Skocz do zawartości
Forum

Wychodzenie w gości


Gość śniadanko

Rekomendowane odpowiedzi

Gość śniadanko

Chciałabym poznać opinię rodziców malych dzieci na temat wychodzenia w gości. Jak dajecie sobie radę z szykowaniem dziecka na wyjście? Pytam, ponieważ znam rodzinę (rodzice+jedno dziecko lat 2), która notorycznie spóźnia się na wszelkie spotkania rodzinne, tłumacząc sie właśnie małym dzieckiem. (Spóźnienie wynosi zawsze ponad pól godziny) Rodzice tlumacza, ze nawet jezeli robia wszystko z wyprzedzeniem, to i tak dziecko zawsze cos 'wymodzi' i opóźnia wyjście (podają przykład naglej potrzeby fizjologicznej dziecka itp.) Twierdzą, ze z małym dzieckiem nie da się inaczej

Odnośnik do komentarza

Witaj, a Ty masz dzieci? Łatwo oceniać innych rodziców, jak samu się nie jest rodzicem. My próbujemy wyjść z dziećmi do kościoła w niedzielę, to wyjście na określoną godzinę i zawsze jesteśmy po czasie, dwie, trzy minuty albo i więcej, bo dzieci niestety opóźniają wyjścia, swoje potrzeby komunikują 2 minuty przed wyjściem, jak kiedyś jechaliśmy na chrzciny, to Ola elegancko ubrana wyszła na dwór, przewróciła się, rozbiła kolanko i podarła rajstopki i musiałam jej zmieniać i pocieszać ją :) bywa naprawdę różnie:)

Odnośnik do komentarza
Gość śniadanko

Jeszcze nie, ale bez urazy, nie potrafię zrozumieć tego zaniku organizacji tylko z powodu dziecka. Rozumiem, ze dzieci są absorbujące i potrzebują więcej czasu niz my na wyszykowanie się itd ale nie można np zacząć szykowanie wcześniej skoro za każdym razem spóźniam sie pól h i wiem dobrze o tym..?

Odnośnik do komentarza

Szczerze mówiąc, to z małym dzieckiem zdarza mi się spóźniać, ale to jest "zdarza" a nie jest to normą. Przecież do lekarza też trzeba być na czas i rano muszę zdążyć do pracy odwożąc małą do żłobka, więc da się tak wszystko zorganizować, żeby to w miarę sprawnie działało planując kilka minut wyprzedzenia na sytuacje typu natychmiastowa potrzeba zmiany pieluchy. Często u lekarza jestem pół godziny za wcześniej, bo wolę poczekać niż się spóźnić. Zatem - da się nie spóźniać, ale trzeba chcieć.

"Jeżeli wiesz wszystko, to znaczy, że zostałeś źle poinformowany" - przysłowie chińskie.

http://www.suwaczki.com/tickers/km5sjw4ztyz9vlop.png

Odnośnik do komentarza

kochana z punktu widzenia osoby pewnie zorganizowanej nie uwzględniasz spóźnień - ja też tak miałam ale odkąd mam chłopców to mimo moich wcześniejszych wyszykowań, wychodzenia wcześniejszego - automatycznie zrobionych kupek, wymiocin, czy wywrócenia starszego dziecka na błocie nikt nie wyprzedza - ty chyba też nie załatwiasz się na zawołanie?

http://www.suwaczki.com/tickers/w5wq3e5en5kuzrs6.png

http://www.suwaczki.com/tickers/3jvz3e5eqgubclqa.png

Odnośnik do komentarza

Ostatnio byliśmy zaproszeni na 14:00 do przyjaciół. I dotarliśmy na 15:30... (Mała przysnęła, wiedzieliśmy, że jak ją obudzimy za wcześnie, to będzie marudna, w końcu i twk ją zaczęłam budzić, płakała pół godziny...gdy już dzieci były w kurtkach, i już prawie mieliśmy niewielkie spóźnienie, to starszak zakomunikował potrzebę fizjologiczną. Dwujeczkę. Co robić? Rozbieramy się. Wszyscy, bo się zgrzejemy, a po tem trzeba by się przebierać, bo dziecko spocone... Po 10minutwch okazało się, że mała też ma potrzebę... No to się ubieramy. Już siedziemy w aucie, po 3 minutowej walce z fotelikiem. Ruszamy. Nie. Trzeba wlać płyn do spryskiwaczy. To wina męża. Nie wiedziałam czy wybuchnąć płaczem, czy śmiechem... Słyszę, jak syn wypina się z pasów i otowera auto. On też chce wlewać. Młodsza krzyk, bo też chce wyjść. Jestem twarda. Nie wypnę jej. Płacz. Pocę się wymyślając kolejną przygodę lali i misia, żeby tylko ją zabawić. To nic nie daję, więc naśladuję głos Kaczki Katastrofy, która zwykle bywa zbawienna. Udaje się, choć niepewnie...chłopaki wracają. Ruszamy. Korek! Czerwone światło. Pada jest na minusie. Zwalniamy. I tak 1.5h w plecy...). Mamy problem z dotarciem na czas, choć akurat po raz pierwszy spóźniliśmy się aż o tyle. Zwykle do 30min. Do kościoła zawsze nam brakuje 2-3minut. I nieważne czy zaczynamy szykować się na godzinę, czy 3h przed. Dzieci to geniusze opóźniania...może tylko moje..ale tak jest. Nad morze jechaliśmy z dziećmi ponad 7h, a sami 4h... I tak już dwa razy. Dziękuję tym wyrozumiałym, którzy na nas się nie gniewają. Osobiście bardzo nie lubię się spóźniać i zwracać na siebie w ten sposób uwagę... I dlatego nie lubię umawiać się na czas z ludźmi, którzy nie mają dzieci. Ci, którzy je mają zwykle są wyrozumiali. Oczywiście zdarza nam się nie spóźniać, dążymy do doskonałości...jednak jest trudno :p Gdy umawiam się bez dzieci, to rzadko się spóźniam. Sytuacje losowe.
Margeritko, ja też byłam z tych dzieci, które zaraz po wyjściu za furtkę upadałam i darłam rajstopy na kolanie. A było już 5 minut, żeby gdzieś zdążyć. Powinnam postawić pomnik mojej mamie, za to, że mnie nie zabiła :p

Odnośnik do komentarza

~śniadanko, dwuletnie dziecko, to dodatkowe wyzwanie. Bunt dwukatka. Te dzieci poszerzają gamę atrakcji np. o wykłócanie o kolor skarpetki, jaki chcą założyć. Albo nagle kładą się na podłodze. I nie chcą się podnieść. I w zasadzie, rodzic jest równie mocno zaskoczony, bo było wszystko ok, a tu nagle "podłoga"... Dziwne? Pewnie, że dziwne. Odkąd mam dzieci, to zupełnie inaczej patrzę na rodziców z dziećmi. Lepiej staraj się nie oceniać. Ja żałuję moich niektórych ocen jeszcze za panny. Dobrze, że trzymałam je w sobie, bo byłam niesprawiedliwa. Niepotrzebnie bym ich zraniła. Uważam, że świetnie wychowali i wychowują swoje dzieci? a niedoskonałości? Każdy je ma. Może Tobie trafią się małe "doskonałości" i tego Ci życzę :)

Odnośnik do komentarza

Nikawo świetnie to wszystko opisałaś. Jakbym czytała o naszych wyjściach czy wyjazdach. Myślę że chyba nie ma mamy która wychodząc gdzieś czy wyjeżdżając nie spóźniałaby się ze swoim dzieckiem (lub dwójką, trójką, bo wtedy roboty jest jeszcze więcej, zwłaszcza wtedy gdy różnica między dziećmi niewielka i żadne nie jest jeszcze samodzielne). Dlatego ja nigdy nie umawiam się na konkretną godzinę, Ci co mają dzieci czy wnuki wiedzą że spóźnienie i tak pewnie będzie (choć staramy się by nie przekroczyło pół godziny). Moje dzieci np. były specjalistami w robieniu kupki tuż przed wyjściem do lekarza. Wiadomo małe dzieci, dużo tych wszystkich wizyt u pediatry i my za każdym razem wchodzący do przychodni tuż przed wyjściem lekarza do domu. Jakoś się udawało zdążyć, ale było ciężko, bo nasz pediatra przyjmuje tylko przez 1,5 godziny. I choćbym nie wiem o której zaczęła szykować siebie i dzieci zawsze scenariusz był ten sam. Ja w kurtce, dziecko też, zakładam mu czapeczkę na głowę, podnoszę je by wynieść na dwór i włożyć do wózka i nagle czuję jakiś znajomy "smrodek". No nie! Szybko biegnę z dzieckiem z powrotem do pokoju, wyciągam z wcześniej już spakowanej torby wszystkie rzeczy potrzebne by je przewinąć, rozbieram, zmieniam pieluchę, ubieram z powrotem wpychając maluśkie rączki do kaftanika, nóżki do śpioszków, a dziecko za grosz nie chce współpracować, wije się, drze, nie bacząc na to że matka się spieszy. A skoro się spieszy to nie ma czasu na powolne ruchy, rach ciach i dziecko ubrane. Ale cóż to-cały przód ubranka jakiś żółtawy i klejący. Do diaska- od tych szybkich obrotów, przewracania na boki znowu mu się ulało, wytarcie nic nie da, trzeba mu zmienić ubranko. Więc znów zaczynamy wszystko od nowa rozbierając dziecko prawie "do rosołu". Tak było za każdy razem i z córką i synem. Zawsze żartowałam że moje dzieci te kupki robią ze strachu przed lekarzem. Gdy już miałam dwójkę dzieci było jeszcze gorzej, bo te drugie też trzeba było z wierzchniego odzienia rozebrać by się nie spociło, w międzyczasie zachciało mu się siku, albo pić, a skoro piło samo to się oblało, trzeba było jeszcze i to starsze przebierać itd. itp.

Odnośnik do komentarza

Adasaga3, przypomniałaś mi chrzciny mojego syna.
Jak już zdołałam założyć na śpiochy, w których był synek, koszulę z kamizelką i garnitur ze sztruksu (zimno było) to usłyszałam znajomy dźwięk. Jeszcze smrodu u 2. Miesięczniaka nie było ;)
Do tego krzyk. To się stało tuż przed wyjściem. Zaczęłam wszystko ściągać. Przewijać. Wchodząc do auta usłyszałam TO znowu... I tak pojechaliśmy. Nabożeństwo trwało 15min. W tym 10 min krzyku małego Poganina. W momencie polewania główki malutki już Chrześcijanin zasnął w swym nawozie...w domu go przewinęłam. Pożyczony garnitur ocalał. Bodziak na szczęście też, ale już mało brakowało ;)
Zastanawiałam się kiedyś z mężem, czy dzieci nie mają jakiś radarów, które im mówią "rodzic się spieszy, trzeba wszystko opóźnić"? i tak drzemka rozpoczyna się później, trwa dłużej, przed wyjściem toaleta, upadki itp. Itd

Odnośnik do komentarza

Szczerze mówiąc dziewczyny zazdroszcze wam:) Nam przypadki kiedy spóźniamy się przez dziecko zdarzają się bardzo sporadycznie. Z reguły spóźniamy się przez męża. Mały jest pierwszy do wyjścia i tak my już gotowi stoimy przy drzwiach a mężowi przypomina się, że musi zęby umyć albo coś zrobić. Tragedia:)

http://www.suwaczki.com/tickers/1usaj44j6npfr40t.png

http://www.suwaczki.com/tickers/6qw2s8fwoxc2zo6y.png

Odnośnik do komentarza

Zgadzam się z Dziewczynami: tak,to jest zupełnie normalne,że spóźniamy się będąc rodzicami.I nie ma zbytnio znaczenia,czy zaczniemy się szykować 1 czy 2 godziny wcześniej - wachlarz możliwości dzieci jest szeroki:) oczywiście zależy od wieku,ale jak Dziewczyny napisały-zawsze coś się znajdzie (a to potrzeba fizjologiczna,a to ulanie,a u większych dzieci możliwości co nie miara).
Ja ostatnio jestem spowalniana poprzez uciekanie mojego syna (taka zabawa-ja mam go szukać,on chowa się do swojego zamku/namiotu; oczywiście ja jak w amoku,spieszę się,to tym bardziej go bawi...),podczas przebierania specjalnie siada,wyrywa się; ja spocona,on najczęściej zapłakany,oboje czasem spóźnieni...
Nie spóźniamy się zawsze i wszędzie,ale Np nie spinam się na spotkania rodzinne czy z przyjaciółmi - wiem,że rozumieją sytuację.

https://www.suwaczki.com/tickers/qb3c3e5ewahdy8r5.png

Odnośnik do komentarza

Dziewczyny z boku faktycznie może się wydawać, że dziecko jest najprostszą wymówką dla spóźnienia i napewno dużo osób bez dzieci uważa "znów się spóźnią i zwalą na dziecko". Tak naprawdę to każda napisała jak wygląda sytuacja w realu, więc to zwalanie na dzieci to nie wygodna wymówka. Dzieciaki są przecież nieobliczalne.

http://www.suwaczki.com/tickers/1usaj44j6npfr40t.png

http://www.suwaczki.com/tickers/6qw2s8fwoxc2zo6y.png

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...