Skocz do zawartości
Forum

Ciąża pozamaciczna, co dalej


irena34

Rekomendowane odpowiedzi

Dzięki Dziewczyny. W piątek odebrałam wyniki histopatologiczne i z niecierpliwością czekałam co powie ginka (wkurzające, że opis jest zawsze po łacinie). Miałam nadzieję, że będzie jakaś przyczyna, żeby wiedzieć co robić dalej, ale (nie)stety nic istotnego nie napisano, czyli przypadek, że znów z ciążą się nie udało :(
A w ten piątek idę jeszcze do drugiego gina, ciekawe co on powie.
Jak się zdecydujemy na kolejne starania, to na pewno czekają nas badania. Jak wszystko będzie ok, to znów czekanie na ciążę, a jak się uda, to znów strach, czy nie będzie ciąży pozamacicznej, a potem czy uda się donosić... :(

Odnośnik do komentarza

W piątek byłam u drugiego gina. Potwierdził to co powiedziała poprzednia ginka, że opis badania histopatologicznego nic nie wnosi, i że jak planujemy dziecko, to faktycznie muszę zrobić kilka badań, ale póki co na razie nie muszę iść do specjalisty, bo najprawdopodobniej zleci mi te sama badania. Szkoda, że tak drogie te badania, bo nie refundowane w moim przypadku. Na razie nie będziemy robić wszystkich, zrobimy na razie dwa i zobaczymy co pokażą wyniki i ewentualnie wtedy będziemy robić resztę.

Odnośnik do komentarza

Dziubala- bardzo mi przykro:(
Tak długo mnie nie było a teraz przezyłam szok:(
Trzymam kciuki żeby wszystko było dobrze.
Wiem że łątwo się pisze ale najważniejsze pozytwyne myślenie.

Szkoda jednak że lekarz nie podał przyczyny- bo tak to nie wiadomo co się stało?
No i pod jakim kątem sie badać;//
Idą święta więc może ten wspaniały nastrój spowoduje że do głowy wpadać Ci będą same wspaniałe i szczęsliwe chwile.
Życzę wytrwałości.

Odnośnik do komentarza

Dzięki Myszolka! Nie da się podać teraz przyczyny, dlatego muszę zrobić badania, bo jeśli 2 razy pod rząd się nie udaje, to trzeba poznać powód, a tylko przez specjalistyczne badania jest szansa go poznać. Jeśli histopatologia nic nie wykazała, to na razie traktuje się to jako przypadek, zdarza się i już. Dobrze, że mam już 2 dzieci, bo tak to byłoby mi szczególnie ciężko... :(
Liczymy, że badania coś pokażą, jest szansa, że się dowiemy czy to problem w immunologii, czy genetyce, czy może coś w moim układzie rozrodczym jest nie tak.

Odnośnik do komentarza

Dziubala
Dzięki Martuś. Ja też miałam szczególnie rzadki przypadek, mieli co lekarze oglądać, niektórzy to raz w życiu albo w ogóle takiego nie widzieli (jednocześnie ciąża pozamaciczna i wewnątrzmaciczna).
A jakim przypadkiem Ty byłaś?

Ja miałam ciążę pozamaciczną, bo tak ją kwalifikują, ale tak na prawdę to ona była w rogu macicy.
Musieli mi go usunąć.
I mój przypadek to też taki właśnie, że nie każdemu jest dane coś takiego zobaczyć, w swojej karierze medycznej.

http://fajnamama.pl/suwaczki/w7e0oow.png

http://www.suwaczki.com/tickers/bfaregz2mib36tc2.png

Odnośnik do komentarza

kurcze ci lekarze....
ja tez miałam 'przyjemność' bycia tym jedynym przypadkiem ale troszkę w innej dziedzinie....miałam wypadek - potrącona przez auto- połamany kręgosłup, miednica w kawałeczkach, krwotok itp....i jak stanęłam 2 mce później przed komisją to poczułam się jak w zoo.....bo jak ona przeżyła??

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie !czytam wasze wpisy i są one mi tak bliskie wiem co czułyscie sama jestem po jednym poronieniu i jednej ciąży pozamacicznej w wyniku której usunięto mi jeden jajowod częściowa resekcja jajnika a to wszystko w przeciągu 2 lat . Jestem w dalszym ciągu na zwolnieniu nie mam siły wracać do pracy rana prawie zagoiła się a ja ją wciąż odczuwam mało tego dochodzą źłe wyniki badania cytologicznego IIIB czekam za wynikiem kolposkopi i ostatecznym wyrokiem trochę ciężko mi to ogarnąć i czasami boje sie ze braknie mi sił aby pogodzić się ze wszystkim ale widocznie tak musiało być. Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza

wera 22 - Jestem po 1 c.p. i na szczęście ciąża była wykryta tak szybko ze udało się uratować jajowód jednak był tak niedrożny ze szok. Miałam udrażniane jajowody dwa razy i po 1,5 roku zaszłam w prawidłowa ciążę. Cały ten czas intensywnie się staraliśmy. Jestem dobrej myśli... wiem ze to łatwo się pisze ale grunt to pozytywne myślenie. A jak wyniki z cytologii?

Odnośnik do komentarza

Dziewczyny jeśli macie jakieś wątpliwości odnośnie własnego zdrowia, zróbcie wszystko by rozwiać swoją niepewność. Jeżeli wyrzucają Was drzwiami , wracajcie oknem . Ja tak właśnie walczyłam o święty spokój choć z natury jestem spokojna i raczej łatwowierna!

Moja sytuacja już się wyjaśniła,choć nie było wesoło.
Może zacznę od początku...

Ostatnio przeżyłam sporo ciężkich chwil, miesiączka spóźniała się dwa tygodnie ale tłumaczyłam sobie to stresem.
Dla świętego spokoju zrobiłam test i ku mojemu zaskoczeniu pojawiły się dwie kreseczki lecz druga była bardzo słabiutka. Postanowiłam powtórzyć test kolejnego dnia, kreska już jedna i do tego dostałam straszne krwawienie, ból podbrzusza pleców i jajnika.
Udałam się do lekarza .
Moj poziom hcg dn 13.07 wynosił 203,2 .
Na USG czysto . Jajniki bez zmian, moja ginekolog stwierdziła poronienie.
Beta przez kilka kolejnych dni nadal rosła.
Udałam się do innego lekarza,bo moja gin wzięła urlop.

18.07. wynik -1337,0 na USG nadal czysto, endometrium 7mm jajniki i jajowody bez zmian, oczywiście skierowanie na kolejne badanie beta . Z Panią doktor byłyśmy w kontakcie telefonicznym więc informowałam ją o wzroście hcg. Na szczęście zorientowała się że to ciąża pozamaciczna bo przy tym wyniku na USG już powinno się coś pojawić, skierowała mnie do szpitala

20.07 trafiłam do szpitala w moim miejscu zamieszkania lecz tam mimo tego że widzieli wyniki powiedzieli że na USG czysto więc to było poronienie i odesłali mnie do domu... MASAKRA!!!

21.07 trafiłam na oddział w innym szpitalu gdzie pracuje moja nowa ginekolog z podejrzeniem ciąży ektopowej.
Na USG były już widoczne zmiany jajowodu jak i widoczny płyn za macicą 12mm

23 .07 przeszłam operację , usunięto mi jajowód z ciążą ektopową.
Był to ostatni moment aby uniknąć krwotoku. Jajowodu nie dało się niestety zachować bo doszło już do jego uszkodzenia.

Teraz gdy jest już po wszystkim zastanawiam się co mogłoby się stać gdybym uwierzyła w to moje "poronienie" o którym na okrągło od każdego słyszałam...
Jestem szczęśliwa że moje dwie córeczki mają zdrową mamę która już zawsze będzie przy nich a mogło być nieciekawie gdybym w domu zaczęła krwawić...

POZDRAWIAM

Odnośnik do komentarza
Gość etaCarinae

Cześć
Przez pół roku z mężem staraliśmy się o dziecko. Zaczynałam się już zastanawiać, dlaczego się nie udaje. Na początku października ginekolog powiedział mi, że mam policystyczne jajniki, więc będzie mi trudniej zajść w ciążę, a NFZ płaci za leczenie dopiero po roku bezowocnych starań. Tak więc nastawiłam się na dłuższe czekanie. Mimo to kupiłam testy owulacyjne, żeby już na pewno trafiać w odpowiednie dni. 28 października testy wykazały, że powinnam mieć owulację. Następny okres się spóźniał. 16 listopada zrobiłam test - wyszły dwie kreski. Nie wierzyłam, że mam takie szczęście. 20.11 zrobiłam Bhcg, wynik wskazywał na czwarty tydzień. Tą wartość zapamiętam chyba na całe życie, 578. Niepokoiło mnie tylko lekkie plamienie, ale wszędzie czytałam, że to się zdarza, poza tym myślałam, że to może implantacja. Następnego dnia od rana było mi trochę niedobrze. Śniadanie wmusiłam w siebie z rozsądku i poszłam do pracy. W pracy mdłości nie ustępowały. Trochę mi się wydawało za wcześnie na takie objawy, ale w końcu każda kobieta przechodzi to inaczej... Ale wtedy dołączył do tego wszystkiego ból w dole brzucha, dużo silniejszy niż przy okresie. W łazience zobaczyłam, że krwawię. Nie jakoś bardzo, ale to już nie było brunatne plamienie, tylko żywa krew. Natychmiast pobiegłam do ginekologa. Na USG nie udało się nic zobaczyć, lekarka mówiła, że jest jeszcze za wcześnie. Dostałam syntetyczny progesteron i skierowanie na badanie grupy krwi, do tego przykaz odpoczywać, a za 10 dni do kontroli. Przeleżałam więc te 10 dni, martwiąc się, bojąc i obwiniając siebie za to, że nie mogę nawet porządnie zajść w ciążę jak normalna kobieta. Potem na USG znowu nic nie było widać, więc zostałam odesłana do szpitala w trybie natychmiastowym. Tam okazało się, że progesteron zadziałał. Ciąża się utrzymała i miała już 6 tygodni. Tyle tylko, że postanowiła zagnieździć się w jajowodzie. Kiedy to usłyszałam, rozpłakałam się. Wiedziałam, co to oznacza - muszę podjąć decyzję o śmierci mojego dziecka. Operowano mnie natychmiast, jak tylko zwolniła się sala. Nie udało się uratować jajowodu. Przy okazji obejrzeli tez drugi i mówią, że wszystko z nim w porządku. Wszystko goiło się bardzo dobrze, następnego dnia nawet nie potrzebowałam leków przeciwbólowych - błogosławiony niech będzie wynalazca laparoskopii. 48 godzin po operacji byłam już w domu. Od samego początku miałam opiekę psychologa, księdza (kwestia religii też jest dla mnie bardzo ważna) i rodziny. Po dwóch tygodniach zrobiliśmy symboliczny pogrzeb naszego dziecka. Pomogło mi to dojść do siebie. Ale ciągle pozostał pewien problem - z seksem. Technicznie wszystko jest ok, ginekolog na kontroli po trzech tygodniach od zabiegu kazał działać. Nie spieszymy się z mężem, on dziwi się, ale rozumie, że nie jest mi łatwo się przełamać. Przez jakiś czas pozostawaliśmy przy grze wstępnej, wszystko było w porządku. Myślałam, że jestem gotowa na normalny seks. Ale kiedy zaczęliśmy, do oczu napłynęły mi łzy, a całe podniecenie minęło jak ręką odjął. Nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Boję się, że nie będę już potrafiła cieszyć się seksem tak jak wcześniej. Powiedzcie, jak to wyglądało u was? Jak długo trwało, zanim się przełamałyście, zanim wasze życie wróciło do normy?

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...