Skocz do zawartości
Forum

Konkurs "Pokonujemy przeszkody z pomocą Pieska Bali"


Redakcja

Rekomendowane odpowiedzi

Maluch napotyka na swojej drodze wiele trudności. Jest taki bohater, który może to potwierdzić. Tak jak każdy smyk odczuwa on czasami niepokój przed nową sytuacją czy niepewność związaną z wiarą we własne możliwości. Ta postać to Piesek Bali. Bali, choć czasami napotyka na przeszkody, które wydają mu się z początku nie do pokonania, finalnie dzięki wsparciu rodziców, a także swojej wielkiej wyobraźni, rozwiązuje każdy problem.

http://kontoredakcyjne.strefa.pl/piesek%20bali.jpg

Czy Wasze dziecko, podobnie jak Bali, wykazywało kiedyś lub wykazuje niechęć przed pójściem do fryzjera, niepewność związaną z wizytą na basenie, a może maluszkowi ciężko było/jest się pożegnać z ukochanymi, ale zdartymi już trampkami? Jak daliście/dajecie sobie radę z takimi problemami? Koniecznie podzielcie się z nami swoimi opowieściami na ten temat! Swoje wypowiedzi należy zamieszczać w wątku konkursowym.

Autorzy 5 najciekawszych historii otrzymają bajecznie kolorowe torby plażowe lub puzzle od POLSAT JimJam:

http://kontoredakcyjne.strefa.pl/Grafika%20JimJam.png

Konkurs trwa do 13 sierpnia 2014 roku do północy, a wyniki ogłosimy już w ciągu kolejnych dwóch dni roboczych.

Zapraszamy również do oglądania serialu animowanego „Piesek Bali” codziennie o 11.10 i 11.25 w POLSAT JimJam oraz do pobrania kolorowanek i wycinanek z Pieskiem Bali.

Biorąc udział w konkursie, akceptujesz jego regulamin.

Odnośnik do komentarza
Gość dariolka195

Chciałam podzielić się moimi pomysłami,spostrzeżeniami i radami na temat pierwszej wizyty dziecka u dentysty.Z moją córką taką wizytę odbyłyśmy pierwszy raz rok temu.Był to przegląd uzębienia.Juleczka wyszła bardzo zadowolona z gabinetu.A także bez płaczu,krzyku,a z nagrodą dzielnej pacjentki:)

A oto moje pomysły na to by wizyta przebiegła pomyślnie:
*szukałam stomatologa z podejściem,bo to jaki jest lekarz wpływa też na atmosferę wizyty i na dziecko
*nigdy nie straszyłam córki dentystą,nigdy,w ten sposób ona traktowała go jak normalnego lekarza
*w domu tłumaczyłam córce jak ważne jest by mieć zdrowe ząbki
*kupiłam zestaw małego stomatologa-Julka w ten sposób oswaja się poprzez zabawę ze "sprzętem"dentystycznym,często tak się wspólnie bawiłyśmy
*kupiłam książeczkę pt "Julka poznaje świat:idę do dentysty",córka słuchała z zaciekawieniem i myślę,że bohaterka dodała jej otuchy
*pierwszą wizyta była bardziej zapoznawcza,tak ustaliłam z panią dentystką.Mała pooglądała gabinet,lekarka pokazała jej prawdziwy sprzęt,porozmawiała z córką na temat ząbków
*na drugą już wizytę kupiłam córce malowankę (taki drobiazg),przekazałam ją ukradkiem pani dentystce,żeby w nagrodę za ładną współpracę dała ją mojej córce-to świetna motywacja dla dziecka.

To tyle.Odniosłyśmy sukces.Julka nie boi się wizyt u dentysty.A to jest chyba jedyny specjalista,które dzieci boją się najbardziej.A poprzez moje sposoby i pomysły moja córka wychodzi z gabinetu zadowolona.Pamiętajcie:nie straszcie swoich dzieci dentystą!!!!

Odnośnik do komentarza

Dziecięce lęki i obawy to problem, które wcale nie tak łatwo rozwiązać. Szczególnie bez pomocy kochających rodziców… Moje córeczki obawiały się pierwszej wizyty u stomatologa, wizyt w gabinecie lekarskim, nie wiedziały jak poradzić sobie z odstawieniem piersi lub smoczka. Na szczęście razem udało nam się rozwiązać ich , jakże poważne, problemy i pokonać lęki…
Pierwsza wizyta u stomatologa – na pierwszą wizytę u stomatologa zabrałam dziewczynki kiedy skończyły po 18 miesięcy. Każda z nich miała już bowiem swoje pierwsze 4 ząbki i stwierdziłam, że warto sprawdzić czy aby na pewno rosną prawidłowo oraz czy nie ma konieczności wdrożenia leczenia (np. z powodu próchnicy). Zanim jednak odwiedziłyśmy gabinet dentystyczny solidnie się przygotowałyśmy:
1. Tłumaczenie - często opowiadałam dziewczynkom o zawodzie stomatologa, o tym kim właściwie jest i czym się zajmuje. Słuchały mnie z otwartymi z ciekawości buziami! Starałam się opowiadać o wszystkim dokładnie i ciekawie, odpowiadałam także na wszystkie ich pytania i cierpliwie wszystko tłumaczyłam.
2. Zabawa - przygotowałam stój stomatologa(fartuch z białej koszuli męża, opaskę z lusterkiem) i niezbędne akcesoria a potem zaproponowałam wspólną zabawę w dentystę. Dziewczynki były wniebowzięte. Na własnym przykładzie mogły zobaczyć co tak naprawdę dzieje się w gabinecie dentystycznym i przekonać się, że nie mają się czego obawiać.
3. Bajki edukacyjne – razem z dziewczynkami oglądałyśmy bajkę dotyczącą pierwszej wizyty u dentysty z ich ulubionymi bohaterami. W sieci jest mnóstwo takich bajek. Wystarczy trochę poszukać. Ich pomoc w rozwiązywaniu problemów jest bowiem nieoceniona.
4. Książki – za pomocą barwnych ilustracji i zabawnego wierszyka pokazałam dziewczynkom, że pierwsza wizyta u dentysty może być ciekawa i że na pewno nie mają się czego obawiać.
5. Wizyta w gabinecie – podczas pierwszej wizyty w gabinecie Pani stomatolog pokazała dziewczynkom gabinet, wszystkie sprzęty, pozwoliła włączyć wiertło, pojeździć na fotelu(w górę i w dół), wytłumaczyłam dlaczego trzeba chodzić do dentysty a dopiero potem na samym końcu obejrzałam ich ząbki, po czym wręczyłam dyplomy dzielnego pacjenta i próbki pasty do zębów. Podejście dentysty do małego pacjenta jest szczególnie ważne, ponieważ do od pierwszej wizyty właśnie zależy czy dziecko będzie chciało pójść tam kolejny raz.. Jeśli już na samym początku się zrazi potem trudno będzie je przekonać…
6. Pochwały – po opuszczeniu gabinetu powiedziałam im, że jestem z nich bardzo duma i z racji tego, że były aż takie dzielne w nagrodę zabieram je na lody. Miłe słowa potrafią działać cuda i być zachętą na kolejny raz. Pamiętajmy tez aby pochwalić dziecko nawet wówczas, gdy będzie płakać albo nie będzie chciało poddać się badaniu. Wsparcie dla malucha jest niezwykle ważne.

Wizyta w gabinecie lekarskim – gdy dziewczynki były jeszcze niemowlakami kolejne wizyty u pediatry w ogóle im nie przeszkadzały. Problem przed białym fartuchem pojawił się wówczas, gdy skończyły po ok. 12 miesięcy. Zaczęły wówczas zdawać sobie sprawę. Że Pani doktor choć miła jest dla nich zupełnie obcą osobą, która w dodatku każe im się rozbierać i dotyka je zimnym stetoskopem. Krzyczały wtedy w niebogłosy. Wtedy, podobnie jak w przypadku pierwszej wizyty u stomatologa, zaczęłam:
1. Tłumaczyć – mówiłam dokładnie gdzie i po co idziemy, co Pani doktor będzie robić i dlaczego. Cierpliwie tłumaczyłam im na czym polega praca lekarza i odpowiadałam na ich wszystkie pytania. Opowiadałam o wirusach i bakteriach , lekarstwach i szczepionkach.
2. Zabawa – w tym przypadku także, podobnie jak z pierwszą wizytą u dentysty, zaproponowałam wspólną zabawę w lekarza. Ja byłam pacjentem a moje córki lekarzami. Badały mnie stetoskopem, robiły zastrzyki na niby, zaglądały do jamy ustnej. Potem była zmiana – to ja byłam lekarzem one pacjentami. Do dziś się tak razem bawimy. Kupiłam im także grę planszową, której celem jest wykonanie operacji pacjentowi. Gra pozwala nie tylko poznać poszczególne części i narządy naszego ciała ale także rozwija zdolności manualne i zręczność dziecka.
3. Bajki – w telewizji czy w Internecie można znaleźć mnóstwo edukacyjnych bajek o tematyce medycznej. Znajdzie się coś dla młodszych jak i starszych dzieci. Moje córeczki naprawdę bardzo polubiły bajkę z serii ,,Było sobie życie”, którą zresztą ja sama także oglądałam jako dziecko. Ba! Oglądam ja razem dziewczynkami do tej pory.
4. Książki – nawet nie wiem ile razy czytałam moim córkom wierszyk ,,Chory kotek” albo historię pewnego misia, który złamał łapkę. 100?1000?A może nawet i 10000? Nieważne. Najważniejsze, że dzieci je lubią a bajki pomagają im oswoić się z wizytą w gabinecie lekarskim.
5. Pochwały - ,,Ale byłaś dzielna!”- mówi nasza Pani doktor do moich córek po każdej wizycie a one po prostu pękają z dumy. I nieważne czy zdarza im się płakać. Zawsze otrzymują słowa uznania. Ode mnie także. Dodatkowo, po każdej wizycie Pani doktor nagradza je naklejkami. Na następną wizytę nie trzeba ich teraz namawiać

Pożegnanie ze smoczkiem – podczas gdy moja starsza córka Pola wychowała się zupełnie bez smoczka to z kolei młodsza dostała go będąc jeszcze w inkubatorze. Ida przyszła bowiem na świat jako wcześniak, pozbawiona odruchu ssania. Aby się go nauczyć pielęgniarki podały jej smoczek. Był tak duży, że zasłaniał jej połowę twarzy! Po paru tygodniach jednak odruch ssania się pojawił i był na tyle silne, że mogłam ją wreszcie dostawić do piersi. Myślałam wówczas, że wtedy pozbędziemy się smoczka. Ale niestety – Ida była tak do niego przyzwyczajona, że nie mogła bez niego zasnąć…
1. Pomoc starszej siostry - Czas mijał, Idunia rosła jak na drożdżach, zmieniała się a wraz z jej zmianami zmieniały się też kolejne smoczki. Próbowałam pozbyć się ich na różne sposoby – bez rezultatu. W końcu z pomocą przyszła jej starsza siostra(5 lat). Pewnego dnia zapytała Idy czy odda jej jeden smoczek w zamian za jakiś prezent. Ida zgodziła się od razu.
2. Smok - Pola powiedziała, że jeśli zostawią smoczek na balkonie to zabierze go pewien smok, który zostawi im w zamian na niego prezent. Pobiegły wiec na balkon, położyły smoczek i …czekały. Rano okazało się, że smoczek rzeczywiście zniknął a w jego miejsce pojawiła się tajemnicza paczka, która po rozpakowaniu okazał się być prezentem dla obu dziewczynek. Radości nie było końca! Naszej także…

Odstawienie od piersi – zarówno Pola jak i Ida miały dość duże kłopoty z odejściem od karmienia naturalnego. Obie uwielbiały pory karmienia. Zresztą zupełnie tak samo jak ja. Jednak gdy obie ukończyły już 2 rok życia a pokarmu było coraz mniej, karmienie stało się dla mnie nieco uciążliwe. Dziewczynki także nie do końca były zadowolone z tego, że w zasadzie na samym początku karmienia nie ma już pokarmu. Postanowiłam więc odstawić je od piersi:
1. Nowe zwyczaje – najtrudniej było oduczyć dziewczynki karmienia bezpośrednio przed snem. Dlatego też, od tej pory usypianie dzieci stało się obowiązkiem mojego męża. Mimo początkowych protestów i łez, kolejne wieczory były już coraz bardziej spokojne a dziewczynki zasypiały znacznie łatwiej i szybciej niż na początku.
2. Kubek mleka – zamiast piersi dziewczynki dostawały przed snem kubek ciepłego mleka. Kubek był wcześniej wybrany prze nie osobiści i piły z niego tylko mleko. Był więc naprawdę wyjątkowy. Dziewczynki już cały wieczór czekały kiedy wreszcie będą mogły napić się z niego mleka. O naturalnym pokarmie powoli zapominały…
3. Choroba – ostatecznie jednak to moja przewleka choroba pomogła mi w odstawieniu dziewczynek od piersi. Leczenie silnymi antybiotykami uniemożliwiły mi karmienie w 100 %. O dziwo dziewczynki szybko zrozumiały, ze mama jest chora i że nie wolno pić jej ,,chorego mleka”(jak to zwykły mawiać). Chyba nawet o wiele szybciej niż ja…

Pierwszy dzień w przedszkolu – pierwsza wizyta w przedszkolu do ważne wydarzenie zarówno dla samego dziecka jak i jego rodzica. Pamiętam do dziś moment w którym po raz pierwszy zostawiłam Polę samą w przedszkolu. Czułam wtedy ogromny lęk. Zastanawiałam się czy sobie poradzi? czy nie będzie bała się Pani? Czy odnajdzie się w grupie? Poza tym wiedziałam także, ze ona sama boi się pewnie tak samo jak ja. Albo nawet jeszcze bardziej. Dlatego tez:
1. Przygotowanie – przygotowałam Polę do nowej roli zapisując ja na zajęcia w Akademii Dwulatka. Akademia miała na celu przygotowanie dziecka do pójścia do przedszkola, naukę funkcjonowania w grupie oraz rozłąki z mamą. Początkowo chodziłam z Pola na każde trwające 2 godziny zajęcia. Potem stopniowo, zostawiałam ją tam samą – najpierw na 10 minut a na końcu na pełną godzinę. Pola wbrew moim obawom doskonale poradziła sobie z tą rozłąką. Akademia nauczyła ją także pracy zespołowej(wspólne rysowanie, śpiewanie) i dzielenia się zabawkami.
2. Oswajanie – pierwsza wizyta w przedszkolu trwała około dwóch godzin. Pola poznała swoją nowa Panią, koleżanki i kolegów, sale, zabawki. Oglądałam wszystko z ciekawością i uwagą. Przy okazji tej wycieczki byłam cały czas obok niej. Następnego dnia Pola została już sama na 2 godziny(ja ciągle byłam w razie czego za drzwiami). I tak stopniowo, krok po kroku, godzina po godzinie, została całe 8 godzin.
3. Integracja – miesiąc od rozpoczęcia roku przedszkolnego zaproponowałam mamom dzieci uczęszczających do grupy Poli wspólne, integracyjne spotkanie. Większość zgodziła się z entuzjazmem. Spotkałyśmy się w sobotnie przedpołudnie i bawiłyśmy wspólnie przez wiele godzin. Dzieci zawarły nowe przyjaźnie i my także
4. Rozmowa – każdego dnia pytałam Polę o to, co robiła w przedszkolu, o to z kim i w co się bawiła, co podoba jej się tam najbardziej a co mniej. Dzięki temu wiedziałam jak ma na imię jej najlepsza koleżanka, w co lubią się bawić, jak spędzają czas na przedszkolnych zajęciach , kto zrobił jej przykrość, itd. Pola do dziś mi o tym wszystkim opowiada, dzieli się swoimi spostrzenieniami i problemami, które pomagam jej rozwiązywać.

Odnośnik do komentarza

Nasza starsza córka uwielbia bajkę Bali ...
Jest wiele rzeczy , które ich łączy :
-oboje kochają cały świat ,
- mają swoją ukochaną przytulankę .
- maja młodszą siostrzyczkę i ...masę podobnych problemów ...

Lenka tak jak wiele dzieci w których życiu nagle pojawia się młodsze rodzeństwo często borykała się z jednym problemem ,,,a mianowicie dlaczego młodsze rodzeństwo nie potrafi bawić się samo ,,, zawsze przyjdzie i rozwali zbudowaną przez nią budowę z klocków, a to podniecie obrazek ,,,a to wyrwie kawałek książki czy kolorowanki ,,,Dlaczego taka dzidzia nie może zająć się sobą i wszystko psuje? Bywały takie chwile , kiedy często padały słowa "Mamo zabierz ją ! " "Mamo ona znowu mi to popsuła!"
Lenka nie potrafiła zrozumieć ,że małe dziecko nie rozumie pewnych rzeczy . Psucie , rwanie , rozwalanie traktuje jako zabawę i nieświadomie sprawia przykrość starszej siostrze, która wkłada dużo wysiłku w swoje prace ,,,
Wtedy z pomocą przyszedł Bali ,,, bohater prosto z bajki ... Dzięki naszemu tłumaczeniu dlaczego małe dzieci tak robią , obejrzeniu tego odcinka pt " Jestem zły " gdzie mała Lea wylała niechcący wodę na pracę Baliego ,,,porównaniu tej scenki ze scenkami z życia Lenki i jej siostrzyczki- córce udało się zrozumieć .
Teraz już problem zniknął . Nasza córka nauczyła się bardzo ważnej rzeczy ,, Tego jak WAŻNE jest RODZEŃSTWO i że w życiu trzeba nauczyć się WYBACZAĆ oraz że wypadek może się zdarzyć się każdemu .
Zrozumiała ,że zabawa w dwójkę sprawia więcej radości i że bez względu na to co robi jej młodsza siostrzyczka to zawsze będzie mogła w życiu na nią liczyć i zawsze będzie ją kochać :)...
Bali dziękujemy za pomoc ;)

Odnośnik do komentarza

Dziecięce lęki i obawy to nie lada wyzwanie.
Moja starsza córcia wiedzie w tym prym. Wszelkie nowości ją przerażają ..przeważnie jest to strach przed pierwszym razem w danym temacie.. potem jest tak jak zawsze przypuszczam ..czyli 'chce jeszcze!'
Tak było np. ze zjeżdżalnią na basenie .. oj ale był strach pomieszany z chęcią zjechania.. za pierwszym podejściem dotarliśmy prawie na szczyt schodków i.. zeszliśmy na dół .. oczywiście miałam zjechać z nią trzymając ją w rękach - zresztą za mała była wtedy na samodzielne zjazdy.. kilka wizyt na basenie później kolejne wykazanie chęci na próbę po obiecaniu, że będę ją trzymać, że przy 'wpadnięciu do wody' będę minimalizować ochlapanie wodą itp. ..i udało się .. 'było super-chce jeszcze'.. tak samo było i przy uczęszczaniu na naukę pływania .. skoki do wody trzymając się kijkiem .. zrezygnowała nawet z próby .. dwa zajęcia później po moich zachętach aby spróbowała i przypominaniu jak było ze zjeżdżalnia .. odważyła się w końcu..było to bardziej wpadnięcie do wody niż skok ale z każdym następnym razem było lepiej i wielka radość za każdym razem potem skoki bez kijka- to samo.. przy przejściu to wyższej grupy która pływa już na głębokim basenie .. też był strach no ale jak bo przecież tam nie dotyka dna.. ale poszła - nie miała wyjścia ;) .. i wyszła dumna jak paw, ze pływała na głębokim basenie..a teraz po jeszcze kilku takich etapach strachu na głębokim basenie czuje się teraz tam jak ryba w wodzie...
i tak ze wszystkimi przyjemnymi rzeczami pierwszymi jest..strach przed spróbowaniem, słowa ja jednak nie chce ale w oczach widać wielką chęć ..a potem po wielkich przekonywaniach wielka radość i chęć na powtórkę.
Sytuacje mniej przyjemne: oj dentysta jak u większości chyba.. miała chyba ze trzy podejścia zanim dała sobie zajrzeć do buzi i oglądnąć ząbki.. pokazywałam i opowiadałam jak to będzie wyglądać, zaopatrzyliśmy się w książeczkę o dentyście a nawet w sklepie medycznym o lustereczko do oglądania ząbków aby poćwiczyć w domu.. obiecana nagroda za dzielność od nas .. a trafiliśmy też do takiej pani co sama też daje jakieś drobne rzeczy w nagrodę typu pierścionki, figurki malutkie.. ale na początku i to nie pomagało.. potem gdy była już trochę starsza i się okazało, że ząbki potrzebują pomocy.. przekonanie aby dała sobie coś zrobić.. na początku było tylko malowanie jakimś próchniczobójczym czymś aby podratować do czasu finalnego leczenia.. ile się natłumaczyłam, że musi być bardzo dzielna i co ważniejsze nie kłamałam, powiedziałam, że może trochę boleć (wiadomo każdy ma różny próg bólu) ale trzeba wygonić robaczki z ząbków bo potem będzie jeszcze bardziej boleć ..i w końcu jakimś cudem dała sobie zęby wyleczyć. ..aa i stałam przy fotelu dentystycznym i trzymałam za rękę bądź gładziłam po włosach aby czuła, że cały czas jestem obok i mówiłam, ze jak będzie bolało to aby ściskała mi rękę.
Więc nasz sposób na mniej przyjemne rzeczy to tłumaczenie korzyści i opisywanie jak wygląda mniej więcej wizyta no i oczywiście nagroda po za dzielność ..
Młodsza córcia za to jest bardziej dzielna i łatwiej ją przekonać i wytłumaczyć .. a na fajne rzeczy sama się rwie :)

Odnośnik do komentarza

Moja córka panicznie bała się nożyczek a co za tym idzie fryzjera. Do drugiego roku życia nie miała obcinanych włosów. W końcu wpadliśmy na pomysł aby kupić mini zestaw fryzjerski z lalką który zaniesiemy do pani fryzjerki. Spędziliśmy tam 2 godziny-fryzjerka musiała kilka razy podciąć włosy lali, pokazała córce że jest to przyjemne i jak pięknie będzie wyglądać. Od tamtej pory sama prosi "chodź fiziera idziemy" :) To był nasz ogromny sukces!

Odnośnik do komentarza
Gość mama oliviera

Nasze leki nasza wspolna sprawa. Olivier jest bardzo ruchliwym maluszkiem. Skonczyl 3 latka I czasem ciezko z tymi lękami. Otoz fryzjer o zgrozo kiedys to nawet kilku fryzjerow odwiedzilam I kazdy zrobil po trochu roboty I olis nie chce, boi sie. Coz czas na rozmowe. Znalazlam akurat ksiazeczke gdzie mowa o pani fryzjerce juz cos ciekawiej I w koncu wpadlam na pomysl wzielismy laleczke I zaczelismy razem robic jej fryzure. Malemu tak sie spodobala ta zabawa ze w koncu ze swoja laleczka poszlismy obciac włoski. I juz tak jest za kazdym razem.Natomiast druga historia dentysta sie klania tez strach pisk. Poszlismy na wizyte I poprosilam pania, zeby moje zeby sprawdzic ( sama mialam stracha) mohe dziecko siedziało obok a w myslach zeby tylko nic mnie nie bolało bo jak krzykne to bedzie juz pozamiatane:) udalo sie maluszek usoadl u mnue na kolanach poprosil pania dentystke o przyciemnione okularki I brawo w nagrode dostal naklejke z handymen I teraz co piec minut slysze w domu mamusiu olis chce do dentysty:) niestety wychowanie nie hest łatwa sztuka I z kazdym dniem my sie uczymy od dzieci a one rowniez nas wychowuja .

Odnośnik do komentarza

Witam.

Moja półroczna córeczka panicznie boi się szczepień. Już podczas wizyty w przychodni jest bardzo czujna, a sam moment ukłucia do szczepienia to istna histeria. A mnie jako mamie na takie wrzaski mojego maleństwa, to po prostu pęka serce :( Ale musimy być twarde babki :) Przede wszystkim zachowuję spokój. Jeśli ja jestem spokojna, to stan ten udziela się również dziecku. Tłumaczę jej, że idziemy do lekarza i tam będzie szczepiona. Ale to wszystko jest tylko i wyłącznie dla jej dobra, bo mamusia ją baaardzo kocha. Mówię jej prawdę, że zastrzyk może nieco zaboleć, ale to szybko minie. Robię też takie niby zastrzyki - szczepienia jej ukochanemu pieskowi (maskotka). Na początku piesek płacze, ale już za chwilę ból mu przechodzi i piesek jest wesoły, poszczekuje i radośnie śpiewa (oczywiście wszystkie odgłosy pieska odgrywa mama). Tak więc to naturalna kolej rzeczy, że szczepienie poboli i za chwilę wszystko wraca do normy, a ból mija. Idąc na szczepienie oczywiście bierzemy ze sobą ulubionego pieska mojej córeczki. Zdecydowanie łatwiej mi wtedy odwrócić uwagę dziecka od tego nieprzyjemnego zabiegu. Zaczęłyśmy także stosować znieczulający plaster. Nakładamy go w miejscu ukłucia pół godziny przed zabiegiem. Ten sposób poleciła nam pomocna pani pielęgniarka. Reasumując, muszę przyznać, że jestem dumna ze swojego maleństwa. Ostatnie szczepienie, w porównaniu z wcześniejszymi, przebiegło znośnie wręcz spokojnie. Pokonujemy więc przeszkody, bo trzeba iść w życiu do przodu. Dziś naszą przeszkodą są szczepienia, za chwilę będzie mnóstwo innych i to znacznie poważniejszych barier. Grunt, to się nie poddawać. Ale wiem, że moja dzidzia da sobie radę ze wszystkimi przeciwnościami, bo jest moim małym bohaterem :)))

Odnośnik do komentarza

U nas pierwsze lęki pojawiły się kiedy córka musiała skorzystać z pomocy stomatologa. Miała wtedy trzy latka a ząbki już kwalifikowały się do leczenia. Problem był o tyle poważny ze lekarze odsyłali mnie od gabinetu do gabinetu ponieważ żaden lekarz nie chciał sie podjąc leczenia z jednego powodu - jak to mówili córka nie współpracuje. Tłumaczyłam córce ze to tylko chwila, ze nie będzie bolec, kupowałam wszystkie możliwe książeczki które dotyczyły ząbków itd. itd. Jednak nic niestety nie pomagało. Kiedy odwiedzałyśmy kolejnych stomatologów było coraz gorzej. Az w końcu jeden z lekarzy polecił mi klinikę oddalona o kilkadziesiąt km. od mojego miejsca zamieszkania w której spróbowaliśmy leczyc zabki po zażyciu uspokajającego syropku. Niestety to było konieczne. Również działy się cuda ale na szczescie córka tego nie pamięta. Od tamtego czasu minął rok.Byłyśmy już dwa razy na kontroli i jestem bardzo miło zaskoczona, ponieważ bez zadnego lęku córka otwiera buzie i współpracuje. Ja po tych wszystkich przeżyciach stwierdzam, ze to jednak wiek dziecka odgrywa bardzo wazną role. Inne sposoby niestety w moim przypadku zawiodły, ale zapewne będzie jeszcze nie jedna sytuacja w naszym zyciu kiedy będę mogła się przekonać jakie sposoby czasami bardzo "podstępne" ;-) działają na moje dziecko.

Odnośnik do komentarza

Mój syn muszę przyznać jest odważnym dzieckiem,nowe miejsca,nowe twarze,sytuacje nie budzą w nim lęku,ale jednak są takie dwa ''strachy''jest to lekarz do którego już się przekonał,a po ostatniej wizycie niestety się zraził i znowu ten paniczny strach,z którym nie możemy sobie poradzić.Jest też burza,gdy jeszcze nie grzmi,ale robi się ciemno,zrywa się wiatr,mały sam mówi''bu,bu''i że koniki się boją,pieski i inne zwierzątka o on nie,no niestety jak już grzmi synek nie schodzi mi z rąk.A może jakby miał takiego przyjaciela ,który nauczył by go jak pokonywać przeszkody,byłoby łatwiej maluszkowi?

Odnośnik do komentarza

W końcu nadszedł ten dzień – długo wyczekiwana wizyta mojego synka Krzysia u swojej babci, a mojej mamy. Spakowałam wszystkie niezbędne rzeczy dla mnie i dla dziecka oraz moje ubrania, które wymagały poprawek krawieckich. Moja mama jest krawcową, dlatego wszystkie mankamenty lub ubytki w mojej odzieży zawożę jej do poprawienia. Po dotarciu na miejsce radość była przeogromna – Krzysiu piszczał z radości widząc babcię i jej pieska. Po czułym powitaniu, zjedzeniu przepysznego ciasta babcia rozłożyła swoją maszynę do szycia, chcąc zrobić poprawki krawieckie moich ubrań. Założyła na nos okulary. Wówczas mój Krzyś stanął jak wryty, wytrzeszczył swoje oczka i otworzył buzię, by po chwili wybuchnąć głośnym płaczem. Szybko zorientowałyśmy się, że mój synek wykazuje wielki strach przed okularami. A wieczorem, gdy dziadek wrócił z pracy, mając na nosie okulary Krzyś zareagował bardzo podobnie – krzycząc i histeryzując… Dopiero, gdy dziadek zdjął z nosa okulary mój syn się uspokoił. Nawet rzucił się w wir zabawy ze swoim dziadkiem.
Podobna sytuacja wydarzyła się podczas spaceru na chodniku. Krzyś zauważył przechodzącą kobietę w okularach i znów bardzo się przestraszył. Pani nie wiedziała o co chodzi, ale ja tak!
Strach przed ludźmi, którzy mają założone okulary zrobił się problematyczny. Sytuacje związane z histerią i płaczem zdarzały się często w miejscach publicznych. Zaczęłam zastanawiać się, jak zapobiec dalej takiemu zachowaniu Krzysia i jak oswoić jego strach?
Któregoś dnia przechodziłam obok księgarni i zauważyłam na wystawie książkę: „Pan Hilary zgubił okulary”. Nie wahając się ani chwili weszłam do sklepu i zakupiłam tą książkę. Wieczorem pokazałam ją synkowi i przeczytałam tekst wiersza Juliana Tuwima. Krzyś bardzo polubił tę książkę i codziennie wybierał ją, abym mu przeczytała. Dużo mu tłumaczyłam od siebie – dlaczego okulary były takie ważne dla pana Hilarego, do czego mu były potrzebne i dlaczego tak intensywnie je szukał. Postać pana Hilarego stała się dla mojego synka ulubionym bohaterem bajkowym! A okulary przestały budzić w nim strach i panikę. Spokojnie mijamy ludzi, mających ubrane okulary na spacerach. Nawet za każdym razem jadąc do babci, Krzyś szuka jej okularów i każe zakładać ;)
Według mnie każdy wielki strach małego dziecka można oswoić. Czasami przychodzą z pomocą nieoczywiste, oryginalne rozwiązania. Po prostu trzeba cierpliwie i wytrwale szukać, aż w końcu zwalczy się tę negatywną emocję u dziecka.

Odnośnik do komentarza

Niedawno Natalka miała dodatkowe szczepienie przeciw ospie, a że ma już 2,5 roku i jest bardzo wrażliwa, chciałam ją na to przygotować. Ogólnie bardzo lubi chodzić do lekarza i zależało mi na tym, aby nie pojawił się u niej strach przed białym fartuchem. Najpierw opowiadałam jej o tym, co się będzie działo w gabinecie, a potem ćwiczyłyśmy na misiu. Miś był dzielny i nie płakał, więc i Natalce było raźniej. Wiedziałam, że w gabinecie zastosują środek zmrażający miejsce kłucia, więc robiłyśmy misiowi "psiuk psiuk" w rączkę, żeby nie bolało. Na szczepienie pojechała z misiem. Pani doktor była na tyle miła, że najpierw "zaszczepiła" misia, którego Natalka pocieszała: "Nie bój się misiu, pani zlobi psiuk psiuk" :) Miś był bardzo dzielny, więc i córcia mniej się bała. Koniec końców nic nie bolało, łezka się pojawiła już po wszystkim, ale naklejka od pani doktor zaraz pomogła zapomnieć o ukłuciu, a Natalka nadal lubi tam chodzić. W domu za to zaczęła się bawić w doktora i teraz z zapałem leczy wszystkie swoje misie :)

Odnośnik do komentarza

Moja córka bardzo bała się pierwszego dnia w przedszkolu. Z jednej strony bardzo chciała tam pójść, z drugiej było to zupełnie nowe miejsce, nowi ludzie i zwyczaje. Pomyślałam więc, że ciekawym sposobem na oswojenie jej z tym lękiem będzie zabawa w przedszkole. Do pomocy użyłam lalek i misiów, które odgrywały role przedszkolaków. Wśród nich zasiadła moja córcia a ja byłam nauczycielką. Okazało się, że taka zabawa bardzo ją wciągnęła i emocje opadły. Na tym jednak nie poprzestałam. Zabrałam też córkę na dni otwarte do placówki i tam na spokojnie mogła w mojej obecności poznać wszystkie jej kąty a przy okazji poznać panią przedszkolankę. Okazała się ona bardzo sympatyczna więc z wiedzą o tym jak jest i co czeka dzieci w przedszkolu, moja córka wręcz nie mogła się doczekać gdy wreszcie będzie mogła tam pójść. Strach ma wielkie oczy tylko wtedy gdy go nieznany.

Odnośnik do komentarza

Poprzez różne sytuacje nauczyłam się w jaki sposób tłumaczyć mojej córeczce jak radzić sobie z utraconymi rzeczami czy wizytami u fryzjera czy lekarza.

Moja córka jak każde dziecko boi się zastrzyków , igieł itp. Niestety pewnego dnia dostałam skierowanie dla córki na badanie krwi.Nie wiedziałam kto gorzej to przeżyje ja czy moja córka, ale wpadłam na pewien pomysł który do dziś się sprawdza NAJPIERW MAMA !!!; przed wyjściem na pobranie krwi wytłumaczyłam córce , że Pani nam zrobi leciutki zastrzyk żebyśmy miały dużo siły i mocy;) ( córka uwielbia bajkę LEniuchowo a jej idolem jest Sportakus który ma wielką moc;) ).Oczywiście się bała , ale dałyśmy radę:). Aby cały proces przeszedł mało boleśnie i obyło się bez płaczu na pierwszy ogień poszłam JA! ;) ( nie miałam skierowania na badania morfologii , ale przy okazji sama się przebadałam;) ).Moja córka stała i trzymała mnie za rękę.Zobaczyła, że to nic strasznego i chętnie sama usiadła na fotel .Dostała naklejkę "Dzielnego pacjenta" i cały strach minął.

Było sporo sytuacji gdzie były bezsenne noce, dużo płaczu i tłumaczenie niektórych rzeczy które są dla nas dorosłych trudne... takim przykładem jest pupil pies którego mieliśmy już dawno.Nasz piesek zaczął chorować, przestał widzieć i w końcu zdechł. Bardzo ciężko mi było to przeżyć , a tym bardziej ciężko było wytłumaczyć mojej córce, że nie ma pieska który z nią zasypiał a rano ją lizał na dzień dobry. Wytłumaczyłam córce, że Aniołki potrzebowały naszego pieska aby pomagał w niebie .I teraz tam jest mu lepiej, bo ma tam inne pieski które go bardzo potrzebują.A jak są gwiazdy na niebie to ta najbardziej świecąca to KORA ( imie pieska) - która patrzy na nas i macha nam łapką.

Uważam, że każda mama na tyle zna swoją pociechę, że potrafi wybrnąć z każdej sytuacji i wie jak podnieść nasze maluchy na duchu, bo w końcu kto z nas zna lepiej swoje dzieci niż my same:)

Odnośnik do komentarza

Moja córka ma 4 lata i boi się wszystkiego.
*Ostatnio poszłam do fryzjerki pofarbować i podciąć włosy.Wzięłam córkę ze sobą,namówiłam ją,że może troszkę podetniemy włoski,to szybciej urosną... Ucieszyła się i wszystkim dookoła opowiadała,że idzie do pani fryzjerki.Poszłyśmy,ja usiadłam na jedno krzesło,ona na drugie,pani fryzjerka założyła nam peleryny,wzięła nożyczki i wtedy moje dziecko powiedziało:Ja chcę swoje włoski na zawsze,nie chcę obcinać.Nie namawiałyśmy jej.Usiadła,oglądała książeczki i patrzyła,jak fryzjerka mi obcina.Spytałam jeszcze raz czy chce ,żeby pani podcięła,to będzie miała mięciutkie,zdrowe włoski,a ona na to,że ma mięciutkie,bo zawsze tak mówię,jak ją czeszę:-)Przeszkoda niepokonana.
*Pierwszy raz u dentystki był nieudany,choć przygotowywałam ją od kilku tygodni na tą wizytę i codziennie przypominałam że niedługo pójdziemy sprawdzić ząbki.Poszłyśmy,pani dentystka powiedziała,żeby otworzyła buźkę i pokazała ile ma ząbków,a ona zakryła buzię ręką i trzymała tak mocno,że myślałam,że ta ręka przykleiła jej się do ust.Przed drugą wizytą,która odbyła się kilka tygodni później też były tłumaczenia z mojej strony,że pani tylko obejrzy,policzy ile ząbków i zobaczy czy są zdrowe.Powiedziałam,ę w nagrodę kupię jej szczoteczkę elektryczną,którą wcześniej sobie upatrzyła.Poszłyśmy,usiadła na fotel,pani spytała ją jak ma na imię,ile ma lat,a ona już siedziała z otwartą buzią.Byłam w szoku.Okazało się, że ząbki ma zdrowe i śliczne:-)Byłam dumna.Od razu poszłyśmy kupić szczoteczkę.Przeszkoda pokonana!
*Lekarz rodzinny,to chyba największy strach mojej córki.Nie da sobie zajrzeć w gardło,o badaniu stetoskopem nie wspomnę.Ostatnio trzymałam ją na siłę,żeby doktor mógł ją zbadać i było tyle krzyku i wyrywania się,że aż mi było wstyd.Nie pomagają rozmowy,ani nawet zestaw małego doktora,którym często się bawi z młodszą siostrą.Nie wiem czemu tak się go boi.Dostaje naklejki od lekarza,kolorowanki, a ostatnio nawet lizaka dostała.Nie pomaga.To jest jej największa zmora i nie wiem kiedy w końcu zaliczymy "normalną" wizytę.Przeszkoda niepokonana.
*Ostatnio moja córka biegała z koleżanką i przewróciła się na chodniku-kolana lekko obdarte i skaleczenie na ręku.Za nic nie chciała oczyścić ręki wodą.Płakała,krzyczała i zaczęła mówić jakimś dziwnym językiem,wszystko na przemian.Chyba pierwszy raz tak się przewróciła.Chciałam jej zakleić ranę plastrem to jeszcze bardziej się darła,że się boi.Zaczęłam spokojnie do niej przemawiać,że zakleimy rankę a w nocy na pewno plaster sam odpadnie jak już rączka się zagoi.Dałam jej malutką paczuszkę żelków i powiedziałam że jak będzie dzielna to będzie mogła je zjeść.Jakoś się udało.Nakleiłam plaster, a w nocy jak spała odkleiłam go.Rano córka zobaczyła,że nie ma plastra i się ucieszyła,że sam odpadł,a ja się zorientowałam,że ona nie tak się bała przyklejenia go co odklejenia:-)Przeszkoda pokonana!
*Tak jak i plastrów moja córka bała się naklejania tatuaży,ale w wakacje zaprzyjaźniła się z koleżanką sąsiadów,która miała na rękach kilka tatuaży z księżniczkami.Oli się spodobały,więc następnego dnia koleżanka przyniosła tatuaż dla Oli i dla siebie.Zrobiła sobie sama,a Ola się przyglądała...Po jakimś czasie też chciała tatuaż,więc jej zrobiłam.Następnego dnia kupiłam cały zestaw tatuaży i teraz co dziennie chce jakiś nowy,ostatnio nawet zażyczyła sobie tatuaż na plecach.Przeszkoda pokonana!
*Niektóre przeszkody zostały pokonane z czego jestem bardzo dumna i mam nadzieję,że z wiekiem niektóre jej obawy znikną.Lęk przed komarami,muchami,lekarzami,badaniami...Dużo tego jest,ale wierzę,że z roku na rok będzie coraz łatwiej:-)Ja też bałam się much i biedronek jak byłam mała,więc pewnie coś po mnie odziedziczyła:-)

Odnośnik do komentarza

Mam dwie córeczki i każda ma inne lęki. Starsza panicznie bała się owadów. Po prostu wpadała nam w histerię-płakała, piszczała , czasem aż traciła oddech. Na początku tłumaczyłam jej ,że jeśli ona sama nie zrobi owadowi krzywdy ten jej nie skrzywdzi. Pokazywałam jej filmy przyrodnicze, czytałam o owadach książeczki. Sama dotykałam np,biedronki by pokazać jej,że nie ma się czego bać. O dziwo w tym roku nam się udało i mała już na widok owadów nie reaguje w ten sposób. Nadal ma do nich dystans ale jest już znacznie lepiej.
Po drugie obie boją się ciemności. Długo nie chciały spać same w pokoju bojąc się ,że ktoś je porwie lub zje(nie wiem skąd im się to wzięło) Tak więc znów postanowiliśmy w swej walce wykorzystać opowieści , malutką lampkę ,która w nocy delikatnie świeci i sprawia że na suficie pojawiają się gwiazdki. Na początku jeden z nas spał z dziewczynkami by się przyzwyczaiły. Teraz dzięki lampce na szczęście śpią już same.
No i nasza największa zmora szpital i lekarze. Młodsza córka była wcześniakiem tak więc ze służbą zdrowia miała już sporo do czynienia. Po roczku wylądowała w szpitalu z rotawirusem. To jej lęk jeszcze wzmogło bo generalnie jest dość aktywnym dzieckiem a tu musiała siedzieć w zamknięciu.Po tej sytuacji zmieniliśmy naszym dzieciom lekarza prowadzącego. Dzięki sympatycznej Pani doktor,która potrafi z dzieckiem rozmawiać lęk stopniowo się zmniejszał. Teraz mała do gabinetu wchodzi z uśmiechem na ustach.
Walczyliśmy jeszcze z jednym lękiem a mianowicie histerią przy myciu włosków. Tak się zdarzyło ,że córeczka miała kleszcza w główce. I od tamtej pory każde mycie kończyło się wyciem i wyskakiwanie z wany.Wpadłam więc na pomysł ,że mąż będzie zabawiać córeczkę a ja w tym czasie będe myła jej głowę. O dziwo podziałało i dzięki mężowi, farbkom i gąbkom lęk przeszedł do historii.
Każdy lęk można opanować, trzeba tylko wiedzieć jak i uzbroić się w cierpliwość. Nam się na szczęście lęki swych dzieci udało i udaje oswajać.

Odnośnik do komentarza

Macierzyństwo stawia na drodze wiele przeszkód, które trzeba pokonywać mądrze i z rozwagą.
Żeby osiągnąć pożądany wynik potrzebna jest nie tylko cierpliwość i konsekwencja, ale czasami również pomysłowość i przebiegłość:)
Do niedawna moim problemem była prawie dwu letnia córeczka, ciągnąca nadal pierś. Kilka razy przymierzałam się do zakończenia karmienia Izy piersią, ale nie wiedziałam jak to zrobić. Poza tym Izka wieczorem zasypiała tylko przy swoim cucysiu i nie wyobrażałam sobie, jak mogłabym ten rytuał przerwać i jak Izunia by na to zareagowała. Ale wreszcie stwierdziłam, że córeczka jest na tyle duża i rozumna, iż czas najwyższy to skończyć. Wymyśliłam mały podstęp. Mianowicie pewnego dnia przed snem posmarowałam sutki musztardą. Gdy Iza zaczęła ciągnąć mleczko, od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Oderwała się od piersi, popatrzyła na mnie i zakomunikowała, że chce drugiegi cyca. Przyssała się do drugiego i szybko puściła, krzywiąc się i mówiąc "be". Wtedy jej zaczęłam tłumaczyć, że cycuś zachorował i się zepsuł, bo już za długo był używany. Że cycuś jest dla malutkich dzieci, a Izunia już jest dużą dziewczynką. Spodziewałam się scen dantejskoch, tymczasem Izunia jakby wszystko zrozumiała. W zastępstwie dałam jej butelkę z mlekiem i głaskałam po włoskach. Już w połowie butli spokojnie zasnęła. Byłam niesamowicie zaskoczona i bardzo z siebie dumna i oczywiście z mojej mądrej córeczki.
Iza próbowała ciągnąć cyca jeszcze dwa wieczory, ale zawsze miałam sutki posmarowane musztardą, a obok butelkę z mlekiem. Po trzech dniach zupełnie zapomniała o cycusiu, dopominała się jedynie butli. Za jakiś czas będę się martwiła o to, jak całkiem oduczyć ją picia mleka przed snem;)

Odnośnik do komentarza

Jako, że jestem nauczycielem wychowania fizycznego bardzo szybko zdecydowałem się na zabranie swojej córki na pływalnie. Dziecko, które uwielbia się kąpać i w wannie mogłoby siedzieć cały dzień no może z przerwami na jedzenie:-). Nadszedł więc dzień w który postanowiliśmy wybrać się popływać i jakież było moje zdziwieniem gdy dziecko nawet nie zamoczyło palca od nogi. Nie pomogły zapewnienia, że nic się nie stanie, że jest tak samo jak w wannie. Kiedy przyszła druga wizyta na pływalni było jeszcze ciekawiej bo dziecko nawet nie przekroczyło progu budynku. W międzyczasie urodziło mi sie drugie dziecko, które także mogłoby cały dzień przesiadywać w wodzie. W związku z tym postanowiłem kupić basen przydomowy dla dzieci, mniejsze dziecko siedziało odrazu po nadmuchaniu basenu a córka chodziła dookoła basenu przez tydzień, po czym sama sie rozebrała weszła do wody i strach minął sam:-)

Odnośnik do komentarza

Jako mama dwójki dzieci: Julii w wieku 6 lat i Szymka w wieku 2 latek mam spore doświadczenie w pokonywaniu różnego rodzaju dziecięcych barier. Oj, "walczyliśmy" już ze smoczkiem, z przyzwyczajeniem do picia mleczka z butelki, z lękiem przed fryzjerem, z niechęcią do chodzenia do przedszkola, do jedzenia śniadań, ze strachem przed lekarzem... A z wieloma na pewno przyjdzie mi się jeszcze borykać!
Metody na pokonywanie tych dziecięcych przeszkód były różne: czasami wystarczało cierpliwe i długotrwałe tłumaczenie, a innym razem potrzebne były sprytne sposoby i matczyne sztuczki.
Podam kilka przykładów:
1. Niechęć młodszego synka do fryzjera.
Z córką nie było takiego kłopotu, bo włoski od początku zapuszczaliśmy, więc i fryzjer był nam obcy. Za to u synka trzeba było po roczku ostrzyc włoski, co skończyło się dramatem u fryzjera: płacz, krzyk i lament. Włoski nieobcięte. Stwierdziłam, że zmuszanie nie ma sensu, bo Szymek tylko jeszcze gorzej się zrazi. Włoski więc po raz pierwszy ostrzygł tata. Może nie było profesjonalnie, ale przynajmniej płacz mniejszy a synek powoli zaczął się oswajać z maszynką. Drugie strzyżenie zaliczyliśmy u cioci po kursie fryzjerskim. Było zagadywanie połowy rodzinki, pokazywanie nowej fryzury w lustrze i zabawa akcesoriami fryzjerskimi. Kolejny krok naprzód. Teraz mamy zamiar wybrać się znów do fryzjera i spróbować zrobić kolejny kroczek naprzód.

2. Przyzwyczajenie do picia z butelki.

Ten problem miałam ze starszą córką. Moją winą było, że za późno zaczęłam proponować jej niekapek, a później była już tak "zżyta" ze swoją starą butlą, że odmawiała picia mleka w czymkolwiek innym. Nie pomagało tłumaczenie. Pomógł przypadek. Pojechaliśmy w odwiedziny do kuzynostwa. Julka miała już wtedy prawie pięć lat i nadal wieczorem piła mleko z butli... Okazało się, że zdziwione spojrzenie kuzyna rówieśnika ma moc silniejszą niż tłumaczenia mamy i taty... Butla została nad morzem, u rodzinki, a Julka pije mleko ze szklanki :).

3. Strach przed lekarzem

Po pierwszym pobraniu krwi, córka wpadła w paniczny lęk przed lekarzem. Każda wizyta kończyła się płaczem i ogromnym stresem. A do lekarza chodzić przecież trzeba... Tutaj pomogło wchodzenie do gabinetu razem z młodszym braciszkiem, który badanie znosił bez problemu i z uśmiechem, a Julka zaczęła brać z niego przykład! Również zabawa w leczenie lalek i maskotek oraz czytanie i wymyślanie historyjek o wizytach u lekarza były bardzo pomocne.

Jak widać czasem trzeba działać sposobem, niekiedy pomaga przypadek, a zawsze ważne jest tłumaczenie, cierpliwość i danie dziecku czasu, by do pewnych decyzji i zmian po prostu dojrzało.

http://www.suwaczki.com/tickers/iv09i09kkce8ytrb.png

http://www.suwaczki.com/tickers/zem3io4pu01i4j1c.png

Odnośnik do komentarza

Pożegnanie smoczka:
Moja dwuletnia wówczas córka miała ogromny problem z pożegnaniem smoczka. Zaczęłam więc chwalić ją zawsze wtedy gdy wyciągała go z buzi, mówić jaka jest już duża i ładna bez niego. Przekonywałam też, że ze smoczków korzystają tylko maluszki a ona jest już przecież dużą dziewczynką. Nigdy jej jednak nie wyśmiewałam, nie zmuszałam do niczego. W sumie wystarczyły same pochwały. Pewnego dnia córka sama wyrzuciła smoczek do śmieci. Byłam w ogromnym szoku ale jednocześnie dumna. Zrobiła to przecież całkiem sama ;)

Odnośnik do komentarza

Z żadnym problemem nie poszło nam tak ciężko jak z zazdrością !
Odstawienie smoczka ,zagubiona ulubiona pielucha,pierwsze sukcesy czy porażki nie sprawiły nam tylu emocji jak zazdrość.
Kiedy zamieszkałam u męża w domu syn był pierwszym i jedynym wnukiem ze strony męża jak i z mojej też.Zawsze w centrum uwagi ,pieszczony rozbawiany. Do czasu aż w domu pojawił się nowy członek rodziny. Szwagierka urodziła córeczkę ,a w synku pojawiła się złość ,agresja gniew Był zazdrosny bo w centrum uwagi było już inne dziecko Rodzina przynosiła powitalne prezenty dla małej a czasem o Oskarze zapominano. Mogę sobie wyobrazić co czuł sama mam dużo rodzeństwa i wiem co to znaczy
Po długich nieustających rozmowach ,chwilach spędzonych przy małej siostrze ciotecznej niezbyt wiele się zmieniło Odrobinę ale myślenia nie zmienił Więc postanowiliśmy włączyć całą rodzinę do tego aby Oskar zmienił nastawienie co do dziecka Całą rodziną oglądaliśmy filmy nagrywane kiedy Oskar się narodził ,zdjęcia na których widział że każdy jest taki szczęśliwy z nim Opowiadaliśmy jak to on był pieszczony i kochany od samego początku i każdy członek rodziny zapewnił że nadal go kocha i nikt o nim nie zapomni A teraz i on taką samą miłość może okazać swojej siostrze aby i ona mogła to samo poczuć Emocje opadły.Pomogło i mały zaczął pomagać nawet przy małej Długi czas spędzał z ciocią i jej córeczką zapewniając że będzie ją kochał i nauczy ją grać w piłkę aby mogli razem grać jak urośnie Teraz z upływem czasu widzę jaka cudowna więź ich wiąże choć czasem w zabawie konflikt się pojawi ale nie ma tej zazdrości która tak zmieniła synka na początku.

Odnośnik do komentarza

Moja córeczka skończyła niedawno 2 latka. Wydaje mi się, że jak na swój wiek jest bardzo rozumna, chociaż pewnie każda mama tak mówi o swoim dziecku. Niestety nie zawsze jest tak, że bez mrugnięcia okiem robi wszystko to, co byśmy chcieli. Pierwszy poważny problem pojawił się w momencie kiedy w wieku 1,5 roku przebiliśmy jej uszy. Samo przebijanie jakoś przeszło - chwilę popłakała i przestała. Jednakże 3 tygodnie później mieliśmy zdjąć jej kolczyki, by je wyczyścić i założyć jeszcze raz. Już ich zdejmowanie okazało się dla nas wyzwaniem, ponieważ mała nie pozwalała sobie przy nich "majstrować". A ponowne założenie... Nie mogliśmy sobie jednak pozwolić na kilka dni przerwy, bo zarosłyby dziurki, więc przy głośnym akopaniamencie płaczu jakoś je z mężem założyliśmy. Z tym, że nic już przy nich nie mogliśmy zrobić - gdy tylko zbliżaliśmy palce do jej uszu ona zatykała je dłońmi z przerażeniem (robiła tak nawet w nocy!). A trzeba było nimi kręcić... W końcu wpadłam na pomysł, by przyglądała się jak ja zakładam swoje kolczyki. Tłumaczyłam jej, że to nie będzie bolało, że ja też swoimi kręcę, udawałam, że psikam je płynem na odkażenia, prosiłam by mi pokazała swoje kolczyki i mówiłam jakie są piękne. Nie zniechęciłam się i po kilku próbach córeczka pozwoliła sobie je popsikać, a po następnych kilku mogliśmy je przekręcić. Spanikowałam kiedy opiekunka ze żłobka dała mi pewnego dnia jej kolczyka mówiąc, że jej wypadł. Już widziałam kolejny dramat i płacz. A tu nic. Mała kazała najpierw założyć kolczyki mi a potem bez problemu pozwoliła założyć sobie. Tego dnia odetchnęłam z ulgą - problem kolczyków już nas nie dotyczył.

Odnośnik do komentarza

Każdy z nas w życiu trafia na przeszkody, jedne są mniejsze inne większe, ale za każdym razem szukamy sposobu by je pokonać. Tak samo jest w przypadku dzieci, i mimo tego, że nam dorosłym wydaje się, że ich problemy są małe, to zmaganie się z nimi maluchowi może przysporzyć wiele lęków.

W naszym przypadku taką przeszkodą z którą pomagaliśmy walczyć Nataszy gdy miała 3 -4 lata był lęk przed wszelkiego rodzaju przebierańcami. Każdy stojący na ulicy mim, nawet taki który wyglądał na niegroźnego wzbudzał w niej lęk i strach, Nie dała sobie wytłumaczyć że to jest tylko człowiek w przebraniu z maską na twarzy. Pomoc w pokonaniu przeszkody przyszła nieoczekiwanie kiedy to Nataszy starszy brat kupił sobie maskę z filmu "Krzyk", gdy ją założył Natasza oczywiście bała się potwornie, ale po jakimś czasie przestała się go bać, mówiła Arek ja wiem że to ty jesteś. Pewnego dnia przechodząc obok tej maski założyła ją sobie na głowę i przekonała się że pod maską kryje się ona, a nie jakiś potwor. Od tego czasu żadem mim dla niej nie jest straszny, nie boi się już przebierańców, a nawet chętnie robi sobie z nimi zdjęcia.

Drugą taką przeszkodą z którą borykaliśmy się całkiem niedawno było wypadanie pierwszego mlecznego zęba. Gdy ząb zaczął się już mocno ruszać Natasza strasznie się bała że jak już wypadnie będzie jej leciała krew i że będzie ją to bardzo bolało. I tu również żadne tłumaczenia nie pomagały, ale gdy już ząb wypadł i wypłakała chyba z tego powodu wszystkie łzy, kazałam jej schować ząbek pod poduszkę i czekać aż wróżka Zębuszka przyjdzie do niej w nocy, zabierze ząbek, a w zamian zostawi prezent. I tak się właśnie stało, rano pod poduszką Natasza znalazła nie zęba a wymarzoną zabawkę. Od tamtej pory wypadanie kolejnych zębów nie wiąże się już z płaczem, a z radością że wróżka Zębuszka znów przyniesie prezent.

monthly_2014_08/konkurs-pokonujemy-przeszkody-z-pomoca-pieska-bali_14642.jpg

Odnośnik do komentarza

Dziecię nasze często wpada w złość, zwykle spowodowaną zmianą planu, który miała w główce, a który w rzeczywistości ulega zmianie. I wtedy jest dramat. A przecież życie nigdy nie toczy się według ustalonego planu i harmonogramu... chyba, że może w jakiś wyjątkach. Staramy się codziennie rozwiązać ten problem, który ma już u nas swoją nazwę: TYLKO TAK, NIE INACZEJ.
Po wielu takich sytuacjach, w których trudno jest nauczyć się opanowywać złość, gdy coś idzie niezgodnie z planem, stworzyłam sobie skromniutki przepis na rozwiązanie dziecięcego problemu pt. czuję złość na Ciebie mamo/tato! ("nie koleguję się z Tobą"):
Niezbędne składniki: dużo chęci, dużo śmiechu, dużo szczęścia, i fantazji - dotyczy to mamy bądź taty :), a składniki dla córeczki: dobra wola, ewentualnie przekora + uśmiech i zabawa. W przypadku obu stron: miłość "wyciągnięta" na światło dzienne.
Sposób: wychodzimy na plac zabaw, ja- mama jestem pełna chęci, by pobawić się z Haneczką. Pociecha siada jednak na osobnej ławce. Ja siadam obok i słyszę: "Idź sobie stąd, mamusiu".
W piaskownicy obserwuję dwóch chłopców, którzy papugują się nawzajem i przypominam sobie, że tak samo zaprzyjaźniałam się ze swoją koleżanką. Po małym rozmyślaniu myślę: niech Hania sama na mnie spojrzy i wprowadzam w życie swój podstępny plan. :) Patrzę jej prosto w oczy, powtarzam wszystko co mówi, i papuguję wszystko co robi. Kilka minut później przysiada się bliżej i wręcza mi swoją lalkę Polusię.
- Mamusiu - mówi - musisz potrzymać Polusię, bo ona musi spać.
- Jest bardzo zmęczoną lalką - odpowiadam i wkładam Polusię do kieszeni.
- ŚPI?- pyta zaciekawiona.
- Chrapie - odpowiadam - Hrrrrrrśśśśśśś! Hania chichocze..., i ja chichoczę. I razem chrapiemy jeszcze głośniej. Stajemy się bardzo energicznymi, śpiącymi lalkami. :) Wszyscy na nas dziwnie patrzą, a my biegniemy do piaskownicy chrapiąc. Hania patrzy mi w oczy i chichocze. Ja patrzę jej w oczy i ryczę ze śmiechu...
Efekt: od tej chwili stajemy się lepszymi "psiapsiółkami" i jest nam ze sobą zabawnie (choć przyznaję szczerze, że nie powstrzymuje to wszystkich kolejnych napadów złości naszej córki). :)
Czasem, odzywa się we mnie coś bardziej szalonego/niepoukładanego i wtedy jakoś łatwiej rozwiązuje mi się te różne, nasze problemy. :)

Odnośnik do komentarza

Największy problem jaki do tej pory napotkaliśmy to rozstanie z ulubionym pluszakiem - usypiaczem. Chciałam się go pozbyć nie dlatego, żeby córka usypiała sama, lecz z powodu jego fatalnego stanu. Pomarańczowy piesek z fioletowym szalikiem był jej ulubioną zabawką od samego początku. Był z nią zawsze i wszędzie. I był tym bardzo wymęczony... jego "skóra" pękała w coraz to nowych miejscach sypiąc ze środka biały puch niczym śnieg. Kiedy jednak znikał z oczu małej zaczynał się prawdziwy dramat! Piesek przechodził więc kolejne operacje szycia. Jego szyja była tak ściśnięta szalikiem, że głowa zwisała bezwładnie. Próbowałam wielu innych maskotek, ale żadna nie była w stanie zastąpić tej jedynej. W końcu wpadłam na pomysł, by kupić jej książkę z postaciami, których maskotki miałam w domu - Kłapouchego i Kubusia. Czytając na dobranoc opowieści o nich pokazywałam jej te maskotki. Mała cieszyła się, że trzyma w ręce to, co jest na kartce. Słuchając bawiła się nimi, aż usypiała trzymając Kłapouszka w rękach. Po kilku takich wieczorach to właśnie on stał się jej ulubieńcem, chociaż pieska jeszcze trzymałam tak na wszelki wypadek. Ale udało się - córeczka w końcu o nim zapomniała.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...