Skocz do zawartości
Forum

Poród - jak to było z nami :)


Ardhara

Rekomendowane odpowiedzi

To i ja powspominam....:Śmiech:

14 dni po terminie pojechałam do szpitala na kolejne KTG ( tak ja myślałam:Śmiech: )
a tu dali mi piżamkę i gustowny szlafroczek i kazali jechać na porodówkę.
Szybko wysłałam męża po torbę i czekam na swojego lekarza.
Lekarz przyszedł, ja do niego czy zostaję na obserwację a on na to że ja dzisiaj urodzę:Szok::Śmiech:

Nogi mi się ugięły:Męki:
Położyli mnie na łóżku, przebili pęcherz i kazali czekać.
Po godzinie nie było żadnych skurczy za to zdążyłam obdzwonić całą rodzinę i koleżanki:Śmiech::Śmiech::Śmiech:

Potem decyzja - oksytocyna w kroplówce i nadal czekamy.
Długo nie było żadnych skurczy ale w końcu się zaczęło.
Rozwarcie szło jak perszing więc na zzo się nie załapałam:Płacz::Płacz::Płacz:

Za to dostałam dolargan który tylko mnie osłabił a na ból nic nie pomógł:Padnięty:
Po 8 godzinach od podania oksytocyny i przy 9 cm rozwarcia zaczęła się akcja porodowa.
Mąż był cały czas przy mnie chociaż ja na końcu nie widziałam nikogo.
Mała wyszła główką i okazało się że blokuje sie rączką.
Pomagali mi wszyscy, położna leżała wręcz na moim brzuchu żeby mała wyskoczyła ale ja nie miałam sił.
Tętno dziecka zaczęło spadać więc nagle do sali wleciało 5 osób z maszyną podobną do odkurzacza, podłączyli, zassali i za 10 minut Oliwka była już na świecie:Śmiech::Śmiech::Śmiech:
Urodziła się przez vacum ale zdrowa jak rybka.

Ja na szczęście tylko 2 szwy i po porodzie czułam się rewelacyjnie ale to co przeszłam w trakcie przeszło moje najśmielsze wyobrażenia o porodzie:Smutny:

http://www.slub-wesele.pl/suwaczki/200708194565.png

http://www.slub-wesele.pl/suwaczki/20070310060114.png

http://pierwszezabki.pl/s/suwaczek_8898396.png

Odnośnik do komentarza

no to moze i ja napisze...

27.12 - wizyta u lekarza prowadzaczego i ktg wykazaly ze nic sie nie dzieje jeszcze - a termin mialam na 30.12, wiec spokojnie wraz z mezem odetchnelismy ze mamy jeszcze jeden tydzien z glowy...ale...
28.12 o 10 zaczelam miec dziwne bole plecow, ktore laczyl sie z bolem w dole brzucha jak w okresie... stwierdzilam ze sie poloze bo to pewnie od za dlugiego siedzenia przy komputerku... ale bole byly coraz czestrze wiec zadzwonilam po meza... w miedzy czasie jak szykowalam sie do szpitala - (napierw zeby zrobic ktg - bo nie myslalam ze bede rodzic) zdazylam zjesc, isc na wc, i t d... a przypomne ze mialam scisly rygor zywieniowy ze wzgledu na cukrzyce ciezarnych... bole zaczely byc do 7 min a ja za bardzo nie dalam rady siedziec na krzesle...
maz przyjechal - w 20 min bylismy w szpitalu na Kopernika (skierowanie do porodu na oddziale patologi ciazy mialam) - bole co 5 min...
tam samo przyjecie i badanie trwalo okolo godzine... lekarz przyjmujacy stwierdzil ze bede rodzic bo bole dosc czeste i mam 3 cm rozwarcia. okazalo sie ze sala wolna do porodu rodzinnego - oczywiscie jedyna na patologi wiec bylam spokojna... owszem obalao ale jeszcze nie bylo najgorzej... i tak minelo poludnie
po przyjezdzie na porodowke zrobiono mi lewatywke i wrocilam na sale...
zdrbili mi ktg i oczywiscie bole sie nasilaly i naslilay
kolo 5 mialam ochotke juz isc do domu... bylam spiaca i zdechla z bolu,
polozna stwiedzial ze dopiero 6 cm rozwarcia... rece mi opadly...
ale jakos sie moj organizm pozbieral i kolo 18 zaczely sie bole parte... widzialam gwiazdki ale jakos nie bylo zle...
maz nie mial jeszcze polamanych kosci w dloni... ale ponoc niezle go sciskalam...
o 18 zmienila siep polozna i porod zaczal przyspieszac...
kolo 19 zjawil sie lekarz i poszlo jak z gorki - druga faza porodu...
zabrolnili mi krzyczec bo cala energia szla na krzyk a nie na oddychanie i ewentalne parcie... maz stal przy gorze lozka i o malo mi karku nie zlamal
o 1920 po bolu ,ale nie najgorszym na swiecie, urodzil sie moj promyczek Tomus :)
Po porodzie Wojtek obcinal pepowine, ja krzycze do nie go czy wszystko ok, a on mi kciuk tylko pokazuje w gore bo nie dal rady mowic :) polozna sie pyta: czy nie chce pan zdjeci robic?? a on wtedy sie dopiero ocknal :)
uudalo sie wiec urodzic w 8 godzinek i
tak wiec powiem szczerze nie bylo tak zle mimo duzego naciecia krocza (nie siadalam 2 tygodnie...) i w ogole dalszych perypetii z karmieniem i zniesieniem obskornego otoczenia w szpitalu...
100000 razy warto dla takiego maluszka to przezyc...
a porod i szpital mi sie i tak sni do tej pory...
co tu duuzo gdaca dumna jestem i z siebie i z mojego dziecka bo w czasie porodu bylam pewna ze nie dam rady....

http://suwaczki.maluchy.pl/li-12696.png
http://www.suwaczek.pl/cache/ee7d08d77b.png

Odnośnik do komentarza

didianka
no to moze i ja napisze...

27.12 - wizyta u lekarza prowadzaczego i ktg wykazaly ze nic sie nie dzieje jeszcze - a termin mialam na 30.12, wiec spokojnie wraz z mezem odetchnelismy ze mamy jeszcze jeden tydzien z glowy...ale...
28.12 o 10 zaczelam miec dziwne bole plecow, ktore laczyl sie z bolem w dole brzucha jak w okresie... stwierdzilam ze sie poloze bo to pewnie od za dlugiego siedzenia przy komputerku... ale bole byly coraz czestrze wiec zadzwonilam po meza... w miedzy czasie jak szykowalam sie do szpitala - (napierw zeby zrobic ktg - bo nie myslalam ze bede rodzic) zdazylam zjesc, isc na wc, i t d... a przypomne ze mialam scisly rygor zywieniowy ze wzgledu na cukrzyce ciezarnych... bole zaczely byc do 7 min a ja za bardzo nie dalam rady siedziec na krzesle...
maz przyjechal - w 20 min bylismy w szpitalu na Kopernika (skierowanie do porodu na oddziale patologi ciazy mialam) - bole co 5 min...
tam samo przyjecie i badanie trwalo okolo godzine... lekarz przyjmujacy stwierdzil ze bede rodzic bo bole dosc czeste i mam 3 cm rozwarcia. okazalo sie ze sala wolna do porodu rodzinnego - oczywiscie jedyna na patologi wiec bylam spokojna... owszem obalao ale jeszcze nie bylo najgorzej... i tak minelo poludnie
po przyjezdzie na porodowke zrobiono mi lewatywke i wrocilam na sale...
zdrbili mi ktg i oczywiscie bole sie nasilaly i naslilay
kolo 5 mialam ochotke juz isc do domu... bylam spiaca i zdechla z bolu,
polozna stwiedzial ze dopiero 6 cm rozwarcia... rece mi opadly...
ale jakos sie moj organizm pozbieral i kolo 18 zaczely sie bole parte... widzialam gwiazdki ale jakos nie bylo zle...
maz nie mial jeszcze polamanych kosci w dloni... ale ponoc niezle go sciskalam...
o 18 zmienila siep polozna i porod zaczal przyspieszac...
kolo 19 zjawil sie lekarz i poszlo jak z gorki - druga faza porodu...
zabrolnili mi krzyczec bo cala energia szla na krzyk a nie na oddychanie i ewentalne parcie... maz stal przy gorze lozka i o malo mi karku nie zlamal
o 1920 po bolu ,ale nie najgorszym na swiecie, urodzil sie moj promyczek Tomus :)
Po porodzie Wojtek obcinal pepowine, ja krzycze do nie go czy wszystko ok, a on mi kciuk tylko pokazuje w gore bo nie dal rady mowic :) polozna sie pyta: czy nie chce pan zdjeci robic?? a on wtedy sie dopiero ocknal :)
uudalo sie wiec urodzic w 8 godzinek i
tak wiec powiem szczerze nie bylo tak zle mimo duzego naciecia krocza (nie siadalam 2 tygodnie...) i w ogole dalszych perypetii z karmieniem i zniesieniem obskornego otoczenia w szpitalu...
100000 razy warto dla takiego maluszka to przezyc...
a porod i szpital mi sie i tak sni do tej pory...
co tu duuzo gdaca dumna jestem i z siebie i z mojego dziecka bo w czasie porodu bylam pewna ze nie dam rady....

bo my twarde bestie jesteśmy :Oczko:

Odnośnik do komentarza

To ja tez napisze:)
Ja to sie troche meczylam....bo moj Kubus nie chcial jakos wychodzic:) hehehe i musial byc porod wywolywany 2 tygodnie po terminie czego nie wspominam zbytnio milo.... sam porod bylo ok ale te bolesci i oczekiwanie...byly masakryczne trwaly dobe. W koncu 4 stycznia wieczorkiem urodzil sie zdrowy Kubus :) Teraz jestem w 8 miesiacu ciazy termin na 1 kwietnia:) i juz sie denerwuje zeby nie bylo jak poprzednio..... Czytam wasze posty i widze ze drugie dzieci chyba ida latwiej:) hehe chociaz nigdy nie wiadmomo.. ehhh bardzo sie denerwuje....

http://lb5f.lilypie.com/TikiPic.php/9Lfj.jpghttp://lb5f.lilypie.com/9Lfjp1.png

http://lb3f.lilypie.com/TikiPic.php/reqG.jpghttp://lb3f.lilypie.com/reqGp1.png

http://lb1f.lilypie.com/TikiPic.php/mr8W.jpghttp://lb1f.lilypie.com/mr8Wp1.png

Odnośnik do komentarza

Jak ja zazdroszczę wszystkim tym Paniom, które "liczyły skurcze, wzywały męża i niespodziewanie po około 9 miesiącach lądowały oczekiwanym oddziale porodowym.
Przeżyłam dwa porody i niestety żaden nie był tak spektakularny. Z córką Zuzanną leżałam dwa ostatnie miesiące (złe przepływy pępowinowe, podejrzenia o wodogłowie) ostatecznie ostatniego dnia 37 tygodnia zostałam przygotowana prawie jak na zaplanowaną operację. Wieczorem ostatni posiłek i o 6 rano na blok porodowy. Kroplówki..nic.... o 12 przebili mi pęcherz.... do 17 nic... ale jak się zaczęło, zemdlałam z bólu i Zuzannę wypychali na siłę na ten piękny świat.... Nikomu się wierzyć nie chciało, że dziecko piękne i zdrowe....:Padnięty:
Z Beniaminem było inaczej... ciąża również przeleżana (taka moja uroda):Spoko: mija tydzień 38... nic, 39... nic... pani doktor sugeruje, żeby tata pomógł... nic, w 40 tygodniu brat z Londynu przysłał smsa z pretensjami, że nie chwalę się potomkiem... a tu cisza i tak do ostatniego dnia 42 tygodnia... dzień później znowu planowany zabieg. Nie spieszyłam się w ogóle do szpitala. Zamiast na 7.00 pojechałam na 14.00, nogi jak z waty, nie wiadomo, co będzie... Beniamin urodził się o 15. 45, ja nie zdążyłam się rozebrać, a położne łóżka rozłożyć. :Szok:

http://www.suwaczek.pl/cache/545ce0df7a.png
http://www.suwaczek.pl/cache/4eb0aee931.png
+28 kwietnia 2008 Julcia wróciła do Nieba:Aniołek:

Odnośnik do komentarza

To teraz czas na mnie:

W piatek mezus uznal ze w sobote rodzimy i tyle A wiec "zaopatrzylismy sie we wszelkie potrzebne srodki" i po poszlismy spac czekajac na rozwoj wydarzen.
W sobote o 1 w nocy zbudziły mnie skurcze srednio co 10 minut ale zdarzaly sie i co 15 tak czy siak bolało nieziemsko . Wiedziałam ze cos sie dzieje bo czułam sie tak jakos inaczej. Nie budziłam meza, postanowiłam pierwszy etap pzrejsc sama dajac małzonkowi troszke snu przed ekscytujacym nadchodzącym dniem Ok 3 skontaktowałam sie z siostra ktora miała akurat nocke i ona mnie "asekurowała" do czasu przyjazdu do szpitala. Kazała "czekac" do 8 z porodem bo na nocce glupia lekarka była . O 4 zbudziłam małzonka i poinformowałam by pomógł mi sie wykąpac. Skurcze sie nasilały ale były do wytrzymania. Zadzwoniłam do rodziców i tatko po mnie przyjechl. Spakowałam wszystko co trzeba i ruszylismy do szpitala - 10 minut drogi od domku. W tym czasie 2 bolesne skurcze doprowadzały mnie do szału. Po przyjezdzie na oddział zostałam zbadana ( rany co za ból ) - werdykt rozwarcie na 3 palce - rodzimy Przyjecie godz 5.30.
Podpisałam tylko niezbedne dokumenty - reszta była wpelniona i tu ukłon w strone mojej siostrzyczki bo skad ja bym miala w tych bolach pamietac np. kiedy byla ostatnio chora albo kiedy mi sie brzuch obnizyl lub w jakich dniach dostawalam konkretne dawki szczepionki na zoltaczke
Tak wiec złozyłam autografy gdzie trzeba było i sru na porodówke Przebrałam sie, meus tez Potem zrobili mi lewatywe i kazali czekac.
Gdy bole sie nasilały dali mi pilke i kazali sie "pobawic" - no to Aga w koszuli z wielkimi mychami skakała sobie na pilce nie myslac co dalej. Maz w tym czasie robil foty porodowki i mnie
Gdy nie dało sie juz wysiedziec przeszłam na łozko i tam sobie cierpialam. Badali mnie co chwile - myslalam ze im kopne. Najgorsze badanie to podczas skurczu ale co tam - myslałam - kto to przejdzie jak nie ja
Wszyscy chwalili ze super akcja, ze scianki cienkie ( tak jakbym wiedziała o co biega ) i ze rozwarcie postepuje. Zrobiono mi "fryzurke" i podlaczyli kroplowe. Bolało strasznie, maz dzielnie pomagal a we mnie strach narastal. W pewnym momencie przyszedl do nas ksiadz. Przyjelam nawet komunie zrobil znak krzyza na brzuszku i obiecal ze bedzie sie modlil za szybki porod i zdrowego dzidziusia na mszy ktora zaraz idzie odprawiac. Moze sie bedziecie smiac ale ulzyło mi. Wiedzialam ze tesc i babcia czuwaja nad nami.
W ksiazeczce mały ma napisane ze pierwsza faza trwala 5 godz i 5 minut druga 20 minut. W ciagu tych 20 minut mialam niezły odlot - zaczely mi cierpnac rece i stracilam w nich czucie. Zaczelam sie jakac a rece zaczely drzec jak u alkoholika. Wszystcy w strachu a ja najbardziej. Balam sie ze bierze mnie paraliz jak przy ospie ktora przeszlam. Dostalam cos przeciwbolowego i prawie odplynelam. Potem ju zbylo tylko lepiej. Lekarz zamontowal sobi etaki drazek by mi pomoc i polozyc sie na brzuchu ale ja sie tylko spytalam czy moge sie trzymac tego drazka i po uslyszeniu odpowiedzi twierdzacej juz do konca chyba go nie puscilam . Lekarz powiedzial tylko do siostry " Coz chcialem pomoc siostrze ale chyba mi nie pozwoli" Wiem tez ze kazal mowic do mnie mojej siostrze o tym co sie dzieje bo mi oczy "uciekały" i lekarz myslal ze go nie slucham.
W pewnym momencie ktos mi "zwinal" z pod tylka lozko i zamontowano te takie "nanozniki". Wody odeszły a ja spanikowana do siostry " Kasia ja sie posiusialam - ale wstyd". By sobie uzlyc delikatnie gryzlam meza i skupialam sie na tym by mocniej tego nie zrobic - pozwolilo mi to nie patrzec na bol.
W pewnym momencie uslyszalam - no to teraz Pani Agnieszko koncowka - trzy skurcze i maly bedzie z nami.
No i urodzilam w 3 lub 4 skurczu Maz krzyczal mi do ucha "Aga dawaj dawaj" a ja przy przed ostatnim badz ostatnim powiedzialam tylko " Kacper wylaz juz bo mame boli " . Mały dosłownie wyskoczyl ze mnie a po nim duzo wody. Niestety zostalam nacieta i to nie podczas skurczu co spotegowalo bol ale co tam - MAŁY BYŁ NA SWIECIE . Nie polozono mi go jednak na pierciach - nie dosc ze bali mi sie go dac bo nie mialam czucia w rekach i moglabym go nie utrzymac to jeszcze mial krotka pepowinke i mialam go tylko na brzuchu. Mezus odcial pepowine a sis robila zdjecia .
Potem zabrano go obok, wykapano, ubrano, zwazono i oddano tatusiowi Ja w tym czasie urodzilam łozysko- i to bylo nawet przyjemne - bez bolu i nerwów, ze swiadomoscia ze juz po wszystkim , ze maly zdrowy a my zostalismy własnie rodzicami.
Zszyto mnie i zawieziono na sale. Potem to juz tylko telefony do rodziny i znajomych i straszna radosc przplatana zmeczeniem. Niestety cala ta otoczka tego co sie stalo nie dala mi zasnac tego dnia ani tez nastepnego dopiero popoludniu sie zdrzemnelam.
Mały byl strasznie grzeczny, spal i jadl choc z pokarmem to nie bylo łatwo.

Dzis tez wiem ze bez meza i siostry ( jest polozna ) bylo by mi ciezej to wszystko przejsc. Oboje spisali sie na medal za co im BARDZO BARDZO DZIEKUJE i bede wdzieczna do konca zycia. Porod wspominam mile i nie moge sie dozcekac powtorki z rozrywki

Szczęsliwa mama

Odnośnik do komentarza

witam :) to i ja tu coś napiszę:)

termin miałam na 23 września > jednak mój Kacperek stwierdził że sobie poczekaj jeszcze... i stwierdził że data 01.10.2007 najbardziej mu się podoba...
w poniedziałek rano poszła sobie z moją sunią na spacer do parku ok 10. pośmigałysmy troszku... na 13 miałam kolejne KTG i kontrolę do lekarza... poszłam z mamą i oglądałysmy KTG... widać było jakieś skurcze i oczywiście bicie serduszka :D lekarz dał mi skierowanie do szpitala i powiedział że mogę iść wieczorem ew. we wtorek rano :) po wizycie byłam jakoś o 13.10 i poprosiłam mame żebyśmy poszły na coś ostrego... zafundowałam sobie hot-doga z ostrym sosem, powiedziałam pani która go robiła że mam nadzieję że po nim dostanę skurczy i wyszłyśmy... po przejściu 200 metró zaczęło mnie łamać w krzyżu... raz... za chwilę drugi... i trzeci... i mówię "mamo! chyba się zczyna" moja mama że na pewno mi się tylko wydaje... ale jak dochodziłyśmy do domu to było już po kilkunastu takich łamaniach i postanowiłyśmy liczyć... ok 15. zadzownił mój M. i mówi "co ty jeszcze w domu robisz?" a ja do niego "jutro to na pewno mnie nie będzie, podam ci numer na oddział" a on oczywiście panika... i żeby się jego dzielny Aniołek trzymał i że zadzwoni jeszcze potem :) ok 16.30 pojechałam z sąsiadem na IP do tej pory miała skurcze nie regularne ale co najdalej 6 minut... jak weszłam na porodówkę zrobiły się jak na życzenie regularne i co 2 minuty... bolało jak jasny skurczybyk :Padnięty: rozwarci na 2 i pół palca... czekamy :) wyszłam jeszcze do mamy :D siedziała tam też patusia pogadałyśmy, ja się powyginałam bo dalej były tylko zwykłe skurcze nie parte... ok 19.30 zaczęły się parte... leżę... no nie bolały tak jak wcześniejsze... tyle dobrego... babeczka obok urodziła julkę > jak tylko wywieżli ją z sali przyszła pani i mówi do mnie "dlaczego pani nie krzyczy" więc ja do niej "a po co?" rozwarcie postępowało... podłaczyli OXY szyjka powoli się skracała... i kazali mi krzyczeć... po pierwsze dla tego żeby mi się ta szyjka skróciła szybciej... po drugie dlatego że młodemu tętno spadało podczas skurczy...
szyjka dalej powoli się skracała... więc kazali mi wstać... powiedziałam że nie dam rady stać.. .no to kazali kucnąć to troszku mi się zemdlało :Padnięty: i położyli mnie z powrotem na boku... trochę ciężko leżeć na boku z jedną nogą w górze po godzinie krzyczenia :Padnięty: ale tętno zaczęło się stabilizować...
nagle położna mówi... nie krzyczeć... więc zaczęłam mruczeć pod nosem... to ona nie wypuszczać powietrza... to w tedy załapałam o co chodzi...:Padnięty: przyszedł lekarz i zaczął się poród już tak na całego...
lekarz mi trzymał jedną nogę... pani z noworodków trzymała drugą nogę... taka co pomaga położnej podawała mi tlen a położna stała między nogami... z boku stały jeszcze jakieś dwie laseczki ale nie pamiętam kto to był:Nieśmiały:
nogi mi trzymali bo mam strasznie długie i nie mogłam się na tym dziadowskim łóżku zaprzeć... a jak się zaparłam to miałam je za wysoko na brzuchu i cisnęłam kacpra....
a Kacperek mały urwis śmigał mi między nogami tam i z powrotem... i jeszcze udało mu się główkę obrócić...
moment nacięcia też wyczaiłam i tylko krzyknęłam do położnej "cięte czy samo pękło?" a ona do mnie "cięte a czuła pani?" a ja "to dobrze!"
reszta była bezbolesna... tylko trochę panikowałam przez to tętno kacpra...
Kacperek urodził się o 21.50, ważył 3550 i mierzył 57 cm... dostał 10 pkt...
a najlepszy był mój komentarz odnośnie łożyska :D "o fuj jakie to brzydkie!"

po porodzie dowiedziałam się że kacperek był owinięty pępowiną... raz wokół szyi i raz wokół klatki piersiowej... poród był też potyliczny...

oczywiście jak zobaczyłam mojego Skarba to i wszystko przeszło :D

http://www.suwaczki.com/tickers/9f7je6ydopwft2b3.png
http://www.suwaczki.com/tickers/km5se6yd9zs70fzs.png
jesteśmy ze sob

Odnośnik do komentarza

:Święto:
Mój Szkrabek ma już rok i dwa miesiące....NIe było łatwo więc Wam opowiem...chociaz temat dotyczył porodu ale muszę zacząc od początku...

...a było to tak...w 10 tygodniu dowiedziałam się/dowiedzieliśmy się,że zostane mamą....test wyszedł pozytywnie więc z mieszanymi uczyciami...(szczęścia ,strachu itp) potwierdziliśmy to u lekarza...Odrazu badania krwi,ciśnienie,waga i cała ta biurokracja Dziwiło nas tylko to że nie wysłał nas odrazu na usg...więc w 15 tygodniu nie wytrzymaliśmy i poszliśmy prywatnie....40zł i lekarz mówi że to śliczne bobo z rączkami i nózkami na miejscu i w komplecie trochę wstydliwa niunia bo nie zdradziła czy jest chłopcem czy dziewczynką....Szczesliwi że wszystko oki i ze zdjęciami usg w ręku zarażaliśmy wszystkich swoim szczęsciem...Sprzeczaliśmy się z mężem o płeć...ja nazwałam go/ją Karolcią i tak do niej mówiłam bo czułam że to dziewczynka...Kolejne wizyty u gin...i wkońcu skierowanie na usg państwowo...to był juz 21 tydzień i chyba jak bym mu nie powiedziała to by zapomniał o tym skierowaniu...To już drugie badanie ale idę na usg z mamą bo mąz nie mógł się wyrwać z pracy...do gabinetu jednak wchodzę sama....szczęsliwa że przecież już wiem że wszystko jest oki i czekam tylko na pochwały....a tU SZOK!!!!:Szok::Płacz::Płacz::Płacz::surprised:jakaś przegroda w mózgu...coś z nią nie tak...-PODEJRZENIE ZESPOŁU DOWNA albo coś w tym rodzaju...(pani J.pocieszyła tylko że ma słaby sprzęt,to nie musi być prawda ale musi mi powiedzieć o wątpliwościach i to już późno na takie badania bo to 21tydz...)mało nie zemdlałam...łzy leciały same...i tysiące myśli...-Przepraszam za nie mojego synka...ale myślałam nawet o najgorszym:Nieśmiały:z jednej strony to coś mojego,częśc mnie mała Karolcia z którą juz rozmawiałam i której śpiewałam a tu takie straszne myśli że juz jej nie chcę...że sobie nie poradzimy,że jesteśmy za słabi na dziecko z wadami...że świat jest okrutny a my za słabi aby stawić czoła aż takim przeciwnościom że nasz związek może tego nie wytrzymać:Nieśmiały::Płacz: Wszoku i ze łzami wyszłam z gabinetu a tam moja mama jak jej powiedzieć że sa takie podejrzenia...znajome które pytaja o płec a ja blada jak ściana...szybko do mojego gin..szukać pomocy..dokładniejszych badań,dokładniejszych usg,chciałam wiedzieć natychmiast czy to prawda czy bląd lekarza w odczycie usg...a on ten mój gin jakiś taki mało zaangazowany jakby go to niedotyczyło..I tylko dzieki pani doktor która robiła to usg i zachowała zimna krew nie załamałam sie całkowicie...z płaczem dzwonię do niej a ona juz wcześniej uruchomiła swoje znajomości i zapisała mnie na wizyte u super Profesora od 3 i 4 D.

Wieczorem mąż szczęśliwy przychodzi z pracy i jak mu powiedzieć że nie wszystko jest takie kolorowe jak myśleliśmy...że może się okazać że nasze dziecko jest chore,jest inne....i nastepny szok...mąz nie był na to gotowy..wiedziłam o tym.Zareagował oschle ale nie mam juz o to do niego żalu....zareagował jak umiał....usiadł ze łzami w oczach bez słowa przed komputerem i całą noc czytał wszystko co się da o wadach mózgu...nie wiedzieliśmy o nich nic...informacje nas trochę uspokoiły...bo niewiedza jest najgorsza...

Tydzień czekania do profesora to prawie ekspresowo...a dla nas to i tak była wiecznośc i nie przespane noce ze strachu,niepewności i poczucia winy...co zrobiłam źle,może cos zjadłam,może za mało witamin...przecież nie paliłam ani nie piłam nawet przed ciążą...więc co było źle?dlaczego ja?Dlaczego my ?Dlaczego nasze dziecko?Doktor fachowo i dokładnie obejrzał bobo...sprzęt miał pierwsza klasa....i nowa diagnoza....też nie na 100%ale juz inna...rozszczep wargi i podniebienia...Boże co to?-pomyślałam...nawet nakrzyczałam na niego,że co badanie to cos nowego ile jeszcze tych niespodzianek?(a on przecież niczemu nie winien):Nieśmiały:to był 22 tydzień ciąży i nadal nic na 100% nie wiedzieliśmy...Profesor odrazu skierował mnie na amniopunkcję i jeszcze tego samego dnia byłam w jego szpitalu(był tam ordynatorem)Okazał się mistrzem w tym zabiegu i rano poszłam "pod igłę".Nie bolało...ale ryzyko poronienia było duże..i znowu złe myśli że może to jest ten monemt aby tam na górze zadecydowano czy mam być mamą czy nie...ale zabieg się udał i teraz 3 tyg czekania na tzw wyrok...po 2 tyg zadzwoniłam i mieli nieoficjalny mail z laboratorium że genetycznie wszystko jest oki...mało nie zemdlałam ale ze szczęscia...:Śmiech:i czekanie na ppppotwierdzenie na papierze,ale znowu czarne mysli i niepokój że to może pomyłka-przeciez sie zdarzają.Ale wyniki okazały się prawdziwe... Pozostał rozszczep ale to pestka w porównaniu z wadą mózgu.Wszystko da sie wyleczyć prócz głowy...to tylko kwestia pieniędzy-tak uważaliśmy.Zostaliśmy wzięci pod opiekę w Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi...kolejne badania kontrolne (echo,usg...)i tak zleciało do 39 tyg.Spokojni planowaliśmy poród właśnie tam...

Co do ogólnego stanu w czasie ciązy to nie miałam żadnych mdłości,ani zachcianek,,,miałam tylko fajniutki brzuszek,potęcjalnego piłkarza(podobno genetyka nie kłamie czyli XY) w łonie i piękna cerę-jak nigdy czyli stan błogosławiony...rozwiązanie wyliczono na 27 grudnia...Moja mama strasznie to przezywała...nie rób tego nie rób tamtego...w ostatnim tyg mąz musiał pracować na noce a że mieszkalismy sami mama zadecydowała że mnie samej nie zostawi i na wszelki wypadek co drugi dzień nocuje u nas a co drugi ja u niej...22grudnia 2006 nocowałam własnie u rodziców i jak zwykle kopana na oślep od środka wykapałam się i trochę pokręciłam po domu...tym jednak razem nie wiedziałam sama czego mi potrzeba...Najlepsze jest to że tego dnia zdążyłam jeszcze wykorzystać mojego małzonka:whip::Śmiech: nim wyszedł do pracy..Jak to piszą i mówia mądre głowy chyba to pomogło hehehe...Kładę się i może ze dwa razy sie przekręciłam a tu jakoś mokro...Kurcze chyba robię siku...ale jakoś tak nie moge zatrzymać...szybko jak na ciężarówkę przystało wpadłam do łaznienki...nic nie bolało więc nawet nie pomyslałam że to już...no no ale jakieś śliskie to mokre...więc nie siku...:Nauka:opanowana budzę mamę było dokładnie 23:50 szybka kąpiel i nie było czasu na strojenie się(tak wtedy myslałam chociaz bez paniki)...włożyłam ręcznik między nogi założyłam spodnie na koszule nocną,buty,kurtke i oznajmiłam że jedziemy..po drodze trochę spanikowana dzwonie do męża i pytam co mam robić...wody odeszły więc zostało mało czasu...do matki Polki ponad 30 km...wyobraźnia działa i juz widze jak rodze na parkingu w połowie drogi.Szybka decyzja jedziemy do szpitala miejskiego i o 00:00 juz tam jesteśmy.mąz 5 min póxniej dojechał:-)A tu badanie i decyzja zostajemy ale mamy jeszcze czas...każą mi iśc spać bo pecherz pekł gdzies wyżej i mały jest bezpieczny:Zakręcony:Kurcze czyli zdążylibyśmy do Łodzi....ale nic...czekamy.Rano badania i wskazane spacerki...koło 9:00 rozwarcie na dwa palce i pytanie jak sie czuję a ja super -zero bólu...wszyscy :Szok::gasp:dostałam przydomek Pszczółka Maja....bo jest gdzieś lecz nie wiadomo gdzie:-)kazali chodzic to chodziłam a że nie mogli mnie znaleść jak chcieli zrobić KTG trudno hehehhe.Energia mnie rozpierała...nawet stolec był 2x więc stwierdzili że nie potrzeba lewatywy hehe ok12:00 rozwarcie na 3 palce i znów zero bólu...ja cała w skowronkach,dziewczyny na sali opowiadaja jak je bolało a mnie nic...do 15:00 podobno bedzie po wszystkim...ale troche się to wszystko ślimaczyło....więc po 16:00 dali kroplówkę...i coś tam zaczełam czuć..ale słabo leciało...dokręcili no i wtedy zaczęłam dopiero czuć!!!poród oczywiście rodzinny...Mój mąż bardziej przerażony niz ja...Same wiecie jaki to ból ale mnie sie wydawało że nie jest tak silny jak sie spodziewałam...stwierdzam że wolę rodzić niz ma mnie bolęć ząb...Po 19godzinach i 30 minutach zaczęło się na dobre..sam poród trwał 5 min no i 23 grudnia o 19:35 urodził sie Karolek z usmiechem prawie dosłownie od ucha do ucha.Ale był MÓJ!!! NASZ!!!!Szpital Miejski w małym miasteczku więc nie często mają okazję zobaczyć takie słoneczko.Nie dziwię się że chcieli jak najlepiej...zaproponowali pojedyńczy pokój,żeby odwiedzający inne mamy i dzieci nie patrzyli...,nie pytali,...żeby sie nie czuła zakłopotana...ale właśnie wtedy pierwszy raz cos zrozumiałam...jak ja moge go ukrywać i sie go wstydzić.Nie zgodziłam się....zostałam w sali ogólnej dla matek...to był czas Świąt Bożego Narodzenia a Karolek był moim najlepszym prezentem...W szpitalu zostalismy tydzień az nauczyłam sie go karmić....Specjalne smoczki bardzo pomogły,personel również:-)Chociaz to małe miasteczko ale ludzie są mili i otwarci...to bardzo pomaga chociaz zdarzały się niemiłe spojrzenia...uwagi..- ale to ze strachu przed innością i z niewiedzy.Rozumiem,sama taka byłam...:Nieśmiały:Teraz jestem inna...Może nie doskonała ale napewno lepsza...bardziej otwarta na ludzi..na inność..na oryginalność...bogatsza o Karolka.O jego usmiech,pierwszy krok,Pierwszy ząb,pierwsze mama i tata...

Kocham Mojego męza i mojego synka i jedno co moge powiedzieć to to że warto było!!!!
-OTO CAŁA NASZA HISTORIA...

:Aniołek:

Odnośnik do komentarza

aż się popłakałam jak czytałam relację ...

to i ja dołączę ... najpierw opiszę poród 2go synka :)

tak więc 1 lipca poszłam na kontrolę do mojego ginka, USG, badanko i lekarz mówi że no ładnie to wszystko wygląda, ze on ma w weekend dyżur w szpitalu i się pewnie spotkamy, no ja cała szczęśliwa :) a na koniec dodał, że jak się zacznie to mam nie czekać ani chwili, bo mogę nie zążyc do szpitala, Oskarek niziutko już napierał na szyjkę ...

2 lipca (sobota) D zabrał starszego synka ze sobą na naszą budowę a ja zostałam w domku ... sprzątałam, sprawdziłąm czy mam wszystko spakowane itp ...

w międzyczasie AsJa przysłała mi smska że urodziła Stasia, na co ja odpisałam jej że zazdroszczę i też chciałabym mieć to juz za sobą ... :Śmiech:

3 godziny później pisałam Asji smsa, ze odeszły mi wody i zbieram się do szpitala.
wody odeszły sobie jak się na chwilkę położyłam aby odpocząć ...

Zadzwoniłam do mamy (z nią rodziłam), że odeszły mi wody i ma przyjechać ... a ona ze stoickim spokojem mówi, ze dobrze że przyjedzie ale musi skończyć z tatą zdjęcia robić do jakiegoś katalogu ... :Szok:

no ok ... ja w międzyczasie poszłam pod prysznic, umyłami ułożyłam włosy, makijaż zrobiłam ... :Śmiech: zadzwoniłam do D. że się zaczęło i jadę ...
mama przyjechała po 1,5 godziny dopiero :Zakręcony:

potem na IP, wywiad itp ... o 13 przyjęto mnie na porodówkę ... rodzących sporo i tylko 2 położne :Rozgniewany:
umieścili mnie na sali przedporodowej ...

skurcze były już konkretne, ja chciałam rodzić w wodzie (tak jak starszego synka) ale położna mówi że nie ma szans, ze są one tylko 2 na bloku a rodzących zaawansowanych chyba ze 4 na tym samym etapie :Zakręcony:
chodziłam sobie po korytarzu, starałam się oddychać, poszłam pod prysznic ...

w pewnym momencie poczułam że maly pcha się już i to mocno ... więc poszłyśmy na salę porodową, usiadłam na łóżku porodowym a położna patrzy i mówi o widac główkę ... 3-4 parcia i Oskarek był na swiecie :) o 17,20 :) dokładnie 12 godzin po Stasiu Asji :) i mamy bliźniaki :)

nawet mnie nie cięła :)

po 2 godzinach przewieźli mnie na położniczy :) mówię do mamy idę się wykąpać, bo nie mogę taka nieświeża być i w brudnej koszuli, bo jak D przyjdzie z Mikeim to się mały wystraszy jeszcze ...
mama na to może pójdę z tobą ??
a ja że nie że lepiej zostań z Oskarkiem :)

wykąpałam się, wróciłam na salę i przyszła położna z zapytaniem czy chce isć się umyć ... ale oczy zrobiła jak zobaczyła, że ja wykąpana, włosy iumyte ;)
a jak powiedzialam ze sama bylam to wogole szok :Zakręcony:

tak więc drugi poród poszedł szybko :) 4 godziny na porodówce :)
(pierwszy poród trwał 20 godzin na porodówce a ze skórczami mocnymi 3 dni chodziłam w sumie ...)

Mama Dominika (16.07.2001), Oskara (02.07.2005), Nikosia (25.06.2009) i Małgosi (07.08.2013)

Odnośnik do komentarza

pierwszy synek nie miał ochoty wychodzić na ten świat po 2tyg.po terminie poszłam do szpitala w nocy dostałam bóli ale na 4 cm.rozwarcie ustało dostałam kroplówke i odrazu się ruszyło wzieli mnie na porodówke w miedzyczasie przyjeli inna kobiete która urodziła na sali zabrali wszystko co przygotowali dla mnie dodajac pani nie rodzi no tak pomyślałam co teraz naszczescie ból nie dał mi myśleć była zemna mama bo mąż w delegacj pierwszy etap to72 godziny a drugi 30 minut po godzinie byłam jak nowo narodzona szczęśliwa mama, drugi bąbelek w 36 tyg.zaczeły mi się sączyć wody położyli mnie do szpitala to był piątek i az do rozwiązania miałam leżeć wszpitalu tak stwierdził zastępca ordynatora mąz we wtorek zawiózł syna do babci na mazury w środe zbadał mnie ten sam zastępca ordynatora zrobił mi usg na ilość wód nic mi raptownie nie ubyło usiadłam znowu na samolot okażało się że to upławy bo miałam zapalenie nic e ciekło dość sporo i to wody nie ważne zezłościłam się trochę mu nagadałam a w nocy z wtorku na środe miałam bóle stwierdził że to te przygotowawcze ok wypisali mnie zamówiłam taxi bo mąż na mazurach wróciłam do domu a bóle zaczeły narastać wytrzymałam godzine odkleił mi sie czop i kaaretką wróciłam do tego samego szpitala wszyscy byli zbulwersowani bo miałam rozwarcie i jak mnie badano rozwarcie juz musiało byc pierwszy okres to 9 godzin okropnego bólu z pierwszym to był pikuś co przeżyłam z drugim ale wytrzymałam jak my wszystkie drugi okres to 25minutNIE POLECAM KLINIKA ŚW.RODZINY W POZNANIU dzieci jak za komuny zabieraja ble okropny szpital

DAWIDEKhttp://www.suwaczek.pl/cache/79910db670.png http://www.suwaczek.pl/cache/574c73432a.pngMIKI [url=http://www.caption.it/][img]http://cap20.caption.it/99/captionit071

Odnośnik do komentarza
Gość Olimpijka

Śliczne te Wasze porody...z takim cieplem i uczuciem o nich piszecie...nie wazne jak i ile trwal wazne ze łezka sie w oku kreci i wspomina sie je milo :) mimo wszystko..........ja z racji ze rozczulam sie przy opisywaniu mojego porodu pozwole go sobie skopiowac z sierpniowek 2008 bo tam go ostatnio opisywalam i przyznam szczerze ze caly dzien do tylu chodzilam z pozytywnego zakrecenia.............a ze dzisiaj dzien kobiet i mile plany na wieczor to dlatego decyzja skopiowania :)

Ja porod wspominam wspaniale pomimo tego że pęklam do odbytu i rekonstruowali mnie godzine Ale zrobili to profesjonalnie i sladu nie ma ani żadnych problemów.....Zatam porod mój zaczął sie tak: godz.9 rano jade sama autkiem dzień po terminie na rutynowe badania po oględzinach lekarz stwierdza ze pozamykana jestem i ze wszytsko ok no i nastepna wizyta za tydz Po powrocie od lekarza waidomo sprzatanie gotowanie i takie tam wieczorem mąż wrocil z pracy popatrzyl na mnie przy obiedzie i wysluchal wrazenia z badan i stwietrdzil ze dzisiaj urodze hehe. Ja sie zapieralam ze nie ze jakto ze wszystko ok zadnych skurczy, pozamykana jestem wiec nici z porodu Wieczorem kolo 21 zaczelismy ogladac film a ja siedzac na fotelu zaczelam sie kurczyc....mąż spogladal na mnie i pyta...jedziemy do szpitala??? a ja twardzzielka hehe ze nie ze to dziecko sie wierci i takie tam po filmie kolo 23 upewnil sie czy na pewno nie chce jechac do szpitala bo widzi ze sie kurcze....a ja ze nie bo to nieregularne i takie tam Polozylismy sie spac......mąż usnął a ja licze i sie kurcze....nagle budze małża i mowie ze musimy jechac do szpitala bo rodze i mam regularna skurcze co 7min.....do szpitala godzina drogi wiec mąż sie staral jak mógl ukradkiem spogladając czy nie rodze w aucie hehe....dojechalismy, izba przyjęć, ktg- skurcze max regularne, badanie i stwierdzenie ze rano ok 8-9 urodze Pojechalismy na sale porodowa, anastezjolog, zewnątrzoponowe i prosba lekarza zebym sie zdrzemnęla do rana coby sily na porod miec....ale nie ja stwierdzilam ze tylko chce uspic moja czujność i ze pewnie zaraz urodze i tak cala noc spedzilismy z mężem i pielegniarka na pogawedkach......rano 7.20 zaczynam rodzic......kurcze parte i o 8.35 z pomoca vacuum urodzilam śliczna córunie 50cm i 3130gr szczescia Lekarz stwierdzil ze musieli mi pomoc bo....bylam zmeczona i slabo parlam teraz juz wiem zeby wierzyc lekarzowi i go przede wszytskim sluchac
Dodam ze o 17 juz bylam na chodzie i latalam wszedzie gdzie sie da na 3 dni po nas wypuscili a my od 4 doby życia coreczki latalismy po miescie razem z nia zalatwiając biurowe sprawy Aha nie rodzilam w pl i jak drugie bedzie to rowniez chce rodzic tutaj opieka wspaniala, przed w trakcie i po tak mnie ślicznie zszyli ze po 2 tyg bylam calkowicie zagojona.....aha 2 tyg siie oczyszczalam pozniej tydz ciszy i na 4 tydzien dostalam @ i tyle po ciazy i po porodzie

Polecam wszystkim

Odnośnik do komentarza

o Matko kobietki wiecie co jak tak poczytałam te Wasze opisy porodów, to z jednej strony baaaaaardzo się boje, ale z drugiej strony tak bardzo nie mogę się doczekać, że chciałabym już wrzesień...i tu sprostowanie nie tak bardzo boje sie o siebie (choc tez) co o mojego narzeczonego...bo on strasznie boi sie szpitali i jak widzi igły i strzykawki to mdleje;) myślicie, że nie wytrzyma tego napięcia??? hmmm ja mu tego nie podaruje, bo boje się być sama w takiej chwili zresztą chcialabym, żeby był ze mna...to chyba normalne czy raczej egoistyczne???pozrdawiam:Niewiniątko:

Kornelia Elżbieta 4000g 54cm

http://www.suwaczki.com/tickers/3i49tv73cu6r3lp1.png

Kacper Mirosław 4050g 60cm

http://www.suwaczki.com/tickers/relgj44jq97z06q8.png

Odnośnik do komentarza

Ja też nie wyobrażam sobie porodu bez męża.
Przed terminem panikował, mówił że na bank zemdleje i takie tam a spisał się na medal.
Po prostu w tym momencie wszystko tak szybko się dzieje że nie ma czasu na myslenie o sobie i swoich fobiach.
Choć podczas skurczy ( szczególnie tych pod koniec porodu ) myśli się tylko o tym jak chol...nie boli i żeby się już skończyło to i tak obecność taty jest wsparciem na maxa.

http://www.slub-wesele.pl/suwaczki/200708194565.png

http://www.slub-wesele.pl/suwaczki/20070310060114.png

http://pierwszezabki.pl/s/suwaczek_8898396.png

Odnośnik do komentarza

to moze i ja sobie przypomne jak to było bo prawie rok juz minoł :) Więc...
2 stycznia dzien przed terminem pojechalismy na kontrolne badania usłyszałam wtedy ze mam 2 cm rozwarcia i moge urodzic w kazdej chwili. Pytajac lekarza czy dziecko jest duze usłyszałam..."4 kg a nawet 4,5" przeraziłam sie :)
3 stycznia szłam zrobic jeszcze badania i mialam odebrac na drugi dzien.
Popołudniu z mezem pojechalism kupic co nieco jeszcze do szpitala. A dodam ze niebylam spakowana bo stwierdzilam ze mam czas .
Około 16:00 położyłam sie z mezusiem na drzemke on przed praca ja zeby odpoczac troche. O 16:45 wstaje zeby mu zrobic jedzenie do pracy iiiiii.......nagle hlust mam mokro w nogach ;) mowie mezowi a on mi "posikałaś sie" ale nie....on panika ja sie smieje .
Pojechalism do szpitala tam pielegniarka robi ktg i mówi " pani niema skurczów napewno pani rodzi?". a ja skad mam wiedziec to moje pierwsze dziecko. Potem przyszla lekarka zbadała mnie i mowi "mamy porod wody odeszły 4 cm rozwarcia" no to na porodowke.
Moj maz oczywiscie z nerwow zamknał auto z kluczykami w srodku. mowiał moj tata przyjezdzac śmiechu było co niemiara.
W koncu po wszystkich przygodach ...maz dojechal do mnie na porodówke :) dostalam kroplowke bo niemialam zadnych skurczów nic poprostu...skurcze zaczeły sie około 19:00. O godzinie 20:00 zaczeło sie cos niedobrego dziac....małemu zaczeło zanikac tetno...przyszedl ordynator i szybko na cc a wtedy mialam juz 9 cm rozwarcia. I tak o 21:00 po cc wyciagneli mojego synka na swiat :)

Na drugi dzienrano zobaczylam małego ahhh piekne uczucie :)
ale jak potem opowiadała mi pielęgniarka bo ja bylam uspana że moj maz gdy juz wiedzial ze wszystko jest ok zadzwonił poinformowac babcie i dziadkow i sie pochawalił i powiedział "URODZIŁEM JUŻ" ja myslalam ze to ja rodzilam ale....;) do teraz sie smiejemy z tego :)

Odnośnik do komentarza

może ja też sobie przypomnę moje porody:)
obydwa zaczęły się tak samo odejściem wód ale koniec był zupełnie inny, tylko dzień ten sam
z córką ( a było to trochę lat temu) termin miałam na 14.02 i nic nie wskazywało na poród
15.02 jeszcze siedzieliśmy sobie wieczorkiem z teściami a ok godz. 23.30 odeszły mi wody, zero skurczów, więc wystraszona w pędy w samochód i do szpitala, dostałam wtedy dwa zastrzyki na wywołanie skurczy i o 6.30 16.02 córka była na swiecie, a że była super położna to nawet nie wiem jak ten czas szybko zleciał
W drugiej ciąży w 24 t plamiłam - skrócona szyjka- wylądowałam w szpitalu, potem już było ok ale poród miał nastąpić wcześniej Termin miałam na 25.09 a dwa tygodnie wcześniej na wizycie mój gin powiedział, że wcześniej to ja na pewno nie urodzę. I nic na to nie wskazywało, ale 15.09 ok 17 powtórka z rozrywki zero skurczy, zero rozwarcia a tu wody odeszły(lałó się że ręcznik nie wystarczył), położyli mnie w szpitalu na sali przedporodowej, i nadal nic ok 21. kroplówka, bóle powoli nadchodziły i nad ranem rozwarcie na 4cm, chcieli podać drugą kroplówję, i nadal czekać.Ponieważ minęło 12 godz od odejścia wód dostałam antybiotyk. Kolejne badanie i strach w oczach coś nie tak, okazało się ze mały chciał wyjść nosem i szybka akcja, sala operacyjna i cc.
Moj mąż nie chciał ze mną rodzić w przypadku porodu naturalnego, ale ze rano przyjechał do szpitala to miał okazję pierwszy widzieć syna co mu się bardzo spodobało:), ponieważ lekarz nigdy na usg nie mówił jaka płeć to zaskoczenie było bardzo miłe.Teraz cały czas się chwali ze pierwszy widzial dziecko

http://parenting.pl/galeria/data/500/thumbs/P9280406.JPGhttp://suwaczki.maluchy.pl/li-31234.pnghttp://s2.pierwszezabki.pl/009/0092369a0.png?3641

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...