Skocz do zawartości
Forum

Ciąża po poronieniu


Gość Anka

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, w lutym poronilam w 10 tyg rozwój zatrzymal się na 5 tyg, poronienie samoistne w domu. Bol nie do opisania psychiczny fizyczny mniejszy... teraz obecnie 11 tydzień i 3dzien A ja strasznie się boję że znowu się to stanie, w 8 tyg byłam u lekarza wszystko było bardzo dobrze. Ogólnie teraz też czuje się dobrze, ale ten strach mnie paraliżuje przed wszystkim, przed bliskością z mężem, przed tym, że co ja zrobię jak znowu coś się stanie... są tutaj mamusie które są w podobnej sytuacji? Pzdr 

Odnośnik do komentarza

Też poroniłam w lutym (częściowo w szpitalu i domu), bardzo wcześnie 5 tydzień, ale była to ciąża pozamaciczna. Teraz jestem w 5 tygodniu ciąży prawidłowej, w tygodniu idę do ginekologa zobaczyć jak się rozwija. Doskonale Cię rozumiem, przy każdej wizycie w toalecie tylko patrzę, czy nie ma plamień. Zawsze myślałam, że będę cieszyć się tym pięknym czasem, a póki co tylko się martwię :/ 

Odnośnik do komentarza

 Niestety również byłam w takiej sytuacji. Pierwsza ciąża i od razu poronienie. Ból psychiczny okropny. Nikomu nie życzę, by musiał przez to przechodzić.

Szybko zaszłam w kolejną ciążę, która nie była dla mnie łatwa. Ciągły strach, każda wizyta u lekarza wywoływała u mnie panikę że znowu sytuacja się powtórzy. Dodatkowo miałam plamienia do 6 miesiąca, co dodatkowo nie pomagało mi w cieszeniu się tą ciążą. Łatwiej mi było mi dopiero pod koniec ciąży, strach był już mniejszy.

Na szczęście udało mi się urodzić syna, który ostatnio skończył 2 lata. Zaszłam też w drugą ciążę, strach się wtedy odnowił. Wydaje mi się, że kobiety które doświadczyły straty przy każdej kolejnej ciąży będą odczuwać strach. Urodziłam szczęśliwie i drugi syn jutro kończy 2 miesiące. 

Polecam przeczytanie historii dziewczyn z wątku z poniższego linka. Czytając to wszystko nieraz płakałam, ale cieszyłam się też szczęśliwymi zakończeniami. To forum pomagało mi przetrwać trudny czas po poronieniu, jak i dwie ciąże. Teraz wiem, że masę kobiet doświadcza straty swoich dzieci, a tam może otrzymać wsparcie od dziewczyn, które również to spotkało.

 

Odnośnik do komentarza

Dziewczyny, nie wiem jak Wy sobie radzicie ze stratą. Ja mam za chwilę 41 lat, pierwsza ciąża. Co prawda nieplanowana ale wielka niespodzianka, którą od razu pokochaliśmy. 13,09,2020 zaczęło się najgorsze co może być, to był akurat koniec 10 tygodnia. Zaczęły się plamienia, małe bóle, pojechałam do szpitala. Lekarka dość długo robiła badanie i stwierdziła że serducho nie bije od ok. 2 tygodni, a w 7tc1d miałam robione USG i biło serduszko zgodnie z tygodniem. Próbuje sobie wytłumaczyć co było przyczyną, bo nie mogę przyjąć, że to wiek. USG miałam robione również w 6tc4d od OM i nie było za bardzo nic jeszcze widać wg Pani dr albo ciąża późniejsza albo puste jajo płodowe, kazała zrobić Bete co 48g i oczywiście beta nie rosła tak jak powinna bo wg niej powinien być przyrost co najmniej 50% u mnie był 16%, moja ginekolog nie była uchwytna poszłam na szybko do innej by dokonać konsultacji, nie ulegać panice, może coś brać. No i właśnie ona już w 7tc1d widziałam maleństwo i serduszko wszystko zgodnie z terminem. nie stwierdziła odchyleń i że moja beta jest dość wysoka (miałam ok 27 tys )  i że jest ok, mimo mniejszego przyrostu. Tymczasem w szpitalu powiedzieli, że serduszko przestało bić krótko po badaniu. Wszystkie pozostałe badania, toxo itp wyszły prawidłowe. Jedyne co wyszło z moczu, że mogę mieć drobne infekcje (minimalne odchyły) , ale to było zgodne, ponieważ byłam delikatnie przeziębiona, obie lekarki wiedziały o tym, jedyne co mówiły, że mam uważać, brać witaminy, domowe sposoby leczenia, i uważać na gorączkę, tej akurat nie miałam. Szpital od razu proponował łyżeczkowanie, ja ugadałam jeszcze kilka dni przerwy, potem żałowałam, jeszcze tej samej nocy po przyjeździe zaczęłam ronić, przez 3 dni wychodziły ze mnie te wszystkie elementy. Teraz każde wyjście do toalety, prysznic, krew, bóle brzucha przypominają mi to małe ciałko, woreczek i duże skrzepy, które ze mnie wyłaziły. Ostatecznie lekarz zdecydował i tak o łyżeczkowaniu, bo za długo będę się męczyć, po zabiegu bóle zaczęły się na nowo i na nowo ryk. Tlumaczę sobie, że jeśli tak miało być, że maleństwo ma się nie urodzić to lepiej, że to natura zdecydowała aniżeli ja po badaniach prenatalnych, które miałam niedługo robić. Zresztą mojemu partnerowi po USG, kiedy pierwsza lekarz jeszcze nic nie widziała, mówiłam, że nie przeżyje jeśli miałabym decydować. Wiem, że to za szybko na dochodzenie do siebie, ale od samego początku czułam, że pójdzie coś nie tak. Tłumaczę sobie, że to przez to że przed zajściem nie brałam kwasu, wiek, przeziębienie, może powinnam jednak mieć przepisane jakieś leki progesteron czy co tam innego, stres w pracy, ten rok to jakiś pop......., we wszystkim, Że te wszystkie rzeczy wpłynęły na to , że aniołek nie rozwijał się prawidłowo od razu.

Na razie jest o tyle dobrze, że nie reaguje złością na inne dziewczyny, które są w ciąży, czytam Wasze niektóre szczęśliwe zakończenia i wtedy właśnie mam przebłyski pozytywnego myślenia, że skoro zaszłam w ciążę to możemy spróbować tylko tym razem brać witaminy, kwas, dodatkowe badania, pytanie jakie, bo czasem mam wrażenie, że lekarze zwalają dużo na wiek, a tak naprawdę to nasze organizmy są rozlegulowane przez świństwo w jakim żyjemy (chemia gdzie się da, nawet nie mamy świadomości, środowisko, stresy w pracy, tempo życia), za chwilę strach przed ciążą, boję się, że będę miała strach przed współżyciem, że będę pilnować terminów (jestem przeciwnikiem brania tabletek, nigdy nie brałam), że przez to co przechodzimy wpłynie na związek, że zacznę odpychać, na razie to jest wszystko świeże jestem zmęczona, chcę być sama, chcę ryczeć, żeby nikt nie słyszał. Zostaje mi tylko net. W domu na razie nie pozwalają za długo pobyć samemu, kontrolują jak za długo biorę prysznic, jak za długo siedzę w toalecie. Po części rozumiem, martwią się, i przeżywają może inaczej ale równie mocno, Boją się, że jeszcze coś może być nie tak, jeszcze jest duże ryzyko krwawienia, na która mam uważać, niestety, żeby nie myśleć muszę coś robić i mogę przedobrzyć z chęciami nad możliwościami.

Nawet sobie nie wyobrażacie, jak pisanie o takich rzeczach pomaga, nie wierzę w psychologów (szpital proponował taką pomoc), znacznie łatwiej przez internet, można poryczeć i nikt nie słyszy, nie widzi Twoich słabości, nie mówi, że będzie jeszcze dobrze . Zresztą nawet swojego faceta poznałam przez internet :))

Pytanie przy okazji, czy może , któraś z Was korzystała z usług lekarza, który potrafi poprowadzić ciąże i nie boi się stosować metody wspomagające prowadzenie ciąży, a nie tylko daje zrobić wszystko naturze. naczytałam się kilka historii, gdzie lekarze nie dawali szans, a inny wręcz przeciwnie i cieszą się teraz zdrowymi pociechami. Teren Trójmiasta :))

Chcę mieć pewność, że jeśli się zdecydujemy tym razem na planowaną ciążę, zrobimy wszystko na co mogliśmy mieć wpływ, drugi raz tego nie przeżyje bo będę miała zbyt duże wyrzuty

 

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...