Skocz do zawartości
Forum

Grudnióweczki 2015 - czyli ostatnie dwupaczki tego roku :-)


Rekomendowane odpowiedzi

MamoDwojki
U nas w przedszkolach wygląda to podobnie. W grupie max 15 dzieci. Do tego są osoby do pomocy. Przychodzą również nauczyciele z zewnątrz na dodatkowe zajęcia. Rzadko kiedy wychowawczyni jest sama z pełną grupą.

Ale temat mnie zainteresował i znalazłam forum, na którym nauczycielki piszą, że mają zbyt duże grupy i są z dziećmi same. Czasem mają do pomocy woźne ale z nimi to różnie jest. Wszystkie pisały o braku komfortu takiej pracy oraz o dużych obawach co będzie kiedy coś się stanie.
.

Odnośnik do komentarza

w kwestii przedszkola nie mam juz ochoty specjalnie pisac, bo wywiązała sie tu dość nerwowa dyskusja, choć zupełnie nie wiem dlaczego takie nastroje.
Lady in red, jak nie zauwazyłam, żeby tu nie można było dyskutować, trochę na wyrost to stwierdzenie jak dla mnie. odniosłam wrażenie, że cokolwiek, co nie było zgodne z Twoim tokiem myslenia odbierałaś jako atak.

może tylko ogólnie napiszę....

każda z nas będzie miała inne wyobrażenia, inne podejście do tematu, warunki, mozliwości.... no i każde dziecko inne.

z moich doświadczeń wynika, że bardzo duzo tez zależy od nastawienia rodziców do tematu. jak sami "dorośli" do posłania maluchów do złobka/przedszkola i nie traktują tego jako swoistej "zdrady" malucha (no bo "przeciez najlepiej z mamą w domu"....) to i dzieci czuja sie zazwyczaj w tych placówkach pewniej, łatwiej sie tez chyba adaptują. dzieci bardzo kopiują emocje dorosłych.

inna sprawa, że czasami tak trudno o miejsce w żłobku, zwłaszcza dostepnym cenowo (nie kazdy może sobie pozwolić na wysokie opłaty i wybiera tylko wśród publicznych), że juz jest tak szczęśliwy, że to miejsce w ogole zdobył -- ze juz mniejsza uwagę zwraca na dni adaptacyjne etc.

większość dzieci chyba w sumie dość szybko adaptuje się, raczej do niewielkiej grupy należą maluszki takie jak u Lady in red i Mamy Dwójki, które zdecydowanie bardzo źle znoszą rozłąkę.

moich dwoje starszaków chodziło do przedszkoli (dwóch, bo pierwsze zmieniłam - nie odpowiadała mi u nich organizacja pracy w kwestii sprawowania opieki nad dziecmi...), córka chodziła do złobka, jak i teraz najmłodszy. w moim otoczeniu nie spotkałam akurat takich przypadków z bardzo trudną adaptacją.

zauwazyłam, że im młodszy maluch, tym łatwiej przechodzi adaptację - choć tu starszak Mamy Dwójki znów jest własnie wyjątkiem. przy dwójce moich dzieci, wśród dzieci znajomych to sie potwierdziło. najstarszy nie chodził do żłobka i w przedszkolu długo marudził, w przeciwieństwie do tych młodszych.

jestem zwolennikiem jasnych komunikatów do dzieci. przecież docelowo mama z nimi w placówce nie będzie. nie wszystkim sie tu to spodoba, ale nie doceniam dni adaptacyjnych z udziałem rodziców, bo to trochę "ściema" dla malucha - że niby mama tam z nim jest i będzie z nim dalej. dla mnie to takie nieszczere troche wobec malucha.
poza tym trudno mi sobie wyobrazić, jak opiekunki mają na dłuższą metę pracować z dziećmi z salą pełną rodziców. no ale może są na to sposoby.
owszem, warto tam pójść z maluchem, aby go zapoznać z nową rzeczywistością. byc może w szczególnych przypadkach konieczna jest obecność rodzica. ale mam wrażnie, ze czesto to co żoo pisze o mamach w samochodzie czekających pod klubem - to chyba zwykła nadopiekunczość mam jest. chyba one nie potrafią same zaakceptowac tego, ze dziecko nie jest z nimi, a ktoś inny przejmuje opiekę. no tak to czuję.

przedłużanie rozstania w ten sposób moim zdaniem może też przedłużać adaptację. wolę inaczej - czyli zaczynanie od krótkiej rozłąki i stopniowo wydłużanie czasu, który maluch spędza w złobku/przedszkolu. żeby maluch nabrał przekonania, że mama/tata zawsze po niego wraca. o ile w żłobkach to w sumie juz standard, to w przedszkolach to jest rzadziej praktykowane, a szkoda. przeciez to sie tez da zorganizować.

widze to na co dzień w naszym złobku jak dołaczaja nowe maluchy, widziałam w przedszkolu za czasów starszaków - rodzice, którzy nie potrafili sprawnie sie z maluchem rozstać, przedłużali rostania - to i przedłużał sie płacz, który najczęsciej milkł, jak mama znikała z horyzontu...

jak moje dzieci przechodziły adaptację, to zazwyczaj po wytłumaczeniu, że wrócę, po sprawnym pożegnaniu i przekazaniu malucha pani, pod drzwiami nasłuchiwałam co sie dzieje. rzadko płacz się utrzymywał po drugiej stronie drzwi. zazwyczaj Panie mówiły, że po czasie znów było popłakiwanie, ale do ogarnięcia. a potem płacz zanikał. dwoje moich młodszych w żłobku adaptowało sie około dwóch tygodni, potem juz płacz przy wejściu zanikał. najstarszy syn do żłobka nie chodził, w przedszkolu nawet bardzo nie płakał, ale smuteczki go dopadały, opierał się i próbował negocjować, że iść tam nie che - adaptacja trwała ponad miesiąc.

nie wiem, czy moje dzieci łatwo sie po prostu adaptowały, czy raczej Panie tak sprawnie potrafiły je zająć i odwrócić uwage od braku mamy? u najmłodszego bunt na żłobek w zasadzie na początku objawiał sie głównie brakiem jedzenia, potem jadł, ale dość długo za nic pić nie chciał i panie cierpliwie go poiły łyżeczką.... az załapał wreszcie i było ok.

a co do wzywania do odebrania malucha z placówki, bo pół godziny płacze, to uważam tak, jak ktos juz wczesniej napisał - to raczej taki brak konsekwencji nie ułatwi adaptacji. maluch otrzymuje komunikat, ze płacze a mama go zaraz zabierze. to niby jak ma się w ogóle chcieć przekonac do pobytu tam, skoro traktuje to tymczasowo i na chwilę.

no to się rozpisałam....

o148j44jsuj4r1nc.png

Odnośnik do komentarza

Peonia Fajnie się rozpisałaś :)
Ja zdam się na doświadczenie przedszkolanek ( w końcu jestem przecież zielona w tych sprawach:) , z tego co mówiła to babka na spotkaniu to organizują takie wstępne spotkania z mamami i dziećmi w wakacje a od września już same maluchy, z tym że na początku po dwie trzy godz, żeby się maluch nie zniechęcił.
Można też metodą rodem z prl-u ; wciągnąć na siłę dziecko do sali, zatrzasnąć drzwi i wrócić po 8 godz, z całego serca nie polecam, pamiętam to jakby to było przedwczoraj :/ a minęło 40 lat :)

Odnośnik do komentarza

Peonia
Dobrze napisane.
Też się zastanawiam gdzie jest granica sprawnej adaptacji.
Patrzę na tą mamę, która jest codziennie z maluchem w klubiku od 3 miesięcy i zastanawiam się kiedy powinna zatrzasnąć te drzwi.
Nie sądzę aby powrót przy każdym płaczu był potrzebny.
Przecież dzieci się uczą, że jak zapłaczą to mama wraca.

Ja akurat miałam możliwość oglądania Tunia w pierwszym dniu bez mamy. Siedziałam sobie na antresoli i patrzyłam. Trochę kwękał.

Odnośnik do komentarza
Gość To jaOligatorka

Witam :-)))

U mnie Julki i Mileny w placówce jest tak, że do każdej grupy są dwie Panie u Julki jest największa grupa 19 dzieci, a w najmłodszej są 3 panie na max 15 dzieci - i tam jest tak, że dyrektorka pomoga też we wszystkim ,:-))

U Mileny było dwa dni adaptacyjne - co była zd mną później zostawała przez dwa tyg po 3 godziny później przez dwa mc do 12 i po tym okresie zostawała na cały dzień.
U mnie zawsze mąż odprowadzał dziewczynki bo ja miękka dupa jestem :-))) i też zawsze krótkie i szybkie pożegnanie :-)))

Poza tym na początku przeważnie jest płacz to zależy od dziecka każde jest inne :-))) nie wiem jakby mi dziecko płakało przez 3-4 mc to myślałabym o zmianie placówki - ja to niecierpiałam swojego przedszkola no miałam skręt kiszek, a u mnie dziewczyny to jak są chore to płaczą za przedszkolem :-)))

Tak też zgadzam się z Peonią :-)))

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

I ja sie rozpisze, popieram to co napisała Peonia. Moja córka chodziła do prywatnego żłobka (wprawdzie tylko 12 dni przez 3 msc - non stop była chora teraz mamy nianie), na początku była adaptacja przez pierwszy tydzień ale bez mamy. Na początek zostawiałam na 1h, potem 1,5h potem 2h itd. Nigdy z nia nie siedziałam, wiadomo ze młoda płakała, przez pierwsze 2 dni to był ryk prawie cały czas ale nigdy Panie nie dzwoniły po mnie. Uważam ze dziecko wykorzysta fakt ze jak bedzie ryk to mama zaraz przyjdzie- to juz nie sa niemowlaki tylko „duże” świadome dzieci które poprzez płacz wymuszają wiele rzeczy na rodzicach. U nas juz było tak ze córka stała pod bramka i krzyczała dzieci dzieci zeby ja wpuścić na sale :) a początki były trudne płakałam w samochodzie czekając na nia.

Odnośnik do komentarza
Gość Chinczyk

Witam
W prawdzie nie jestem z tego wątku ale czytam chyba wszystkie na parentingu.
Pozwólcie, że i ja dodam dosłownie dwa słowa, gdyż temat jest mi bliski.

Mimo, że są ogólne wytyczne dotyczące adaptacji, często zamieszczane na stronie internetowej danego przedszkola, to wydaje mi się, że metoda powinna być dostosowana do dziecka, wszakże każde jest inne i innego zaopiekowania wymaga. Myślę, że tu jest klucz do sukcesu, a złotej metody nigdy nie ma.

Odnośnie dyskusji na "grudniówkach", trochę to wygląda tak, że owszem, można i każdy jest tu mile widziany, pod warunkiem, że ma takie samo zdanie jak reszta. W innym wypadku albo troll albo ma robić zwyczajowy wypad.
Pozdrawiam i nie przeszkadzam.

Odnośnik do komentarza

I wracamy do punktu wyjścia. Czyli, że to jednak wychowawca, który obserwuje dziecko powinien pokierować adaptacją. Po zachowaniu dziecka i rodzica powinien ocenić czy płacz wynika z próby wymuszenia czy też jest to rzeczywista potrzeba bliskości z mamą.
Czasem trzeba dziecko przytulić, a czasem zaangażować w pracę.
Ale to wymaga wyczucia od nauczyciela.

Ps. Złożyłam papiery do państwowego molocha. Pani dyrektor dała odczuć, że marna szansa.
A przedszkole jest super ;(

Odnośnik do komentarza

Żoo
Ale próba wymuszenia czego? Bo wydaje mi się, że ten płacz to zawsze jest potrzeba bliskości z mamą/tatą/innym znanym dziecku opiekunem. Przecież dla tych małych ludzi to jest ogromnie stresująca sytuacja.

Odnośnik do komentarza

No proszę, ile mamy tu współczytaczy, szkoda że tylko podcztujecie, może warto się udzielać? Zapraszamy :-))

Może na znane nam osoby patrzymy po prostu bardziej ufnie, niemniej uważam że opinia Chinczyk jest trochę na wyrost, może jak ktoś wprowadza nerwową atmosferę to ktos go tu będzie próbował ogarnąć. I słusznie, lepiej dyskutować w dobrej atmosferze. Same między stałym gronem się też różnimy i spieramy, na pewno nie jest tak, że tylko z powodu odmiennego zdania ktoś tu kogoś pogoni.

A co do adaptacji, to szczęśliwie minęły czasy PRL, jak Renia wspomina :-)) sama o mało co nie zostałam zapisana do tygodniowego żłobka, gdzie dzieci odbierało się tylko na weekend. Taki wspaniały pomysł miała moja matka, szczęśliwie do tego nie doszło. Świadomość rodziców na temat więzi chyba byla wtedy marna...

ale wiecie, że jedna z dalekich znajomych była bardzo zdziwiona, jak zapisała dziecko do żłobka i jej uświadomili, że zaczynamy od godziny dwóch dziennie w ramach adaptacji. A ona myślała, że przyprowadzi dziecko i pójdzie sobie do pracy:-)) także rodzice w rożne strony czasami dziwnie się obracają.

o148j44jsuj4r1nc.png

Odnośnik do komentarza

Peonia
Bosz, tygodniowy żłobek, masakra, zwłaszcza że żłobki z tamtych czasów to jakiś koszmar. Dzieci w łóżeczkach, ryczące wniebogłosy, obsmarkane i totalna znieczulica ze strony personelu. Całe szczęście że twoja matka jednak zmieniła zdanie.
Pamiętam jak miałam 6 lat i byłam w szpitalu. Na izolatce leżało niemowle z zapaleniem ucha.. płakało tak rozpaczliwie że my, małe dzieci, nie mogliśmy przejść obok tego obojętnie, chcieliśmy tam wejść, utulić maleństwo, tak nam żal go było. ale piguła nie pozwoliła. Czemu do cholery matka nie mogła być tam z nim ? Wtedy rodzice nie mieli wstępu na odział, zupełnie inna była świadomość i rodziców i personelu.
Tak, czasy prl-u szczęśliwie minęły...
Też chciałam zachęcić czytaczki to częstszego udzielania się na forum, może się trochę ożywi wtedy :)

Odnośnik do komentarza

Moje dziecko plakalo ponad miesiac. Zaczelo sie niezle, ale potem przyszedl placz na sam widok drzwi wejsciowych do zlibka. Pozniej plakala takze, nie chciala jesc, ani pic. Obrazila sie tez na mnie. Miala 1.5 jak poszla do zlobka, a to jak sie okazalo kolejny etap leku separacyjnego. Adaptacja trwala 2 tyg po 3, 4 godziny, potem juz 5,6. Zawsze jak ha odbieralam byl jeden tekst plakala, lepiej bylo na rekach, nie chce jesc ani pic. W chwili obecnej bardzo chetnie chodzi do zlobka.

Tez uwazam, ze dzwonienie po mame bo dzuecko placze jest zlym rozwiazaniem, i moze utrudniac adaptacje, a moze uniemozliwi?

W naszej zlobkowej grupie jest 28 dzueci i 4,5 opiekunek.

W chwili przyjecua do zlobka distalusmy ulotke w ktorej m.inn. Bylo napisane aby mowic dziecku konkretnie kiedy sie po nie przyjdzie, np po obiedzie, a nie za niedlugo.
Osobiscie uwazam ze moje dziecko przestalo plakac i polubilo zlobek bo zauwazyla pewien schemat, tata zaprowadza, mama odbiera, czyli tak bedzie, nie zostawiaja mnie tam, tylko przyjda. Raz mama zaprowadzila, tata odebral i widac bylo ze jej cos nie gra. Dlatego moze faktycznie jak dzuecko zauwaxy ze placze to mama sie zjawua tzn ze tak trzeba i to jest jakas metoda.

Wiem, ze to cuezko swiadomosc ze dziecko placze a sie przy nim nie jest, sama pobeczalam sie w pracy i nie moglam sie skupic.

Odnośnik do komentarza

Renia
Jak z perspektywy, poprzez pryzmat własnego macierzyństwa, patrzę na to jakie było podejście do mnie mojej matki jak byłam maluchem, to dochodzę do wniosku że nie była gotowa na dziecko i brak jej chyba było prawdziwego wsparcia. Do tego ma bardzo trudny charakter. Tak czy owak czasy były inne... Urodziłam się "przepisowo" rok po ślubie, jednak chyba za wcześnie:-)) od tygodniowego żłobka odwiodla ja mija ukochana babcia, wtedy jeszcze pracowała i to zmianowo, jednak włączyła się po prostu w opiekę nade mną. Matka chciała mnie tam oddać ze zwykłej wygody, bo odległości między domem, żłobkiem i pracą były spore. W efekcie spędzałabym czas w domu id sobotniego popołudnia do niedzieli wieczorem. W sumie takie dziecko dla zabawy.... Ja sobie takiego rozwiązania po prostu nie wyobrażam, chyba serce by mi pękło jakbym musiała z jakiegoś powodu tak długo dziecka nie mieć przy sobie... No i jeszcze dochodzi to, o czym piszesz Renia w kwestii opieki. Koszmar...

Niemowlę z zapaleniem ucha samo bez mamy. Dramat, jakoś kiedyś chyba dzieci traktowało się strasznie przedmiotowo, aż straszne jak bardzo się nimi nie przejmowani...

Kalae
Mój krótko płakał, specjalnie nie rozpaczał, a mnie i tak łzy się zbierały jak nie chciał wchodzić na salę na początku. Jakaś rozpacz mnie ogarniała, miałam poczucie jakbym mu krzywdę robiła... Takie mamy matczyne rozterki... No ale musiałam wrócić do pracy, na adaptację przeznaczyłam ostatnie 1,5 mca urlopu rodzicielskiego. Żeby na spokojnie przywykł, na szczęście poszło mu dość gładko, chyba dla mnie to było trudniejsze...

o148j44jsuj4r1nc.png

Odnośnik do komentarza

Moje dziecko świetnie opanowało technikę płaczu na zawołanie. Myślę, że schemat płacz, mama wraca rozpracowałby w dwa dni ;)

Dzisiaj wyraził potrzebę nie posiadania brata. Więc teraz będąc troskliwą mamą wyczuloną na potrzeby dziecka powinnam brata oddać ;)))))

A swoją drogą to lęk separacyjny jest mimo wszystko łatwiejszy do opanowania niż trudności do adaptacji w grupie.

Odnośnik do komentarza

Dzień Dobry :)

Widzę, że rozpracowujecie mocno emocjonalny temat.
Ja właśnie obdzwoniłam kilka przedszkoli, dopytałam o liczbę podań, o szanse na przyjęcie, i coś się obawiam, że temat adaptacji przedszkolnej raczej nie będzie nas dotyczył :(:(:(
U nas jest tak, że wybiera się 3 przedszkola i tam szukają miejsca dla dziecka. W przedszkolu tzw. pierwszego wyboru, pani Dyrektor, mówiła, że już teraz mają przepełnione grupy, i że marna szansa. W drugim (przy szkole), też słabo, bo pierwszeństwo mają dzieci, których rodzeństwo już tam jest ( w przedszkolu, zerówce, albo podstawówce). No i szanse zostają nam tylko w takim, do którego aplikowałam "na pałę", beznadziejne lokalizacyjnie, bo w centrum miasta, z obowiązkowym leżakowaniem i dziecko trzeba przywieść max do g.8. (Może to szczegóły, ale dla nas ważne).

No nic... czekamy jeszcze na oficjalne wyniki

Te kropki na twarzy Julki to prawdopodobnie liszaj, więc chyba niezbędna będzie wizyta w przychodni. Aż strach się bać, co z stamtąd przywleczemy. Chyba że Wy macie jakieś doświadczenia z liszajem, bo ja zielona w temacie.

http://fajnamama.pl/suwaczki/wlc5bpf.png
http://fajnamama.pl/suwaczki/uek4z02.png

Odnośnik do komentarza

żoo
Moje dziecko świetnie opanowało technikę płaczu na zawołanie. Myślę, że schemat płacz, mama wraca rozpracowałby w dwa dni ;)

Dzisiaj wyraził potrzebę nie posiadania brata. Więc teraz będąc troskliwą mamą wyczuloną na potrzeby dziecka powinnam brata oddać ;)))))

A swoją drogą to lęk separacyjny jest mimo wszystko łatwiejszy do opanowania niż trudności do adaptacji w grupie.

jesli wystepuja osobno to tak, gorzej jak sa razem.

Odnośnik do komentarza

Skakanka
No ale co jak się nie dostanie? Kolejny rok w żłobku będzie musiała zostać czy opiekunka? Masakra jakaś. Mieli rozbudowywać przedszkola żeby wszystkie chętne dzieci się dostały. Wkurzające to jest że trzeba tak walczyć o miejsce.
Ja będę musiała wozić młodego 10 km ale dostał się bez problemu i w dodatku organizują grupę dwulatków. Jeszcze babka mówiła że jeśli będzie więcej chętnych to dwie grupy utworzą. Małe miasteczko a są cztery przedszkola i piąte w budowie.

Odnośnik do komentarza

Renia
To jest super, taka grupa dwulatkow w przedszkolu.
Jak się nie dostaniemy, to pewnie pójdzie do prywatnego przedszkola, tam gdzie teraz chodzi do żłobka. Tyle że to kosztuje kupę kasy i nie uśmiecha mi się płacić kolejny rok. No ale jak nie będzie wyjścia, no to nic innego nie zostanie. Plus taki że to znajome miejsce, znajome opiekunki i część dzieci pewnie też przejdzie ze żłobka razem z nią.

http://fajnamama.pl/suwaczki/wlc5bpf.png
http://fajnamama.pl/suwaczki/uek4z02.png

Odnośnik do komentarza

żoo
Wiele maluchów płacze na zawołanie. Zazwyczaj żeby swój cel osiągnąć. W czasie adaptacji to pewnie bardziej z żalu, z powodu dezorientacji w nowej sytuacji niż typowego wymuszania. Jednak to fakt, że w różnych sytuacjach tak rozumne już maluszki jak nasze, doskonale wiedzą że płaczem może osiągnąć swój cel. U nas wciąż są podejmowane takie próby, jakże często z krzyczeniem "nie", z łatwością to można odróżnić od płaczu z bólu, żalu etc.
Cierpliwie przeczekuję wrzaski i takie płacze oznajmiając że tak nic nie wskóra... Powoli zaczyna działać, konsekwentne ignorowanie awanturnictwa zaczyna młodemu uświadamiać że tak nic nie załatwi.

Przedszkolem na razie się na szczęście przejmować nie muszę. Dobrze, że chlopakowi na świat się nie spieszyło, więc w żłobku może być do sierpnia 2019. A poza tym jak nie dostaniemy się do przedszkola, które sobie umyśliłam, to mam obiecane miejsce w tym do którego chodziły starszaki.

U nas wiosny na razie nie widać. Na razie nie czekam, w sobotę rano jadę na urlop, wiosny będę szukać po powrocie :-))

o148j44jsuj4r1nc.png

Odnośnik do komentarza

Renia
Jestem na świeżo. Dzisiaj mąż był z Młodym. Przede wszystkim długi wywiad plus standardowo mierzenie, ważenie, określenie centyli, sprawdzenie napletka, obliczenie BMI.

Na temat przedszkola to się wypowiem we wrześniu ;)
A doświadczone mamy zapytam czy panie w przedszkolu pomagają w toalecie? Abstrahując od tego, że moje dziecko spieszy się żeby zrobić kupę zanim zdążę przynieść nocnik i ogólnie czarno widzę odpieluchowanie, to nawet jak nasze maluchy robią co trzeba na kibelek, to przecież podcieranie dla 2,5 latka to raczej kosmos!

A z innej beczki to podpowiedzcie jakie prezenty dostały dziewczynki na roczek? Rodzina już pyta a ja się śmieję, że najlepiej auto świecące i turkoczące. Ulubionym Mai jest dźwig.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...