Skocz do zawartości
Forum

Poród - jak to było z nami :)


Ardhara

Rekomendowane odpowiedzi

Proponuje podzielić sie przeżyciami z tej chwili spotkania z najwspanialszym cudem natury jakim jest nasze dziecko :D

Może ja zaczne :Nieśmiały:

W niedziele 4 marca byliśmy u rodziców na obiedzie ( akurat dzień wcześniej miałam termin ). Od południa zaczełam odczuwać lekkie skurczyki ale że od jakiegoś czasu były częste to myślałam ze to nadal te pseudo :Oczko: . Gdy obliczyliśmy - wychodziło , iż są co 5-6 minut.

Wróciliśmy do domku , zrobiliśmy kolacje , obejżeliśmy film itp. No i w końcu ok godzi 12 położyliśmy się spać :).

Cały czas przewracałam się z boku na bok aż w końcu musiałam wstać bo nacisk na pęcherz był nie do zniesienia :Oczko: , mój M spał w najlepsze.

W toalecie okazało sie że odchodzi czop :Niespodzianka: - więc ja go na papiorek i lece do M... on sie podniósł , popatrzył , kiwnoł głową i dalej w kime :takwyszlo:.

więc tak sobie obok niego przycupnełam na skraweczku łózeczka i czekam....czekam....czekam ... a on jak sie nagle nie zerwie ( chyba dotarło ) i natychmiast do mnie że do wody czas na ciepłą kąpiel i liczymy skurcze ( były już mocniejsze ).

Tak spędziliśmy następną godzinkę - M robił sobie kanapeczki a ja relaksik w wodzie :D

Gdy skurcze były co 4 min. ubrałam sie i zeszliśmy do samochodu. Wtedy zaczeły sie już te mocniejsze - więc co jakiś czas zginało mnie w pół...

Dojechaliśmy do szpitala - po 5 min wyszła ( łaskawie ) pani z izby przyjęc , po badaniu okazało sie ze rozwarcie na 2,5 palca więc przebieramy sie w gustwone wdzianko zwane piżamką i na porodówke marsz !!!

Tam podłączyli mnie pod KTG i kazali leżeć ( a ja tu nagle mam nagłą potrzebe wizyty u 9-miesięcznego przyjaciela kibelka ). W koncu wypuścili do łazienki ( uff ). Tam zeszło mi z 30 min - nawet położna sie dopytywała czy zamierzam tam urodzić :Śmiech::Śmiech:

W końcu wróciliśmy do sali. Młodziutka położna ( chyba bardziej przerażona odemnie ) wbijała mi sie z 3 razy w ręke aby założyć wenflon - w końcu wyręczyła ją inna ( która zresztą nie mogła zrozumieć ze na jednej ręce mam lekko wystające ścięgno a nie wieeelką żyłe )....

Zostałam nakłuta przy 5 cm. w celu podania znieczulenia ( skurcze były już nie do zniesienia ). Poleżałam sobie z 30 min i........

M poleciał po lekarza aby dał kolejną dawkę - przyszła też położna. Bada...bada...bada i stwierdza - żadne znieczulenie - my tu RODZIMY.

No i zaczeło sie - ja czerwona jak burak pre jak idiotka, położna przyciska mi nogi do boków ( nie powiem - bardzo pomogło w parciu ) a M stara sie mnie mobilizowac ( za co chyba jeszcze bardziej go pokochałam - o ile można bardziej :Nieśmiały::Nieśmiały: )

I nagle o godz 5,53 w fali tsunami ( po nacięciu - miałam za waski otwór i trzeba było mimo masażu ) wyskoczyła nasza Kinia :D zalewając wodami poowe sali oraz lekarza z położną , nie mówiąc że ledwo co ją utrzymała położna :D :D.

Potem niestety stara położna pociągneła za łożysko co spowodowało krwotok :( - przybiegł lekarz , popatrzył , zbladł. Ale jakoś mnie pozszywali wkońcu - jednak 3 kolejne godziny spędziłam pod kroplówkami - ale za to z męzulem i malutką u boku oraz szczęśliwa że w końcu jesteśmy w 3 :D :D

Reszta to już inna historia :D

Kinga : 06.03.2006 rok ( 3760g i 55 cm )
Grześ : 29.06.2011 rok ( 3750g i 56 cm )
Sonia : 16.10.2012 rok ( 3860g i 54 cm )
http://emotikona.pl/gify/pic/11wir.gif

Odnośnik do komentarza

U mnie w zasadzie od 25tc było jasne, że poród będzie przez cc - Kajtek nie dość, że był pośladkowo ułożony to jeszcze później okazało sie, że ma pępowinę wokół szyi. Lekarz pouczyli mnie, że jeżeli pojawią się jakiekolwiek skurcze mam natychmiast jechać na IP, bo brak mojej reakcji może się źle skonczyć. Możecie sobie zatem wyobrazić jak się czułam...

Pod koniec 38tc dzidziuś nadal się nie obrócił. W czwartek poszłam na kontrolę do gina i pani doktor oznajmiła mi, że spokojnie mogę wyjechać sobie na weekend (mieliśmy plany wyjazdu nad jezioro), bo dziecko pojawi się najwcześniej za 2 tygodnie. Tak więc pojechaliśmy 100 km nad jeziorko. W piątek była cisza, ale już w sobotę rano zaczęłam się kiepsko czuć... Jakby mi się miała biegunka zacząć czy coś. Przy stole nie usiedziałam więcej niż wymagał tego posiłek. W nocy z soboty na niedzielę nie zmrużyłam już oka. Ok. 4.00 skurcze się nasili, a przez całą noc miałam biegunkę. Nie czułam ruchow Kajtka. Dałam męzowi pospać do 6.00 potem kazałam natychmiast zadzownić do szpitala w Pucku, gdzie miałam pierwotnie rodzić. Pani w dyżurce kazała natychmiast przyjechać. Niewiele myśląc pokonaliśmy 100km w godzinę. Niestety jednak z Pucka niemalże nas wywalili. Na korytarzu złapał nas ordynator i powiedział, że nie mamy czego szukać, bo nie ma miejsc. Zbadał tylko rozwarcie i oświadczył, że zdąże dojechąc od innego szpitala. Potem dowiedziałam się,że jego obowiązkiem było podłączyć mnie pod KTG, bo było zagrożenie dziecka. Nie było czasu na kłótnie. Zapakowaliśmy się do auta i pędziliśmu do Wejherowa. Nie czułam ruchów nadal i byłam przerażona, że skurcze wepchnely Małego w kanał rodny a pępowina się zaciskała. W Wejherowie przyjęli nas natychmiast i podłączyli pod ktg. Skurcze siegaly zenitu, ale ja nadal łudziłam się, że decyzja będzie dotyczyła tylko kwestii pozostania na patologii do rozwiązania albo odesłania do domku. Godzinę później dowiedziałam się, że za 2,5 godz. będzie cc...mało nie zemdlałam. Nikt nie powiedział mi niestety, że nie wolno mi nic jeść ani pić. Po 6 godzinach nerwówki byłam spragniona więc wzięłam lyka Fanty i dlatego musiałam czekać. Czekałam na porodówce, podłączona do KTG i kroplówki....Jak się dowiedziałąm,że będzie 30 minut wcześniej to tak zaczęłam się tak trząść z nerwów, że myślałam, że mam zawał albo coś...okropne. Jak już dostałam zzo to skurcze ustapiły i czekałam tylko na Kajtusia. Było mi lekko niedobrze, ale w sumie nic strasznego. Sama cesarka jest dość nieprzyjemna, ale bezbolesna na szczęście. Mój mąż był ze mną na sali i po kilku minutach od znieczulenia mógł jako pierwszy ucałować synka.

Magda & Kajetanek
http://parenting.pl/galeria/data/500/thumbs/IMG_00263.JPGhttp://ticker.7910.org/as1cA6GrmRJ1110MzIxfDU2MWR8S2FqZWNpayAtIE91ciBMaXR0bGUgUHJpbmNlIGlz.gif4th B-Day

Odnośnik do komentarza

witam:)

Moj pierwszy porod...był mies przed czasem....ale od poczatku....pierwsza ciaze mialam martwa:( mialam zabieg...pozniej jak zaszlam w ciaze...to mialam same problemy...jak nie krwawilam, to mialam krwiaka, pozniej skurcze przedwczesne...wiec spedzilam troszke w tym szpitalu...mies przed czasem w nocy zaczelam zle sie czuc...nad ranem okzalo sie ze wody mi sie sacza..wiec pojechalam do szpitala...a ze mies przed czasem to troszke sie martwilam ...powiedziano mi ze jak dzis nie urodze do wieczora to bede wywolywac...wiec czekalam...bylo troszke zamieszania...jak rodzilam...maly przyszedl silami natury na swiat o godz 20:40:) mial 51 cm i 2815:) wiec nie bylo zle:)

Jak zaszłam z mala mialam te same problemy co z Oskarkiem...ale mala przenioslam 4 dni...mialam miec rodzinny porod:) udalo mi sie namowic meza...i dzieki niemu skonczylo sie tak jak sie skonczylo...mala w czasie akcji porodowej ulozyla sie twarzyczkowo:( a lekarz ze sie spieszyl powiedzila ze mam lezec na boku i bedzie oki...ciagle mnie badano i mowiono jak dotykaja czegos co sie rusza pozniej sie okazalo ze to oczka malej...matko jak ja sie balam ze cos jej zrobia..wkoncu maz sie zdenerwowala i kazal wezwac lekarza i ma sie zdecydowac na cc bo jak cos sie stanie to on nie reczy za siebie...lekarz sprzyszedl zbadal stwierdzil ze sie spieszy ale no jednak cc mnie czeka w tym momencie powiedzilam zeby sie pospieszyli bo akcja mi zanika i nie czuje boli...wiec ekspresem na stol...pozniej otworzylam oczy maz pokzala mi mala czego ja nie pamietam i im odlecialam...nie wiem co pozniej bylo maz twierdzil ze im niezlego stacha napedzilam....ja obudzilam sie zmaska tlenowa...bylam i z jednym i drugim tydz w szpitalu...po cc mialam komplikazje krwiaki w miejscu ciecia zaczely powstawac i mialam byc jeszcze raz cieta ale zdecydowlam sie ze najpierw zastosuje oklady a pozniej jak nie pomoze to na stol..ale udalo mi sie okladami to rozbic:)

mala miala 3120:) i miala 54 cm:)

to tyle byc moze haotycznie troszke napisane ale tak to juz jest jak sie che wszystko opisac...

pozdrawiam cieplutko:)

http://www.suwaczek.pl/cache/4831457038.png http://www.suwaczek.pl/cache/a9f940ee35.png http://www.suwaczek.pl/cache/b6b8aa7d39.png

Odnośnik do komentarza

to i ja cos napisze!

od poczatku...pod koniec 37tyg, w dzien urodzin mojego m. poszlam po zakupy, w trakcie ktorych pomyslalam ze podejde na ktg, bo mialam byc jutro to zalatwie od razu.
jak zwykle lezalam, mloda polozna obok mnie. i nagle zbladla... i mowi ze cos nie tak z tetnem! a ze moj lekarz prowadsacy byl ordynatorem oddzialu wiec od razu na sale!
lezalam caly dzien podlaczona, nic nie znalezli, ja cala roztrzesiona i jeszcze plakalam m. na reku ze mam prezent dla niego ale torktu nie upieklam:Oczko:. i tak mnie trzymali 3 dni a tu nic-wszystko w normie!
ze ja kobita aktywna to mnie tam szlag trafial, wiec wyprosilam na 3 dzien zeby mnie puscili bo wszystko bylo ok, rozwarcia zero no i wyszlam do domu
jak juz wyszlam to skrzydel nabralam, posprzatalam chalupe, zrobilam mega zakupy ( ale sie ludzie patrzyli hehe) i tak zlecialy kolejne 2 dni.
3 dnia, po obiedzie , wbrew wskazaniom lekarza, pobaraszkowalismy z m. bardzo za soba steskieni a potem on pojechal na popoludnie do pracy. wrocil o 21, zjedlismy kolacje i nagle cos mnie zaczelo scickac, tak jak przy @. nie przejmowalam ise specjalnie, ale juz o 23 zaczelo byc grubo, wiec ja do wanny, stwierdzilam ze jesli to juz to musze jak czlowiek przy porodzie wygladac:Śmiech: wiec umylam glowe, wygolilam sie ( w mysl tego, ze nikt mnie tam maszynka jezdzil nie bedzie:Oczko:), ubralam sie, zrobilam lekki makijaz!hehe a maz liczyl.
23.45-skurcze co 5 minut a ja stoje na srodku pokoju i smieje sie do lez , ze niemozliwe ze to juz. m. do mnie-uspokoj sie i zacznij ubierac bo mi tu urodzisz!. zadzwonil po mame, podjechala w 5 minut i dawaj do szpitala
na porodowke trafilam 12.15, skurcze co 3 minuty,ale jakos specjalnie nie bolalo, zbadali-rozwarcie 7 cm:Niespodzianka:. no a potem polazilam sobie do 3 ( juz troche bolalo co psychicznie odczul m:Oczko:).
o 3.30 mialam kryzys-stanelam przed polozna i glosem terminatora powiedzialam ze ja mam tego dosc i ide do domu:Śmiech::Śmiech:. ona na to -daje glowe ze za pol godzinki bedzie po wszystkim.
i tak tez sie stalo! dalam sie polozyc o 3.40, 2 sline parcia ( strasznie mi popekaly naczynka) i rowniutko o 4 Kajtek byl po wlasciwej stronie brzucha!. m. dzielnie przecial pepowine a ja...hehe
zaczelam sie naprawde bac dopiero jak mieli mnie zszywac hehe. lekarz do mnie-pani! pani wlasnie dziecko urodzila a kilku szwow sie boi?! no to sie w konu dalam, zeby scen nie robic:Oczko:
po 40 minutach mlody juz pieknie ssal, ja sama po 2 godzinach poszlam sie umyc i wysikac co polozne skwitowaly wielkimi oczami i otwartymi buziam:Śmiech:

a na koniec powiem wam, ze to byl najpiekniejszy dzien ( a wlasciwie noc) mojego zycia!!!
i wcale tak bardzo nie bolalo! za to ja czulam sie jak mistrzyni swiata, najwieksza i najlepsza ze wszystkich kobiet:Spoko: wszystko ( od pierwszego skurczu) trwalo raptem 6 godzin!

a jak wychodzilam ze szpitala to mi polozna powiedziala ze jak w takim tempie urodzilam pierwsze to mam uwazac co by drugiego gdzies w sklepie czy samochodzie nie urodzic:Oczko:

http://www.suwaczek.pl/cache/27e1713b03.png

Kajtuś 15.03.2006

Odnośnik do komentarza

hehe, moje butelkowe!
no to ja tez napisze o drugim porodzie bo bedzie krocej ;)

Natanka urodzilam w 37tc i porod trwal raptem 2.5godz, polozne powiedzialy mi ze przy drugim powinnam koczowac przed szpitalem miesiac przed terminem, zeby zdazyc.
Przy Noah, od 36tc mi tlukli do glowy ze zaraz urodze no i tak sobie czekalam do ostatniego tygodnia... po calej ciazy pod prochami z powodu skurczy, przestalam brac lekarstwa w 38tyg. i skurcze jakby reka odjal.
w 41tc juz calkiem stracilam nadzieje na normalny naturalny porod.
we srode rano, byla 6sta, obudzil mnie lekki skurcz. dla pewnosci postanowilam sprawy przypilnowac i spojrzalam na zegarek. po 20min kolejny skurcz, zupelnie bezbolesny, i po kolejnych 20min jeszcze jeden.
Wstalam, ubralam sie, zadzwonilam do tesciowej zeby przyjezdzala zostac z Natankiem bo my do szpitala.
I dopiero wtedy poszlam obudzic mojego K. Bo on wieczorem byl u znajomego na meczu, troszke poimprezowal bo mial juz dosc tego czekania i nicnierobienia. Wiec poszlam go obudzic i mowie mu "wyspales sie?" a on na to, ze nie. "No to trudno ale trzeba wstawac". ----"Tak, a dlaczego???......... a, dlatego???"
Przez 40min oczekiwania na tesciowa skurcze zdazyly sie nasilic i jak przyjechala to mialam je juz co 5minut, i naprawde bolesne. Wsiedlismy w samochod i do szpitala. Na izbie o 8ej, chwila oczekiwania az sie ktos zjawi i mnie "obejrzy", jakas glupia i mloda uczennica polozna podlaczyla mnie pod KTG, i zaczela wypytywac o przebieg ciazy.
Ja jej na to, ze tu chyba nie czas na opowiesci bo ja zaraz urodze, a ona na to ze zaraz przyjdzie polozna to sie zorientujemy co i jak. Jak sie juz zjawila, myslalam ze oszaleje, bolalo jak cholera, ja chcialam moje zzo, a ona mi, ze jestem juz na 8.5cm!!!
bez zastanowienia kazala sie przeniesc na sale porodowa, ja jeszcze sie ludzilam ze zdaze miec znieczulenie, ona kochaniutka podtrzymywala mnie na duchu, ze tak, tak, oczywiscie ze zdaza mnie znieczulic. :)
Sama, o wlasnych silach przeszlam na sale porodowa z jednym skurczem po drodze :)
a na sali, zdazylam tylko sie polozyc, nogi w to cos tam co sie nazywa nie wiem jak po polsku ( ;) ). biedna pielegniarka chciala mi zalozyc wenflon ale nie znalazla zyly...
Polozna kazala dobrze oddychac, a ja zaczelam przec. Oczywiscie nie odeszly mi wody i tylko dlatego jeszcze nie urodzilam do tej pory. Bolalo mnie tak strasznie, ze ja blagalam by cos zrobila. Ona mi na to, ze albo czekam az odejda i biore cos p/bolowego albo mi pomoze z tymi wodami i rodze natychmiast. Wybralam druga opcje i dwa parcia i w piec minut po przyjsciu na sale, o 8.45 Noah byl po tej stronie. Bylam THE BEST porodem tego dnia bo w tempie ekspresowym trzy kwadranse i po sprawie!! a jakby mi odeszly wczesniej wody to moze i w domu bym urodzila!!!
Tak sie balam tego porodu bo maly byl w terminie i myslalam ze trzeba mnie bedzie nacinac a tu prosze, zero naciecia, zero rozdarcia, wszystko elegancko i po 1.5godz bylam juz w lazience w formie olimpijskiej..
Normalnie rodzic to ja moge, ale juz nie mam w planie. szkoda ;)

Odnośnik do komentarza

Hej :) to ja tez wstawie co nieco , bedzie to wersja mezowa wstawiana na forum Mam Marcowych 2005 i wersja Siulowa czyli moja :)

Poród JAsia (13.03.2005)
Mąż :
Coś wam napiszę, bo chwilowo nie zasypiam.
1. Podobno zaczęło się o 23:00.
2. Ja niczego nie świadomy, czytałem sobie książkę do 01:00 w łóżeczku.
3. 01:54 dzwoni komóra z hasłem przyjeżdżaj.
4. No to przyjechałem - jakie zaspy znowu są u nas.
5. Siula już na ładnej sali porodowej i skacze na piłce.
6. Walczymy, aby Jasio się przesunął bliżej wyjścia:
- efekty w pierwszej fazie średnie
- udajemy bociana - taki specjalny spacerek po salce )
- robimy KTG, wtedy z reguły Siuli skurcze ze stresu przed położną mijały zawsze, więc ciśnionko rosło
- po "bocianie", czyli około 4-5 położna nalewa wody do wanny i włącza bombelki
- pod koniec pobytu w wannie, chyba coś drgnęło, bo pojawił się pierwszy skórcz, który inaczej bolał
7. Wychodzi Siula z wanny i kładzie się na boczku na takim fajnym dużym worku i tak do końca.
8. Dzielna Siula o 6:05 rodzi Jasia, otrzymując gratulacje od położnych za fachowe zachowanie podczas porodu - mimo naszych cierpień i braku wiary momentami
9. Uśmiechnięta od ucha do ucha przytula Jasia i ... chce jeść !!

a to moja :)

sytuacje nocna piatkowo-sobotnia -pojechalismy do szpitala bo myslalam ze sie zaczyna i meczylo mnie cala noc i nic odpuscilo Az sie zdenerwowalam noo ale dzielnie lazilam po korytarzu zaliczalam strych masowalam sutki i tp. jedna z pigul, ktorej pomagalam składać lignine, dała mi zastrzyk witaminowy co to moze przyspieszyc a nie zaszkodzi i dalej nic to znaczy skurczyki byly ale tak co 15 minut , różnie... przyszedl wieczor i o 22-ej drugi zastrzyk witaminkowy .No i o 23-ej zaczeło mnie regulanie skurczac co 5 minutek i zaczelam prawei obgryzac tynk ze scian korytarza bo dalej dzielnie maszerowalam byłam taka zdeterminowana
co chwila polozna sprawdzala rozwarcie i jak sie okazalo ok.1-ej ze sa 3 palce powiedziala ze moge zadzwonic po meza Szemunio przyjechal gdzies kolo 2.00-2.30 tego juz nie pamietam bo w pełnym amoku skakałam juz na piłce na porodówce .Polozna kazala tak skakac z 15-2-minut , potem był chód bociani i tu juz bolało pare krokow ala bocian czyli wysoko nogi i takie skurcze mnia łapały, ze prawie wyłam ale Szemunio dzielnie mi asystowal i sapał ze mna przypominając, ze mam oddychac .Oczywisice oberwalo mu sie pare razy ze mnie boli a on mi kaze cos tam cos tam ale nie kontrolowalam teog po prostu ! najmilsza czesc to byla wanna i jakuzi z tym ze tam juz mnie wziely takie hiper skurcze i mysle ze zeby nie ta wanna to bym sie juz wydarłą na cały szpital a tak zaciskałam drabinke Przemek masowal mi plecy i sapałam na całego.
Ok 5-ej wylazł wielorybek z wanny i połozyl sie na worku sako n a podłodze i tam sie okazalo ze rozwarcie pełne i zaczynamy akcje 8O
i generalnie po tym jak przed wanna bylam juz n a etapie ze mam dosyc i JA JUZ NIE RODZE tak na worku jak sie dowiedzialam ze to juz koncowka to, mimo ze bolalo najbardziej to najmniej o tym myslalam i tylko czekalam az powiedza, ze widza glowke .oprocz poloznej przyszla tez lekarka a pod sam koniec dwie polozne z dzieciecego ,zaparłam sie nogami o Szemunia i lekarke ( no bo sie napatoczyla pod moja lewa noge ) a polozna HAnia ktora przyjmowala porod dzielnie mnie dopingowala i to dzieki niej no i Szemuniowi!!! na jednym skurczu potrafilam nawet 4 razy przec ! a jak juz Szemunio powiedzial widze wloski ! no to kochane to juz byl moment myslalam ze juz bardziej nie mozna sie wysilic ! a jednak i o 6.05 "wydusilam" JAsia
i jak mi go polozyli na brzuchu to nie wiedzialm czy mam płakac czy sie smiac i tylko Przemek mowi ze mialam usmiech od ucha do ucha lzy w oczach i rece wyciagniete jak mi go z brzusia zabrali do wazenia i mierzenia ! i on sie wtedy bardzo wzruszyl i mnie wycalowal i mowil ze bylam strasznei dzielna i fokle i wlasnie bucze jak to pisze teraz....

Porodu bez Przemka sobie nie wyobrazam !!!!

a potem jzu bylo koszmarne szycie i to bolalo okrutnie mam 5 szwow niestey ..ale coż Jasiu nie byl mały ( 4200 )

a za chwile porod Stasia :)

http://lilypie.com/pic/090130/MUMB.jpghttp://b4.lilypie.com/HgAvp1/.png
http://lilypie.com/pic/090130/Z2zp.jpghttp://b2.lilypie.com/XcCip1/.png

Odnośnik do komentarza

Stasiu (9.05.2007)

Mąż Przemek :)
Środa - Telefon od Siuli o 15.00, z głupim pytaniem, czy mogę się zwolnić z pracy i przyjechać Acha rozwarcie 4 palce.

Potem rajdowa jazda przez lasy w okolicach 3Miasta, bo na odcinku Rumia-Reda są roboty i mega korki i bym nie zdążył.
Na szczęście rano kolega z pracy pokazał mi na mapie co i jak, bo tam mieszka i wiedział, którym lasem mogę to ominąć.
Potem na przejeździe kolejowym wyprzedzam wszystkich i proszę przez okno "lekko" zdziwione dwie młode damy, żeby mnie wpuściły, jako pierwszego, bo mi spieszno do Żony w Pucku, bo rodzi

Następnie szybkie 35 minut i jest Stanisław Wielki na świecie.
Siula sobie radziła super, a po urodzeniu, położne od razu ochrzciły go mianem małego "słonika"( 4920 ) .

i moja :)

Sroda - skurczyki sa nadal i wkurzaja bo nic regularnosci, ale dzwonie sie podpytac co mam robic i dostaje info jechac do szpitala sprawdzic rozwarcie:)
no to zabrałysmy sie z Mama Jola i Jasiem i w 40 min. byłysmy w szpitalu, Jasio poszedl nad morze z Babcia a ja na oddział, podłaczyły mnie najpierw do ktg i oczywiscie norma -skurczyki słabiutkie;) potem pani dr kazała wskoczyć na fotel i zrobiła ooooo 3 do 3.5 palca! pęcherz płodowy widoczny w ujściu tylko czemu Siula sie nie skurcza? no to zdecydowały z połozną ze mi zaaplikuja witaminke B1 w pupcioche i do wieczora sie rozkręce.
Zastrzyk dostałam o 13, MJ zostawila mi torbe i pojechała z Jasiem, a ja ubolewajac ze ominal mnie obiad, podzerajac biszkopty gadalam z dziewczyna na patologii, a tu o 14 jak mnie wzieło od razu co 3 min zaczelam łazic po korytarzu a połozna o! boli , fajnie , rozkrecamy sie Ja na to jak to juz , a mąż, jeszcze on musi dojechac!?? połozna- nie dogodzi tym babom, najpierw przychodzi i mowi ze juz chce urodzic, potem narzeka ze jeszcze nie bo maz musi dojechac
no i 13.50 badanko-4.5 palca! dzwonie po P i wjezdzam na porodowke -opis dojazdu P znacie:) najbardziej sie bałam...ze nie zdazy i dobrze bo pierwsza godzine przynajmniej myslalam o czyms innym a nie okrooopnieeee bolesnych skurczach, chyba nawet troche pokrzyczałam , ale polozna mowila do mnie spokojnie Asia to nic nie da, oddychaj ulzy tobie i dziecku, przy czym siedziala na brzegu wanny i machala nozkami luzara ale posluchalam sie jej.
przebiła mi pecherz i wtedy sie zaczela jazda P wbiegł ok.15.45 chyba i zdecydowanie byl w szoku postepem akcji generalnie zadna pozycja oprocz skakania na pilce nie przynosila mi ulgi, jak sie raz rzucilam na kolana na worek sako to myslalam ze juz nie wstane z bólu!nie bylo tak jak z Jasiem, ze jeszcze gadalismy w przerwach miedzy skurczami, tu wszystko szlo tak szybko, ze ze mna prawie kontaktu nie było.
pol godziny od przyjazdu P polozylam sie na lozku , nozki w gore ,rece za glowe i złapalam rure, ktora tam byla, no i kochane jeden party, glowka w polowie na zewn.a połozna do mnie nie przyj chwile!a ja-niee mogee i zaczelam robic tzw. pieska jakos sie udalo i na drugim partym byl Stasio znowu , tak jak przy Jasiu powiedzialam moj malutki!! a polozne ładny malutki:) słonik !

I TAK OTO MAM DWOCH CUDNYCH SYNKOW !!!

http://lilypie.com/pic/090130/MUMB.jpghttp://b4.lilypie.com/HgAvp1/.png
http://lilypie.com/pic/090130/Z2zp.jpghttp://b2.lilypie.com/XcCip1/.png

Odnośnik do komentarza

Ardhara ee tam sama duza jestem to i duze dzieci ;)poza tym jaks ei tyle je w ciazy to gdzies to musi isc , wazylam 106 kilo:sofunny:

a odpowiadajac na Twoje pytanie ile bedziesz rodzic nastepne to ja bym po pierwszym skurczu byla jzu w taksowce albo z tatusiem w aucie :) Moja kolezanka pierwsze o malo co nie urodzila w taksowce drugie w windzie w szpitalu a trzecie jzu sie nei udalo utrzymac do porodowki tylko odebrali na krzeselku tym na kolkach co wioza na sale :)

http://lilypie.com/pic/090130/MUMB.jpghttp://b4.lilypie.com/HgAvp1/.png
http://lilypie.com/pic/090130/Z2zp.jpghttp://b2.lilypie.com/XcCip1/.png

Odnośnik do komentarza

to i ja opisze swoj porod.. po raz pierwszy

tak wiec bylo juz 5 dni po terminie.. strasznie sie balam i denerwowalam dlaczego nic sie nie dzieje. wszystkie wrzesnioweczki juz prawie urodzily i wydawalo mi sie ze tylko ja zostalam.
tego dnia ruchy dzidziusia w brzuszku byly jakies slabsze, troszke sie przestraszylam i postanowilam ze pojade do szpitala na KTG. wzielam prysznic, umalowalam sie i pojechalam. w szpitalu podlaczyli mnie pod KTG (ok 11.00) no i okazalo sie ze mam skurcze. ja ich nie czulam. po chwili przyszla pani doktor, zbadala mnie i oznajmila ze rozwarcie na 1 cm i ze juz mam nie jechac do domu bo w tym dniu urodze. bardzo sie ucieszylam. z kazda minuta skurcze byly coraz bardziej odczuwalne ale nie byl to bol. ok 13.00 zawiezli mnie na sale przedporodowa i tam przebili mi wody plodowe oraz podali zel na przyspieszenie porodu. skurcze juz mocniejsze ...
ok 14.30 przyjechal moj maz i razem spacerowalismy po korytarzu.. skurcze mocne.. juz nie moglam chodzic wyprostowana tylko bylam zgieta w pol.. chcialo mi sie wymiotowac ale ze w tym dniu jadlam tylko platki na sniadanie to moj zoladek byl pusty... bol coraz wiekszy.. gdy nadchodzily skurcze nie moglam chodzic, opieralam sie na mezu... z minuty na minute bylo coraz gorzej...
wczesniej zarzekalam sie ze nie wezme znieczlenia nigdy!!! ale o godzinie 16.00 poprosilam o ZZO. powiedzieli ze ok, ale na razie nie ma miejsca w salach porodowych i musze czekac, ... bol coraz wiekszy. przyjelam pozycje na czworaka na lozku.moj maz masowal mi plecy... ja pojekiwalam sobie i rekami ciagnelam sie za wlosy - tak bolalo!! masakra. pytalam co z tym ZZO - a oni ze nadal czekamy... :Zły::Zły:
ok godziny 18 powiedzieli ze biora mnie do sali porodowej. ja nie moglam chodzic. jedyna pozycja odpowiednia dla mnie to na czworaka a oni mi kaza sie polozyc na plecech by podpiac mnie pod KTG. to bylo straszne. gdy lezalam na plecach bol byl gorszy. gdy przychodzily skurcze to odchylalam glowe do tylu i sie prezylam z bolu(tak jak teraz moj maly synek gdy ma kolke- biedactwo, mam nadzieje ze az tak go to nie boli).
pani anastezjolog przyszla przed 19. ledwo usiadlam w tym bolu i staralam sie byc nieruchomo gdy wbijali mi sie w kregoslup. wtedy chcialam tylko jednego - by przestalo bolec... po 15 min juz poczulam lekka ulge. okazalo sie jednak ze po lewej stronie nadal czulam bol i podali mi jeszcze jedna dawke znieczulenia.
po paru minutach bol ustapil.. czulam sie jak w raju - jak na haju :Uśmiech::Uśmiech:
po takim bolu jego brak byl czyms wspanialym. zbadali mnie i mialam rozwarcie na 3 cm, myslalam ze bede tam lezec cala noc ale po 2 godzinach czyli ok 22.00 bylo juz 10 cm i zaczela sie faza parcia..
tylko ze ja nic nie czulam.. kazali mi przec wiec parlam - bylo mi ciezko bo w zasadzie nie czulam skurczy i nie wiedzialam czy dobrze to robie...
moje cisnienie zaczelo spadac i malego tez... bylo coraz slabsze.. przybiegl lekarz i zdecydowal ze trzeba malemu pomoc..
ja patrze co on robi a on bierze przyssawke, wklada mi ja i przyczepia do glowki malenstwa - to dzialo sie tak szybko ze nie zdazylam nawet zaprotestowac. po minucie o godzinie 22.46 bartus byl juz na zewnatrz. moj kochany maz przecial pepowine. bartus dostal 10pkt i po paru minutach karmilam go piersia. zostalismy w trojke w pokoju i tak siedzielismy do ok 1 w nocy. pozniej zawiezli mnie na sale poporodowa, moj maz pojechal do domu a ja zostalam sama z dzieciatkiem. mimo znieczulenia mialam czucie w nogach i juz po paru godzinach bylam pod prysznicem i czulam sie fantastycznie. nie mialam naciecia a dzieki regularnym cwiczeniom miesni kegla moja pochwa szybko wrocila do formy. wtedy myslalam ze moj porod byl wspanialy a ZZO to najlepsza rzecz na swiecie.bylam szczesliwa

gdy dzis wspominam moj porod nie pamietam juz bolu (choc wiem ze byl... i to straszny). probuje sobie go odtworzyc w mysli ale nie moge. tak chyba sa juz kobiety zaprogramowane by szybko zapominac o bolu. ale wiem ze wtedy bolalo mnie bardzo.
zaluje jednak ze wzielam ZZO.. nie moglam patrzec na znieksztalcona glowke bartusia od przyssawki. a jakby cos mu sie stalo??? tylko dlatego ze nie chcialam cierpiec... co ze mnie za matka. do dzis mam wyrzuty sumienia z tego powodu. teraz znow zarzekam sie ze drugi porod na pewno bedzie bez ZZO... mam nadzieje ze wtedy wytrwam w swoim postanowieniu..

az zakrecila mi sie lezka w oku
pozdrawiam was

Odnośnik do komentarza

aż mi się łezka w oku zakeciła,jak poczytałam sobie Wasze przeżycia z porodów!!!!

no to może i ja się podzielę moimi spostrzeżeniami i odczuciami!!tak więc zaczynamy:

w sobotę 11 sierpnia 2007 poszłam do toalety,aby zrobić siusiu!!dochodzę do wc i czuję,że coś mi po nogach się sączy!raczej z podniecenia niż z przerażenia pobiegłam do śpiącego grześka i oznajmiłam mu,żeby wstawał,bo rodzę!!zareagował,tak jakbym mu powiedziała:"wstawaj,śniadanie na stole"(zresztą jak potem mi powiedział,myślał,że budzę,go na śniadanie:sofunny:).ok.poszłam wziac prysznic,aby jakoś wygladac w szpitalu (heheh-jeszcze włosy sobie ułozyłam na szczotke)!!po 30 min wychodzę,a mój ksiażę śpi w najlepsze!ponowiłam swoje oświadczenie o rozpoczęciu porodu i poszłam zrobić kanapki!!po kolejnych 15 min,usiadłam obok mojego nadal spiącego męża i zawyłam z bólu(tak dla sciemy)!!no i w końcu go obudziłam!!a on do mnie z wyrzutem:"dlaczego mnie nie obudziłaś?"-:duren:

dopiero w taxi dostałam lekkich skurczy,na IP już były mocniejsze i regularne.wzięli mnie na porodówkę i tam spędziłam 8 h po czym skurcze zanikły.....i tak tarfiłam na patologie ciąży!przez cały weekend i pon nie przespałąm ani minuty,bo miałam ciagłe skurcze (mimo słabych na ktg) i tak naprawdę nic ze mną nie robili!!!myślałam,ze zwariuję!!wszystkie rodziły a ja chodziłam ze skurczami!!!

termin porodu z miesiączki miałam na 14 sierpnia.a tu 13 sierpnia o godzinie 23.45 wstałam do szpitalnego kibelka i....popłynęło ze mnie chyba całe morze czerwone!!z nogami rozserzonymi na maxa wyszłam na szpitalny korytarz,a tam spotkałam samą ordynator odzdziału położnioczego 3 ginekologów i 4 położne!!kiedy na mnie popatrzyli nie mogli sie zdecydować,kto ma mnie zbadać!!na szczęście ordynatorka wzięła mnie za łapę i zaprowadziła do gabinetu,aby mnie zbadać!!tam wszyscy stojący wokoło patrzyli tylko jak reszta wód oblewa po sama szyje pania ordynator!!ta się tylko uśmiechnęła i stwierdziła:'no to rodzimy'!!

o 12.00 byłam na porodówce a mąż po 5 min od mojego tel był przy moim boku!!

ja już kompletnie wyczerpana z sił (4 dni i noce wogóle nie spałam),łaziłam najpierw po korytarzu,potem piłka,potem kąpiel pod gorącym prysznicem,2xdolargan ......myślałam,ze już nie wyrobię z bólu a po 6 godzinach nadal miałam 4 cm rozwarcia!!masakra!!maż cały czs przy mnie walczył z każdym skurczychem!!ok godz 7 poprosiłam aby mnie już pokroili i wyjęli ze mnie mojego szkraba!!a oni na to,ze jak za 2 godziny nic sie nie zmieni to "coś "wykombinujemy"!!ok.i tak czekałam do 9.15,aby ktoś do mnie zajrzał (jakiś lekarz,połozna???)aż zaczęłam wrzeszczeć ,ze rodzę!!że mi dziecko wychodzi!!przybiegła do mnie położna i oznajmiła mi,ze nie moge rodzić,bo mam 7 cm rozwarcia!!!hm,zdziwiła się kiedy po badaniu okazało się,że patrycja już prawie jest na świecie.no i zaczęła się akcja o 9.30(mimo 7 cm rozwarcia).o 9.35 po 3 parciach pojawiła się nasza patrycha 3990/55cm.

k8i & Pati :Całus:

http://suwaczki.maluchy.pl/li-23419.png

Odnośnik do komentarza

No to może i ja coś napiszę. Nie będę opisywała wszystkich pięciu porodów, bo chyba byłaby to strasznie długa lektura, ale dwa ostatnie:D

Emila urodziłam we środę 14 stycznia 2004 roku. Miał 54cm i ważył 4100 :D
Ale od początku. Te co mnie znają wiedzą że mam m tirowca i rzadko bywa w domku. Na szczeście z wtorku na środę był, bo opiero o 5 rano miał wyjechać. Przyznam, że wieczorkiem nic się nie działo, spać poszłam normalnie koło 1 w nocy:Oczko: Koło 3 w nocy zmuszona byłam wstać do kibekla z przyczyn oczywistych. Ni i okazalo się, że biegunka. Myślę sobie: co ja u diabła zeżarłam, że mnie tak pogoniło. Dodam, że z żadnym dzieckiem tak nie miałam, może dlatego, że tamte były wywoływane. No cóż. Na koniec okazało się że poleciał czop. Myślę sobie bydzić chłopa czy dać mu jeszcze pospać. Połaziłam, umyłam się, ubrałam i tak do 4.30. Wtedy obudziłam m i kazałam się po drodze zawieźć do szpitala:smiech: Bóle co 5 minut a ja tirem jadę sobie rodzić:smiech::smiech: Na porodówce okazalo się, że rozwarcie tylko na 1 palec. Kurka a ja już wyłam. O 7 rano przyszła zmiana lekarzy i tak przy skurczach przegadaliśmy sobie do 10. Wtedy pan doktor stwierdził, że koniec pogaduch i rodzimy. No to ok, trzy parcia i Emil wyskoczył. Dopiero wtedy zaczęły się szopki. Łożysko nie chciało się odkleić i położna co chwilę pociągała za pępowinę, a ja myślałam, że bi bebechy wyrwie. W końcu przy którymś pociągnięciu poczułam skurcz i łożysko wystrzeliło jak z procy:lol:
Poleciało ze 2 metry i rozbryzło się o szafki naprzeciwko łóżka. Wszystko było upaćkane, szafki, podłoga i położna. Na to wszystko przyszedł lekarz i filozoficznie stwierdził: ale jatka:smiech::smiech:.
Potem było niezbyt przyjemne szycie, po którym zostawili mi gazę, która gniła. Ale to już inna bajka. Sam poród był super. Wiedziałam, że będzie dobrze, bo kiedyś lekarz mi powiedział, że chłopaków będę rodziła bez problemów tylko z dziewczynkami będę miała problemy. Chyba w złą godzinę to powiedział. A m dowiedział się co urodziłam przez telefon:lol:

Za to Amelka urodziła sie 16 sierpnia 2007 roku. Miała 59cm i 3630 gr wagi. Całą ciążę przechodziłam w miarę normalnie. Dopiero pod koniec pojawiły się bóle. Moja gin kazała leżeć i ditrwać do 36tc. Ok obijałam się w domu, czas leciał. Minął 36tc, 37, 38, 39, 40 i nic. Na ostatniej kontroli lekarka kazała mi 13 sierpnia jechać do szpitala na wywołanie bo to tydzień po terminie. Pojechałam sobie do tego samego w którym leżałam na amniopunkcji. A tam doktorka do mnie, że skierowanie itp. Wielie oczy zrobiłam, bo zawsze jeździłam po terminie i nikt odemnie nie chciał żadnego świstka. W końcu zrobiła mi ktg i powiedziala, że termin mam nie na 6, a na 9 sierpnia i odesłała do domu. Znowu miałam przyjechać 15 sierpnia. Tak się wściekłam w domu, że telefonicznie umówiłam się w szpitalu w Środzie Śląskiej na 16 sierpnia. Z 15-16 sierpnia m zabrał Emila i pojechali w trasę, a ze mną miała pojechać przyjaciółka. Umówiłyśmy się na 8 rano, żeby jakąś kawkę wypić i jazda. Siedzimy sibie we trzy z moją mamcią, a ja mówię, no to jedziemy ylko do kibelka muszę. I wtym momencie usłyszałam jakby coś we mnie pękło. Siedzę z głupią miną, a one pytają, co mi jest. Mówie, mała chyba kupę walnęła:Oczko: Wstałam, poszłam do kibelka i okazało się, że zaraz zielone wody i bóle co 3 minuty. Anka mówi, że nie jedzie ze mną bo jej w aucie urodzę i wzywa pogotowie. Podała adres, powiedziała, że żerniki i ............pogotowie pojechąło do Żernik wrocławskich. W końcu dyspozytorka zadzwoniła i pyta gdzie my jesteśmy, a ja jej na to, że na żernikach za nowym dworem:lol: wysłali drugą karetkę. Przyjechali i biegiem do szpitala. Miałam wybór więc kazałam się wieźć tam gdzie mnie nie chcieli wcześniej:Oczko: Ale była jazda:lol: Na izbie przyjęć byłam koło 11 i iegiem na porodówkę. Tam badania i inne pierdoły. I okazało się, że rozwarcie na 2,5 palca. Cieniutko.
Pamiętając, że z poprzednimi dziewczynami miałam problemy, trochę panikowałam. Ktg co chwila pokazywało brak tętna. W końcu ucichło na amen. Zleciał się cały oddział i nic nie mogli znaleźć. Ja w płacz, że znowu to samo co z Aśką. W końcu znalazło się tętno, słabe, ale było. Podali mi oxy, ale skurcze tylko były częstsze a nie mocniejsze. Praktycznie jeden po drugim bez przerwy. Przyszła taka sympatyczna położna i mówi, że rozwarcie na 3,5 palca. Tylko tyle?? Gorąco jak diabli, zaczęłam odlatywać. W końcu ona do mnie mówi, że mogę rodzić przy 7 cm, ale mam jej słuchać. Jak mi każe stanąć na głowie to też stanę:lol: No to ja mówię, że jeszcze chwilkę poczekamy, bo nie chciałabym czegoś nabroić. Dobra. Odchodzi wolnym krokiem, a ja drę się za nią, że jednak chcę rodzić już. Śmiala się tak, że chyba cały oddział słyszał. Nie wiem co zrobiła, ale obie ręce wsadziła we mnie i torowała małej drogę. O 13.40 mała była na świecie. A ja mogłam zejść i tańczyć, bo nic mnie już nie bolało. Dzięki siostrze Asi nie popękałam, ani mnie nie cięli. Po godzinie byłam już na sali i pod prysznicem, za co dostałam opeery.
Na 3 dobę byłyśmy już w domku, chociaż nie chcieli nas wypisać, bo mała nei przybierała na wadze. Więc sposobem (sama karmiłam butlą ze swoim sztucznym mlekiem) w ciągu nocy przybrała. M ponownie dowiedział się o porodzie przez telefon :lol:

Odnośnik do komentarza

no no...jak miło powspominać ;)

Mam za sobą dwa porody (tak jak wynika z suwaczków ;) ) Opiszę je w wieeelkim skrócie ;)

Dzień przed porodem (sobota 11.12.2004 r.) poszłam na wizytę kontrolna do doktorka. Ten stwierdził, że właściwie to chyba lada dzień urodzę. Byłam w 38 tygodniu. Rano w niedzielę poczułam pierwsze skurcze. O 15.15 - 12.12.2004 roku przyszedł na swiat mój synek - 3000g i 54cm). Mikołaja rodziłam 6 godzin. Miałam skurcze z brzucha więc do wytrzymania. Pęcherz płodowy przebity na łóżku, nacięcie, skurcze parte prawie nie bolesne hop i już. Nawet nie krzyczałam. Pobyt w szpitalu 3 tygodniowy z racji zakażenia małego bakterią przy porodzie :diablo:

Drugi poród odbył się tak szybko, że gdyby nie ból to nie wiedziałabym że to już. Ale od początku. O 14.00 poszłam do tegoż samego doktorka na wizytę kontrolną (koniec 37 tyg.). Zbadał i powiedział: "Pani Aniu jeszcze dzisiaj Pani urodzi" :oops:Co prawda bolało przy badaniu i krew na rękawiczce była. Ale myślę sobię - wariat...jak ja mam rodzić, kiedy nic nie czuję ?? Pojechałam więc do domku. Siadłam na kanapie przed telewizorkiem i siedzę. Co jakiś czas tylko zwraca moja uwagę jakieś rwanie w krzyżu. Myslę sobie, cholerka kręgosłup mi siada od dźwigania tego brzucha (no i trzyletniego synka). Około 21.00 dzwoni do mnie koleżanka z pytaniem jak się czuję. Na to ja, że świetnie tylko plecy mnie trochę bolą. Ona na to, " Ty sie pakuj i jedź do szpitala!!! Olę urodziłam w dwie godziny i tez nic nie czułam"...Przyznam, że trochę mnie przestraszyła. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, połozyłam się z Mikim, poleżałam, poczekałam aż zaśnie. Była godzina 21.40 jak wsiedliśmy z mężem do auta. Zaczęło mnie w samochodzie strasznie rwać w krzyżu. Jak się zorientowałam, że to się odbywa co dwie minuty to mnie przerażenie ogarnęło. Na porodówce byłam o 22.00. Jak mnie położna zbadała, to tylko usłyszałam, że to będzie szybka akcja. Na moją prośbę, że chcę znieczulenie usmiała się do łez i powiedziała "złotko Ty masz 8 cm rozwarcie" !!!!
Weszłam do pokoju, w którym miałam rodzić. Przebrałam się. Ból był nie do zniesienia. Plecy bolały strasznie. Darłam się na cały szpital...Cała Żelazna mnie słyszała...O 23.20 przyszła na swiat moja Majeczka 3460 i 54cm.
Bylismy w szpitalu 3 doby :)

Odnośnik do komentarza

Szczerze od samego początku ciąży chciałam mieć cesarkę. Nie bałam się bólu porodowego ale tego, że moje dziecko może urodzić się niedotlenione.
Do jakiegoś 25 tygodnia ciąży, była taka opcja możliwa gdyż Młody ułożony był pośladkowo. Trochę nie było to po myśli mojego ginka (jestem po 4 laparotomiach). Na kontroli w 29 tygodniu ciąży na USG widać, że Młody jednak postanowił się obrócić, a więc nie ma wskazań do cc. Nie powiem wkurzyłam się, ale po pewnym czasie pogodziłam się z tym że urodzę naturalnie. Od 33 tygodnia miałam rozwarcie na 1 -1,5 cm, na sierpniowej wizycie ginek stwierdził, że wytrzymam góra osiem tygodni (a więc poród 36 - 37 tydzień). Przygotowywałam się to porodu naturalnego, ćwiczyłam oddechy, dużo czytałam, bardzo pomogła mi moja młodsza siostra (studiuje położnictwo). Pod koniec września, kiedy mój ginek na dobre się wczasowałam miałam regularne skurcze i mini akcje porodowe. Jednak musiałam poczekać do 6 października bo wtedy ginek wracał z wczasów. Zaciskałam nogi, bo nie wyobrażałam sobie, żeby rodzić z kimś innym. 6 października po małych przygodach (m.in. utknęłam w windzie w klinice), rozwarcie było już na 2,5 cm, szyjka miękka. Umówiliśmy się z ginkiem do kontroli za dwa dni. Po dwóch dniach rozwarcie takie samo, zrobiono mi KTG skurcze są ale jeszcze nie porodowe. Przy okazji mierzenie miednicy, wszystkie wymiary poniżej normy. Spróbujemy naturalnie, a później się zobaczy. Masaż szyjki i mam przyjechać w poniedziałek (jak wytrzymam), ale w niedzielę pasowałoby sprawdzić jakie jest rozwarcie. W niedzielę w Naszym szpitalu poszam na oddział i proszę o zbadanie. Lekarz zbadał mnie i mówi, rozwarcia brak, szyjka normalna. Totalna załamka. W poniedziałek jedziemy wieczorem na wizytę, ginek potwierdza, rozwarcia brak, szyjka zamknięta przygięta krzyżowo. Mówi, byłaś bardziej do porodu w środę. Jedziemy z powrotem do domu. Następna kontrola w środę, KTG skurcze większe ale za to co 10 minut, rozwarcia brak. Kontrola w poniedziałek 40 tyg ciąży, to samo. W końcu rozmowa, trzeba przynieść zaświadczenie od okulisty (mam astygmatyzm) i będziemy ciąć. Dziecko jest duże ale nie jest to jeszcze wskazaniem do cc, muszę mieć podkładkę. We wtorek jadę do okulisty na klinikę, dostaję zaświadczenie. W środę zgłaszam się o 7 do szpitala, rutynowe czynności, przed 13 idę na stół, o 13.05 zostaję mamą Mikołajka waży 3600g, 58 cm i 10 punktów. Po 10 tygodniach od cc na kontroli dowiaduję się, że z moją szyjką nie mam szans na naturalne porody.

Odnośnik do komentarza

Teraz ja opisze.
Byla noc z 27 sierpnia na 28 godzina 2:30 rano.Termin porodu wyznaczony mialam na 29.
Poszlam do lazienki jak zwykle zrobic siusiu.No dobra.po chwili patrze a na majteczkach cosik mokro i troche krwi bylo.Przestraszylam sie.Szybko obudzilam meza.I pomalu sie wyszykowalam,wzielam torbe i na spokojnie pojechalismy do szpitala.Na lozku lezalam juz okolo 4 na poczatku skurcze mialam co 30 minut.Lekarka przychodzila do mnie ,sprawdzala tetno dziecka,czestotliwosc skurczy.Gdy sie skurcze troszke nasilily,dostalam cos na bol.
Okolo 7 rano przywiezli mnie do innej sali i okolo 7 rano dali mi zastrzyk przeciwbolowy w plecy i dawaj czekamy na rozwarcie.Po godzinie nic.Doktor przyszedl przebil wody i dalej czekamy.
O 11 rano rozwarcie mialam juz na 7.A ja nic leze sobie drzemie,maz oczywiscie przy mnie zniecierpliwiony.No az wkoncu o 14 po poludniu rozwarcie bylo na 10 i zaczelo sie.
Lekarka do mnie :
-Przyj
Maz liczyl od 1 do 10 ja parlam i parlam i tak przez 15 minut,az wkoncu malej glowka mozna widziec ,maz wzruszony,lzy w oczach.A ja jeszcze parlam i parlam i w kolejnych 15 minutach Helusia byla juz z Nami:Uśmiech:
Malutka mierzyla 51cm waga:3498 punktow 9.W Kanadzie odejmuja 1 punkt jesli skora dziecka nie jest rozowa. U Mojej byla troszke fioletowa,ale to przeciez normalne co?
Ogolnie porod wspominam dobrze.

http://www.suwaczek.pl/cache/4cc4b0ced0.png

Odnośnik do komentarza

u mnie sie zaczelo zaraz po kapieli o 12.30 w nocy, od razu skurcze byly co 4-5min....poczekalam tak z godzinke, poszwedalam sie po domku, ogolilam, sprawdzialam czy wszystko mam spakowane i tak przed po 1 meza budze ze to juz...on sie gapi i kiwa glowa...to ja jeszcze raz ze do szpitala musimy jechac...i nic...wreszcie wrzasnelam na niego i zajarzyl...ok 2 siedzielismy juz w szpitalu, skurcze co minute...zaprowadzili mnie ne sale porodawa i kazali sie przebrac i..zostawili sama...z mezem...ok 3 przyszla polozna, zbadala mnie i uslyszalam ze prawdopodobnie bede rodzic 12-20 godzin!!!myslalam ze z luzka spadne :Zakręcony: .....i tak przerazona zaczelam bardzo gleboko oddychac gazem rozweselajacym (usniezyl troche bol, poza tym rodzilam bez znieczulaczy)....no i zaskoczylam wszystkich bo o 6.57 Rayyanek juz byl na swiecie :D....rodzilam tylko 6 godzin 37 minut
nie obylo sie bez komplikacji, wyciagali malego vacum i do tej pory na guza, ale ma zniknac do roku, mam nadzieje..., jeszcze w srodku jakies druciki do jego glowki przyczepili (zabieg okropnie nie mily)...a ze szpitala wyszlam na nastepny dzien :D o wlasnych silach :Śmiech:

porod nawet nienajgorszy, okropny byl nast tydzien, z siuskaniem klopoty i ten bol przy tym..:Szok: to bylo w tym wszystkim najgorsze

http://www.suwaczek.pl/cache/1083f13441.png

http://www.suwaczek.pl/cache/8c3fb7b382.png

Odnośnik do komentarza

helenkaentehayaty
a ze szpitala wyszlam na nastepny dzien o wlasnych silach

Ja tez wyszlam zaraz nastepnego dnia..Hehehe troche smiesznie bo akurat kiedy ja juz wyszlam do domu to kolega meza z pracy ze swoja dziewczyna wpadl w odwiedziny.he przyszedl a lekarki mowia ze pacjentka z dzidziusiem juz w domu a on w szoku....hehehe

u mnie chlopak mojej mamy (wtedy dopierao zaczynali chodzic ze soba ;) ) w szoku byl jak nic, kiedy to w piatek po poludniu podwiozl nas z mama do domu, jak z zakupow wracalysmy (duzych zakupow) to se tak pozartowalismy ze maly chyba zamieszka na stale w brzuszku... w sobote gosciu byl w Birmigham (nie dzwonil do mamy) a w niedziele po poludniu przychodzi do nas na obiad (jak zawsze) i tu :Niespodzianka: mam synka na rekach....spytal sie tylko: "jak to??...." a teraz szaleje za malym i za dziadka mu robi :D:Śmiech:

http://www.suwaczek.pl/cache/1083f13441.png

http://www.suwaczek.pl/cache/8c3fb7b382.png

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...