Skocz do zawartości
Forum

Brak motywacji do czegokolwiek, dręczące myśli, lęki


aga771

Rekomendowane odpowiedzi

Witam!
Mam na imię Aga mam dwadzieścia kilka lat.

Postanowiłam do Was napisać ponieważ coraz bardziej nie radzę sobie z samą sobą.
Na pozór wszystko jest w porządku, 1,5 roku temu wyszłam za mąż, mam cudownego męża, wspaniałych rodziców, pracuję, studiuję… No właśnie na pozór… chyba nikt z mojego otoczenia, ani znajomi, ani rodzina, ani rówieśnicy z pracy nie wiedzą co tak naprawdę siedzi w mojej głowie (oprócz mojego męża, który podejrzewa, że coś jest nie tak). Jestem towarzyska, wygadana, miła, pewna siebie- taką mnie chyba postrzegają inni. A jak ja sama siebie postrzegam…
Pogłębianie pewnych spraw trwa… od 1,5- 2 lat. Jeden z problemów to poczucie własnej wartości, wiara w siebie, pewność siebie- tego mi brakuje, a od pewnego czasu dochodzi do tego bardzo drobiazgowe i osobiste interpretowanie różnych sytuacji- gdy kogoś zapraszam na spotkanie lub imprezę a on odwoła przyjście- biorę to do siebie, że pewnie do mnie nie chciał przyjść, gdy ktoś nawet spontanicznie krytykuje mnie, moje dokonania- odczuwam straszną przykrość z tego powodu i bardzo to przeżywam. Mam problem z przyjmowaniem komplementów i pochwał- uważam, że nie są one szczere, że nie są kierowane do mnie, że nie zasługuje na nie. Do tego dochodzą problemy z wiarą we własne możliwości- które na wielu polach się na mnie odbijają… w pracy mimo wielkiego zaangażowania i dobrych wyników nie mam najlepszych relacji z szefem, nie wierzę, że mogę awansować, z drugiej strony gdy myślę, że mogłabym zmienić pracę- to nie wierzę w to, że znajdę inną, lepszą, że na to zasługuję i podołam. Podobnie jest na studiach- kończę studia, obiektywnie patrząc idzie mi nieźle, ale niczego nie jestem pewna- gdy oddaję jakąś pracę pisemną (np. jakiś projekt) bardzo się stresuję, że prowadzący wytknie mi błędy, że praca będzie najgorsza w całej grupie i z takim stresem czekam na ocenę- potem okazuje się, że dostałam 4 lub 5, ale ja nie wierzę, że to moja zasługa. Gdy z kolei idę na egzamin lub kolokwium często zdarzało mi się wymyślać przed innymi studentami (np. chorobę kogoś bliskiego- która uniemożliwiła mi naukę, jakieś inne sprawy i problemy) jakbym z góry musiała się asekurować przed otrzymaniem złej oceny… nie wiem dlaczego tak robię. Gdy mam wolne popołudnie mimo wielu planów potrafię 3 godz czytać 2 strony w książce lub gazecie, albo jakiś artykuł w internecie- z takim bliżej nieokreślonym napięciem, które nie pozwala mi się skoncentrować. Bardzo często płaczę (gdy nikt nie widzi…). Wcześniej byłam przebojowa, imprezowa, miałam wielu znajomych, teraz gdzieś to wszystko uciekło… Trudno też przychodzi mi proszenie kogoś o przysługę i pomoc, bo mam wrażenie, że nie będzie chciał MI pomóc, że to nie wypada, że odmówi. Moje myślenie doprowadza nawet do tak absurdalnych sytuacji- że nawet jak chcę do kogoś zatelefonować, to zastanawiam się czy wypada, czy mu nie przeszkadzam itp. i zdarza się, że zamiast dzwonić i spytać po prostu co słychać piszę smsy. Podobnie jest ze spontanicznym umawianiem się z kimś (np. ze znajomymi)- obawiam się z dnia na dzień do kogoś zadzwonić i zaprosić kogoś, namówić na wyjście gdzieś- z podobnego powodu- pewnie ma tyle innych ciekawych opcji, dlaczego miałby iść ze mną gdzieś… Bardzo męczy mnie właśnie to jak reaguję na takie różne rzeczy w życiu codziennym. W towarzystwie gdy ktoś nie odpowie na zadane przeze mnie pytanie zawsze dopatruję się w tym jakiejś osobistej przytyczki, a nie np. tego, że być może nie usłyszał co mówiłam. Na zorganizowanej przeze mnie imprezie, chociaż jestem bardzo gościnna, zawsze staram się wszystko dopracować by jedzenie smakowało itd. to na samym przyjęciu znów gdzieś zamykam się, nie potrafię należycie ugościć znajomych, nie zapytam czy jedzenie smakowało.
Zapewne rodzina, znajomi powiedzieliby, że to jakieś moje fanaberie, że mam wszystko, jestem zdrowa, mam kochającego męża tylko jestem leniwa, a to nie prawda… mam wrażenie, że coś trzyma mnie od środka, coś mnie blokuje, blokuje moje chęci zrobienia czegoś, dokonania czegoś, blokuje wiarę w to, że mogę, że chcę, że powinnam to czy tamto zrobić, a ja nie umiem sobie z tym poradzić. Mam wiele zainteresowań, które aktualnie gdzieś odstawiłam troszkę na bok, bo nie cieszą jak kiedyś… Brakuje mi energii i siły. Nawet wieczorami gdy chcę wyciszyć się i zapomnieć choć na chwilę o tym wszystkim co mnie męczy i przytłacza, ten chaos w głowie nie pozwala mi zasnąć. Dlatego też prawie codziennie kładąc się męczą mnie myśli, że jestem beznadziejną żoną, że w pracy też do niczego nie dojdę, że studiów nie skończę… Jestem już w takim wieku, że rówieśniczki mają dzieci lub o nich myślą, ja z kolei gdy myslę o macierzyństwie, raz bardzo tego pragnę a raz zastanawiam się czy w ogóle będę mogła mieć dzieci albo czy powinnam, czy sobie poradzę, że pewnie nie będę należycie dobrą matką, czy będę potrafiła zaakceptować swoje dziecko, czy nie będę go obsesyjnie porównywała z innymi dziećmi.
Wszyscy na około chwalą się swoimi dokonaniami a ja nie potrafię… nie- po prostu nie mam czym się chwalić. Mam też nienajlepsze relacje ze swoimi teściami- oni trzymają mnie bardzo na dystans, choć znam ich już ładnych parę lat- te relacje w ogóle się nie zacieśniają, ciągle jesteśmy w tym samym miejscu. Ja przez długi czas próbowałam się do nich zbliżyć, pokazać, że mi zależy, ale np. moje prezenty i drobiazgi, którymi ich obdarowywałam prawie nigdy nie były odwzajemniane… co też często przeżywałam. Podobnie na wspólnych spotkaniach- nie zależy mi by być w centrum uwagi, ale miło by był usłyszeć: co u Ciebie słychać, albo czy smakuje Ci ciasto, a często oprócz tego, że sama coś mówię i zadaję pytania- mam wrażenie, że jestem niezauważana. Czasami właśnie ten chaos w głowie doprowadza do takich już absurdalnych myśli- gdy np. motorniczy zamknie mi drzwi przed nosem- myślę, że specjalnie mi tak zrobił- gdyby tam stała inna, ładna dziewczyna to by jej otworzył. Straciłam gdzieś po drodze kontrolę nad swoim życiem, kontrolę w sensie planowania, organizowania, działania… tak jakbym nie wierzyła, że coś mogę dokonać, że coś jest zależne ode mnie. Do tego dochodzą również od pewnego czasu problemy intymne- przez to, że żyję ciągle w takim nieokreślonym napięciu nie potrafię się zrelaksować i odwzajemnić pieszczony i bliskość mojego męża. Dodam, że jeśli chodzi o męża to czuje jego miłość, akceptację. Czuję się przez niego kochana, adorowana.
Chcę to zmienić, ale nie potrafię… :((( Proszę o informację co może mi dolegać i co powinnam zrobić.

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie!

Niestety, drogą wirtualną nie da się postawić żadnej diagnozy ani stwierdzić, skąd wynika Pani aktualne kiepskie samopoczucie. Trafne rozpoznanie mógłby postawić lekarz bądź psycholog podczas bezpośredniej wizyty i rozmowy z Panią. Bez wątpienia ma Pani problem z niską samooceną. Przywdziewa Pani „maski”, udając przed rodziną i znajomymi, że wszystko jest w porządku, a od środka coś w Pani wyje, dusi się, krzyczy, że jest źle. Brakuje Pani pewności siebie, przebojowości, wiary we własne możliwości. Opisane przez Panią zachowania potwierdzają to, że ma Pani niskie poczucie własnej wartości, nieadekwatne do rzeczywistości. Jest Pani młodą kobietą, studiuje i pracuje, ma kochającego męża i rodziców. Niestety, Pani niska samoocena uniemożliwia Pani radość z tego, co Pani ma. Ciągle uważa Pani, że jest niedostatecznie dobra, obawia się porażek, interpretuje neutralne sytuacje jako zagrażające czy nieprzyjemne dla siebie. Łatwo Panią urazić i wprawić w zły nastrój. Bardzo Pani przeżywa nawet drobne niepowodzenia, które urastają od razu do rangi mega porażek i są generalizowane na inne sytuacje. Nie potrafi przyjmować Pani komplementów, nawet tych szczerych. Powątpiewa Pani w możliwość odniesienia sukcesu w pracy czy na studiach. Nie wierzy Pani w dobre intencje innych, domyślając się, jakie motywy leżą u podstaw ich zachowań. Żyje Pani w ciągłym lęku, napięciu i nieuzasadnionym poczuciu zagrożenia, co odbija się negatywnie na Pani relacjach z ludźmi, w tym w relacjach z mężem. Stała się Pani płaczliwa, lękliwa, wstydzi się Pani prosić o pomoc. Straciła Pani radość życia, brakuje Pani energii i motywacji do działania, nie interesują Panią tak, jak dawniej Pani pasje i zainteresowania. Unika Pani towarzystwa i przejawia problemy ze snem. Analizując Pani reakcje, można mieć wrażenie, że wkomponowują się one w obraz kliniczny depresji. Oczywiście, przez Internet mogę tylko „gdybać”, bo nie da się orzec, czy to „tylko” obniżony nastrój, czy już kliniczna postać depresji. Niemniej jednak warto byłoby się udać do lekarza psychiatry i zadbać o swoje zdrowie psychiczne. Pani niska samoocena sprawia, że jest Pani wyczulona na najmniejsze przykrości, dlatego tak bardzo bolą Panią kiepskie relacje z teściami. Stara się Pani, kupuje prezenty, a czuje się ignorowana i niezauważana. Towarzyszy Pani pesymistyczny sposób myślenia, np. zastanawia się Pani, czy nadaje się na matkę. Pani kiepskie samopoczucie niekorzystnie oddziałuje na sferę seksualną w małżeństwie – stała się Pani niedostępna, chłodna, trudno Pani spontanicznie odpowiadać na pieszczoty męża. Myślę, że najlepiej, gdyby porozmawiała Pani z mężem o swoim humorze i by rozważyli Państwo wspólnie konsultację psychiatryczną. Być może to tylko chwilowy kryzys, przeciążenie, ale warto to skonsultować wcześniej, zanim rozwinie się coś poważniejszego. Zachęcam Panią do przeczytania artykułów pod poniższymi linkami:

Samoocena | abcZdrowie.pl
Niska samoocena | abcZdrowie.pl
Jak pozbyć się kompleksów? | abcZdrowie.pl
Objawy depresji | abcZdrowie.pl
Diagnozowanie depresji | abcZdrowie.pl
Samoodtrącenie | abcZdrowie.pl

Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...