Skocz do zawartości
Forum

Rzucanie talerzem po skończonym jedzeniu - 2 latek


3nik

Rekomendowane odpowiedzi

Witam

mój niespełna 2 letni Synek to wspaniały,kochany i mądry chłopczyk. Świetnie się rozwija. Jest bardzo wrażliwym i bystrym dzieckiem, takie żywe srebro, ale potrafi też skupić się np. na puzzlach. Prowadzę własną firmę, którą to pracę łączę bez problemu z wychowaniem, więc jestem z synkiem w domu, zostaje z babcią,którą uwielbia lub tatusiem ok. 5-10 h tygodniowo,kiedy ja pracuję w szkółce językowej, mieszczącej się w ogrodzie i wiem, ze nie stanowi to dla niego problemu. Niestety od chyba ok. 2 miesięcy rzuca talerzem po skończonym jedzeniu ( co nie oznacza, ze jedzenia zupełnie na nim już nie ma;). Generalnie je bardzo ładnie, dużo i w sumie wszystko,ale odkąd je zupełnie sam, każdy posiłek kończy się na podłodze, często okupiony zbitym naczyniem:( Jesteśmy rodzicami pozwalającymi na wiele eksperymentów, nie lubimy ciągłego ograniczania dziecka, ale uważamy, że pewne zasady są konieczne i jedną z nich jest nierzucanie talerzem. Synek wie, ze powinien powiedzieć dziękuję i ewentualnie odsunąć talerz, ale wciąż czeka na okazję by zrzucić. mówi wtedy "ojej". po chwili chce znowu jeść, oczywiście wtedy tłumacze mu, ze to naturalna konsekwencja, ze nie dostanie, bo jak rzucał, to oznacza, ze nie jest głodny. kiedy był malutki pozwalaliśmy mu rzucać różnymi rzeczami na podłogę, traktując to jako eksperymentowanie, potem był czas bez rzucania, a teraz tak to się ciągnie. Synek mówi bardzo ładnie, i wiem, że rozumie, ze to złe, mówię mu o tym jasno, że mamusi to robi przykrość, że nie chcę, żeby tak robił,on zawsze mnie przeprasza, mówi, że mnie kocha i przytula i następnym razem to samo. Nigdy nie krzyczę na dziecko i nie mam zamiaru,ale po raz pierwszy wprowadziłam mu karę i zabrałam autka na pół dnia - kiedy je chowałam do szafy,pomagał mi w tym..;) więc chyba żadna kara. choć wieczorem chciał się nimi bawić, po kolejnym rzucie i przypomniałam mu o karze, to płakał,prosząc, żeby mu dać, a ja tuliłam go mówiąc, ze jest wspaniałym synkiem i że go bardzo kocham, ale jest jedno zachowanie -rzucanie, które musimy wyeliminować, bo to sprawia przykrość rodzicom, bo pracują na jedzenie,mam potem musi sprzątać ( choć on zawsze tez musi mi pomóc i robi to) itd i że autka nie chcą się bawić z chłopcami, którzy rzucają talerzem. uspokoił się szybciutko. nie wiem, co robić? próbowałam też ignorować, ale nic nie przynosi rezultatu. zaznaczę, ze synek nie znosi nudy, bardzo potrzebuje stymulacji,którą otrzymuje.śpi ładnie, choć są jedna lub dwie pobudki w nocy na mleczko.
jeszcze sprawa bicia. nigdy nie krzyczymy,a cóż dopiero bić. nie chodzi do przedszkola, żłobka, więc tam nie podłapał, ale oczywiście na plac zabaw tak, czytamy tez dużo,i w jednej książeczce pan chciał uderzyć kucyka. może stąd, synek mówi np. "Antos bić dzidzię" i bije na obrazku dziecko. po chwili zaczyna je głaskać,kiedy mu tłumaczę. Lubi tak czasem "zaszpanować" tym biciem,np. bije kicię kocię, swoja ukochaną książeczkę przy babci z głupim uśmiechem. zdarza mu się też bić męża, jak jest zmęczony i na rękach, kiedyś go dotkliwie szczypał i drapał, teraz mniej, ale za to zdarz mu się uderzyć - wnioskuję, ze to dlatego, ze tata często w pracy i z nadmiaru emocji, kiedy go widzi. zdarzyło mu się raz uderzyć koleżankę i czasem pcha młodsze dzieci,tzn, zdarzyło się 2 razy,zawsze na zmęczeniu. nie wiem, czy to już problem, czy takie sprawdzanie się. mówimy stanowczo, ze tak nie wolno, jak jest u taty na rekach i go bije, to kładziemy na ziemię i mówimy, ze tatusia boli, że mu przykro, bo bardzo kocha Antosia itd
czytam bardzo dużo książek z zakresu wychowania dzieci,mocno się w to angażuje i jestem szczęśliwą mamą, akceptuję moje dziecko w 100%, mam dużo cierpliwości i nie denerwuje mnie zachowani synka, bo wiem, że bunty trzeba przejść, ale boje się, żeby nie zrobił komuś krzywdy i czy ta agresja ukierunkowana czasem na innych, a przede wszystkim na te talerze to coś, czemu można zaradzić?

Przepraszam, ze taki długi post, ale chciałam dokładnie nakreślić sytuację:)

Odnośnik do komentarza

Witam Panią,

myślę, że opisane zachowanie synka jest normalnych zachowaniem dziecka w tym wieku.

Zgodnie z psychicznym rozwojem Pani syn dąży do oddzielenia swojego Ja od rodziców i budowania swojej indywidualności. Aby Pani syn poczuł się niezależną jednostką musi najpierw wewnętrznie oddzielić się od rodziców.
Im większa była symbioza z mamą w okresie wcześniejszym, to znaczy im lepiej przebiegały relacje, mama współbrzmiała z dzieckiem, odpowiadała na jego potrzeby tym większy wysiłek dziecko musi poczynić by oddzielić się od rodzica. Przejawia się to w zachowaniu zewnętrznym- na przykład odpychanie rodzica, uciekaniu i oczekiwaniu, że rodzic pobiegnie za dzieckiem, zabawa w chowanego, częściej ujawnianej złości na rodzica, niechęci do bycia traktowanym jak młodsze dziecko, traktowaniu wszystkiego jako moje i testowaniu swojej niezależności i sprawstwa- czyli już nie ważne jest dlaczego ten talerz leci tylko jak na to reaguje otoczenie- co robi i czy będzie to ulegało zmianie.
Państwa syn przezywa teraz ambiwalencje: czy jak uniezależnię się od rodzica to nie stracę jego miłości? czy rodzice pozwolą mi się odseparować, a może mama nie chce i tata tym dorastał, może zrobię tym im krzywdę?
Państwa dziecko jest na bardzo ważnym etapie separacji- indywiduacji: buduje swoją indywidualność i niezależność psychiczną to jest w myśleniu i emocjach, tak więc sprawdza jak w danej sytuacji czuje ono a jak rodzice i inni.
Winnicott wiele lat temu napisał, że im większa bliskość tym potem większy bunt- najpierw u dwulatka-trzylatka a potem w wieku dorastania. Dziecko musi zawalczyć o swoją wewnętrzną niezależność.

To do czego zachęcam to do tworzenia bezpiecznego otoczenia dla dziecka: niech jada i pije z plastikowych kubeczków i talerzy, niech posiłek będzie w temperaturze pokojowej i w takich ilościach aby zawsze można było dołożyć a mniej zrzucić. Niech ma przestrzeń i czas na swobodną zabawę bez asysty opiekuna- jeśli będzie bezpieczne otoczenie to opiekun nie musi sprawdzać co dziecko robi w pokoju obok, przytulać dziecko kiedy ono tego chce i częściej pytać go, czy możemy go przytulić, kiedy my tego chcemy.
Innymi słowy, warto popatrzeć na dziecko jak na osobnego człowieka z jego niezależnym myśleniem, innymi potrzebami i pragnieniami.
Gdy będzie się złościł- to znak, że coś mu nie pasuje, że przezywa frustrację, że wyraża swoje niezależne myslenie.

Życzę wszystkiego dobrego
Joanna Kruszyńska-Buryta

Odnośnik do komentarza

Szanowna Pani

bardzo dziękuję za odpowiedź. Generalnie staramy się wychowywać synka w zgodzie z ideą rodzicielstwa bliskości, dlatego odpowiedź bardzo mnie usatysfakcjonowała - pisała Pani o szacunku dla dziecka wyrażanym poprzez pytanie dziecka, patrzenie jako na odrębną jednostkę. Trochę wystraszyłam się informacją, im większa bliskość tym większy bunt...Zawsze myślałam, że nasza bliskość go wzmocni, a nie wzmoże bunt...
A bunt rośnie w siłę.
Pozwalamy synkowi na okazywanie emocji, nie tłumimy ich, dajemy morze miłości i akceptacje synka, jako osoby, krytykujemy zawsze tylko zachowanie, a nie jego - ale zastanawiam się, czy można pozwalać mu na "histerie”, kiedy rzuca się po łóżku prawie przez 40 minut np. przed zaśnięciem na drzemkę, bo zrzucił w złości maskotkę i teraz chce żebym mu podała. Ja spokojnie tłumaczę, ze sam zrzucił, więc musi ją sobie sięgnąć, że jestem przy nim, widzę, ze jest zły i rozumiem jego złość, ale nie mogę podawać mu maskotki, którą on zaraz znowu zrzuci...Siedzę więc obok niego, proponuję, że może się przytulić, ale on się rzuca, płacze i krzyczy "bić mamusię, bić tatusia, ubić misia, kopać misia itd"… Dziecko, na które nikt nigdy nie krzyczy, a cóż dopiero bić…
Jedno to bicie i mówienie takich rzeczy w złości i moje pytanie – jak Pani zdaniem reagować? Czy to, co robię, ma sens?
Drugie to zachowanie „ z premedytacją”, kiedy nagle podchodzi do męża albo babci czy koleżanki i bije, mówiąc” bić tatusia, ohydny tatuś” itd. Reagujemy mówiąc, iż to boli, mówimy „Nie chcę, żebyś bił” , nie pozwalamy mu, ale on wtedy próbuje co chwilę, choć dobrze wie, że to złe. Nie zawstydzamy go, nie mówimy, ze „nikt nie będzie go lubił”, choć usłyszał to kilka razy od rodziców uderzonych dzieci. Najgorsze jest to, ze jak raz uderzy, to chce to kontynuować. Takie zachowanie jest tylko wobec znanych, lubianych osób, najczęściej u nas w domu/ogrodzie ( własny teren) on to robi nawet z szelmowskim uśmiechem, kiedy robi to wobec nas, mówimy też” ze to nie robi na nas wrażenia i nie podoba nam się” – może lepiej je w pewien sposób ignorować, żeby o nie nakręcać- ale boję się, że może zrobić krzywdę innemu dziecku… Nie wiem, co mówić rodzicom takich dzieci, czasem widzę, ze oczekują jakbym miała mu dać kapsa, a ja przecież nawet nie podnoszę głosu, bo cóż to da? Agresja na pewno by tylko wzmogła jego agresję.
Synek jest dobrym obserwatorem, dużo czytamy, łapie też każde słowo, które raz nawet usłyszy.
Na placyku zabaw za to, kiedy nie zna dzieci/są starsze, jest wycofany i nie walczy o swoje. Czy „obija” sobie ten brak pewności siebie przy bliskich??
I skąd taki brak może się pojawić, synek od początku życia jest wycałowany, wychwalony, ma pełną akceptację i wsparcie. Synek jest bardzo ciekawy świata, lubi stymulację umysłową, dużo mu poświęcam czasu na „edukację przez zabawę”, sam się doprasza o to. Teraz ograniczam mu to troszkę, bo może przestymulowany? i rozwój emocjonalny nie nadąża za intelektualnym? Np. Umie prawie całą „Lokomotywę”, chce ją recytować przy bliskich, ale w trakcie jest już tak podekscytowany, że sam nie wie, co robić… Teraz nie zachęcam go do popisów, wyciszam , staram się nie doprowadzać do sytuacji wyprowadzających z równowagi, ale i nie ulegam, jak „rozkazuje”. Tyle że wtedy wpada w szał. I tak trwam przy nim i czekam z otwartymi ramionami, ale nie narzucając się, szanując jego potrzebę okazania złości. Próbujemy potem „wyrysować” złość na kartce itd. Czy można pozwolić dziecku na bicie np. poduszki w takich momentach? Przecież jak ma tyle złości w sobie to uspokajanie tylko „przylepie” problem, czy można pozwolić na fizyczne jej wyrzucenie w kontrolowany, ukierunkowany sposób?

Proszę bardzo o porady dotyczące konkretnego postępowania w tych dwóch sytuacjach: histerie/bicie w histerii oraz bicie „z premedytacją” bliskich/dzieci?
Oraz o bliższe wyjaśnienie, jak to z tym większym buntem przy bliskiej relacji? Nasza jest bardzo bliska, wiec zaczynam się bać ;)– ale rozumiem, że mu nie zaszkodziłam bliskością?..

Bardzo przepraszam, ze aż tyle napisałam, ale tak bardzo mi Pani porady ( inne też czytam) się podobają i są bliskie mojej intuicji, że pozwoliłam sobie na taki wywód.

Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza

3nik - bardzo się cieszę, że znalazłam Twój post! U nas jest identycznie! Mój synek ma 2, 4 miesiące i jest cudownym , radosnym chłopczykiem. Je, śpi sam, obok nas, w swoim łożeczku, kiedy chce może do nas w nocy przyjść (i to robi od czasu do czasu), ale też jest dzieckiem bardzo ze mną, nami związanym. Jest empatyczny, radosny, kochany, lubi się przytulac i dawac całusy - choć teraz widzę, że potrzebuje trochę więcej przestrzeni niż kiedyś :-) przestrzeni osobistej! :) Pięknie się potrafi bawić sam, i są momenty na szaleńcze zabawy, a są momenty na zabawy w ciszy.
Jest właśnie jedyny problem, który mnie bardzo martwi. Bicie nas. Ręką, zabawką itp. U nas dzieje się to w chwilach jak coś nie idzie po jego myśli, np. Tata za wcześnie mu ściągnął ubranka przed kąpaniem, nie chce teraz spać, spadła zabawka a Mama nie poda, albo Mama mówi, że teraz pora na obiad a on jeszcze nie chce itp i tak dalej. Bije i robi to z uśmiechem na ustach. A po naszych słowach, że to przykre, że nie chcę , żebyś mi tak robił, to boli, nieprzyjemne, nie akceptuję takiego zachowania ... boje dalej, wraca i jakby chciał ze zdwojoną siła! Nie ukrywam, że potem bardzo to przeżywam! Nie ma u nas w domu miejsca na bicie dziecka, a jednak skąd się to wzięło... Być może to taki sposób na odreagowanie , danie upustu własnym emocjom... ale mnie to przeraża i zastanawia kiedy to minie. Choć wiem, że trzeba przeczekać, minie jak minie.
To chyba jakaś kolejna faza w rozwoju. Czasem jestem bezsilna...

http://miko.aguagu.pl/suwaczek/suwak1/a.png

Odnośnik do komentarza

Witam Panie,

kiedy dziecko ma silną i bezpieczną więź z rodzicem nie boi się okazywać całej gamy uczuć: zarówno tych dobrych jak i tych złych. Jeżeli robi to w sposób dla dorosłych nieakceptowany warto wtedy jasno postawić granicę: " Ja nie chcę byś mnie bił/kopał/gryzł" "Widzę, że jesteś zły i możesz mi to powiedzieć. Nie zgadzam się jednak na to byś mnie bił." Jest to bardzo czytelny komunikat, że akceptuję złość dziecka ale nie jego zachowanie.

Druga sytuacja: dziecko zrzuca na podłogę misia i oczekuje, że to mama podniesie, jak nie to płacz i histeria. Znowu, pytanie co dziecko chce? Czy sprawdza na ile może sobie pozwolić? Czy może chce naszej akceptacji i uwagi? Druga strona, czy my chcemy to podnieść czy nie?

Jeśli chcemy, to robimy to mówiąc " Kochanie, podnoszę tylko raz misia. Nie lubię jak go zrzucasz na podłogę. Jesli znowu go zrzucić będziesz musiał sam go podnieść." I jak znowu go zrzuci, mówimy " Przykro mi kochanie, ze zrzuciłeś misia. Pamiętasz co powiedziałam, teraz sam go będziesz musiał podnieść."

W ten sposób uczymy dziecko konsekwencji swoich zachowań.

Jeśli nie chcemy podnieść misia mówimy: " Kochanie, wiesz, że nie lubię gdy rzucasz misiem. Nie chcę go podnieść. jeśli chcesz misia z powrotem, wstań i weź go sam. Mogę pomóc ci zejść z łóżka albo przytulić potem."

Ważne, by dzieci znały nasze granice, nasze potrzeby i życzenia...
Warto pamiętać, że dzieci uczą sie empatii wtedy gdy widzą ją w swoim otoczeniu, gdy my jesteśmy empatyczni wobec nich i wobec siebie, gdy pozwalamy aby dziecko było empatyczne wobec nas.

nie jest złym, jeśli w chwili desperacji krzykniemy: "Ja mam dość!!!!Potrzebuję ciszy!!!!!Nie mogę znieść już tych wrzasków!!! Chcę byc tu z Tobą ale juz nie daję rady!!!"

Wykrzyczenie tego co chcemy bez ranienia jest bezpieczne i niezagrażające. Dziecko ma wtedy szansę pomóc nam...na swój sposób.

Kiedy pisałam o bliskości i buncie...no cóż, aby móc odseparować się, być indywidualnością muszę zaprzeczyć, odrzucić autorytet i ideał rodzica....muszę się sprzeciwić, muszę mówić NIE...aby ustalić kim jestem. To najczęściej dzieje się w okresie nastoletnim. U dwulatka w mniejszym natężeniu.
Gdy nie mam bliskich relacji to po co mam walczyć? z kim? Nie mam po co buntować się bo i tak nikt mnie nie widzi. jestem cichy...nieobecny...samotny
Gdy mam nadmiernie opiekuńczych i dbających o mnie rodziców, gdy nie widzę świata poza nimi to boję się buntować, boję się cokolwiek robić, wolę żyć w ich bezpiecznym cieniu.
Gdy mam bliskie relacje i bezpieczne, to mogę sobie pozwolić na bunt na swoją indywidualność bo wiem, że moi rodzice to wytrzymają, przeżyją...a wtedy będziemy blisko i jednocześnie wolni w swoich indywidualnościach.

Pozdrawiam,
Joanna Buryta

Odnośnik do komentarza

Szanowna Pani

tak Pani pięknie napisała, że aż się wzruszyłam:) u nas już od dłuższego czasu na szczęście nie ma problemu, tzn. sa incydenty, ale tak jak Pani napisała, sama postępowałam przez ten czas i widzę, że mój syn to rozumie:) Ostatnio jak rozmawiałam przez telefon i on nie chciał tego, zaczął mi mówić, że nie mam rozmawiać i że on teraz nie chce "sianowac poczeby mamy":) więc wie, o co chodzi. wyrysowujemy złośc, sam prosi o kartkę, albo biegnie krzycząc do pokoiku i po chwili wraca z usmiechem i dumą mówiąc "złości nie ma, uspokoiłem się"! dając mu pełną akceptację dla uczuć, widzę, jak rośnie w nim piękny,wrażliwy człowiek. dziękuję za podpowiedzi, które były potwierdzeniem moich matczynych intuicji i przemyśleń:)

pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza

Przepraszam, ze sei wlacze do watku, ale od kiedy przeczytalam "z czystej ciekawosci" jego zawartosc to Pani odpowiedz nie daje mi spokoju.

Zwlaszcza ta czesc:
Kiedy pisałam o bliskości i buncie...no cóż, aby móc odseparować się, być indywidualnością muszę zaprzeczyć, odrzucić autorytet i ideał rodzica....muszę się sprzeciwić, muszę mówić NIE...aby ustalić kim jestem. To najczęściej dzieje się w okresie nastoletnim. U dwulatka w mniejszym natężeniu.
Gdy nie mam bliskich relacji to po co mam walczyć? z kim? Nie mam po co buntować się bo i tak nikt mnie nie widzi. jestem cichy...nieobecny...samotny
Gdy mam nadmiernie opiekuńczych i dbających o mnie rodziców, gdy nie widzę świata poza nimi to boję się buntować, boję się cokolwiek robić, wolę żyć w ich bezpiecznym cieniu.
Gdy mam bliskie relacje i bezpieczne, to mogę sobie pozwolić na bunt na swoją indywidualność bo wiem, że moi rodzice to wytrzymają, przeżyją...a wtedy będziemy blisko i jednocześnie wolni w swoich indywidualnościach.

Jestesmy jak nazwyam nas zartobliwie "starymi rodzicami" (mamy po 42 lata) dwuletniej coreczki. Oprocz niej mamy duza juz core, ktora ma 21 lat i 15-letniego syna.
Mala jest wyczekiwanym przez cala rodzine dzieckiem, za ktorym szaleja wszyscy czlonkowie rodziny. Od poczatku byla spokojnym dzieckiem, dla ktorego "nie" znaczy "nie". Dzieckiem, ktore w wieku okolu 20 miesiecy potrafilo juz sie samodzielnie w skupieniu bawic przez 10-15 minut - glownie puzzle, nawlekanie duzych korali, zabawa lala i wozkiem (wobec lali jest troskliwa i opiekuncza); ktorego zabawa jest konstruktywna i nie polega na dzikim bieganiu dookola stolu.

W czym problem?
No w tym, ze nie znamy "rzucania sie na podloge", histerii i buntow. Owszem, ze czasem buntuje sie na przyklad, gdy nie chce sie ubrac, ale nie jest to na skale opisywana w postach powyzej. Drobne "histerie bez powodu" udaje sie zawsze rozwiazac, za pomoca "nie placz - pokaz co chcesz". Owszem, ze nasz 15-latek jest autystykiem, wiec mamy za soba duze doswiadczenie w budowaniu struktur, komunikowaniu, przewidywaniu, przestrzeganiu rytmu dnia i rutynizowaniu wszystkiego co sie da. Co byc moze powoduje, ze nasza Mala WLASNIE czuje sie bezpiecznie i nie potrzebuje buntowac?

I doszlam wlasnie do pytania: czy skoro dziecko nie wybucha, nie jest agresywne, histeryczne, mamy myslec, ze nie czuje sie bezpiecznie w naszych relacjach?
Czy byc moze jednak kultuorowe metody wychowawcze maja tu znaczenie?
Mieszkamy w Danii i Mala zarowno w domu jak i opiekunki wychowywana jest bez kar i straszenia, jedynie przez wyznaczanie granic.
Mala bez problemu zostaje u opiekunki, czy w swietlicy ( do ktorej raz w tygodniu przychodza 4 inne opiekunki i okolo. 12 dzieci).
Mala potrafi tez mowic "nie", ktore szanujemy i jezeli jest zasadne, to ma prawo zachowac swoje "nie". Jezeli nie ma racji, to tlumaczymy dlaczego i zazwyczaj przyjmuje nasza forme.

No nie wiem, jakos wciaz nie daje mi spokoju Pani stwierdzenie. Czy naprawde dziecko musi "rzucac talerzami" lub walic glowa o podloge, by rodzic wiedzial, ze dziecko czuje sie bezpiecznie w relacji z nim?
Dodam, ze od jakichs dwoch tygodni, ulubionym slowem naszej corki jest "nie". Wszystko jest na nie :) , ale jak napisalam,
z nasza corka mozna sie "dogadac" .
Czy jednak mozna zalozyc, ze jest jednak, grupa dzieci powiedzmy - bardziej filozoficznie nastawiona do swiata o zrownowazonym temperamencie, ktora po prostu nie czuje potrzeby manifestowac swiatu swojego "nie" poprzez "rzucanie sie na podloge", a po prostu je wyraza w spokojniejszy sposob?

Pytam, bo nie wydaje mi sie, bysmy jednak byli nadopiekunczymi rodzicami, a nad corka byl roztoczony mega parasol ochronny. Uwazam rowniez, ze jest "odcieta od pepowiny". Nie mamy problemu z pozostawieniem jej u niani, nie mamy problemu z pozostawieniem jej pod opieka siostry, babci czy dziadka, a nawet cioci, ktora widuje srednio raz na kwartal. Zasypia samodzielnie w swoim pokoju, chodzi do nianio-zlobka, potragi sie bawic obok rowiesnikow, z przylaczeniem sie do grupy dzieci. Jak dla mnie, wszystko przebiega normalnie w naszych kontaktach z nia.

http://s2.pierwszezabki.pl/041/0414929a0.png?9507

http://www.suwaczki.com/tickers/km5stv73l6r9nxfg.png

Odnośnik do komentarza

Witaj Jomira!

Oczywiście, że nie u wszystkich dzieci proces wyznaczania swoich granic, zaznaczania swojego „Ja” będzie przebiegał tak samo, identycznie. Nie ma szablonów wychowawczych, nie ma sposobów-wytrychów na podkreślenie swojej indywidualności przez dziecko. Jeden maluch będzie potrzebował rzucać talerzami, rzucać się po podłodze, inne dziecko tupnie nóżką, obrazi się, a inne będzie na tyle „dojrzałe”, by werbalnie zaznaczać swoje granice, negocjować je z rodzicami przez dyskusję. Jeżeli czuje Pani, że wszystko przebiega OK, Wasze kontakty są nacechowane ciepłem, życzliwością, troską, miłością, szacunkiem, dziecko ma z Wami dobre kontakty, rozwija się prawidłowo pod względem emocjonalnym, chętnie zostaje z innymi osobami, bawi się z dziećmi, to nie widzę powodów do obaw. Po prostu ma inny temperament. Proszę pamiętać, że mamy przynajmniej 4 podstawowe rodzaje temperamentów – choleryk, sangwinik, flegmatyk i melancholik. Z pewnością dzieci cholerycy będą wykazywać większą tendencję do rzucania talerzami niż flegmatycy czy melancholicy ;) Jeżeli Pani dziecko weszło w fazę negatywizmu (wszystko jest na „nie”), potrafi zaprotestować albo z czymś się nie zgodzić, to wszystko jest w porządku z jej rozwojem i zapewne czuje się na tyle bezpieczne, by zwerbalizować to „NIE”.

Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...