Hej! Tak jak Ty miałam długi i ciężki poród, choć kiedy podjęli decyzję o cesarce Miś jednak stwierdził, że chce wyjść teraz zaraz. I wyszedł :) Problem pojawił się u mnie troszkę później, kiedy leżałam już na sali. W szpitalu karmienie było dla mnie czystą katorgą, mimo że wtedy miałam tak dużo pokarmu, że piersi były twarde jak kamienie, a mleko jeszcze napływało, co dodatkowo mnie bolało. Odciągałam sobie to mleko i podawałam kieliszeczkiem do dokarmiania, bo dziecko moje za nic na świecie nie chciało zrozumieć o co chodzi w tym przyssaniu się. Sutki miałam poranione i wcale nie chciałam go przystawiać. To moja mama mnie tak gnębiła, że mi pokarm zaniknie, że nie buduję więzi, że będzie nieodporne i chorowite to moje maleństwo. I przystawiałam i nagle, z dnia na dzień właściwie, Michaś załapał. I karmienie stało się przyjemnością.
Nie obyło się jednak bez problemów z laktacją. Pobudzałam ją przystawiając Misia co godzinę do piersi. Nie będę Ci jednak radziła, żebyś robiła to samo, bo to może być dla Ciebie bolesne przeżycie. Spawa karmienia powinna być indywidualną sprawą każdej kobiety i jej dziecka.