubranko to coś wspaniałego, a pozwala też sporo zaoszczędzić! A może tata lubi stolarkę i sam zrobi łóżeczko? Może babcia robi na drutach i zrobi prezent w postaci sweterków i czapeczek? To modne i oszczędne! 7. Postawcie na naturalność! Co prawda niektóre kosmetyki kupić trzeba jak np. oliwkę czy balsam dla delikatnej skóry maluszka, ale np. do kąpieli można używać krochmalu a przeciw odparzeniom mączki ziemniaczanej, z kolei do prania zamiast drogich proszków, płatków mydlanych. Babcine, sprawdzone i tanie sposoby! 8. Szukajcie sposobów, by zdobyć coś za darmo! Bierzcie udział w promocjach i konkursach, gdzie do zdobycia są elementy dziecięcej wyprawki! Choćby tutaj na parenting.pl takich okazji nie brakuje :).
-
Jako mama dwójki dzieci: Julii w wieku 6 lat i Szymka w wieku 2 latek mam spore doświadczenie w pokonywaniu różnego rodzaju dziecięcych barier. Oj, "walczyliśmy" już ze smoczkiem, z przyzwyczajeniem do picia mleczka z butelki, z lękiem przed fryzjerem, z niechęcią do chodzenia do przedszkola, do jedzenia śniadań, ze strachem przed lekarzem... A z wieloma na pewno przyjdzie mi się jeszcze borykać! Metody na pokonywanie tych dziecięcych przeszkód były różne: czasami wystarczało cierpliwe i długotrwałe tłumaczenie, a innym razem potrzebne były sprytne sposoby i matczyne sztuczki. Podam kilka przykładów: 1. Niechęć młodszego synka do fryzjera. Z córką nie było takiego kłopotu, bo włoski od początku zapuszczaliśmy, więc i fryzjer był nam obcy. Za to u synka trzeba było po roczku ostrzyc włoski, co skończyło się dramatem u fryzjera: płacz, krzyk i lament. Włoski nieobcięte. Stwierdziłam, że zmuszanie nie ma sensu, bo Szymek tylko jeszcze gorzej się zrazi. Włoski więc po raz pierwszy ostrzygł tata. Może nie było profesjonalnie, ale przynajmniej płacz mniejszy a synek powoli zaczął się oswajać z maszynką. Drugie strzyżenie zaliczyliśmy u cioci po kursie fryzjerskim. Było zagadywanie połowy rodzinki, pokazywanie nowej fryzury w lustrze i zabawa akcesoriami fryzjerskimi. Kolejny krok naprzód. Teraz mamy zamiar wybrać się znów do fryzjera i spróbować zrobić kolejny kroczek naprzód. 2. Przyzwyczajenie do picia z butelki. Ten problem miałam ze starszą córką. Moją winą było, że za późno zaczęłam proponować jej niekapek, a później była już tak "zżyta" ze swoją starą butlą, że odmawiała picia mleka w czymkolwiek innym. Nie pomagało tłumaczenie. Pomógł przypadek. Pojechaliśmy w odwiedziny do kuzynostwa. Julka miała już wtedy prawie pięć lat i nadal wieczorem piła mleko z butli... Okazało się, że zdziwione spojrzenie kuzyna rówieśnika ma moc silniejszą niż tłumaczenia mamy i taty... Butla została nad morzem, u rodzinki, a Julka pije mleko ze szklanki :). 3. Strach przed lekarzem Po pierwszym pobraniu krwi, córka wpadła w paniczny lęk przed lekarzem. Każda wizyta kończyła się płaczem i ogromnym stresem. A do lekarza chodzić przecież trzeba... Tutaj pomogło wchodzenie do gabinetu razem z młodszym braciszkiem, który badanie znosił bez problemu i z uśmiechem, a Julka zaczęła brać z niego przykład! Również zabawa w leczenie lalek i maskotek oraz czytanie i wymyślanie historyjek o wizytach u lekarza były bardzo pomocne. Jak widać czasem trzeba działać sposobem, niekiedy pomaga przypadek, a zawsze ważne jest tłumaczenie, cierpliwość i danie dziecku czasu, by do pewnych decyzji i zmian po prostu dojrzało.
-
j.domagalska Olinka - życzę Ci, abyście jak najszybciej zrealizowali wspólne marzenia i każdą kolejną rocznicę ślubu spędzali razem! Jestem pełna podziwu dla Ciebie. Mój mąż też swojego czasu wyjeżdżał na delegację, ale dla dobra naszej rodziny zmienił pracę. Może teraz żyję się nam ciężej, lecz to dla Mnie nieistotne móc co noc zasypiać w jego ramionach. Poza tym, ja wychodzę z założenia, że lepiej jeść suchy chleb - byle razem. Tobie życzę wytrwałości i tego, aby Wasza miłość była tak samo mocna jak jest teraz! Pozdrawiam :) Dziękuję. Wyjazd planujemy na jak najkrótszy czas, nie chcemy kokosów ani luksusu. Tez kiedyś wychodziłam z założenia, że lepiej jeść suchy chleb, ale odkąd mam dzieci myślę trochę inaczej. Zresztą akurat smak chleba, może nie suchego, ale z masłem znam od dzieciństwa. Trudno tu tak pisać w szczegółach, ale mam nadzieję, że wystarczy niedługi czas i znów będziemy razem.
-
Wiem, że czas na dodawanie odpowiedzi już minął, ale jednak chciałabym dodać swoją historię, tak poza konkursem. Mój mąż wyjechał do pracy i z tej tęsknoty napisałam naszą historię na blogu, podrzucam i tutaj. Może ktoś przeczyta, odnajdzie fragment swojej historii, może się wzruszy... :) "Kiedy miałam roczek jego ojciec założył nam prąd w całym domu, tak w prezencie, bo podobno zawsze chciał mieć córkę, a miał trzech synów. Kiedy miałam sześć lat zobaczyłam go na szkolnym korytarzu: miał zieloną bluzę i był starszakiem z klasy szóstej, a ja miałam mysie ogonki i plecak, który był niemal większy ode mnie. Kiedy miałam 12 lat zaczął pojawiać się w naszym domu i został najlepszym kolegą mojego brata. Zamieszkał też dosłownie kilkaset metrów od mojego domu. Jak to zwykle bywa w takich historiach, został tez moim obiektem westchnień. Bez wzajemności rzecz jasna. Kiedy miałam 13 lat to on zaczął do mnie wzdychać i nawet "chodziliśmy ze sobą" 2 miesiące. Sęk w tym, że wtedy nagle przestał mi się podobać. Pomiędzy 13 a 16 rokiem życia szukałam swojego miejsca i wielkiej miłości. On był zawsze, przez ten cały czas. Stał się najlepszym przyjacielem, choć czułam, że darzy mnie czymś więcej niż tylko przyjaźnią. Pisaliśmy do siebie długie listy, gdy był w wojsku, chodziliśmy razem na imprezy, paliliśmy papierosy kryjąc się przed moimi rodzicami i doradzaliśmy sobie w sprawach sercowych, włóczyliśmy się razem po lesie i jeździliśmy na motorze. Moje miłostki tak szybko mijały, jak się pojawiały, a On był ciągle obok, na wyciągnięcie ręki... Lubiłam być zawsze na przekór, więc im częściej słyszałam, że powinniśmy być parą, tym częściej powtarzałam innym i sobie: NIGDY! Nawet wtedy, kiedy zaczęło mi go brakować, gdy nie pokazywał się przez kilka dni. Nawet wtedy, gdy zaczęło łaskotać mnie w brzuchu, gdy w końcu przychodził. Nawet wtedy, gdy podawałam mu dłoń i od jego dotyku zaczynały mięknąć mi nogi. Broniłam się przed tą miłością. Broniłam się trochę z przekory, a trochę ze strachu, że jeśli nam "nie wyjdzie" stracimy nie tylko miłość, ale i przyjaźń, która nas łączyła... Jak to z przyjaźnią pomiędzy mężczyzną i kobietą bywa, często przeradza się ona w coś więcej, a jak to bywa z miłością bywa, nie tak łatwo się przed nią obronić... Tak więc wreszcie się stało: 6 lipca 2003 roku, pierwszy pocałunek, pierwsze ciarki na plecach, powrót do domu z uśmiechem na twarzy i miłością pomieszaną z lękiem w sercu. Odwrotu już jednak nie było. Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa. My wygraliśmy: prawdziwą miłość! Jeszcze zanim skończyłam liceum zaręczyliśmy się. A tuż po maturze, 29 lipca 2006 roku powiedzieliśmy sobie sakramentalne TAK. Było skromnie i kameralnie, było pięknie.W tym roku minęło 8 lat od tamtego dnia, a ja często myślę, co by było, gdybym jednak się nie odważyła... Przeraża mnie ta myśl... Na szczęście miłość jest silniejsza niż wszystko inne i wyrzucana drzwiami, weszła oknem :). Za nami wiele chwil trudnych i jeszcze więcej tych pięknych. Wspólne wyjazdy, motocyklowe eskapady, nocne randki nad jeziorem, przeprowadzki, problemy z pieniędzmi, narodziny dzieci, patrzenie jak rosną, choroby, wypadki, kradzione wieczory tylko we dwoje, śmiech do bólu brzuchów z żartów, z których tylko my się śmiejemy, małe i duże kłótnie i niezapomniane godzenie się po nich, dochodzenie do wszystkiego, co mamy krok po kroku, wreszcie wyjazd, tęsknota, ale i nadzieja na spełnienie wspólnych marzeń. ósmą rocznicę spędziliśmy osobno, ale kilka dni wcześniej mieliśmy wspaniałe dwa dni dla siebie. Ich wspomnienie daje mi siłę,by przetrwać kolejne 4 tygodnie rozłąki. To był nasz wybór, nasza decyzja i wierzę, że pomoże nam spełnić marzenia. Wszystkim, którzy próbowali mnie przekonać, że rozłąka osłabi nasz związek powiem: czuję, że jest coraz mocniejszy! Jaki jest morał z tej miłosnej historii? Czasami okazuje się, że to, czego szukamy daleko, mamy na wyciągnięcie ręki. Miłość potrafi zaskoczyć nas w najmniej spodziewanym momencie i nigdy nie pyta o zgodę, ale za to bardzo często wie, co robi, mimo, że podobno jest ślepa :). I jeszcze jedno: nigdy nie mów nigdy! W miłości to słowo nie ma racji bytu i całe szczęście!" Pozdrawiam :)
-
Wielka paczka pełna wspaniałości od Bella Happy jest już u nas! Bardzo dziękujemy! ♥