witam,
mam Nadzieje ze to odpowiedni watek i uzyskam tu choćby ukierunkowanie w pomocy rozwiązania problemu.
Jestem ojcem 1,5 rocznego malucha. Problem dotyczy relacji z jego mama.
Poznaliśmy się pól roku przed poczęciem małego. Kilkanaście spotkań, jedna wspólnanoc i spore jej konsekwencje. Byłem wówczas w związku małżeńskim (w jego końcowej fazie) ona świeżo po rozstaniu. O ciąży wiedziałem już w pierwszym tygodniu jej trwania.
Od początku moje stanowisko było takie, ze decyzję o tym co będzie dalej podejmuje przyszła mama. Powiedziałem że nie stworzymy związku. Zobowiązałem się że gdy mały się urodzi i testy DNA wykażą, że jest to moje dziecko pomogę finansowo w wychowaniu (co miesiąc wysyłam 600pln + pomoc od dziadków. kwota wyjściowa jaką zaproponowała była 1000!!!, argumentowana przez mamę małego, że "przecież ja mam kredyt do spłacenia"). W miarę możliwości będę również uczestniczył w wychowaniu dziecka (celowo używam sformułowania " w miarę" ponieważ mieszkam kilkadziesiąt km od miejsca zamieszkania małego i niedługo mogę mieszkać np kilkaset km).
Relacja przypomina sinusoidę. Są momenty - normalne ale i okropne anomalie. Ustaliliśmy (tak mi się przynajmniej wydawało), że w początkowym okresie będę poświęcał małemu 1 popołudnie w tygodniu (pewnie powiecie, że to mało ale jest to kompromis pogodzenia życia zawodowego i osobistego z życiem małego brzdąca). Gdy podrośnie będę zabierał go na weekendy, czy popołudnia, oraz gdy będą ku temu okazje. W między czasie pomagałem mamie małego np przy drobnych pracach w mieszkaniu, przy samochodzie etc - zaznaczam, że nie byliśmy w związku i było to tylko moje poczucie, że ... powinienem. Gdy tylko dziadkowie pojawiali się u mnie (są 4 razy w roku bo mieszkają daleko) zabierałem ich oboje tak, żeby mały łapał i z nimi kontakt.
relacje z małym są ok, gdy mama wychodzi spędzamy fajnie czas, gdy wraca nie zwraca na nią uwagi jest tak zaabsorbowany zabawą :). jestem w stanie samodzielnie się nim zająć podczas jej nieobecności - jednak każdorazowo gdy np mówię, że było ok, że mały przy przewijaniu byl bardzo spokojny (przy niej wije się jak wąż), spotykam się z negatywną reakcją np: "no tak ty jesteś doskonały", gdy wspominam o tym że za jakiś czas chciałbym go zabierać do siebie - zachowania są zróżnicowane od: "na razie sobie nie wyobrażam tego do" poprzez "za jakiś czas" do "... co ty sobie myślisz, że ja go odchowam a ty go za rączkę zabierzesz jak będzie miał 5 lat!!"
Niestety ostatnio sytuacja pogorszyła się dramatycznie. Mama małego zażądała, żebym zostawał jeszcze piątkowy wieczór - bo musi odpocząć, wyjść na dyskotekę, odreagować. Jest to dla mnie zrozumiałe, niestety nie jestem w stanie w chwili obecnej poświęcić 2 wieczorów ( a właściwie nocy) w tygodniu ( wychodzę z domu o 7 a wracam po 21). Zaproponowałem, że owszem mogę zostawać w piątek - przecież musi odpocząć, ale nie dam rady być w innym dniu. Wywiązała się straszna awantura.
Podobnie sytuacja ma się z kontaktem telefonicznym. Co kilka dni dopytuję się co tam słychać, jednak później z jej strony i tak otrzymuję zarzuty, że nie kontaktuję się wcale!! Ostatnio na pytanie o zdrowie małego ... otrzymałem odpowiedź "daruj sobie"
Zależy mi na kontakcie z małym oraz jego kontakcie z dziadkami - chociaż nie tak miała wyglądać moja relacja z dzieckiem i nie ta kobieta miała być jego matką.
Jak wypracować poprawną relację, żeby nie męczyć się i co najważniejsze, żeby mały na tym nie ucierpiał??