Skocz do zawartości
Forum

Konkurs "Grzeczne dzieci"


Redakcja

Rekomendowane odpowiedzi

Gość klaudi_a87

Drogę jaką ja obrałam do walki z napadami histerii mojej córki jest docenianie pozytywnych aspektów zachowania malucha. I choć prawdą jest, że z chwaleniem można przesadzić, to również nie jest tajemnicą, że ten sposób postępowania jest prostą metodą na kierowanie zachowaniem malucha, motywowania i podnoszenia jego poczucia własnej wartości. Dzięki temu moje dziecko czuje się kochane i doceniane. Im bardziej maluch liczy się ze zdaniem rodzica i im bardziej jest emocjonalnie z nim związany, tym pochwały będą miały większe znaczenie....mam nadzieję że przy wychowaniu drugiej córci, która niedawno się urodziła również tą metodą będzie tak posto jak to było z pierwszą córką!

Odnośnik do komentarza

Moja córka ma dwa latka. Kiedy dopada ją nagły napad złości, zawsze staram się dać jej do zrozumienia, że AKCEPTUJĘ to że jest zła. Często jej powtarzam: "Rozumiem, że jesteś zła bo cośtam", "Rozumiem, że chciałabyś to i tamto...". Czasem nawet, gdy zauważam, że w tym ataku gniewu córka już sama czuje się zagubiona, przychodzę i przytulam ją, wciąż powtarzając, że wszystko jest ok i że bardzo dobrze ją rozumiem.

I - być może wbrew pozorom - to świetnie działa. Ja jej nie ustępuję, ale ona ma poczucie, że została wysłuchana, zrozumiana.

Małe dzieci zupełnie nie pojmują czasem same swoich zachowań i emocji. A przecież mają do nich prawo. Nie są w stanie opanować swoich reakcji na pewne sytuacje i wszelkie próby negowania ich płaczu, gniewu, czy żalu jedynie stawiają rodzica "po drugiej stronie barykady". Zamiast przyjacielem, mama czy tata stają się wrogami dziecka.

Naszym zadaniem jest więc pomóc maluchom akceptować swoje emocje, rozróżniać i stopniowo uczyć się spokojnie sobie z nimi radzić. I do tego zawsze staram się dążyć, gdy nagle moją córkę znów dopada atak złości.

Odnośnik do komentarza

MOIM NAJLEPSZYM SPOSOBEM NA HUMORY DZIECI, NAPADY ZŁOŚCI, SMUTEK, ZAMYKANIE SIĘ W SOBIE JEST BAJKOTERAPIA!! :)

Moje dziecko miewało często napady złości.....Wprowadziłam intensywną terapię bajką.. problemy skończyły się.. dziecko jest wesołe, otwarte, mówi mi wszystkim co je gryzie.:)

Bajkoterapia sprawia, że problemy wychowawcze łatwiej jest rozwiązywać, łatwiej też zrozumieć ci dziecko, a dziecku łatwiej zrozumieć własne uczucia. Czytając dziecku terapeutyczne opowiadania, bajki można przedstawić w bezpieczny dla niego sposób wiele różnych problemów. Taka forma rozmowy z rodzicem odpowiada ich potrzebom i wyobraźni. Kiedy nie wiem jak „ugryźć” trudny temat korzystam z bajki, która opowiada o trudnym problemie jakie właśnie przeżywa moje dziecko. Taki przekaz w znacznej mierze dociera do mojej pociechy.
Bohater bajki przeżywa takie same, lub bardzo zbliżone rozterki, ma problem, który stawia go w zbliżonych okolicznościach. Dziecku łatwo więc zidentyfikować się z postacią z opowiadania i razem z nią skonfrontować się z problemem. Te bajki nie prawi morałów i nie pouczają..zawsze mają szczęśliwe zakończenie. Bajka terapeutyczna przedstawia sposoby na rozwiązanie danego problemu, opisuje uczucia, poświęca uwagę emocjom:)

Warto jednak czuwać, by nie polegać tylko na tych bajkach. Akceptacja i wsparcie rodzica, dawanie przykładu własną osobą, bycie z dzieckiem w trudnych chwilach, wspólnie spędzany czas to klucz do wychowawczej satysfakcji i rodzicielski sukces;)

Odnośnik do komentarza
Gość ElizaJadwiga

Synek ma 3,5 roku i kiedy ma atak złości w domu mówię mu spokojnie, że tutaj nie wolno tak hałasować i musi wyjść (np. do swojego pokoju gdzie poczuje się bezpiecznie i będzie mu łatwiej się uspokoić), kiedy tego nie robi odprowadzam go bez słowa do jego pokoju. Jeżeli słyszę, że nadal histeryzuje staram się robić głośno czynności, które go zaciekawią np. bawię się głośno z córką, głośno się śmiejemy i śpiewamy itp. Nie pamiętam, żeby coś takiego przydarzyło się nam "na mieście", synek jest nauczony, że krzykiem i histerią nic nie wskóra. Ale kiedy nie mogę go odizolować od innych (np. przez zaprowadzenie do jego pokoju), mówię, że nie wolno tak krzyczeć, bo to nie stadion, że tylko na stadionie jak jest mecz można tak głośno krzyczeć a potem ignoruję jego zachowanie i bardzo szybko się uspokaja. Za to kiedy poszliśmy na pobliski stadion (obok jest boisko, chcieliśmy pograć w piłkę) a akurat rozgrywał się mecz synek zaczął nagle głośno wrzeszczeć. Pytam co się stało a on na to, że jesteśmy na stadionie to trzeba krzyczeć głośno.

Odnośnik do komentarza

Gdy mój syn (dwa lata i 8 miesięcy) jest zły najczęściej bije co i kogo popadnie lub zwala wszystko na podłogę. Mamy w domu jedno miejsce, gdzie się wycisza i tam go sadzam na dwie, trzy minuty wyjaśniając przed dlaczego to robię. Po tym czasie wracam i jeszcze raz mówię dlaczego tu siedział i że tak nie wolno się zachowywać. On mnie przeprasza i zapominamy o całej sprawie.
To zawsze działa. Poza tym, ze dziecko się wycisza mi także daje to czas na złapanie kilku głębszych oddechów i nie uleganiu złości także.
Najważniejsze jest moim zdaniem, gdy dziecko ma atak złości jak najmniej mówić i robić, by nie "nakręcać" go jeszcze bardziej, ale dac czas na wyciszenie dla niego i siebie samego, by nie ulegać emocjom dziecka.

Odnośnik do komentarza

Kiedy u dziecka pojawia się agresja, krzyk itp, staram się odejść z Nim od reszty grupy. Przechodzimy do miejsca, gdzie możemy być sami, dziecko może się wypłakać i wykrzyczeć. Kiedy już się uspokoi, spokojnie z Nim rozmawiam, ponieważ musiał mieć powód, że zachował się tak, a nie inaczej. Kiedy wyżali się, przede wszystkim nie karzę go. Mówię, że tak się nie wolno zachowywać, że mógł się inaczej zachować. Odwołuję się do uczuć swoich, jak i osób poszkodowanych. Kiedy dziecko czuje skruchę podnoszę jego samoocenę, poprzez powiedzenie jakim jest wartościowym człowieczkiem. Wracamy razem do grupy i przepraszamy się. Cały czas jednak pokazuję mu, że dobre zachowania mogą przynieść mi pochwałę, przytulenie. Nie daję odczuć dziecku, że jest gorsze.

Odnośnik do komentarza

Byłoby idealnie gdyby tak powszechnie przywoływany instynkt macierzyński od początku bezbłędnie identyfikował przyczyny płaczu dziecka. Wtedy wystarczyłoby zaspokoić konkretną potrzebę. Niestety nie działa to tak pięknie, więc najczęściej pragnąc uspokoić maleństwo próbujemy wszystkiego co przyjdzie nam do głowy. Przyznam, że początkowo przekarmiałam syna traktując pierś jako receptę na każdą bolączkę. To chyba pierwsza myśl rodzica słuchającego płaczu dziecka: "Może jest głodny?". Druga myśl: "Może ma mokro w pieluszce?". Jeśli nie, to w ruch idą inne "wygibasy": noszenie, bujanie, dyganie, śpiewanie, przytulanie oraz wytrząsanie nad dzieckiem każdą zabawką po kolei. Gdy wszystko zawodzi diagnoza jest jedna: "Kolka". Nie pozostajemy jednak bezczynni, bo płacz własnego dziecka jest dla rodzica bardziej przerażający niż zgrzyt kredy na tablicy. Na etapie "kolki" w naszym przypadku najbardziej skuteczne okazało się szeleszczenie nad dzieckiem folią po dziesięciopaku chusteczek higienicznych. Tarmosiłam folię na wszelkie sposoby , mięłam, rozprostowywałam, a synek przyglądał się i słuchał z zainteresowaniem jakiego nie okazał dotąd żadnej zabawce. Wkrótce owa folijka zagościła w mojej torebce na stałe i spisywała się na medal niemal za każdym razem. Stała się czymś, bez czego nie wyobrażałam sobie spaceru, podróży samochodem czy jakiejkolwiek innej aktywności. Inną sprawdzoną i polecaną przeze mnie metodą jest słynna suszarka do włosów. Niestety jest ona bardziej kosztowna (prąd) a poza tym nie sprawdzała się na spacerach - ograniczał ją kabel.
Wreszcie "kolki" ustąpiły, a w ich miejsce pojawił się płacz i gniew sytuacyjny poparty łatwiej identyfikowalnymi przyczynami. Wtedy i ja przeszłam w tryb przytulania i tłumaczenia adekwatnego do danego problemu. Próbowałam oczywiście przeczekać spokojnie złość dziecka w przytuleniu albo po prostu będąc obok, nie przynosiło to jednak oczekiwanych rezultatów. Ostatecznie starałam się zwrócić uwagę dziecka na coś innego, zainteresować inną zabawką czy zabawą. Niezastąpione okazały się również pomysły najbliższych, ich świeże spojrzenie na sytuację i propozycje ciekawych aktywności. Zgodnie z radami poradnikowymi pozwalam się dziecku wyzłościć kierując jego piąstki i uwagę z siebie czy mnie na miękką poduszkę. Wkrótce ze złości rodzi się nowa zabawa i śmiech. Gdy muszę odmówić czegoś dziecku (w odniesieniu do raczej błahych spraw jak zabawa aparatem fotograficznym) mówię "nie" na różne śmieszne sposoby, co kończy się raczej przekomarzaniem i śmiechem niż płaczem - ale to już prewencja.
Nie zawsze jest idealnie i ja też nie jestem z kamienia, ale staram się zawsze zachować spokój, a jest to tym łatwiejsze jeśli z doświadczenia już wiem, że moja złość pogarsza sytuację. Największym utrudnieniem jest fakt, że nie każda złość i płacz są takie same i nie zawsze uspokajanie przebiega gładko. W każdej sytuacji staram się jednak okazać zrozumienie, wsparcie i szukam sposobu na załagodzenie problemu. Nieustannie uczę się i poznaję syna.

Odnośnik do komentarza

Najczęściej przeczekuję...a potem mocno przytulam. Dziecko, tak jak dorosły ma gorsze chwile, ale nie umie zapanować nad emocjami, nie jest tak dojrzałe i nie zna wszystkich norm społecznych.
Czasem mówię dzieciom, żeby wykrzyczały się w poduszkę lub uderzały w nią pięściami....

http://suwaczki.maluchy.pl/li-46537.png

http://suwaczki.maluchy.pl/li-46538.png

Odnośnik do komentarza

Mój synek ma 10 miesięcy, nie miał jeszcze do tej pory jakichś większych napadów złości czy agresji. Natomiast potrafi się delikatnie złościć kiedy nie może do czegoś dostać lub kiedy nie pozwalam mu czegoś zrobić. Jedynym sposobem jaki na niego działa jest zainteresowanie go czymś innym. Na przykład pokazuję mu jego ulubioną zabawkę lub daję ciasteczko :) Zdaję sobie jednak sprawę, że już niedługo to może nie wystarczyć i będę musiała poradzić sobie z nim w jakiś inny sposób.

Odnośnik do komentarza

Mój sposób na grzeczne dziecko?

Nasz maluch - rezolutna pięciolatka - uwielbiała obiecywać. Była w stanie obiecać wszystko, byleby się załapać na atrakcyjne wyjście (ZOO, las itp.). Obiady miały być jedzone bez marudzenia, lalki sprzątane bez szemrania, piżamka wkładana bez dyskutowania. Egzekwowanie obietnicy wyglądało już nieco inaczej - bo, jak można się domyślić - oczywiście obietnica składana była solennie "tuż przed" i równie solennie zapominana - tuż po.

I zaczęłam sobie nagle uświadamiać, że rośnie mi mała kłamczucha, która perfidnie wykorzystuje układ zbudowany na zasadzie słowo przeciwko słowu...
Wykorzystuje wzeszcząc, tupiąc, szlochając, marudząc i robiąc milion innych rzeczy powszechnie uznanych za niegrzeczne.

Pomyślałam, pomyślałam (trochę to trwało) i stwierdziłam, że wykorzystam do naprawy sytuacji moje szkolne metody - uczę w liceum. I od czasu do czasu, by nie robić afery na poziomie dyrekcji i rodziców, odwołuję się do dorosłości ucznia i zawieram z nim kontrakt. Wpisany na ostatniej stronie dziennika ( a co tam - ma być oficjalnie) i podpisany przez obie strony. Oficjalna afera wybucha po złamaniu umowy. Ale dzieje się to szalenie rzadko.

Cóż. Dziennika w domu brak, poziom oficjalności i odwołania się do honoru maleństwa trzeba było wymyślić inaczej. Nabyłam małą tablicę, kredę. Mąż wbił gwóźdź na odpowiedniej wysokości - żeby mała nie miała możliwości zmazać...
I spisujemy. A właściwie rysujemy założenia umowy. 7 zjedzonych grzecznie obiadów. Proszę bardzo. Sprzątnięcie lalek - lalka, kosz, strzałka załatwiają swoje. Jedyny problem to fakt, że rysunek musi być powtórzony tyle razy, ilu dni dotyczy kontrakt. Każdego dnia wieczorem skreślamy, co nam się udało.

Działa. Mała nie wykręca się już z obietnic. Poważnie podchodzi do umowy. Faktem jest, że czas umowy musi być krótki. 7 dni to maks. Dłużej się nie da, bo dziecko po prostu inaczej postrzega czas.
Ja najbardziej w tej całej zabawie lubię rysowanie umowy, podpisywanie jej (bo podpis, choćby był to największy gryzmoł świata) być MUSI!!! I wieszanie tablicy.
To ostatnie zwłaszcza odbywa się w doniosłej atmosferze.

Ale działa, więc polecam.

Odnośnik do komentarza

Gdybym potrafiła sobie radzić doskonale z moimi synami zapewne nie wzięłabym udziału w tym konkursie. Gdybym miała złoty środek jak radzić sobie z małymi łobuzami, kiedy wrzeszczą, krzyczą, rzucają się po ziemi doprowadzając mnie niejednokrotnie do łez z bezradności , dając mi poczucie że nie nadaję się na matkę, bo nie jestem w stanie zapanować nad własnymi dziećmi. Jestem mamą 5 latka Marcelka i 3 latka Igora. Starszy syn dopóki był jedynakiem był względnie grzecznym dzieckiem. Problemy zaczęły się, kiedy urodził się braciszek, wtedy musiał się dzielić uwagą rodziców, którzy nie byli odtąd na każde jego zawołanie, poświęcali więcej czasu małemu "intruzowi". Zaczęły się napady histerii, robienie złośliwości, jakby w niego wstąpił diabełek. Byliśmy bezradni, prośby i groźby nie działały, nieraz doprowadzał nas do rozpaczy swym zachowaniem. Umówiłam się na wizytę u psychologa dziecięcego, który uświadomił mi, że synek wobec nowej dla niego sytuacji po prostu jest zazdrosny o braciszka, czuje się odrzucony, mniej ważny, gdy widzi, że rodzice nie poświęcają mu tyle uwagi co, kiedyś, jest zdezorientowany, a złe zachowanie jest manifestem, reakcja obronną. Zrozumiałam, że zachowanie mojego dziecka nie jest rozmyślne, nie robi tego specjalnie, że musimy przeorganizować z mężem nasz grafik tak, aby każde z nas mogło poświęcić mu codziennie pewną ilość czasu, rozmawiać z nim, tłumacząc co się wokół niego dzieje, wygospodarować takie chwile tylko dla niego, tak, by nie czuł się odsunięty na boczny tor. Zaczęliśmy go angażować w pomoc przy braciszku, tak by czuł się ważny, potrzebny. Konsekwentnie, małymi kroczkami wprowadzaliśmy w życie nasz pomysł i rzeczywiście, zadziałało!!! Nasz synek wyciszył się, przestał się miotać, awanturować, zaczął akceptować brata i zrozumiał, że nie jest pępkiem świata. Teraz chłopcy zaczynają się już ładnie z sobą bawić, chociaż Marcel nadal od czasu do czasu złości się i buntuje, kiedy mówimy "nie". Młodszy synek z kolei wkracza w wiek buntu dwulatka i protestuje przy każdej próbie zabronienia mu czegoś. Oprócz rozmów, tłumaczenia, stosujemy także różne sztuczki, odwracając uwagę synów od marudzenia. Kiedy chłopcy nie chcą się ubrać czy jeść daję im wybór pośród dwóch możliwości. Pokazuję im dwie rzeczy i pozwalam dokonać wyboru:ta czy ta? Zwykle zapominają, że protestowali i zajmują się podejmowaniem trudnej decyzji:co tu wybrać?. Gdy marudzą np. w poczekalni u lekarza odwracam ich uwagę, pokazując np. jakiś przedmiot pytając: jak myślisz, do czego to służy? a gdzie zostało kupione? w jakiej fabryce wyprodukowane? I tak tworzymy żywe historie przedmiotów a dziecko zapomina o nudzie ćwicząc wyobraźnię. Gdy marudzą na zakupach zadaję im zadanie znalezienia konkretnej rzeczy, kto pierwszy ją wypatrzy dostanie nagrodę niespodziankę. I nie zawsze jest to materialna nagroda. Tym sposobem spokojnie jeżdżę po całym sklepie robiąc zakupy a chłopcy z wózka wyglądają swego celu. Gdy nie chcą posprzątać zabawek wprowadzam element rywalizacji, zadaję zadanie: kto pierwszy posprząta dostanie kolejny magnes na lodówkę. Gwarantuję, że zabawki w mig znajda się na swoim miejscu. Staram się również chwalić synów zawsze, kiedy na to zasługują, gdy coś zrobią dobrze, osiągną jakiś mały kroczek. Staram się być konsekwentna i kiedy na to zasłużą stosuję również system kar, jasno określam zasady. Takie proste sztuczki a pozwalają opanować napady złości, odciągnąć uwagę od złego zachowania dziecka, zainteresować go czymś w taki sposób, aby zapomniał o swej złości. A kiedy mam wrażenie, że nie radzę sobie z synami sięgam po porady innych mam na forach lub do literatury.

Odnośnik do komentarza

Jestem mamą dwójki pociech, 7 letniego Karola i 3,5 mc Kingi. Zastanawiając się nad sposobami radzenia sobie ze złością, trzeba głośno powiedzieć, że każdy ma prawo się złościć. To emocje wpisane w człowieczeństwo. Jak sobie radzić ze złością dzieci? Hm. Jak sobie przypominam, to może ze trzy razy miałam do czynienia z taką dużą złością syna. Nigdy na niego nie podniosłam ręki, ale z opanowaniem i stanowczością odsunęłam na bok, chwyciłam za ramiona i patrząc w oczy powiedziałam,że go kocham, ale nie podoba mi się to co robi i ma wybór...albo wrócić do zgodnej zabawy z kolegami albo usiąść obok mnie i niestety koniec z zabawy. Pamiętam,że w środku się we mnie gotowało! Ale wiedziałam, że jak "odpuszczę", zabraknie we mnie zdecydowania i konsekwencji, to przegram z kretesem i to nie tylko w tej konkretnej sytuacji ale na dłuższą metę. I powiem, że nie mamy w domu problemu ze złością. Zawsze, od maleńkiego tłumaczyłam synowi ludzkie zachowania, czy to w bajkach, sytuacjach spotkanych w codziennym życiu, podczas różnych okazji. Pytana o coś, nigdy nie mówiłam "nie, bo nie", "bo tak", "koniec i kropka". Widziałam zdziwienie w oczach znajomych kiedy z malcem jeszcze na rękach opowiadałam mu co się dzieje na podwórku, co ludzie robią, jak się zachowują. Słyszałam "przecież on nie rozumie"...oj, rozumie, rozumie. Dzieci są mądre i wiedzą więcej niż nam się wydaje. Nigdy do dziecka nie mówiłam "piciu, ciuciu, spacereczek" i inne doskonałe ;) zdrobnienia. Pokazywałam świat takim jaki jest, nie traktowałam przedszkolaka jak niemowlaczka. W naszym domu wiszą Złote Zasady, które respektowane były w przedszkolu a ja przeniosłam je na grunt domowy.
1. Bądź dobry i życzliwy dla innych.
2. Szanuj starszych – słuchaj ich poleceń i rad.
3. Mów na co dzień: proszę, dziękuje, przepraszam, dzień dobry, do widzenia.
4. Baw się zgodnie i bądź koleżeński.
5. Dbaj o czystość i porządek wokół siebie.
W kuchni na szafce wisi papierowy kwiat, na którym Karol zbiera czerwone serca za dobre sprawowanie albo li też czarne mrówki, kiedy jego zachowanie nie jest zgodne z przyjętymi normami i ogólnymi oczekiwaniami. Oczywiście są i większe nagrody (za uzbieranie 20 serc) np. wyjazd do kina, na basen, do Zoo.
Moim zdaniem, do niwelowania niepożądanych zachowań podstawą jest rozmowa, a jeszcze bardziej dialog z dzieckiem od najmłodszych lat. I nie można sobie wmawiać, że przecież tego nie zrozumie. Mówić prosto, opisywać zachowania innych, nauczyć dziecko rozumienia, że jeśli coś się robi, to musi być i skutek. Nie zawsze pozytywny. Świetne do tego są historyjki obrazkowe (jest taka seria np "Opowiem ci mamo"). Moja zasada, to nie uciekać od problemu i nie krzywdzić. Moje motto brzmi: bez konsekwencji i wymagania, nie ma wychowania. :) pozdrawiam

http://suwaczki.maluchy.pl/li-67805.png
http://suwaczki.maluchy.pl/li-67804.png

Odnośnik do komentarza

Bardzo Wam wszystkim dziękujemy za udział w konkursie i mamy zaszczyt ogłosić zwycięzców! (Szkoda, że nie mogliśmy wybrać więcej osób...)

Oto i wygrani:
anaaa
j.domagalska
lopo3
Monika1982

Serdecznie gratulacje! Prosimy o przesłanie adresu, na który mamy wysłać nagrodę na mail: konkursy@parenting.pl. W temacie wiadomości należy wpisać swój nick z forum oraz nazwę konkursu.

Odnośnik do komentarza

Bardzo Wam wszystkim dziękujemy za udział w konkursie! Szkoda, że nie mogliśmy przyznać więcej nagród... Ale mamy już zwycięzców! Oto i oni:
anaaa
j.domagalska
lopo3
Monika1982

Serdecznie gratulujemy! Prosimy o przesłanie danych do wysyłki na mail: konkursy@parenting.pl. W temacie wiadomości należy wpisać swój nick z forum oraz nazwę konkursu.

Czekamy!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...