Skocz do zawartości
Forum

duska11

Użytkownik
  • Postów

    0
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    Białystok

Osiągnięcia duska11

0

Reputacja

  1. Minka, która mówi, że coś zmalowałam... Zmalowany został nosek od wąchania tulipanów- smolinosków
  2. Moją półroczną córeczkę zadowoliłby każdy leżaczek-bujaczek, ale przekroczyła już 9 kilogramów, więc czas już będzie niedługo przymierzyć się do rowerka biegowego.
  3. Moja najlepsza zabawa z dziećmi, to zabawa w teatrzyk. Na zdjęciu moja najmłodsza córeczka Hania ogląda przedstawienie z myszką(w tej roli mama) i liskiem(granym przez starszą siostrzyczkę- sześcioletnią Małgosię). Lubimy bawić się pacynkami, trochę ich już nazbieraliśmy, bo i starsze dzieci również je uwielbiały. Teraz chętnie biorą udział w pokazach młodszej, albo wspólnie organizują teatr dla mamy i maleńkiej siostry. Jak widać nawet najmłodsza, kilkudniowa publiczność bardzo interesuje się teatrem;) A czerwonoruda myszka z wyłupiastymi oczkami, która być może nie jest myszką tylko liskiem(nie możemy w tej kwestii dojść do porozumienia) jest ulubienicą maleńkiej Hani, i uspakaja ją zawsze, gdy płacze. Dodaję swoją wypowiedź po raz drugi, ponieważ poprzednim razem nie dodały mi się zdjęcia.
  4. duska11

    Konkurs "Trolle"

    Trollowa fryzura moich córek (6 i 10 lat), zaprojektowana i wykonana przez nie samodzielnie;)
  5. duska11

    Konkurs "Trolle"

    Przepraszam, te powyższe zdjęcia i wypowiedź miały być na konkurs "zabawy z dzieckiem". za chwilę dodam, jak mi się uda właściwą odpowiedź;)
  6. duska11

    Konkurs "Trolle"

    Moja ulubiona zabawa z dziećmi, to zabawa w teatrzyk, ponieważ moje dzieci zawsze bardzo się w nią angażują. Obojętnie czy są widzami, czy aktorami i obojętnie, czy są starsze, czy młodsze. Na zdjęciu- ja , w roli szarej myszki i moja sześcioletnia córka, w roli mocno rudego liska, dajemy pierwsze przedstawienie naszej "nowej", niedawno narodzonej Hani. Jak widać nawet najmłodsza, kilkudniowa publiczność bardzo interesuje się teatrem;)
  7. Moja najlepsza zabawa z dziećmi, to zabawa w teatrzyk. Na zdjęciu moja najmłodsza córeczka Hania ogląda przedstawienie z myszką(w tej roli mama) i liskiem(granym przez starszą siostrzyczkę- sześcioletnią Małgosię). Lubimy bawić się pacynkami, trochę ich już nazbieraliśmy, bo i starsze dzieci również je uwielbiały. Teraz chętnie biorą udział w pokazach młodszej, albo wspólnie organizują teatr dla mamy i maleńkiej siostry.
  8. Żółta żabka miała czkawkę i strasznie duży brzuch a żółw współczuł tej biedaczce ćwiczył z nią: szuch, szuch, szuch. Czkała, żabka i szuchała wskoczyła żółwiowi na grzbiet syrena się tam włączyła żółwi pęd uruchomiła. Gna karetka "żółwiotowa" żabkę uratuje już tam lekarz skurcze, czkawki z brzucha wyszczotkuje. | Nie zdążyli do szpitala czkawka gdzieś przepadła wzdęcie z brzucha też zginęło... A gdzie? Żabka wszystko zjadła.
  9. Mamy różne nasze wspólne zabawy domowe, ale dopiero niedawno odkryliśmy, która z nich jest najlepsza z najlepszych. To było wtedy gdy zabrakło prądu,wszystkie światła zgasły i zapanowała ciemność. Moje córki zawsze reagowały krzykiem na taką sytuację, choć błyskawicznie zapalam świece. Niedawno było tak, że młodsza córka zaraz po zapaleniu świec ze strachem krzyknęła, że na ścianie jest olbrzym, po czym starsza córka uspokoiła ją pokazując,że ten olbrzym to tylko cień. Po chwili na ścianie tańcowały już dwa olbrzymy ludzkie i dwa olbrzymie kocie. Po jeszcze jednej chwili dołączył do nich jeszcze bardziej olbrzymi brat i "najolbrzymiejsze" rodzice tych wszystkich szalejących olbrzymów. Nie zważając już na ciemności panujące w domu młodsza córka z latarką udała się po eksponaty do swego pokoju i wróciła ze stertą nowych gigantów: misiem, smokiem, księżniczką, latającym koniem, itp. Gdy cienie olbrzymów na dobre rozszalały się po ścianach całego domu, nagle...zabłysło światło, a najmłodsza znowu w krzyk, co przeraziło wszystkie monstra tak, że błyskawicznie znikły ze ścian. Została tylko nasza rodzinka, dwa koty i sterta zabawek. No i pytanie najmłodszej: "Kiedy znowu zabiorą ten prąd?" Do naszej zabawy potrzeba: braku prądu(obojętnie czy kontrolowanego przez nas czy elektrownię), świec i wyobraźni. Dodatkowo mogą być psy, koty i inne zwierzęta oraz gadżety, takie jak zabawki lub szablony zrobione z papieru.
  10. Dziękuję!!! Ależ się cieszę: )
  11. Małgosia położyła się do łóżeczka pogrążona w rozmyślaniach o tym co stanie się Sawą, z jego rodziną i całą wioską. Była zła, że rodzice nie pozwolili obejrzeć jej filmu do końca. Stwierdzili, że jest za mała na tylu złych bohaterów, na takie straszne walk i złe czary. Mówili, że od tego będą śnić się jej koszmary. A ona przecież wcale się nie bała. Gdyby tylko mogła, to sama osobiście pomogłaby Sawie w tej nierównej walce z magicznymi istotami, bo miała serce do wielkich przygód, i zawsze o nich marzyła. Wstała po cichutku z łóżka i chciała wyjrzeć przez okno. Odsłoniła zasłonkę i osłupiała. Za oknem rozciągał się przedziwny gęsty las... podobny do tego jaki widziała w filmie. Bez wahania otworzyła okno i wydostała się na zewnątrz. Szła pomiędzy złowrogimi, szepczącymi i chichoczącymi drzewami, które chciały ja pochwycić powyginanymi i powykręcanymi szponami, ale na szczęście robiła uniki i nie mogły jej dosięgnąć. Widziała mnóstwo białych oczu kryjących się po krzakach, ale szła naprzód. Nagle na ścieżce ujrzała kostkę do gry wielkości najstarszej córki kotki Luśki, która mieszkała w ich domu. Podniosła ją i obejrzała dokładnie. Okazało się,że dziwny przedmiot ma więcej ścian niż na początku się wydawało, i w dodatku... żyje! Dziewczynka jak oparzona rzuciła kostkę na ziemię. Wyskoczyło z niej stado przedziwnych stworzeń i szybko znikło w lesie. Oszołomiona podniosła kostkę jeszcze raz i znowu rzuciła tylko mocniej. Tym razem wysypały się z niej szklane, przepiękne mieniące się kolorami kuleczki i poturlały rzędem w kierunku, w którym pobiegły wcześniej uwolnione stwory. Kulki wydawały się być również żywymi stworzeniami, które trzymając się za rączki i tworząc przepiękny, niekończący się korowód mknęły po lesie rozświetlając go pięknie. Złowieszcze drzewa w tym czasie z gniewem próbowały je łapać, ale nie udawało im się to, bo kulkowe istotki robiły sprytne uniki, tak jak wcześniej Małgosia. Bohaterka po raz trzeci chwyciła kostkę i zaczęła jej się baczniej przyglądać. - Rzucić, jeszcze raz, czy nie rzucić?- głośno zaczęła się zastanawiać. - Nie rzucać!- złowrogo, groźnie syknęły wszystkie drzewa. Brzmiało to zarazem jak rozkaz i ostrzeżenie. Dziewczyna poczuła złość. Miała już dość tych zarozumiałych drzew. Rzuciła z całej siły. Tak mocno, jakby chciała dorzucić kostką na koniec świata. Ta trafiła w pobliskie drzewo i zaczęła z jękiem się odbijać o inne- zupełnie jakby była gumową piłeczką. Za każdym razem gdy napotykała na jakąś przeszkodę, z brzdękiem i "ała" wysypywały się z niej jakieś przedmioty, różne zwierzęta, stworki, potworki i istoty podobne do ludzi. Kostka odbijała się coraz mocniej i Małgosia musiała schylać głowę, żeby nie oberwać. Później zaczęły wysypywać się z niej jeszcze prześmieszne domki w kształcie składanych harmonijek, wachlarzy, instrumentów muzycznych- wszystkie bardzo cudaczne, ale wyglądające na porządne i użytkowe. Nagle kostka utknęła w dziupli silnego drzewa, gdzie zatrzymała się i z impetem wypadły z niej kolejno cztery oszołomione postacie: dziesięcioletni chłopiec, dziewczynka w podobnym wieku, jakaś przedziwna stworka z różową kokardką i biały wilk. -Sawa -Nanty -Puffy -Angi Przedstawili się kolejno osobnicy, a Gosia dalej stała z otwartą buzią, nie mogąc nic odpowiedzieć. Właśnie zaczęła uświadamiać sobie, że zna ich, tylko nie mogła sobie przypomnieć skąd... Nagle ją olśniło. To przecież bohaterowie tego filmu, którego nie pozwolili jej oglądać rodzice. Już miała się przedstawić... -Ty na pewno jesteś Maga?! -Tylko ty nas możesz uratować... -Jak dobrze, że cię znaleźliśmy... Postacie przekrzykiwały się jeden przez drugiego, a Małgosia nie dała rady wtrącić słowa. Parę razy próbowała zaprzeczyć, przedstawić się, ale to było niemożliwe. Zrozumiała, że w ich oczach była wybawicielką i już. Nie chcieli słuchać o tym, że jest inaczej.Postanowiła im pomóc. Co za różnica, czy jest Magą, Małgosią, czy kimś innym. Ważne, że czuła, że ma serce do przygody i bohaterskich uczynków. -Co mogę dla was zrobić?- udało jej się przekrzyczeć ich jazgot. -Musisz ocalić naszą wioskę- Sawa w zadziwiający sposób gestem jednej dłoni uciszył swoich przyjaciół- Jakieś złe moce porywają nocą mieszkańców naszej wsi z całymi domami- kontynuował.- Próbowaliśmy przyłapać złe siły na gorącym uczynku, czuwaliśmy całymi nocami, ale nic to nie dało. Rodziny znikają z całym swoim dobytkiem jakby rozpływały się w powietrzu... Nagle przerwał i rozejrzał się dookoła -Zaraz... przecież to są zaginione domy... o a tu, w tym domu mieszka zaginiona zeszłej nocy rodzina Myszałków...- podekscytowany chłopiec biegał wśród domków, które wysypały się wcześniej z kostki. Nagle przystanął- Jest!-wykrzyknął radośnie. - Co jest?- Zapytała Małgosia. - Moja rodzina!- chłopiec z nadzieją otworzył drzwi swojego odnalezionego domku i wbiegł do środka by przywitać się z domownikami. - Jego rodzina też została porwana, a on ocalał bo akurat wtedy pełnił wartę na zewnątrz- wyjaśniła Nancy. -Czyli już jest po sprawie?- zapytała trochę rozczarowana Małgosia- Jesteście już uratowani i nie potrzebujecie mnie? - Uratowałaś naszą wioskę, ale to jeszcze nie koniec- odezwał się biały wilk. - Wszyscy podejrzewają, że za tym złem stoi mój ojciec, ale ja w to nie wierzę.- odezwała się Nanty.- On zawsze pomagał chorym stworzeniom i nikogo by nie skrzywdził. Musisz pomóc mi go odnaleźć i udowodnić im, że się mylili. -My też jesteśmy podejrzani- dodała stworka Puffy, a wilk potaknął głową- bo byliśmy akurat w domu wielkiego szamana razem z nim i jego córką Nanty, gdy zniknął wraz z domem. My zostaliśmy i to wystarczyło, by nas oskarżyć o współpracę- opowiadała smutno stworka. -Dlatego wszyscy w wiosce podejrzewają, że to właśnie ojciec Nancy za wszystkim stoi, a my mu pomagamy- powtórzył wilk Angi. Gdy Małgosia słuchała tych opowieści i obserwowała wychodzących ze swoich domków radujących się mieszkańców, zauważyła, że kostka, która utkwiła w drzewie jest wciągana do środka przez jakieś niewidzialne ręce. Dziewczyna w ostatniej chwili rzuciła się na ratunek i wyciągnęła ją zapierając się o pień nogami. Nagle niewidzialne ręce puściły przedmiot i Małgosia poturlała się z trofeum po trawie, z którego wypadł jeszcze jeden dom. Wyszedł z niego jedyny zaginiony, którego brakowało jeszcze wśród odnalezionych. Nancy rzuciła się w jego objęcia. To był jej ojciec szaman. W tym samym czasie drzewa zaczęły się łamać i pękać, a z ich wnętrz wylatywały jak ćmy czarne cienie. Małgosia biegała między trzeszczącymi i syczącymi konarami i łapała złe duchy do otwartej jak pudełko kostki. Gdy wszystkie cienie zostały złapane ucichły trzaski. Cały zły czar spadł z lasu, a drzewa odzyskały swoje piękne zielone korony. Wybawicielka szybko zamknęła kostkę, a ta natychmiast zmniejszyła swój rozmiar i zamieniła się w małą sześcioboczną zwyczajną kostka do gry. Małgosia i inni zrozumieli, że to już koniec panowania złych mocy. Wszyscy wiwatowali na cześć bohaterki i dziękowali jej. A ona przypomniała sobie, że taka właśnie kostka zginęła jej niedawno z ulubionej gry planszowej"Porywacze z czarodziejskiej krainy". Postanowiła zabrać ją ze sobą do domu i dobrze pilnować, by nie narobiła szkód w jakiejś jeszcze magicznej krainie. Poczuła szarpanie za ramię. Czyżby jeszcze jakaś nieczysta siła została i próbowała odebrać kostkę... Otworzyła oczy... -Zagramy w "Porywaczy z czarodziejskiej krainy"?- zapytała jej młodsza siostrzyczka.
  12. Całkiem niedaleko, bo za jedną górą, jednym STRUMYKIEM,za czterema kalafiorami, pod pewną pstrokatą kurką Laurką, w kurzym JAJKU mieszkała sobie bardzo ZDROWA WITAMINKA D. Była bardzo wesoła i zawsze uśmiechnięta. Czuła w sobie niezwykłą energię i moc, którą bardzo chciała do czegoś wykorzystać, tylko nie wiedziała jeszcze do czego. Kręciła się w swym ciasnym, żółtym mieszkanku i nie mogła przestać myśleć o tym, że gdzieś poza jej światem, jest inny na którym żyje ktoś, kto bardzo jej potrzebuje- wręcz słyszała jego wołanie przez skorupkę. Niestety nie mogła się wydostać- skorupka była zbyt twarda nawet dla tak zdrowej i silnej witaminki jak ona... W tym samym czasie, bardzo niedaleko, przed jedną górą z piasku, jednym STRUMYKIEM, przed czterema kalafiorami i przed jednym skromnym domkiem stał istny SIŁACZ. Miał dużo energii, mocne, proste nogi i ani jednej dziury w zębie. Swoje zdrowie i siłę zawdzięczał mamusi, która zawsze powtarzała, że dziecko musi być ciągle łaskotane przez SŁOŃCE, wtedy porządnie wyrośnie i będzie miało dużo siły. Tak więc od małego kąpała swojego synka w promieniach słonecznych i dodatkowo poiła kompotem z moreli. Bardzo często jej synek dostawał do jedzenia jajko od kurki Laurki,w którym podobno mieszkało samo zdrowie. Synek- siłacz zacierał ręce, bo usłyszał głośne przechwałki kurki Laurki o zniesionym właśnie jajku. Stał i nasłuchiwał z której strony dochodzi gdakanie i zadowolony ruszył przed siebie. Przeskoczył górkę piasku, przeskoczył jeziorko, które jednak było zwykłą kałużę, minął slalomem cztery kalafiory i stanął przed kurką Laurką. Zadowolony z siebie zabrał jajko nie tłumacząc się zbytnio, poza "sorki kurka, twojej jajko jest powołane do wyższych celów", sypnął garstkę prosa i pobiegł ze zdobyczą do domu... W tym samym czasie, niezbyt daleko od domu Siłacza, tylko za siedmioma grządkami z kalafiorami, za siedmioma sadami, i siedmioma niewypielęgnowanymi ogrodami był cudowny, ogromny, wypielęgnowany ogród kwiatowy, a pośrodku niego piękny pałac. W tym ogrodzie nie rosły żadne warzywa i nie mieszkała ani jedna kurka. Król i królowa uważali, że tylko kwiaty zasługuj na to by rosnąć pod oknami pałacu- wszystkie inne rośliny są niewystarczająco piękne. Kury wygnali, bo grzebały w ziemi i niszczyły kwiaty. W pałacu mieszkała mała królewna, która nigdy nie jadła pysznego jajka, ani świeżych warzyw. Rodzice nie pozwalali jej bawić się w pięknym ogrodzie, bo mogłaby się przeziębić, albo pobrudzić, lub -o zgrozo- opalić swoją śniadą skórkę! Oczywiście kochali ponad wszystko swoją córeczkę, tylko mieli bardzo złego, podstępnego doradcę- doktora Awitaminozę. Ufali mu, a on wykorzystując to wpajał im złe nawyki, po to by się pochorowali i umarli-a on wtedy przejąłby władzę. Poza zdrowym rozsądkiem rodziców królewna miała wszystko czego zapragnęła. Miała piękną komnatę z olbrzymim oknem z widokiem na cały ogród, miała wiele zabawek, wiele służących... Do jedzenia dostawała same frykasy: pączuszki, babeczki, galaretki i inne łakocie. Mimo to była bardzo nieszczęśliwa. Czuła się źle i tęskniła za zdrowym jedzeniem i hasaniem po ogrodzie. Ledwie pamiętała te rzeczy i zwyczaje , bo zniknęły z królestwa w pierwszych latach jej życia, gdy tylko zjawił się złowrogi doktor. W jakiś nieczysty sposób omamił cały dwór niezdrowym, wygodnym i leniwym trybem życia. Tylko jedna królewna nie ufała mu i nie stosowała się do jego zaleceń- nie chciała jeść smakołyków, którymi zajadali się pozostali mieszkańcy pałacu stopniowo zapadając na zdrowiu, nie chciała całymi dniami "nic nie robić"- lenić się, co z chęcią praktykowali inni, i za te pozorne dobrodziejstwa dziękowali Awitaminozie. Ten natomiast tylko chytrze chichotał po kątach i zacierał ręce. Królewna była cały czas smutna, głodna i słaba. Wpatrując się ciągle w okno marzyła o tym, żeby poznać prawdziwy świat. Pewnego razu w ogrodzie zobaczyła zwierzę, którego nigdy nie widziała. Domyśliła się, że to kura, o której słyszała, że jest szkodnikiem i nie może być hodowana w królestwie. Ucieszyła się tak bardzo na jej widok, że postanowiła, pierwszy raz złamać zakaz i wyślizgnęła się na zewnątrz. Nie było to trudne, bo leniwa służba spała mocno pod drzwiami jej pokoju. Gdy podbiegła do kurki, ta szybko wcisnęła się w jakąś dziurę w gęstwinie kwiatów i zniknęła jej z oczu. Królewna bez namysłu odszukała przejście i przecisnęła się bez trudu przez otwór, gdyż była bardzo szczupła. Znalazła się poza murami pałacu, w całkiem innym świecie- poczuła się wolna. Wspaniałe ciepłe promyki słońca łaskotały jej biały jak papier nosek gdy wykonała taniec radości. Pognała za kurką, która wyplątała się z zarośli i znowu zaczęła uciekać. Biegła śmiejąc się głośno. Minęła siedem wspaniałych, niewypielęgnowanych ogrodów, siedem sadów i siedem grządek z kalafiorami, rozchlapaną kałużę i udeptaną górkę piasku. Nagle zatrzymała się, bo ptak, który już prawie był w jej rękach wskoczył w ostatniej chwili w objęcia jakiegoś chłopaka. Jego buzia tryskała zdrowiem. Dziewczyna stanęła oniemiała, bo tak dawno nie widziała nikogo, kto by wyglądał na tak zdrowego i szczęśliwego. - Jestem Siłacz- chłopiec odezwał się pierwszy- dlaczego gonisz moją Kurkę Laurkę? Nie wiedziała co odpowiedzieć. - Chciałaś ją zjeść?- pytał dalej trochę nie dowierzając, choć tak właśnie w jego oczach wyglądała: jakby była tak głodna, że mogłaby zjeść kurkę z piórami. -Wcale nie... ja tylko... ja chciałam..., uciec...- jąkała się dziewczynka, która przypomniała sobie nagle, że faktycznie jest bardzo, bardzo głodna. - Chodź, właśnie mama przygotowała jajka po królewsku- pociągnął ją za rękę Siłacz jednocześnie wypuszczając gdaczącą, lekko oburzoną Laurkę. - Jajka po królewsku?- królewna niepewnie wchodziła do domku Miała tylko nadzieję, że chodzi o porządne jedzenie, a nie frykasy, na które już nie mogła patrzeć mimo głodu. -Biedne dziecko!- mama Siłacza gdy tylko zobaczyła dziewczynkę chwyciła się za głowę i posadziła królewnę za stół, o nic nie pytając. Postawiła przed nią jajko w stojaczku i wręczyła łyżeczkę. Dziewczynka była bardzo głodna, więc od razu próbowała nabrać trochę na łyżeczkę, jednak nie udawało jej się, bo nie miała pojęcia jak się je jajka po królewsku. Pomyślała, że mus być z nią naprawdę źle, skoro nie ma już nawet siły nabrać jedzenia. Na szczęście przy stole nie była sama i mogła podglądnąć jak jedzą inni. Gdy zjadła pełną łyżeczkę, nawet nie zdawała sobie sprawy, że połknęła właśnie pasażerkę statku kosmicznego, która odbywa akurat misję swojego życia. - Jedz dziecko, w żółtku jajka mieszka witamina D- zachęciła ją mama Siłacza. Królewna pomyślała, że to najlepsze jedzenie jakie jadła w życiu. Witaminka D, która ciągle słyszała zew ze świata po drugiej stronie skorupki nagle usłyszała jeszcze delikatne pukanie.Bardzo się ucieszyła, bo czuła, że za chwile spełni się jej marzenie. -Proszę!- zawołała i w tej samej chwili usłyszała trzask. Rozbijając skorupkę, specjalnie po nią przybył kosmiczny statek i zabrał ją na specjalną misję do innego, dziwnego... burczącego świata. Były w nim mięśnie, kości, nerwy, skóra.Rozgościła się i zaczęła budować tu swoje królestwo. Ale w pierwszej kolejności uciszyła ten straszny dźwięk, który był głosem głodu. Nareszcie miała coś do roboty! Gdy dziewczyna w końcu porządnie się najadła opowiedziała gospodarzom o swoim świecie, o doktorze Awitaminozie i o tym, że miała przeczucie, że gdzieś jest inaczej. Matka Siłacza, nie mogła uwierzyć, że ktoś może wychowywać swoje dziecko bez kąpieli słonecznych, bez świeżych warzyw i bez ruchu. Wspólnie obmyślili plan, jak otworzyć oczy zaślepionym rodzicom królewny i pokrzyżować nikczemne plany doktora Awitaminozy. Najpierw zabrali dziewczynę do lekarza, a ten zalecił jej kąpiele słoneczne i posiłki bogate w WITAMINKĘ D. Dziewczynka miała ogromne niedobory witamin i składników mineralnych dlatego lekarz przypisał też suplementy diety, a wśród nich także ibufitD, żeby jak najszybciej uzupełnić braki. Później razem udali się do pałacu-trzeba było ratować cały dwór przed zabójczymi praktykami królewskiego doradcy. Zabrali ze sobą kurkę Laurkę, która dziobnęła króla i królową i w ten sposób wyrwała ich z letargu. Następnie przedstawili kiepskie wyniki badań lekarskich królewny, i wytłumaczyli, że taki tryb życia jaki zalecił doktor Awitaminoza jest zabójczy. Spadły klapki z oczu wszystkich dworzan. Zrozumieli, że nie można żyć tak, jak do tej pory. Przepędzili gdzie pieprz rośnie Awitaminozę. Odpędzili go za tysiąc siedemset zaniedbanych ogrodów, tyle samo grządek kapusty, kalafiorów, marchewek i cebul. Goniło go przez tysiąc siedemset dni dwa tysiące siedemset rozgniewanych kurek. Wszystko to trwało do czasu, aż dworzanie i królewska rodzina odzyskała zdrowie, do czasu aż w królewskim ogrodzie wyhodowano sześćset szczęśliwych kurek kąpiących się w słońcu, znoszących jajka, z których siłę i zdrowie czerpią Siłacze. W tym czasie Siłacz i Królewna dorośli i wzięli ślub. Kurka Laurka miała mnóstwo kurczaków i wychowywała je w królewskim ogrodzie. WITAMINKA D, która chciała dokonać czegoś wielkiego zamieszkała ostatecznie w zębach królewny i pilnuje, by nie pojawiła się w nich żadna dziurka i żeby królewna miała piękny uśmiech. Jej krewniaczki pochodzące min. ze słońca, z innych jajek, z kompotu morelowego, z kakao, itp. zamieszkały w skórze, w kościach, mięśniach... i bardzo dbają o swoje królestwa.
  13. Moja pięcioletnie córka Małgosia z Gryzmołkiem nagryzmoliła autka, biedronki i pawie. Pomalowała swoje rysunki ulubionymi farbkami z brokatem.
  14. Moja najmłodsza córka uwielbia we wszystkim mi pomagać. Zawsze wszędzie jej pełno. Jest moją prawą ręką w sprawach ogrodowych. Gdy nadchodzi pora zbiorów, nie może jej przy tym zabraknąć. Jest wtedy taka dumna- w końcu zbiera do koszyczka dojrzałe, dorodne i pyszne efekty troski, z którą razem z mamą miesiącami pielęgnowała bezradne roślinki w ogródeczku. Moja mała ogrodniczka Małgosia ma już 5 lat:)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...