Skocz do zawartości
Forum

Szpital Inflancka - proszę o opinie i pomoc! :)


Linusia

Rekomendowane odpowiedzi

Witam , mam takie małe nurtujące moje myśli od paru dni pytanie , otóż czy jeśli moją ciążę prowadzę na Wołoskiej w Warszawie a rodzić chcę na Inflanckiej , istnieje możliwość że zostanę odesłana z tzw kwitkiem ponieważ nie prowadziłam tam ciąży? . Może pytanie wręcz banalne, ale nie dające mi spokoju. Proszę o opinię i uspokojenie mojej głowy ! :)

Odnośnik do komentarza
Gość Eljotynka

Hej!
Rodziłam dwa razy na Inflanckiej, za każdym razem prowadziłam ciążę w przychodni osiedlowej i nie było najmniejszego problemu. Oni z zasady nie odsyłają pacjentek.
Tak więc śmiało możesz do nich jechać gdy nadejdzie czas :)

Odnośnik do komentarza

Ja też chciałabym rodzić na Inflanckiej. U nich nawet na stronie internetowej jest napisane, że nie odsyłają ŻADNEJ rodzącej, więc bez obaw:) Dziewczyny, mam pytanie, czy trzeba tam jakoś wcześniej się wybrać i się zapisać? na razie jeszcze nie wiadomo, ale najprawdopodobniej ze względu na problemy z oczami będę miała cesarkę. Więc nie wiem, jak to jest w takich przypadkach, czy jakiś czas przed porodem zgłosić się do nich w celu ustalenia terminu?

http://www.suwaczki.com/tickers/16uddqk3b79vhbq0.png

Odnośnik do komentarza
Gość gburek.wordpress.com

Rodziłam tu w lipcu 2014 i potwierdzam, że szpital nie odsyła pacjentek, niezależnie od tego gdzie do tej pory prowadziły ciążę. Polecam wybór "Inflanckiej", jestem zadowolona z opieki. Moje wrażenia opisuję dokładnie na blogu: http://gburek.wordpress.com/2014/07/26/inflancka-szpital-specjalistyczny-im-krysi-nizynskiej-zakurzonej-blok-porodowy/

Odnośnik do komentarza

Odnośnie Szpitala na Inflanckiej, miała z nimi do czynienia przy 2 ciążach i zdecydowanie nie polecam.
Pierwszą ciążę (2010r.) prowadziłam prywatnie u dr R., jednej z cenionych lekarek z oddziału. I tylko magiczny wpływ pani doktor zdołał położyć mnie na patologię po terminie, jak również doprowadzić do wywołania porodu za pomocą oksytocyny w 8mym dniu po terminie. Dziewczyny, które nie miały „swojego” lekarza na oddziale, były trzymane nawet i do kilkunastu dni po terminie, chyba w nadziei, że się u nich wreszcie samo zacznie...
W naszym przypadku nawet te 8 dni okazało się za długo- był to 42 t.c., córce skończyły się wody, zaczęło jej ostro spadać tętno. Niestety, na dyżurze był akurat dr P., cieszący się fatalną opinią. Zamiast podejść i zainteresować się spadającym ostro tętnem dziecka, doktor ruszył do wypełniania papierów, tj. książeczki zdrowia itd. Dopiero szybka i ostra reakcja położnej, pani K., (w postaci-dosłownie- huknięcia na doktora), ustawiła go na tyle do pionu, że przyleciał wyciskać mi córkę za pomocą przedramienia. Pani położnej jesteśmy niepomiernie wdzięczni za interwencję. Doktorowi zdecydowanie mniej, szczególnie że nacięte krocze po jego szyciu leczyłam 3 miesiące. Podobno standard u tego pana...
Dla córci efektem porodu było niedotlenienie oraz wielki krwiak podokostnowy. O krwiaku oraz asymetrii komór mózgu pediatra raczyła poinformować mnie dopiero 2 dni po porodzie. Była to dla mnie ostatnia kropla przepełniająca czarę i przepłakałam na korytarzu chyba godzinę. Efekt skumulowany rozgoryczenia, zmęczenia i braku jakiegokolwiek wsparcia- o tym za chwilę, a wszyscy lekarze zdziwieeeni, czemu pacjentka ryczy, jak jeden mąż usprawiedliwiający to „hormonami”.
Warunki na oddziale koszmarne (nie wiem, jak jest teraz, po remoncie), jedna łazienka na cały korytarz, ciasne 4-osobowe sale- gdy któraś z nas musiała wyjechać z dzieckiem na badania, pozostałe też wypychały kuwetki z maluchami na korytarz, żeby mogła przejść. Położne raczej mało pomocne, zero życzliwości- pacjentki, które były na sali dłużej, informowały „nowe”, gdzie znaleźć podkłady poporodowe, gdzie iść po jedzenie dla dziecka, itd.
Ponieważ z racji ciężkiego porodu córka została zabrana na obserwację i zwrócona dopiero nad ranem, obudziła się dopiero po południu i przyszedł czas na pierwsze karmienie.... W szkole rodzenia panie położne radośnie zapewniały nas, że wystarczy „przystawić i samo pójdzie”. W praktyce położne z oddziału natychmiast kazały przywieźć butelkę i latać do nich po mleko. Dziecię odrywało się od cyca nienajedzone, a ryczało równo całe dnie i noce z maleńkimi przerwami. Próbowałam się doprosić o poradę laktacyjną, przybiegła na minutę położna, pokazała mi, jak przystawić. Następnie dyżur zaczęła inna, stwierdziła, że źle i ona mi pokaże swoją metodą. Podstawą świetnej metody było posadzenie matki po nacięciu krocza na brzegu łóżka, ze spuszczonymi nogami. Jako że przesiedziałam w tej pozycji ¾ nocy, przeraziłam lekarki z porannego dyżuru kosmicznie opuchniętymi nogami. Szwy już zaczynały po trochu się rozchodzić, w czym tydzień później wydatnie pomogła im „terapia” zalecona przez szefa przychodni, doktora K.- otóż kazał mi przykładać sobie kompresy z soli fizjologicznej. Reasumując: szwy rozjechały się do końca, leczyłam się 3 miesiące, wydałam kupę kasy na prywatne wizyty i leki, mając w domu maleństwo!

Co do córci, na szczęście obeszło się bez dramatycznych skutków porodu. Niestety przez pierwsze 2 miesiące płakała non stop dniami i nocami (nie przesadzam- nawet gdy usnęła, co chwilę wybudzała się z płaczem, my chodziliśmy jak zombie). Lekarze nie mogli znaleźć przyczyny, faszerowaliśmy małą kroplami na kolki itd., bez efektu. Dopiero zagraniczny pediatra wyjaśnił nam, że często tak reagują dzieci po cięższych porodach i jedynym lekarstwem jest czas. Na dzień dzisiejszy nie wiemy, czy nerwowość córki i bruksizm można powiązać z kiepskim startem...

Rok 2014. Wreszcie wymarzona druga ciąża- bo o rodzeństwo dla córci staraliśmy się baaardzo długo bez żadnej stwierdzonej przyczyny. Moje zaniepokojenie w połowie 6tc. wzbudziło za wysokie TSH – postanowiłam je zbadać przy okazji betaHCG, szczególnie że miałam zapalenie tarczycy 11 lat wcześniej.
No i znów wybrałam Inflancką... chyba skusił mnie pięknie odremontowany budynek. Szkoda tylko, że to jedynie fasada, a ludzie w środku i ich podejście pozostali ci sami...
Nieco zdziwił mnie fakt, że obecnie w poradni na Inflanckiej ciąże prowadzą lekarze nie z oddziału, ale z zewnątrz. Udało mi się dostać na wizytę do dr G. (z 6 dostępnych do wyboru troje ma fatalne opinie w necie, pozostali nie mają żadnych). Ku memu zdziwieniu pani doktor w ogóle nie podjęła tematu bardzo wysokiego TSH (mimo że przedstawiłam jej 2 wyniki z kolejnych dni). Uparła się natomiast zrobić mi usg (mimo że był to bardzo wczesny etap ciąży, a sprzęt w przychodni nie jest najwyższej klasy). Pani doktor (ku memu przerażeniu) stwierdziła, że nigdzie nie widzi zarodka, że to przypuszczalnie ciąża pozamaciczna i dała skierowanie na Izbę Przyjęć.
Przełożona położnych, pani Z., widząc treść skierowania, zabrała mi kartę ciąży, mrucząc pod nosem o aborcji!!! Dodam, że przy kolejnej „ciążowej” wizycie karta się oczywiście nie odnalazła, na pewno została zniszczona.
Na Izbie Przyjęć odsiedziałam 4 godziny w maksymalnych stresie i arktycznym chłodzie (nie wiedzieć czemu panie położne zawsze nastawiają na korytarzu klimę na max). Po usg doktor K. stwierdził, że on nic złego nie widzi, dziwił się, że koleżanka przysłała mu pacjentkę ledwie w 6tc., niezgłaszającą żadnych dolegliwości, świadczących o ciąży pozamacicznej. Dla pewności usg zrobiła mi jeszcze dr F. na oddziale. Przez następny tydzień co kilka dni przyjeżdżałam na kontrolne usg, wszystko było ok. Niestety następnie pojawiło się plamienie w wyniku pęknięcia krwiaka podkosmówkowego. Przez miesiąc leżałam w domu, jeszcze dłużej byłam na lekach podtrzymujących ciążę. Ogólnie kupa strachu, ale ciąża się utrzymała.
Tu kilka słów o doktorze K. Jest moim jedynym dobrym wspomnieniem z Inflanckiej. Prawdziwy lekarz z powołania, zajmował się mną tak jakbym była jego żoną/matką/siostrą, za co jestem mu głęboko wdzięczna. Pełen poświęcenia i empatii - choć jak sam przyznaje- gdy jest przemęczony, to też bywa mniej miły.
Następnie postanowiłam przenieść ciążę pod opiekę dr M. Zważywszy moje wcześniejsze doświadczenia z dr G., raczej nie należy mi się dziwić, że nie chciałam co miesiąc przechodzić stresów z powodu kolejnych fantazji pani doktor.
Początkowo moje wrażenia z wizyt u dr M. był pozytywne. Do poważnego zgrzytu doszło, kiedy poprosiłam ją o wypełnienie mi druku N-9 do ZUSu (standardowe zaświadczenie o stanie zdrowia). Jako że w wyniku baaardzo długich starań o dziecko wpadłam w depresję, spędziłam 180 dni na zwolnieniu, a następnie przyznano mi świadczenie rehabilitacyjne na 90 dni. W trakcie tego okresu zaszłam w upragnioną ciążę, a że już na samym początku wystąpiło jej zagrożenie – a wkrótce potem okazało się, że to będą bliźniaki! – ZUS stwierdził, że powinnam się ubiegać o przedłużenie świadczenia do dnia porodu. Jedynym warunkiem było przedstawienie właśnie tego zaświadczenia. Wówczas pani doktor stwierdziła, że uważa, że N-9 powinien wypełnić mi lekarz, który wypełniał mi pierwsze zaświadczenie (czyli gdy ktoś zachowuje na dżumę, leczenie dobiegnie końca, a wówczas zachoruje na cholerę, to zaświadczenie powinien wydać lekarz od dżumy??? Nielogiczne i wbrew przepisom, co próbowałam pani doktor wytłumaczyć- do ZUSu po informacje dzwoniła zarówno szefowa kadr mojej firmy, jak i ja sama). Następnie umówiłyśmy się, że po wypełnione zaświadczenie zajrzę za tydzień. Po tygodniu skontaktowałam się z dr M. telefonicznie- ku memu zdziwieniu stwierdziła, że zaświadczenia nie wypełni, że łaskawie może dalej dawać mi zwolnienia. Ostatecznie uprosiłam ją, żeby wypisała kilka zdań o tym, że jestem w ciąży i to bliźniaczej, na jakimkolwiek druku. Wydawało mi się, że uzgodniłyśmy, iż pani doktor zostawi mi wszystkie dokumenty u położnych. Gdy podjechałam do szpitala, okazało się, że zaświadczenia brak. Sądząc (z czystej naiwności, jak się okazało), że być może doktor zapomniała/nie miała czasu wystawić tego papierka, postanowiłam podjechać do drugiego szpitala, gdzie pracuje. Zależało mi bardzo na czasie, minęło 1,5 tygodnia od naszej pierwszej rozmowy, a wiadomo że ZUS czekać nie lubi.
Pani doktor objechała mnie pod drzwiami pokoju lekarskiego, twierdząc że ją nachodzę, zawracam głowę zbyt częstym nagabywaniem osobistym i telefonicznym (aż 2 razy w ciągu niemal 2 tygodni w sprawie 1 świstka!), że mam kontaktować się z nią jedynie na Inflanckiej i to jedynie w wyznaczonych terminach wizyt (ośmieliłam się przyjść o prosić o zaświadczenie w innym dniu!). Moje rozgoryczenie doszło do takich granic, że usiadłam piętro niżej w szpitalu i się zwyczajnie poryczałam. Następnie były wymioty z nerwów.
Jako że pani doktor akurat schodziła po schodach, widziała mnie płaczącą i zapewne już wówczas uznała, że czas pozbyć się niewygodnej, „psychicznej” pacjentki. Na kolejnej wizycie łaskawie (czyli po niemal 3 tygodniach) wypisała mi ze 4 zdania na zwykłej kartce papieru (nawet bez pieczątki poradni), jednocześnie stwierdzając, że nasza współpraca nie układa się dobrze i ona daje mi skierowanie do poradni patologii ciąży (idealnym pretekstem do tego okazało się moje skaczące TSH).
Po powrocie do domu ze zdumieniem przeczytałam, że moja ciąża ma przebieg fizjologiczny (!) Wynikało z tego, że wszystko przebiega w normie ( mimo że dostałam skierowanie do patologa ciąży), a zwolnienia lekarskie dostawałam chyba na ładne oczy.
Reasumując: z dnia na dzień zostałam pozostawiona sama sobie- w ciąży bliźniaczej z powikłaniami, bez lekarza prowadzącego, bez zwolnienia- bo oczywiście pani doktor nie wystawiła mi nawet kilkudniowego, tak abym miała jakąkolwiek szansę znaleźć nowego lekarza i przejść pod jego opiekę.
Nie muszę tu chyba pisać, jaki był stan moich nerwów. Znerwicowana, kolejnego dnia pojechałam do IMiD na Kasprzaka, gdzie na szczęście natychmiast trafiłam pod opiekę wspaniałej doktor H. Powiedziałam jej cała prawdę o tym, jak zostałam potraktowana na Inflanckiej i że w zasadzie to chyba mam wracać do pracy. Pani doktor złapała się za głowę, szybko zleciła zaległe (jej zdaniem, powinny być już dawno wykonane) badania, zaordynowała częstsze wizyty i usg, a następnie stwierdziła, że ona nie widzi problemu z wystawieniem N-9, bo przecież sytuacja jest jasna. Dodam, że dr M. z Inflanckiej nie raczyła przekazać mojej dokumentacji medycznej wraz ze skierowaniem, stąd dr. H. musiała odtworzyć ją jedynie na podstawie moich słów i posiadanych przeze mnie dokumentów, m.in. z Izby Przyjęć na Inflanckiej.
Po uzyskaniu N-9, pojechałam do ZUSu. Urzędniczka przyjmująca dokumenty stwierdziła (patrząc na opóźnienie), że takie zachowanie lekarki z Inflanckiej jest dla niej „chore i nienormalne”. Czy wynikało z małego doświadczenia, czy z ogólnego braku empatii i życzliwości, nie wiem. Współczuję pacjentkom pani doktor, aż strach pomyśleć, jaka będzie za 20-30 lat, jako lekarz i jako człowiek.
Cieszę się, że trafiłam pod opiekę innego lekarza i szpitala. Szczególnie, że jest to doświadczona doktor, pracująca na oddziale na codzień i wiem, że nie odmówi mi swojego czasu również „poza wyznaczonymi terminami wizyt”. Sama zachęcała mnie, bym w razie potrzeby natychmiast przyjeżdżała. Inne jest również podejście personelu- wszystkie panie położne uśmiechnięte, życzliwe, umieją pożartować. I myślę, że ja i moje maleństwa znajdziemy tu troskliwą opiekę.

Odnośnik do komentarza

Nikomu nie polecam tego szpitala! Rodziłam rok temu, a do tej pory mam traumę po tym jak mnie tam potraktowano. Oczywiście szpital nie odsyła tylko w przypadku braku miejsc przeganiają z sali do sali będąc 4 dni w szpitalu zaliczyłam wszystkie oddziały na każdym po jednej sali właśnie z wyniku braku miejsc. Poród zero pomocy ze strony położnej musiał mój maż prosić żeby ktoś przyszedł, pomógł ... Po porodzie poprosiłam żeby położna pomogła przystawić dziecko do piersi usłyszałam, ze trzeba sobie radzić samej... I tak do końca mojego pobytu, obchody lekarskie na odwal się. Na sali leżałam z dziewczyną, która miała opłaconą położną i przez cały czas ktoś do niej przychodził i to juz po porodzie ze może lodu , tabletki więc ewidentnie jeśli chcesz mieć godny poród trzeba dać w łapę...

Odnośnik do komentarza
Gość mąż rodzącej

Zdecydowanie nie polecam tego szpitala. Poza pięknymi salami (owszem sale porodowe dość duże, z wanną, piłką, toaletą, wyremontowane) poziom opieki niemalże zerowy. Podczas porodu położna sporadycznie się pojawiała - raz na pół godziny włączyć/wyłączyć zapis KTG i na prośbę żony podpowiedzieć a to wannę a to piłkę. W czasie porodu, mimo prośby o ochronę krocza, ochrony praktycznie nie było. Kazała cały czas przeć, bez jakiejkolwiek próby ochrony - byle szybko skończyć i mieć spokój z pacjentką. Po porodzie dziecko podała do piersi tak niedbale, że nie chwyciło jak trzeba i żona ma poranione piersi. Na prośbę aby sprawdziła czy dobrze przyłożone i ssie odpowiedziała, że to niej obowiązek i ma inną rodzącą. Dodam, że to pierwsza ciąża i żona ma prawo nie wiedzieć, pomijając kwestie bycia półprzytomnym po samym porodzie.
Opieka na oddziale poporodowym, też pozostawia wiele do życzenia.
Podsumowując, zdecydowanie odradzam. Więcej tam nie wrócimy.

Odnośnik do komentarza

Zglosilam sie do tego szpitala 5 dni po wyznaczonym terminie porodu.Nic sie nie dzialo,zadnych skurczow,czulam sie bez zmian-czyli dobrze....jednak termin porodu juz minal wiec chcialam sprawdzic czy wszystko z Mala jest ok i liczylam na jakies dzialania ze strony szpitala.Pojechalam z mezem rano...kobiet oczekujacych na przyjecie bylo sporo,jednak postanowilismy ze czekamy bo chcemy zostac przyjeci i zbadani.Po jakis 2 godz wyszla polozna i pytala kazdej z kobiet oczekujacych co ja sprowadza.Mnie tez o to zapytala.Kiedy odpowiedzialam,zapytala czy mam skurcze,czy plamie,czy czuje ruchy dziecka...gdy odpowiedzialam ze czuje sie dobrze,skierowala mnie do przychodni obok abym wykonala ktg bo tam bedzie szybciej niz u nich.Gdyby cos bylo "nie tak"mialam wrocic z wynikami.Udalam sie zatem na to ktg w przychodni,przyjeli mnie z marszu.Po ktg zostalam przyjeta przez pana doktora,ktory po zapoznaniu sie z zapisem stwierdzil ze wszystko jest w porzadku i zebym zapisala sie na kolejne ktg za tydzien....czyli 12 dni po terminie porodu.Wmurowalo mnie.Wrocilam na izbe przyjec i pokazalam wynik w/w pani poloznej,ktora stwierdzila ze jesli sama chce to moge sie polozyc u nich na oddzial ale bede tam tylko lezala i jedyny plus ze czesciej beda robili mi ktg a ze ten czas lepiej chyba spedzic we wlasnym domu...nie jestem osoba panikujaca i za wszelka cene pchajaca sie do szpitala dlatego postanowilam wrocic do domu.Ale uwazam ze zostalam troche "olana"przez personel.Bylam pierworodka wiec uwazam ze to personel powinien zadecydowac o pozostawieniu mnie na oddziale i podjeciu jakis dzialan a nie pytac mnie o zdanie,z lekka jednak sugestia na powrot do domu.Teraz juz wiem ze przy przenoszonej ciazy kazda godzina moze zawazyc na szczesliwym rozwiazaniu.Zglosilam sie do szpitala na Kasprzaka,zrobiono mi ktg i przyjeto od razu bo Malej zaczynalo zanikac tetno....personel IMIDZ byl zdziwiony ze Inflancka nie zostawila mnie na oddziale.Owszem,moze i ja powinnam sama chciec kiedy polozna mnie o to pytala,ale jak wspomnialam wczesniej,czulam sie bardzo dobrze+dobry wynik ktg+niedoswiadczenie pierworodki i niewiedza z zagrozenia jakie moze wystapic w kazdej chwili.Lekarze i polozne powinni o tym wiedziec najlepiej i otoczyc opieka kobiete,ktora sie do nich zglasza.

Odnośnik do komentarza

Stanowczo odradzam ten szpital. 02.09.14 r.urodzilam synka w tym szpitalu. Zglosilam sie do niego z regularnymi skurczami. Zostalam milo przyjeta. Niestety to co sie dzialo na sali porodowej to byl jakis koszmar. Podlaczono mnie do ktg. Lekarz stwierdzil ze dziecku lekko spada tetno i wyszedl. Nikomu nie przyszlo do glowy zeby zrobic usg. Gdy odeszly mi wody lekarz zostal zawolany przez mojego narzeczonego ktory stwierdzil ze coraz bardziej slabnie tetno mojego syna i czas rodzic. Podczas parcia dziecku coraz bardziej brakowalo tchu az w koncu zdecydowano za mnie ze porod odbedzie aie za pomoca proznociagu. Gdy zaczeto wyciagac moje dziecko na sile tym sprzetem okazalo sie ze dziecko jest przyduszone bo pepowina owinela sie wokol szyji. Skutkiem tego proznociagu byl krwiak podokostny i czerwone galki oczne u mojego dziecka. Zapomnialam dodac ze gdy parlam lekarz zamiast mnie wspierac ciagle mi docinal ze jesli nie bede przec bardziej to przez swoja glupote strace dziecko a tuz po porodzie powiedzial ze " od takich ludzi jak panstwo nawet nie licze na slowo dziekuje".

Odnośnik do komentarza

Rodzilam na inflanckiej w warszawie w marcu2015 i jestem zadowolona z tej decyzji. Najpierw opieka pielegniarek ktore co chwile kontrolowaly ktg dziecka i moj stan. Potem na porodowce trafilam na swietna polozna ktora byla bardzo ciepla i miala duzo cierpliwosci. Lekarz przy porodzie takze emaptyczny i delikatny. Po porodzie dwie godziny bylismy sami z dzieckiem, potem o polnocy zostalismy przewiezieni do sali dwu osobowej. Mezowi pozwolono jeszcze ze mna chwile zostac. Salowe pomocne. Czesto zwracano sie tam do mnie "kotku, kochanie itp" kotku nie dlugo bedzie po wszystkim itp. W kolejnych dniach moglam liczyc na pomoc, na odpowiedz na rozne moje watpliwosci, pytania. Naprawde mila atmosfera. Jesli bede jeszcze raz rodzic napewno wybiore znow inflancka.

Odnośnik do komentarza

Inflancka to dla mnie koszmar. Rodzilam tam w 2012. Przed terminem wiec nie pojechalam ze wzgledu na odleglosc do szpitala w ktorym mialam rodzic czyli piaseczno św. ANNY. Moj dr przez telefon polecil podjechac najblizej i sprawdzic czy w ogole to jest porod. I tak zrobilam. Godzine w poczekalni. Potem beznadziejna mloda lekarz dyzurujaca ktora przebija mi czop przy zagladaniu tu i tam a na moj wrzask z bolu ,kompletnie bezwarunkowy draca sie na manie zebym nie krzyczala. Opierdzielilam ja nawet w tym bolu a co.Zadzwonilam z placzem do swojego dr ze chce do niego ale bylo za pozno. Potem na gorze przecholerna polozna jaka mi sie trafila. Tez sie wydarla bo nie utrzymalam nogi w powietrzu lezac na boku i dotknelam kolanem jej glowy. Nie wazne ze co 2min skurcz i nie ma bata utrzymac tak nogi. Zrobilam awanture,pani laskawie wyszla i przyprowadzila dr dyzurujacego. Ktory w zasadzie slowem sie nie odezwal,mnie olal i wyszedl. Lezalam tak do wieczora od 15. Przyszla tylko w miedzy czasie mloda pielegniarka ktora to zle mi sie wkula i przez chyba dobre 30 min nic nie lecialo. siniak jeden wielki i bol. Caly dzien przychodzily panie opierszielic mnie zebym sie nie ruszala inlezala na lewym boku. Mialam wrazenie nawet w tym bolu calym ze ten bok mi zaraz odpadnie. Tlumaczylam im ze strasznie piecze mnie skora od echokardio gdzie slychac serce dziecka na glosnikach ( taki krazek metalowy dzialajacy na bluetooth) pieklo naprawde jak diabli.ale nic ,zaciskalam zeby.Wieczorem pojawila sie wspaniala polozna dac mi czopki mowiac ,wsadzi sobie i odczeka 15 min pod prysznicem. Wyszla. Poszlam pod ten pryszjic mdlejac co chwila w drodze. Ale dolizlam.wsadzilam. odczekalam mdlejac i wstajac pod tym prysznicem. Jak sie moge domyslac bylo to na przeczyszczenie. Ale niestety o efekty nikt nie pytal a ich byl brak co moglo byc ciekawe w efektach. Na szczescie nie bylo. Pojawil sie ok 24 anestezjolog. Okazalo sie ze nie zrobili mi badan na plytki itp a powinni bo ja nie zdazylam odebrac wynikow z przychodni a poprzednie byly slabe. Wiecie ja wiedzialam ze mam ok wyniki ale oni tego nie wiedzieli. Tak nawciskal lekarzowi ze az mi bylo wstyd tego sluchac. Ale uzyl tez slow'ostatni raz podaje znieczulenie w takiej sytuacji' czyli to poprostu nagminne. Nie mniej jednak pan anestezjolog zrobil mi zle znieczulenie. Bo polowicznie tylko podzialalo. Tylko na lewa strone. Ale nic,porod sie zaczal ok 2:00 juz pomine cala akcje porodowa i tuz po bo masakra. Szpital oblesny. Laski bedace ze mna mialy gorzejnbo i jedna i druga powinny miec cesarke. Z dziecmi nie do konca cos tam ok. Nie wiem jak dalej z nimi wyszlo. U mojego synka dopiero po trzech dniach na moja sugestie o zoltaczce zareagowano i wyszlo 15,6 bilirubiny. To duzo. Sprzet do naswietlania o malo nie ugotowal mi dziecka,non stop wlaczal sie w nim alarm. Pani laktacyjna dotarla do mnie 4 doby. A mialam ogromny problem z pokarmem.Jak juz dotarla to pologls no ale gdyby nie zoltaczka to pojechalabym do domu z mega wielkim problemem.To moje pierwsze dziecko,porod itd wiec czlowiek nie wie o co i kogo pytac. Na wyscie dr pediatra zalecila usg glowki bo cos tam. Radiolog pukal sie w glowe i mowil ze oni na tej inflackiej to sie nadaja. Ale to fakt.Pracujac w szpitalu bardzo czesto slyszalam ze inflancka ma fatalna diagnostyke. Sluchajcie powiem tak. Moj synek urodzil sie zdrowiutki i silny. Komplikacji nie bylo przy porodzie i po. Wiec mysle sobie ze I dzieki Bogu! Ale ogolem byl to dramat. W tym momencie dla mnie ciaza=porod. Czyli nigdy wiecej. Mam taki uraz ze ho ho. Inflanka omijam i nie polecam.kolerzanki rodzily ,jie narzekaly. Ja moze dlatego ze to bylo 13-go☺

Odnośnik do komentarza

Omijajacie ten szpital wielkim łukiem !

Nie dość, że nie chciano mi wykonać USG, dziecko jak się okazało bardzo duże to kazali nieprzytomnej kobiecie z wysiadającymi nerkami rodzić sn, co zakończyło się Vacuum, bo dziecku groziło niedotlenienie. Na koniec okazało się, że zostałam niezszyta do fizjologicznego rozmiaru po nacięciu i kupę kasy na zabieg. T jest koszmar nie szpital ! Oddział poporodowy nie lepszy, zwłaszcza jeśli komuś zależy na karmieniu piersią, ale tam chociaż możesz być zdana na siebie i bliskich, a tutaj potraktowali mnie i moje dziecko jak kupę mięsa.

Odnośnik do komentarza
Gość Pacjentka 2016

Opieka położnych i pielęgniarek po porodzie poniżej zera tragiczna ,w pierwszej dobie po cieciu cesarskim połozna na sale w ciągu 12 godz nie wchodzi wcale nie interesuje sie ani dzieckiem ani położnicą ,na dzwonek reaguje nerwami mówiąc do położnicy to nie prywatna klinika proszę nie dzwonić i radzić sobie samemu .Godne rodzenie w tym szpitalu jest wtedy gdy opiekuje sie położnicą i dzieckiem prywatna położna .Nie polecam szpital poniżej godności ludzkiej.Czyja to wina oddziałowej czy ordynatora o to jest pytanie . Nic nie robią a czas na kawę mają zawsze siedząc godzinami na dyżurce .Należałoby zgłosić takie traktowanie do rzecznika praw pacjenta.

Odnośnik do komentarza

Żona urodziła 30.04.2016 r. opieka przy porodzie wzorowa dr Tomasz Kozera, położna Emilia Więch, Agnieszka Korejwo
i taki starszy anestezjolog, opieka na 100 % pomocni, cierpliwi mili itd. w tej kwestii polecam poród na Inflanckiej w 100 %, natomiast tak jak opinie wcześniej opieka na sali poporodowej tragedia !!! młode pielęgniarki jeszcze coś chciałby robić natomiast te z "doświadczeniem" robiły łaskę, że tam są, ale to jest po prostu życie.

Odnośnik do komentarza

Rodziłam na Inflanckiej dwa razy i mam mieszane uczucia. Trochę jest tak, jak piszą niezadowolone dziewczyny: jak jest problem z miejscem, to cię przenoszą z sali na salę, z oddziału na oddział; część obchodów lekarskich jest "po byku"; niektóre pielęgniarki wywracają oczami jak się coś od nich chce; jak się nie ma swojego lekarza, to na poród można czekać nawet 13 dni po terminie; po drugim porodzie zszyli mnie raczej kiepsko. Ale z drugiej strony: lepiej chyba przemieszczać się po szpitalu, a nie po mieście szukając szpitala gdzie cię przyjmą; część lekarzy jest bardzo zaangażowana, wiele osób z personelu jest sympatycznych i pomocnych; może lepiej czekać aż dzieciak będzie gotowy do wyjścia jeśli się nic nie dzieje; po pierwszym porodzie szyła mnie pani położna i naprawdę się przyłożyła ;)
Nie powiem złego słowa na opiekę okołoporodową, chociaż nie miałam swojej położnej. Podczas oczekiwania na poród (obydwa razy rodziłam po terminie), miałam wykonywane ktg i usg. Przy pierwszym porodzie znieczulenie, które zadziałało jak trzeba. Za pierwszym razem rodziłam w Boże Narodzenie i może dlatego był problem z pielęgniarką laktacyjną, ale umówiłam się z nią już po wyjściu ze szpitala. Za drugim razem było już kilka pielęgniarek które się specjalizowały w tym temacie, i bardzo chętnie i cierpliwie pomagały.
Generalnie, o ile dostrzegam minusy i niedociągnięcia, to jestem zadowolona z tego szpitala. Ale zaznaczam, że rodziłam bez komplikacji,

Odnośnik do komentarza
Gość Aklaksu

Mam mieszane uczucia co do tego szpitala po porodzie w kwietniu 2016. Na początku zgłosiłam się na Izbę przyjęć ponieważ w nocy zaczęły mi się skurcze ale były tak lekkie, że sama nie wiedziałam co o nich myśleć. Na Izbie wykonano KTG i USG, ponieważ na USG waga dziecka wychodziła za mała przyjęto mnie na oddział patologii ciąży. Skurcze nadal się nasilały ale pomimo, iż zwracałam na to uwagę położnym ignorowały mnie bardzo. W końcu o godzinie 17 kazały zacząć liczyć co ile czasu występuje skurcz prze pół godziny. Kiedy okazało się że skurcze są co pięć minut położne łaskawie ruszyły się żeby mnie zbadać i po badaniu dowiedziałm się że "szykuje się do porodu ale to jeszcze potrwa" - nie dostałam konkretnej informacji o moim stanie np jakie było rozwarcie. O g 19 mąż poszedł znów po położną bo skurcze były coraz silniejsze ale dowiedział się że ona się tym już nie zajmie bo kończy zmianę!! i mam czekać do obchodu lekarskiego o g 20. Na szczęście dla mnie o g 19 na zmianę przyszła bardzo kompetetnta i miła położna która błyskawicznie się mną zajęła i o g 19:15 byłam wieziona na blok porodowy. Na bloku było bardzo miło, położna świetna, poród udał się z pełną ochroną krocza, dziecko urodziło się małe ale zdrowe. Po porodzie opieka położnych też była różna. Niektóre położne były bardzo miłe, pomocne i kompetentne ale niektóre, starsze, miały przedpotopowe podejście. Od jednej starszej dowiedziałam się, że muszę dokarmiać dziecko mieszanką (chociaż jadło z piersi) jeżeli chcę wyjść do domu w drugiej dobie!! a kiedy zapytałam czy jest kubeczek do dokarmiania albo łyżeczka odpowiedziała mi obrażona "w naszym szpitalu dokarmia się dzieci butelką" - szkoda tylko, że na szkole rodzenia mówiono co innego. Podsumowując, na Inflanckiej podobało mi się trochę bardziej niż na Madalińskiego, gdzie rodziłam pierwsze dziecko ale nie jestem zachwycona bo wszystko musiałam kontrolować sama - od porodu (w ostatniej chwili dotarłam na porodówkę i to tylko dlatego, że sama się o to upominałam kilka razy!!) do karmienia dzieca (w brew położnej nie dokarmiałam dziecka mieszanką a w drugiej dobie i tak przybrało masę).

Odnośnik do komentarza

Szpital tylko na stronie internetowej przyjazny i dobry dla kobiety, oprócz warunków lokalowych, odnowiony itp. to ludzie tam pracujący , położne i lekarze z poprzedniej epoki, z podejściem jak do rzeczy. totalna obojętność. Plan porodu to mit, nie istnieje coś takiego, nawet nie informuja o stanie zdrowia mojego i dziecka. Podobnie jest z opieką w poradni, szybko i byle jak, dr Strzyżewski nie zleca podstawowych badań obowiązujących w czasie ciąży, podczas wizyty lekarskiej zadaje pytanie czy ma mnie badać, odmawia wydania zwolnienia lekarskiego podczas gdy źle się czuję i pracuję fizycznie.Co do szpitala za salę jednoosobową trzeba zapłacić 200 zł, pomoc położnych tylko jak ma się oplaconą. Nie polecam, chyba że ktoś chce przeżyć traumę.

Odnośnik do komentarza
Gość poród 29.12.2016

Witam.

Rodzilam na Inflanckiej i jestem mega zadowolona z położnej EMILIA WIĘCH, widać że pracuję z powołania. Bardzo mi pomogła przetrwać poród, wykazała się pełnym profesjonalizmem. Nie jestem jedynie zadowolona z opieki po porodzie... dramat, pracują tam kobiety z przymusu chyba, bardzo nie miłe. To był mój pierwszy poród a byłam zdania sama na siebie

Odnośnik do komentarza
Gość Bernadeta

Witam,
co do opinii o Inflanckiej.:
Oddział patologii ciąży - super opieka, wszystkie położne bardzo miłe, pomocne. Oddział położniczy i sam poród - duży zawód. Poród co prawda w sali jednoosobowej z mężem, ale bez jakiej kolwiek pomocy odnośnie dobierania najdogodniejszych pozycji, brak drabinek, worka sako... z tych wszystkich cudownych rzeczy, którymi się chwalą była tylko piłka położona gdzieś wysoko. Położna wpadała na chwilę co jakiś czas, była miła, ale spodziewałam się większej opieki. Lekarz od znieczulenia zewnątrzoponowego okropny, "głupio-mądry" żartowniś, zero informacji o znieczuleniu. Jakie było moje zdziwienie gdy się dowiedziałam, ze znieczulenie jest tylko na dwie godziny (gdy właśnie mijały), byłam załamana. Brak możliwości wyboru pozycji podczas drugiej fazy porodu. Położne na oddziale położniczym bardzo różne, od pomocnych i miłych po wredne flądry.

Odnośnik do komentarza

nie polecam , córka z bólem brzuch , bezbadanie zostala odeslana do innego szpitala , powod brak chirurga , córka w 32 tygodniu , powód nie przyjecia - ból brzucha , krórym powinien zając się chirurg , córka zostala przyjęta na woloską na oddzial patologii ciąży , po zbadaniu z lekkimi skurczami co 10 minut

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...