Skocz do zawartości
Forum

Tokstyczni rodzice


ONA_84

Rekomendowane odpowiedzi

witam, mam problem z moimi rodzicami.
nie rozmawiamy ze sobą pół roku, jedna sytuacja spowodowała ze przestałam do nich dzwonić a oni do mnie ( do nas jestem mężatka mamy 2 letniego synka)
nie powiem nie mam ochoty z nim rozmawiać bo sprawy z przeszłości za bardzo sie we mnie skumulowały i czuje wewnętrzna blokadę kontaktu z nim.
moi rodzice całe życie mieli do mnie pretensje o wszystko, ze to robie zle tamto robię zle, mama wracają z pracy od progu zawsze miała pretensje ze piasek w przedpokój, lekcje nie odrobienie, ze odrobione, ze wychodzę ze nie wychodzę ze z nią nie rozmawiać ze rozmawiam......
majac 19lat przestałam z nim mieszkać a oni wyprowazili sie do innego miasta, nasze relacje były w miare poprawne, poźniej wyjechałam za granice to juz wgóle wrecz byliśmy wspaniała rodzina znowu problem powrocił gdy postanowiłam wrocic do Polski, wrocilam zamieszkałam w innym miescie, poznałam mojego męża wzięliśmy ślub jakos to sie toczyło.....oczywiście nie obywało się od ciągłego ganienia mnie, straszenia ojcem ze ja tak zrobisz to ojciec pieniędzy ci nie da, tego mu nie mów bo go zdenerwujesz, wiesz ze ojcu się to nie podoba, i odbieranie telefonu : czego chcesz? czy ty zawsze musisz dzwonić jak ja coś robię, po co dzwonisz....to tak średnio 8 razy na 10 telefonów.....
nasz ślub przeszedł bez echa dla moich rodziców jedyne ich zaangazowanie to było takie ze dali na ten slub pieniądze, gdy prosiłam ich zeby przyjechali dzien przed slubem zebysmy spedzili go razem to powiedzieli ze przyjadą od razu do kosciła....wiec ten wieczór spedzilam z przyjaciółmi choc było mi bardzo przykro, później gdy zaszlam w ciąze cieszyłam sie kupowałam, oglądałam moja matka ciągle mnie nagabywała po co jeszcze sie nie kupuje ( w 8 miesiącu ciązy) nie wiadomo co będzie itp....
nastał moment urodzin syna i przeprowadziliśmy sie do tesciów zeby babcia gdy w roce do pracy mogła zajać sie bez problemów dzieckiem bo zbyt duze odległości nas dzieliły zeby moc pogodzić prace, dom i jeszcze budowe ( co tez jest dla moich rodzicow absurdalna rzecza po co budujemy dom skoro mamy 2 pokojowe mieszkanie z administracji)
teraz nie rozmawiamy ze soba pol roku moj syn miał urodziny kilka dni temu i nagle pojawli sie stęsknieni dziadkowi ( ja z nim sie nie widziała) uraczajac swoja wizytą tesciową i nagabując ja ze mój maz powinien sie ze mną rozwieść, ze jaka to ja nie jestem....taka owaka.....tescowa powiedziała ze nie zamierza w tym uczestniczyc a takie wizytu prosi aby bły konsultowane z nami. mamy odprawiad owe urodziny w najblizszy weekend oczywiscie nie sa oni na nie zaproszeni a tesciowej powiedzieli ze i tak przyjadą, wczoraj dzwonili takze do mnie moi dziadkowie oburzeni cała sytuacja ze ja mam bezapelacyjnie przeprosić rodziców i zaczać z nim normalnie zyc.... i jesli rodzice zaproszeni nie sa to dziadkowie tez nie przyjadą. tyle ze ja nie chce robic nic na siłe, oczekuje zeby moi rodzice zmienili podejście do mojej osoby i mojej obecnej rodziny nie chce zagryzac zębów i znowu sluchac ze zle wychowuje dziecko, ze jestem złą zoną, ze powinnam robic tak a nie inaczej bo mnie mąż na pewno zostawi, mam dość tego prania mózgu tyle ze chyba juz go mam wyprany bo sama nie wiem co robic...............

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie!

Napisała Pani, że Pani rodzice ciągle mają do Pani o coś pretensje i co więcej – dyskredytują Panią w oczach Pani teściów czy męża. Mam pytanie, jak układa się Pani z mężem, z teściami? Czy macie ze sobą dobry kontakt? Czy zarzuty rodziców, że jeśli się Pani nie zmieni, to mąż Panią zostawi, są słuszne, czy wyssane przez nich z palca? Dlaczego Pani rodzicom zależy, żeby się Pani rozwiodła z mężem? Nie akceptują go? Nie wiem, o co się Pani pokłóciła kilka lat temu z rodzicami, ale z Pani opisu wyjawia się obraz rodziców dość chłodnych, a przy tym chcących bardzo kontrolować Pani życie. Czy jest Pani jedynaczką? Ma Pani rodzeństwo? Jeśli tak, to jak rodzice traktują Pani rodzeństwo? Z tego, co Pani napisała, wynika, że ma Pani raczej dobre relacje z mężem i z rodziną męża. Macie synka, budujecie dom, Pani pracuje, teściowa opiekuje się wnukiem, czyli generalnie potraficie się porozumieć, dogadać między sobą. Zdaję sobie sprawę, że niezapowiedziane wizyty Pani rodziców w domu teściów, w którym aktualnie Państwo mieszkacie, są dla Pani niezręczne, dlatego proszę jasno dać do zrozumienia rodzicom, że nie życzy sobie Pani niezapowiedzianych wizyt, bo nie mieszka sama i musi to wcześniej konsultować. Poza tym, proszę pamiętać, że to Pani życie i ma Pani prawo stawiać granice. Owszem, rodzice mogą chcieć spotkać się z Panią czy wnukiem, ale nie mają prawa mówić, co Pani powinna zrobić ze swoim życiem, a już komentarze do Pani teściów, że powinna się Pani rozwieść z mężem, są co najmniej niesmaczne. Czy Pani rodzicom zależy na rozbiciu Pani małżeństwa? Jak oni w ogóle odnoszą się do Pani męża? Zachęcam też Panią do przeczytania artykułu: http://portal.abczdrowie.pl/toksyczni-rodzice. Proszę pamiętać, że jest Pani dorosła, samodzielna, niezależna i jeżeli coś nie odpowiada Pani w zachowaniu rodziców, ma Pani prawo mówić stanowcze „nie”.

Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza

witam, dziękuję za odpowiedź...
książkę toksyczni rodzice przeczytałam jednak nie potrafię utożsamić się z podanymi przykładami tam, choć może powinnam....
jestem jedynaczką, z męże żyjemy dobrze jesteśmy szczęśliwym i tak mi się wydaje udanym małżeństwem kochamy się, chcemy wychować synka w miłości szczerości i szacunku i taki przykład starym mu się dawać. nie kłócimy sie praktycznie w ogóle jakieś nieporozumienia zdarzają sie naprawdę bardzo rzadko powiedziała bym ze nawet nie raz na miesiąc, u teściów mamy jeden pokój w którym mieszkamy.
Z teściową żyje dość dobrze rozmawiamy ze sobą ( ostatnio bardzo dużo szczególnie o zaistniałej sytuacji ) wieczorem siadamy razem z nim i rozmawiamy, spożywamy wspólnie posiłki ( to wydaje mi się ważną rzeczą w życiu ) nasze stosunki są w porządku. ale zdarzył się nam mały incydent z teściową poł roku temu pokłóciłyśmy się bardzo sytuacja była naprawdę nieprzyjemna ale od tego czasu wyjaśniłyśmy sobie wszystko i tak jak pisałam w chwil obecnej żyjemy dobrze. nie potrzebnie wtedy wplątałyśmy w sprawę moich rodziców ( i w sumie od tego momentu z nim nie rozmawiam).
Teściowa pojechała sie z nim spotkać, a później na mnie wymuszali spotkanie które miało sie odbyć bez mojego syna mieliśmy przyjechać tylko z mężem w omówione miejsce, ja oświadczyła ze niestety ale bez syna nie przyjedziemy ponieważ w naszym wolnym czasie chcemy zeby on był z nami, na co usłyszałam ze on będzie nam tylko przeszkadzał, ale w końcu sie zgodzili umówiliśmy dzień spotkani i godzinę, w dzień spotkani zadzwonili powiedzieli ze nie przyjadą ponieważ nie chcą się denerwować. Moja matka pytała czy wszystko w domu u teściów jest ok odpowiadałam ze tak ze z teściowa porozmawiałyśmy przeprosiłyśmy sie wyjaśniłyśmy wszystko i wszystko wraca do normy. Na co moja matka usilnie próbowała mi wmówić ze ja nie wiem, ze na pewno dobrze nie jest, bo jak tam można doprowadzić do takiej sytuacji i na pewno nadal jest źle.... ja poczuwałam sie do skruchy za ta sytuacje i naprawdę zrobiłam wszystko co mogłam żeby odzyskać dobre imię w oczach mojej teściowej a z nimi ograniczyłam kontakt do telefonów w urodziny i święta, ale np. w dzień ojca usłyszałam ze ojciec specjalnie wyłączył komórkę bo nie chce ze mną rozmawiać.
Ale wracając do sytuacji z przed dwóch dni jak pisałam
sprawy przez ostatnie dni znowu nabrały innego toru....pojechałam do dziadków wyjaśnić im całą sytuacje dla czego jest tak a nie inaczej....u dziadków oczywiście wysłuchałam wersji moich rodziców którą oni im przedstawili ze w domu teściów to jakaś patologia jest, że oni im radzą żeby mnie do domu nie wpuszczali, że teściowie płacą za nas kredyty bo my długów narobiliśmy, ze moja teściowa czeka dnia kiedy my się wyprowadzimy a jej noga w naszym domu nie postanie, że standardowo już jestem złą żoną, złą matką, że mąż powinien ze mną sie rozwieść czym prędzej, więc starałam sie dziadkom wytłumaczyć ze wszystko miedzy mną mężem i teściową jest dobrze a co oni mają na celu mowiąc takie rzeczy to niestety nie wiem bo teraz ja jestem i ja jestem matką i nie wyobrażam sobie mówić tak o własnym dziecku, dziadkowie zrozumieli prosili żebym z nim porozmawiała i spróbowała sprawę załagodzić, powiedziałam ze póki oni nastawienia do mnie nie zmienią niestety rozmowa sensu nie ma bo skoczy się wielka awanturą czego nie chce.
wydawało mi się ze jest ok, wczoraj mój synek sie pochorował i zostałam w domu żeby sie nim zająć i w miedzy czasie do teściowej zadzwonili rodzice.............teściowa mnie zawolala żebym była przy tej rozmowie a rozmowę zaczęli tak :
jak można być takim kłamliwym człowiekiem, ty wiesz ze ona sie wybieliła przed dziadkami taki im nakłamała, zakłamana ta moja córka jest, jak można być takim złym i zakłamanym no jak? po czym telefon przejął ojciec i powiedział wiesz chcieliśmy przyjechać w tą sobotę do was odwalić cyrk przed większym gronem słuchaczy żeby zobaczyli jaka ona jest zła! ( w sobotę mają być urodziny syna i trochę gości ma przyjechać)
poprosiłam teściową alby dała mi tatę do telefonu: zaczęłam rozmowę zadając mu pytanie czemu wyłączył telefon w dzień ojca i czy to prawda że dawno temu powiedział ze szkoda że to nie ja sie utopiłam tylko nasz pies, powiedział ze mam nie wywlekać spraw z przed 10 lat tylko stawić czoła obecnym problem, ze czemu nie chciałam sie z nim spotkać po kłótni z teściową ja odpowiedziałam ze przecież chciałam ale oni nie chcieli, spytałam czemu mówią dziadkom ze teściowe za nas kredyty płacą na co odpowiedzieli ze nikt tak nie powiedział, że czemu mówią ze mąż ma się ze mną rozwieść
oczywiście powiedzieli ze tak nie mówili ( a nawet i do mnie takie słowa padły – jeszcze nie będąc małżeństwem moja mama któregoś dnia zaczęła mówić ze jak zobaczę ze wtedy jeszcze chłopak na pewno mnie zostawi bo ja taka jest – spytałam ją czy ona na prawdę tak żle mi życzy? Odpowiedziała ze ona mi źle nie życzy ona to wie bo wie jaka ja jestem… )
rozmowa z ojcem dalej toczyła się tak pytam go o co im chodzi bo ja już nic z tego nie rozumiem on odpowiada na to ze oni chcą żeby jak się zmieniła bo jak można być taki złym człowiekiem, mowie mu że ja jestem szczęśliwa ze dobrze żyje z mężem dobrze nam się układa itp. słyszę na to że taki człowiek jak ja nie może być szczęśliwy, no i przepychanką słowna….. powiedziałam jeszcze że uważam się za dobrą żone, matkę, wnuczke i synową, na co spytał synową? Gratuluje ci dobrego samopoczucia, prosiłam go żeby zmienili nastawienie do mojej osoby to wtedy z nim się spotkam – a on mowi jakie nastawienia jak mowie tak ze jestem zla i wszystko co robie jest złe – powiedział mi ze skoro kilka słów krytyki tak mnie boli to powinnam iść się leczyć….. na pożegnanie powiedziałam nie będę ci mówił do zobaczenia bo pewnie się nie zobaczymy mogę powiedzieć co najwyżej bujaj się! – to są słowa ojca do córki….. teściowa wzięła telefon a on jej powiedział gratuluję ci dobrej synowej!
Nie dzwoniłam już do dziadków bo nie zamierzam bawić się teraz w „tata a marcin powiedział że jego tata powiedział…..” bo wychodzi na to ze każde słowe i tak zostanie przekręcone….i jedynym wyjściem chyba jest nie mowić nic… bo to staje się jakąś farsą i totalna dziecinadą bo dorośli ludzie się tak nie zachowują…… nie wiem co myśleć i co robić….naprawdę chce mieć spokojne życie bez kłótni, a moja kłótnia z teściowa po głębszej analizie stwierdziła ze była spowodowana tym co tłukli mi moi rodzice dzwoniąc i mówiąc ze zle ze znim mieszkamy, zle ze się na to zgodziliśmy, ze taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, że syna do żłobka oddać, gdzieś na pewno to wpłynęło na to ze zaczęłam szukać problemu którego nie było, a od momenty kiedy z nimi nie rozmawiam sama podejmuje decyzje i decyduje co jest dobre a co złe i ze wszystkie w koło żyje o wiele lepiej jestem mniej nerwowa i widzą to osoby z mojego najbliższego otoczenia…..
Nic juz nie wiem, mam wyrzuty że nie potrafie z nim dojść do porozumienia ale z drugiej strony coś mi mowi ze w chwili obecnej nie ma to sensu bo nic to nie zmieni

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie!

Po tym, co Pani napisała, ewidentnie rysuje się obraz toksycznych rodziców. Nie wiem, skąd wynika takie zachowanie Pani rodziców, ale uważam, że to nie jest normalne, że Pani rodzice próbują Panią skłócić z teściową albo z mężem, że dyskredytują Panią w oczach dziadków i mówią słowa w stylu „Bujaj się”. Nie mam prawa podejmować decyzji za Panią, bo to nie jest moje życie, a poza tym to byłoby nieprofesjonalne, jednak sama Pani dostrzegła, że kiedy nie kontaktuje się Pani z rodzicami, oni nie dzwonią do Pani, czuje się Pani spokojniejsza, mniej nerwowa, bardziej pewna siebie i swoich decyzji. Może Pani rodzice są zazdrośni o to, że zamieszkała Pani z teściami i że jest Pani szczęśliwa? Jest Pani jedynaczką. Może liczyli, że zostanie Pani z nimi, przy ich boku, będzie się Pani nimi opiekować, gdy tymczasem Pani założyła własną, szczęśliwą rodzinę, co nie jest im na rękę? Sama nie wiem, jak interpretować ich zachowanie. Niemniej jednak naprawdę dziwię się, że zamiast cieszyć się Pani szczęściem, wnukiem, Pani rodzice mącą, wszczynają awantury, plotkują, wygadują na Panią oszczerstwa. To jest emocjonalna przemoc, na którą nie może się Pani zgodzić. Skoro potrafi dogadać się Pani z mężem, z teściową, mimo drobnych incydentów, które zdarzają się w każdej rodzinie, to myślę, że byłaby Pani zdolna porozumieć się również z własnymi rodzicami, jednak oni z jakichś niewytłumaczalnych przyczyn to utrudniają, mącą, wygadują niestworzone historie na Pani temat, dzwoniąc do Pani teściowej. Jeżeli Pani rodzice nie dostrzegają tego, że niszczą Panią i Pani szczęście, to nie wiem, czy jest możliwość porozumienia. Może im brakuje dobrej woli, by pogodzić się z Panią? Mam nadzieję, że Pani rodzice zmienią swoje podejście do Pani, docenią, że jest Pani dobrą matką i żoną, że mimo jakichś błędów, które przecież popełnia każde dziecko w czasie swojego rozwoju, jest Pani dojrzałą, stateczną, rozsądną kobietą, która potrafi zadbać o własną rodzinę i nie warto wracać do przeszłych błędów. Jeżeli jednak Pani rodzice nie zmienią swojego podejścia, to nie wiem, czy jest sens narażać się na spotkania z nimi, pełne stresu, napięcia, nieprzyjemnych emocji, oskarżeń i wzajemnych pretensji. Wybór należy do Pani.

Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza

dziękuję za odpowiedź, myślę, że chwilowo sprawa ucichła miejmy nadzieje chodź ostatnie dni mama próbowała się z nami usilnie skontaktować, wydzwaniając do teściowej, męża, teścia a nawet szwagra. to my już jesteśmy zmęczeni tą sytuacja i nie odbieraliśmy telefonów, mam nadzieje ze dali sobie spokój ochłoną przemyślą i wtedy zadzwonią.

Odnośnik do komentarza
Gość Lilia_23

Witam. Chciałabym poprosić o pomoc. Wydaje mi się, że również borykam się z problemem toksycznych rodziców. Pochodze z tzw. dobrego domu. Nie brakowało nigdy pieniędzy, miałam zapewnione różne dobra materialne, nie żałowali na naukę, ale tylko wtedy gdy robiłam wszystko tak jak rodzice sobie tego życzyli. W liceum nastąpił okres buntu, a to wszystko za sprawą chłopaka, w którym się zakochała, a który nie spodobał się mojemu ojcu. Było wiele awantur w domu, bardzo się stresowałam, czułam się zagubiona, opuściłam się bardzo w nauce ( z wzorowej uczennicy przeszłam na najgorszą w klasie). Ojciec darł się na mnie, mówił, że jedyne co osiągnę to "siedzenie w pampersie na kasie w supermarkecie", nie zdam matury itp, jestem leniem... Nawet doszło małego zdemolowania pokoju. Oczywiście zdałam maturę( bo nigdy bym sobie nie pozwoliła na to by zawalić). Za namową rodziców poszłam do prywatnej, drogiej uczelni, czego żałuję do tej pory. Nie pozwolili mi iść na zaoczne i do pracy. Przez wszystkie lata wypominali mi, że muszą płacić za szkołę a ja jestem niewdzięczna i jestem leniem. Obecnie obroniłam się i szukam pracy. Ciągle słyszę, że jestem pasożytem. Jestem zestresowana, boję się i czuję się bezradna. Chciałabym się wyprowadzić do mojego chłopaka, ale rodzice nie pozwalają przed ślubem, a jeśli to zrobię to nie mam powrotu do domu. Rodzice również narzucają mi swoje poglądy na życie, a jeśli się z nimi nie zgadzam to jestem głupia i nic nie wiem, nie mam o niczym pojęcia. Narzucają mi poglądy religijne i każą chodzić do kościoła dopoki mieszkam w ich domu.. jestem załamana. CO MAM ROBIĆ? proszę o pomoc. pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie!

Wydaje mi się, że jest Pani ofiarą autokratycznego stylu wychowania reprezentowanego przez Pani rodziców, chyba głównie przez ojca. Ten styl wychowania przeważa głównie w rodzinach patriarchalnych, ma charakter konserwatywny i opiera się na autorytecie przemocy bądź pedantyzmu. Od dziecka wymaga się bezwzględnej karności i posłuszeństwa, podporządkowania się wszelkim poleceniom i nakazom. Decyzje w sprawach rodziny i dziecka (czyli Pani) podejmują rodzice lub jedno z rodziców, bez porozumienia z dzieckiem, nie pytając go o zgodę ani nie uzasadniając swych poczynań i postępowania. Wyjaśnień udziela się tylko wtedy, gdy rodzice uznają to za stosowane. W rodzinie autokratycznej dziecko doskonale zna swoje prawa i obowiązki, wie, czego mu nie wolno robić, a na co może sobie pozwolić. Kary, nagrody i inne środki wychowawcze stosuje się konsekwentnie i dziecko zdaje sobie sprawę, że nie ma od nich żadnego odwołania. Wie też, że rodzice kontrolują jego zachowanie i żadne wykroczenie nie ujdzie ich uwadze. Tak było/jest w Pani rodzinie. Wydaje mi się, że Pani ojciec prezentuje skrajny wariant autokratycznego wychowania, który odznacza się surowym nadzorem, ostrymi środkami represji i stawianiem wymagań, które czasami przekraczały/przekraczają Pani możliwości. Pani tata próbuje nadal wzbudzać w Pani lęk, wydaje rozkazy, poucza, zastrasza, manipuluje, stosuje szantaż (Jeśli nie zrobisz tak jak chcemy, nie masz powrotu do domu), co zakłada dystans między Wami i jednostronną komunikację (Pani zdanie się nie liczy). Zazwyczaj taki sposób wychowania jest negatywny dla dziecka i jego osobowości. Konsekwencje mogą być różne, zależnie od pozycji dziecka w rodzinie i czynników oddziałujących poza rodziną. Dziecko może powielać zachowania autokratycznych rodziców i stać się despotyczne i okrutne dla innych. Inne zastraszone i uległe, niezdolne do samodzielnego myślenia i działania, przywykłe tylko do wykonywania rozkazów i poleceń z zewnątrz, może czuć się bezradne i nic nie warte. Jeszcze inne buntują się przeciw ustawicznemu przymusowi i stają się agresywne w sposób jawny bądź ukryty albo stawiają bierny opór. Pani rodzice prezentują postawę nadmiernie wymagającą – ma Pani żyć według ich scenariusza na życie. Posiadają wysokie aspiracje wobec Pani (sponsorowanie drogiej, elitarnej szkoły), chcą Panią ukształtować według idealnego wzorca, nie licząc się z Pani potrzebami, uczuciami, marzeniami, możliwościami. Stawiając wygórowane wymagania i oczekując stałych osiągnięć, jednocześnie stosowali i stosują odpowiednie sankcje, rygory, kary i inne środki przymusu. Pani tak naprawdę nie miała i nie ma żadnej swobody działania, wszelkie Pani decyzje są korygowane przez rodziców. Odbiera się Pani prawo do samodzielnego myślenia, wygłaszania własnych opinii. Rodzice żądają od Pani ciągłych sukcesów, a przy jakichkolwiek błędach i niepowodzeniach czeka Panią dezaprobata i ostra krytyka. Nietrudno w takiej sytuacji o zaburzenia nerwicowe, stany lękowe lub depresję i zahamowanie. Ciąży na Pani autorytet rodziców, co może rodzić u Pani poczucie winy za własną nieudolność, niedoskonałość albo skłonności agresywne, początkowo tłumione, a po pewnym czasie mogące przejawiać się w reakcjach sprzeciwu i oporu. Co może Pani zrobić w takiej sytuacji? Chyba najlepiej by było, gdybyście podjęli terapię rodzinną. Może wówczas udałoby się Wam uzdrowić relacje w rodzinie. To może być jednak trudne ze względu na rodziców. Proszę pamiętać, że Pani nie jest już dzieckiem, które musi bezwzględnie słuchać się rodziców. Zdaję sobie sprawę, że Pani rodzice kierują się Pani dobrem, chociaż to ich rozumienie rodzicielskiej troski i miłości jest skrzywione. Jest Pani dorosłą kobietą, młodą, wykształconą, na progu dorosłego, samodzielnego życia. Wiem, że w Pani sercu jest wiele obaw, ale proszę zacząć żyć na własną rękę i pokazać rodzicom, że potrafi Pani być odpowiedzialna, pracować, sama się utrzymać, że nie jest Pani żadnym pasożytem. Skoro zamieszkanie z chłopakiem nie wchodzi w grę, to może jakieś wspólne lokum z przyjaciółką/koleżanką? Jeden pokój na stancji zawsze będzie też Pani łatwiej opłacić niż całe wynajęte mieszkanie. Trzymam kciuki, by udało się Pani znaleźć pracę, by mogła się Pani usamodzielnić, uniezależnić finansowo od rodziców i wyprowadzić, by zacząć żyć na własną rękę, udowadniając rodzicom, że potrafi Pani zadbać o siebie i jest Pani dojrzałą kobietą.

Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza
Gość Dorosle dziecko

Witam serdecznie,

Bede bardzo wdzieczna za porade.

Jestem dzieckiem wyjatkowo toksycznych rodzicow.Oni juz nie sa razem. Naswietle krotko sytuacje .

Matka - pije odkad skonczla 20lat, mnie urodzila w wieku 30, przypuszczam ze pila przez caly ten czas, pozniej na pewno. Charakter depresyjny, nie pracowala odkad mnie urodzila, odkad pamietam podczas gdy ojciec byl w pracy prowadzala mnie po roznych melinach, cale dziecinstwo przygladalam sie roznym patologicznym sytuacjom, ktore czase do dzis mnie przesladuja. Gdy bylam nastolatka wyprowadzila sie z domu, do jakiegos kochanka,nie odwiedzala mnie prawie wcale, nie interesowala sie moim zyciem. Miewala przez czas gdy mieszkala z nami jakies przeblyski opiekunczosci, zazwyczaj gdy miala moralniaka usilowala postepowac jak prawdziwa matka ale te chwile zdarzaly sie bardzo rzadko. Teraz mieszkamy daleko od siebie, gdy pije, a pije bardzo czesto nie odbiera moich telefonow, a calej rodzinie zali sie ze jestem zla corka, bo nie dzwonie do niej. Gdy raz na rok przyjezdzam do jej miasta (mieszkam daleko za granica) potrafi przez 3 tygodnie sie ze mna nie zobaczyc, doslownie nie otwiera mi drzwi.

Ojciec- Typ niezaradnego piotrusia pana, ktoremu cale zycie pomagala mamusia (do dzis pomaga), stale oczekujacego pomocy od innych. Pracowal tylko gdy mnie nie bylo na swiecie, potem jeszcze gdy byla mala, pozniej przestal calkowice, zaczal niedawno po 15 latach. Przez caly ten czas gdy nie pracowal zerowal na matce, ktora chetnie mu dawala, imal sie roznych fuch, zarobione pieniadze wydawal na kolegow i na alkohol. Osoba rozszczeniowa, wszystko mu sie nalezy, on komus nic, do pracy mu nie po drodze bylo, czesto rodzina zalatwiala mu naprawde dobre prace ale zazwyczaj po kilku dniach bywal z nich wyrzucany. Lubi liczyc czyjes pieniadze i jest swiecie przekonany ze jak ktos ma to ''ma mu dac''. Ostatnio gdy dzwonilam zapowiedzial ze ''mam mu kupic bilet do siebie, potem wziac do sklepu i nakupic ciuchow'', bez pytania czy mam co jesc, czy pracuje itp itd.

W domu byla duza bieda, czesto nie bylo jedzenia,nie mialam podstawowych rzeczy jak ubrania, ksiazki do szkoly o nadprogramowych zachciankach nawet nie wspominam.Na szczescie uciekalam z tego wszystkiego w ksiazki, chyba to mnie uchronilo od demoralizacji, uczylam sie dobrze, w zwiazku z czym nauczyciele bardzo mi pomagali, wiedzieli jaka jest sytucja, ze w domu alkohol i przemoc (ojciec czesto katowal matke, gdyby nie moje interwencje moglby ja nawet zabic), rada rodzicow czesto robila zbiorke na ksiazki dla mnie, dorosli bardzo mnie lubili i spotkalo mnie ze strony obcych ludzi wiele dobrego. Gorzej z rowiesnikami, wielu z nich mnie nie akceptowalo, nigdy nie mialam pieniedzy zeby gdzies z nimi wyjsc, chodzilam w ciuchach z lumpeksu, nie mialam komorki, jednym slowem bylam inna. Pozniej w wieku 15 lat zaczelam sie opiekowac dziecmi, dzieki czemu moglam sobie kupic jakis ciuch,moglam wyjsc na pizze, wiec zaczeto mie akceptowac, w liceum poznalam mase dobrych ludzi. Zdalam mature, poszlam na studia, pracujac jednoczesnie.
Wyjechalam za granice - ojciec zapowiedzial '' ze bede ze smietnikow wyjadac bo sobie na pewno nie poradze''. Poradzilam sobie swietnie obecnie pracuje jako pedagog, mam wspanialego meza, tworzymy swietny zwiazek, jestem bardzo blisko z tesciami, mimo ze wciaz z mezem mieszkamy za granica. Codziennie rozmawiamy, mailujemy, wiem ze interesuja sie nami, tak jak rodzic powinien.

A teraz sytuacja z moimi rodzicami:

Matka - jak juz pisalam niewiele ja obchodze, wszystko co ma przepija, czesto mnie prosi o pieniadze, na poczatku wysylalam, ale szybko zorientowalam sie ze je przepija, przestalam. Jak zdarzy nam sie widziec robie jej jakies zakupy, kupie ciuchy, jednak zazwyczaj gdy jestem w Polsce nie otwiera mi drzwi.

Ojciec- na poczatku czego zaluje, wysylalam mu dosc sporo pieniedzy. Utwierdzalam go w przekonaniu ze nie ma sensu pracowac skoro i matka i corka daja pieniadze. Nie interesowal sie mna, nie pytal jak zyje, czy mam gdzie mieszkac co jesc, tak jest do dzis. Uwazal ze wszyscy maja sie swietnie za wyjatkiem jego samego. Czesto wysylalam mu pieniadze sama ich nie majac - bywalo roznie. Gdy poznalam mojego meza uswiadomil mi ze moj ojciec mnie wykorzystuje. Nie wie o mnie nic, nie interesuje go moja praca, jakie studia skonczylam czy jestem zdrowa. Interesuje go wylacznie kiedy wysle pieniazki. Za namowa meza zakrecilam ojcu kurek. Na poczatku byl wsciekly, ale wzial sie w koncu do pracy, wyjechal nawet za granice gdzie zarabial wiecej niz my dwoje razem - ma dobry fizyczny fach w reku. Wtedy nie dzwonil, chyba ze czegos chcial, pomoc w tlumaczeniu czegos itp. Pieniadze rozpuszczal na picie, maszyny w kasynach. Robil dlugi.Praca sie skonczyla, wrocil do Polski. Znow brak kasy i znow ode mnie chcial pieniedzy. Bylam stanowcza - nie dam i juz. Z koniecznosci podjal prace w Polsce. Pracuje tam nadal. Gdy dzwonie co tydzien ciagle skarzy sie jak mu ciezko, bo on musi pracowac, za malo mu placa itp itd - znow zero pytan czy my pracujemy, czy mamy gdzie mieszkac... Nie daje mu pieniedzy odkad zalozylam swoja rodzine (ja i maz, dzieci nie mamy) i uwaza ze moj maz to wszelkie zlo bo przez niego nie daje ojcu pieniedzy. Prawda jest taka ze moj maz jest osoba ktora uswiadomila mi jak toksyczni moi rodzice sa. Po kazdej rozmowie z ojcem odczuwam poczucie winy choc wiem ze on mna usiluje manipulowac. Bylo mu wygodnie nie pracowac, spac do 12 a corka gdzies w swiecie harowala i slala pieniazki.

Moje pytanie co mam robic? Jak z nim rozmawiac? Jak wyzbyc sie poczucia winy? O matke nie pytam bo kontakt z nia mam naprawde niewielki, nawet sie dobrze chyba nie znamy. Traktuje mnie dosc obojetnie.

Odnośnik do komentarza

Witaj @Dorosle dziecko!

Przykład Pani rodziców to nie tylko przykład skrajnej toksyczności, ale również patologii rodzinnej. W Waszej rodzinie wszystko się pomieszało – zamiast rodzice dbać o dziecko, dziecko dbało o rodziców. Pani jako dziecko okazała się bardziej odpowiedzialna i dojrzała niż Pani rodzice. Co więcej, stała się Pani w pewnym momencie nadodpowiedzialna, co zaczęli wykorzystywać Pani rodzice, np. ojciec, który oczekiwał i oczekuje, że całe życie będzie mu Pani wysyłała pieniądze, utrzymywała go finansowo. Bardzo dobrze, że Pani mąż uświadomił Pani, jak Pani rodzice Panią manipulują, wykorzystują dla własnych celów i korzyści. Pani jako córka jest im potrzebna tylko wtedy, gdy im kończą się pieniądze. To przykre, ale niestety tak jest. Zapytała Pani, jak rozmawiać z ojcem, jak zadbać o relacje z nim. Proszę najpierw zapytać ojca, czy mu zależy na prawdziwych relacjach z Panią jako córką. Bo jeżeli to ma być tylko kontakt „dla pieniędzy”, to wątpię, by ta relacja była dla Pani satysfakcjonująca. Proszę zauważyć, że w tej sytuacji Pani również wykazuje się większą rozwagą i dojrzałością, że to Pani zastanawia się, jak naprawić nie najlepsze kontakty z ojcem. Czy zastanawiała się Pani, czy ojcu kiedykolwiek przyszła na myśl refleksja, jak naprawić relacje z Panią, że może to nie fair, że żyje z Pani pieniędzy, że może on wyszedłby z inicjatywą, by coś poprawić w Waszych rodzinnych relacjach? Pani poczucie winy to znamienny objaw występujący u osób z syndromem DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików) czy DDD (Dorosłe Dzieci z Rodzin Dysfunkcyjnych). Osoby z cechami DDA/DDD doświadczają w dorosłym życiu trudności, których korzenie tkwią w doświadczeniach wyniesionych z swojej rodziny dysfunkcyjnej. Wśród zachowań, symptomów DDA/DDD wymienia się m.in.: silne poczucie lęku, bardzo niskie poczucie wartości, bezustanne poszukiwanie potwierdzenia i uznania, poczucie inności od pozostałych ludzi, bezlitosną samokrytykę. Takie osoby czują się winne (podobnie jak Pani), stając w obronie własnych potrzeb/rodziny i często ustępują innym, mają trudności z doprowadzeniem swoich zamiarów od początku do końca, kłamią, gdy równie dobrze mogłyby powiedzieć prawdę, mają kłopoty z przeżywaniem radości i zabawą, traktują siebie bardzo poważnie, mają trudności z nawiązywaniem bliskich kontaktów, są albo nadmiernie odpowiedzialne albo całkowicie nieodpowiedzialne, przesadnie reagują na zmiany, boją się okazywać własne uczucia, obawiają się porzucenia i utraty, czują strach przed cudzym gniewem i awanturami, ulegają impulsom itp. Oczywiście, nie wszystkie zachowania muszą się pojawić u osoby z DDA/DDD. Osobiście, radziłabym Pani bardziej pomyśleć o sobie. Zdrowy egoizm nie jest zły, naprawdę. Uważam, że powinna Pani rozważyć uczestnictwo w psychoterapii, nakierowanej właśnie na DDA/DDD. W czasie terapii na pewno zrozumie Pani, czy chce kontaktu z rodzicami i na jakich zasadach ewentualnie ma być to kontakt. Sesje z psychoterapeutą pomogłyby Pan przepracować trudne doświadczenia z dzieciństwa. Poza tym, proszę pamiętać, że o relacje z ojcem nie zdoła Pani zadbać sama. Ważna jest też motywacja drugiej strony, czyli ojca. Jeżeli on niczego nie zechce zmienić, nic w Waszych relacjach nie ulegnie poprawie. Pani nadal będzie dla ojca jedynie „bankomatem”, z którego może brać pieniądze. Proszę rozważyć uczestnictwo w terapii.

Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza
Gość Dorosle dziecko

Serdecznie dziękuje za pomoc i kompetentną odpowiedź. Radę Pani wezmę sobie do serca i na pewno zastosuję.
Opinia Pani jako osoby z zewnątrz uświadomiła mi, że moje próby zadbania o siebie i swój spokój psychiczny nie są oznaką egocentryzmu i nieczulości. Dziękuje

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie i proszę o radę.
Jesteśmy z mężem po ślubie 4,5 roku.Od początku mieszkamy z moimi rodzicami-jest to domek jednorodzinny parterowy my z mężem zajmujemy jeden pokój.Relacje nasze układały się dobrze....do momentu urodzenia się upragnionego wnuka( ma 6 miesięcy)
I wtedy się zaczęło.Mój mąż jest złym ojcem bo mało zajmuje się dzieckiem,jeżeli już się zajmuje to robi to źle bo dziecko płacze i natychmiast babcia albo dziadek przybiega co się dzieje.Mąż kupił huśtawkę ogrodową dla Małego to też jest źle bo poszedł na łatwiznę bo powinien ją zrobić.Niedawno kupiliśmy mieszkanie i teraz je wykańczamy więc mąż w każdej wolnej chwili jedzie tam abyśmy jak najszybciej mogli się tam wprowadzić.Wcześniej babcia cały czas mówiła że jak będziemy mieć dziecko to ja wrócę do pracy a ona się zajmie Nim teraz się z tego wycofała twierdząc że ona sobie nie poradzi.(gdybym to wiedziała wcześniej wykorzystałabym roczny urlop macierzyński a nie 6 miesięczny-teraz nie mogę tego zmienić z wielu powodów ale mniejsza z tym).
Czasem zdarzy się że zanim przygotuje mleko to mały jest głodny i marudzi to wtedy dziadek kręci głową i na głos mówi jakie to dziecko biedne i ile musi się wycierpieć bo musi czekać na jedzenie.
Babcia ostentacyjnie wchodzi do naszego pokoju z odkurzaczem bo musi wnukowi posprzatać zeby nie spał w kurzu,wyciera okna rano bo przecież wszędzie jest wilgoć,cały czas twierdzi że sama sobie nie dam rady jak już się wyprowadzę,źle przygotowuje posiłki dla dziecka bo powinnam mu dawać juz to czy tamto,A dziś przeszła samą siebie twierdząc że chyba mi się coś zrobiło jestem chora i muszę koniecznie iść do lekarza ponieważ za często myję ręce a właściwie mam manię mycia rąk(od 2 dni mam opryszczkę wargową i boję się zarazić syna i myję często ręce)i jeśli ja nie pójdę to ona porozmawia o mnie ze swoim lekarzem.Przez całą tą sytuację ja chodzę podenerwowana i odbija się to na naszych relacjach z mężem bo kłócimy się częściej.Już sama niewiem co mam robić i powoli zaczynam myśleć że może faktycznie nie za dobrą jestem matką i pewnie z wieloma rzeczami sobie nie radzę a inne dziewczyny - matki radzą sobie świetnie.

http://fajnamama.pl/suwaczki/vvqqm8n.png]Tekst linka[/url]
https://www.suwaczki.com/tickers/f2wl3e5ekw2sfwcl.png

Odnośnik do komentarza

Witaj pegi!

Rozumiem, że Pani z mężem potraficie się porozumieć, ale Pani rodzice wytykają „błędy” Pani męża i wzbudzają w Pani poczucie winy, że nie jest Pani wystarczająco dobrą matką. Mówiąc wprost, wtrącają się w Państwa prywatne życie, co rodzi Pani konflikty i nieporozumienia z mężem. Najprawdopodobniej Pani rodzice wychodzą z założenia, że skoro mieszkacie z nimi pod jednym dachem, mają prawo wtrącić swoje „pięć groszy”. Pani rodzice przypominają teściów/rodziców kontrolujących, gdyż próbują kierować Państwa życiem i wpływać na Państwa małżeńskie decyzje, uzasadniając to tym, że są starsi, bardziej doświadczeni. Są też krytykantami i wykorzystują każdą okazję, by wytknąć najdrobniejszy Pani czy męża błąd albo czynią uszczypliwe uwagi i aluzje pod Państwa adresem („Zięć niewystarczająco zajmuje się dzieckiem”, „Zięć powinien sam zrobić huśtawkę dla syna, a poszedł na łatwiznę i kupił gotową w sklepie”, „Córka zbyt długo przygotowuje jedzenie dla wnuka, on się zapłacze” itd.). Pani rodzice nie zauważają, że Pani mąż ma mniej czasu, bo wykańcza Państwa mieszkanie, że na swój sposób stara się zapewnić Wam byt i przyszłość. Zdają się ignorować fakt, że większość dzieci płacze, kiedy są głodne, a Pani synkowi na pewno nic złego się nie stanie, jeśli 2 czy 5 minut poczeka na butelkę z mlekiem. Być może Pani rodzice mają dobre intencje i chcieliby pomóc, np. wychować wnuka, ale robią to w taki sposób, że bardziej szkodzą niż pomagają. Pani mama jest nadopiekuńcza, ogranicza Pani samodzielność, wkracza w Waszą prywatność, bo musi poodkurzać czy przetrzeć okna. Szuka pretekstu, by wtrącić się w Wasze małżeńskie życie, co nic dziwnego, że irytuje Panią czy Pani męża. Powyższy katalog destrukcyjnych zachowań Pani rodziców niekorzystanie wpływa na Pani samopoczucie i relacje z mężem, co sama Pani zauważyła. Jak sobie radzić w tej sytuacji? Po pierwsze, niech nie pozwoli Pani wzbudzić w sobie poczucia winy, gdyż wówczas łatwiej będzie Pani matce Panią manipulować. Niech Pani nie daje sobie wmówić, że jest Pani złą matką i na pewno sobie nie poradzi, gdy zaczniecie z mężem żyć na własny rachunek, we własnym mieszkaniu. Wzbudzanie lęku i poczucia winy to najłatwiejszy sposób, jaki wykorzystują rodzice, by móc manipulować dziećmi i kontrolować ich życie. Pani z mężem i synkiem tworzycie odrębną rodzinę i przede wszystkim macie zadbać o swoje potrzeby, zaspokajać swoje oczekiwania, a nie oczekiwania teściów czy rodziców. Jako małżeństwo macie prawo stawiać granice, których rodzice nie mogą naruszać, mimo że mieszkacie Państwo z nimi w jednym domu. Nie musi Pani od razu zrywać kontaktów z rodzicami, buntować się czy kłócić, ale proszę pamiętać, że ma Pani prawo powiedzieć asertywnie „nie”, kiedy Pani mama czy ojciec próbują narzucić Wam swoje zdanie, dyktować Pani scenariusz, według którego powinniście żyć albo kiedy czynią jakieś sarkastyczne uwagi pod adresem Pani męża, choć zdaje sobie Pani sprawę, że są nieprawdziwe albo przejaskrawione. Proszę też pamiętać, że ma Pani prawo popełniać błędy i uczyć się na nich, chociaż Pani rodzicom może się to nie podobać. Przecież warto zadbać o przynajmniej poprawne relacje z rodzicami/teściami. Mam nadzieję, że dzięki asertywnym komunikatom uda się Pani postawić granice, by mama i tata nie mogli bezkarnie wtrącać się w Państwa życie, a przede wszystkim trzymam kciuki, żaby udało się Państwu przeprowadzić szybko do nowego mieszkania, w którym rodzice będą mieli już nieco ograniczone możliwości kontrolowania Państwa małżeńskiego i rodzinnego życia.

Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza

Witam. Mam 21 lat, studiuję, ale nadal mieszkam z rodzicami. Jestem w szczęśliwym związku od dwóch lat, w przyszłym roku planujemy ślub. Moi rodzice uwielbiają mojego narzeczonego, traktują go praktycznie jak syna (którego nie mają - jestem jedynaczką), a mnie bardzo cieszy ta sytuacja.
Od kiedy pamiętam między moimi rodzicami dochodziło do różnych kłótni, nieporozumień - mniejszych lub większych. Najczęściej powód nie musiał byc poważny, a awantura była straszna; później mama płakała, a tata szedł na papierosa do piwnicy, nie rozmawiali ze sobą kilka tygodni, było ok, aż do następnej awantury.
Gdy miałam 11 lat, pokłócili się tak, że doszło do rękoczynów - mama spoliczkowała tatę, tata ją odepchnął. Niby to nic w porównaniu z rodzinami kiedy jest o wiele poważniej, ale poczułam, że świat mi się wali w ciągu tych kilku minut. Taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła. Jednak po niej moi rodzice przestali rozmawiac ze sobą na kilka miesięcy i oddalili się od siebie jeszcze bardziej.
Z perspektywy czasu śmiało mogę powiedziec, że nawet w chwilach "zgody" nie było między nimi porozumienia. Dwie osoby, które kiedyś bardzo się kochały, przestały sobie wybaczac, ufac, patrzec w tym samym kierunku. Przy każdej nowej kłótni pojawiały się wzmianki z wcześniejszej albo nawet sprzed kilku lat.
Wiele razy usłyszałam, że gdyby mnie nie było, na pewno wzięliby rozwód. Oczywiście nie chciałam tego, byłam jeszcze dzieckiem i mimo tego, że zaczynałam wchodzic w ten dziwny czas nastoletnich problemów, zawsze chciałam żeby moi rodzice się kochali, szanowali i nie krzywdzili nawzajem.
Organizowałam spotkania "na zgodę" w kuchni - obie strony miały powiedziec co im się nie podoba, oczyścic atmosferę i podac sobie ręce. Oczywiście nigdy się nie udawało - któreś wychodziło, a jak już ktoś zaczynał mówic to wszystko kończyło się wojną. Często rozmawiałam z nimi osobno i namawiałam "no zacznij się odzywac do mamy", "bądź mądrzejsza, zapomnij o tym". Rzadko jednak miałam wpływ na cokolwiek.
Kiedy byłam w gimnazjum, sprawy dramatycznie się pogorszyły, atmosfera w moim domu była nie do zniesienia, a moje oceny wyglądały fatalnie. Nigdy nie czułam tego wszystkiego tak intensywnie jak wtedy, poważnie rozważałam to czy nie odejśc z tego świata, gdzie i tak nikt mnie nie potrzebował, nie przejmował się mną i mnie nie kochał. Wydaje mi się, że miałam jakąś nastoletnią depresję. Całe szczęście kiedy odebrałam świadectwo z gównianymi ocenami, moi rodzice zaczęli myślec. Polepszyło się między nimi, w sumie - między nami. Byliśmy przez chwilę normalną rodziną. Później moja mama poszła na badanie piersi i dostała skierowanie na biopsję, bo coś zaniepokoiło lekarza. Moja psychika podupadła jeszcze bardziej kiedy patrzyłam na mamę, każdego dnia wyglądającą marniej. Nie chciała ze mną wcale rozmawiac, a ja powtarzałam tylko, że będzie dobrze. A tata miał to w nosie, nie powiedział słowa na ten temat - nic, więc mama była w jeszcze gorszym stanie psychicznym.
W obecnej chwili moi rodzice nie rozmawiają już rok. Mój tata zaczął "kumplowac się" z szesnastoletnim bratankiem, który bywał u nas naprawdę zbyt długo. Przeważnie robili coś w garażu, gdzie mój kuzyn mógł spokojnie palic papierosy, a mój tata go krył przed jego rodzicami - chore. Mama wytoczyła w tym temacie działa kilka razy, ja stanęłam po jej stronie. Mój ojciec nie rozmawiał też ze mną, bo wolał towarzystwo obcego gówniarza, nie mogłam tego znieśc. Po milionie kłótni, przestał przyjeżdżac.
Ale między moimi rodzicami nadal panuje cisza. Co gorsza - mimo tego, że staram się byc obiektywna w tym wszystkim, słyszę od jednej i drugiej strony, że mam "sprany łeb", "tatuś mnie podpuścił a ja się dałam jak dziecko", "matka chce mnie wykończyc i zamknąc w psychiatryku", "gdybym powiedział w mojej rodzinie co matka na nich mówi, nikt nie przyszedłby na twoje wesele". Mam 21 lat, tyle lat doświadczenia między kłócącymi się rodzicami, a przyszła chwila kiedy nie wiem, co mam zrobic. Czasami to wszystko we mnie rośnie i wybucham na mojego narzeczonego, który namawia mnie, żebym się zgodziła na rozmowę on-moi rodzice, ale nie chcę go w to wciągac.
Proszę, wręcz błagam o pomoc.
Pozdrawiam, Paula.

Odnośnik do komentarza

Witaj Paula!

Zdaję sobie sprawę, że Twoi rodzice i ich małżeństwo jest dla Ciebie bardzo ważne. Ważna jest dla Ciebie matka, ważny jest ojciec. Zauważ jednak, że całe życie próbowałaś być dla nich terapeutką, negocjatorką, mediatorką, a oni i tak nie potrafili tego docenić i nie zreperowało to ich sypiącego się związku. Co gorsze, próby interweniowała odbijają się teraz na Tobie rykoszetem, bo matka obraża się, że bierzesz stronę ojca, a ojciec ma za złe, że masz koalicję z matką. Wiem, że to, co napiszę, może wydać Ci się absurdalne, niedorzeczne, trudne do wykonania, ale musisz pozwolić rodzicom, by sami zdecydowali, co dalej. Może nie ma sensu, żeby przedłużali wzajemnie ich wyniszczający związek? Skup się na sobie, na swoim narzeczonym, na Waszym związku. Przestań być terapeutką dla mamy i taty. Jeśli zależy im na relacji, niech idą do profesjonalnego specjalisty na terapię małżeńską. Jeśli oboje uważają, że nie ma sensu dalej tkwić w małżeństwie, niech się rozstaną jak cywilizowani ludzie i wezmą rozwód. To będzie zdrowsze dla nich i dla Ciebie. Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Chce się z Wami przywitać i dołączyć do Waszej dyskusji.
Przedstawię niżej swój problem
Mam30 lat, mam męża i dwójkę dzieci. Jestem najstarsza z swojego rodzeństwa, mam dwie siostry. Jestem 8 lat po ślubie. Od 7 lat mieszkamy u moich rodziców i budujemy dom niedaleko rodziców męża. W tym miesiącu będziemy przeprowadzać się do własnego domu i tu pojawia się mój problem. Z jednej strony bardzo cieszę się że pójdziemy na swoje i że udało nam się wybudować dom. A z drugiej strony boje się i martwię o swoich rodziców jak oni dadzą sobie radę beze mnie. Moi rodzice umieli mnie uzależnić od siebie. Od dawna nie umiałam im się przeciwstawić, o wszystkim chcą do tej pory wiedzieć. Jak czegoś z mężem nie powiemy to widzę że chodzą urażeni. Mieszkamy na wsi, rodzice mają gospodarstwo. Jako że nie pracuje w swoim zawodzie i jestem z dziećmi w domu pomagała rodzicom w gospodarstwie. Teraz mam isc na swoje i zaczyna się mój problem.
Mój problem polega na tym że przejmuje się tym, że rodzice samo nie poradzą sobie z praca, że im będzie ciężko. Musze przyznać jeszcze to ze czuje się wykorzystywana przez rodziców, bo pracuje w gospodarstwie a oni to traktują jako mój obowiązek. W domu mieszka jeszcze moja najmłodsza siostra która jest osobą dorosła ale wogole nie przejmuje się ze jest dana praca do zrobienia. Juz słyszałam stwierdzenie że jak pójdę do siebie to ono będą ciężko pracować a ja nie będę nic robić. Nic u nich to znaczy ze będę mieć "tylko na utrzymaniu dom i dzieci" żadnej pracy gospodarskiej. Jest to dla mnie ciężkie uzależnienie od rodziców. Proszę pomóżcie mi spojrzeć trzeźwo na te sytuacje bym nie przyjmowała się tak mocno rodzicami, bym pomyślała o swojej rodzinie.

Odnośnik do komentarza

Ostatni post jest bez odzewu jednak spróbuję i napisze co w mojej duszy i w głowie zgrzyta. Wychowałam się na wsi w domu z ojcem i matka oraz z dziadkami że strony matki oraz o 9lat moja starsza siostra.
Nie było pięknie gdy coś zaczęłam rozumieć i widzieć jako małe dziecko. Moja babcia była typowa krzykaczka i awanturnica w dodatku wulgarna. Jako 5latce było mi wstyd przyprowadzić koleżanki czy kolegów z podwórza do domu.Babcia obrazala pozostałe dzieci od glabow, k....itp.epitetów.Wmawiano mi że inne dzieci trzeba przezywac od różnych.Dziadek kolejna osoba pełna chamstwa w pamietna Wielkanoc na swojego syna-brata mojej matki wylał fekalia na głowę.
Byłam dzieckiem.W międzyczasie pojawiła się moja choroba-rak. Trafiłam późno do kliniki gdyż matka uważała,że udaje i wypijam brzuch dla zabawy. Guz był b.duży widoczny chemia brak nerki i tak czas płynął. Zmarła babcia potem dziadek nie czułam żalu i tesknoty było spokojniej...tym samym nie czuję do dziś nic do nich oprócz obelgi jakie płynęły pod moim adresem do dziś brzmią w mojej głowie jak rysy na blasze. Mój tata ostoja spokoju i ciszy pamiętam jak płakał stojąc skierowany do okna-tak robił wiele razy.Awantury wyzwiska były zawsze.Matka życzyła mojemu ojcu śmierci obrażając go,a on stał bezradny czy tak już zamknięty w sobie...Z tata porozumienie było bez słów.Czułam wiele i rozumiałam ten ból. mając ponad 5lat zachorowałam i też wyczuwalam jakaś atmosferę pomiędzy moja matka a moim wujkiem chrzestnym-który był przyjacielem mojego ojca.
Może coś widziałam może wyczuwalam te bodźce od nich płynące bo czułam że ich łączy to coś jako dziecko jeszcze to było dla mnie nie zrozumiałe. Przyszła śmierć brata mojej matki i dwa lata później śmierć mojego taty.Tego dnia widziałam go ostatni raz miał wyjazd to było ostatnie pożegnanie i nie wrócił. Co gorsza kilka miesięcy wcześniej murakami się że tacie coś się stanie z obawa go wyczekiwałam,a gdy raz usłyszałam silnik auta w sercu wpadłam w panikę że coś mu grozi. I tak się stało kolega,który był kierowca busa wpadł w poślizg na busa spadł tir tata nie zdążył nie miał szans.Kierowca żyje nadal to wydarzenie dało duży odcisk na resztę życia. Padły słowa w domu że tata nie żyje.Oczywiście kochas matki też tam musiał byc,gdy zalewałam się łzami. W krótkim czasie po śmierci taty zastałam ich że sobą. Był cyrk ja płakałam a po latach wszystko w mojej głowie się wyjaśniło.Siostra wiedziała była też przeciwnikiem taty. Dano mi do zrozumienia że tu nie ma co udawać i płakać.Koniec podstawówki ,szkoła srednia wiązała się z dojazdami do szkoły. Powroty były okropne auto wujka stało pod domem widoczne z przejezdzajacego pociągu.Było czuć oddech znajomych ludzi że wsi na moich plecach patrzyli na moja reakcje,a ja próbowałam kłamać że to tak nie jest jak wygląda.Czułam wstyd tak potężny wstyd.Bo wujek miał rodzinę żonę,dzieci aż mdlilo.
Wspomnę że okres szkoły podstawowe był okropny miałam sporo wrogów pełno obelgi pod moim adresem upokorzeń nie wiedziałam za co...i dlaczego.Matka wiecznie miała z kimś na pieńku więc dostawałam rykoszetem od tych ludzi lub od ich dzieci.Cięgi były tak ogromne,że wstydziłam się swojego cienia,nazwiska odtracano mnie osmieszano. Liceum nauka oddychania inni ludzie nowi.Mogłam być sobą czyli M.oddycha nikt mnie nie obrażał, a nawet doceniana. Nagle byłam wartościową osoba która coś potrafi. Była też miłość,ale po długim czasie mnie oszukała-zdradziła. *Także bardzo skrzywdziła wytykajac moje mankamenty budowy.Z czasem przyszły studia a przed nimi druga miłość.Była dla mnie bardzo ważna. W tym czasie matka naduzywala do mnie swoich zachowań. Byłam posadzana o puszczalstwo,wysmiewana,zakaz spotykania znajomych bo jest ich aż 6w domu i ich rodzice to patologia,aby tyle dzieci narobić. Ja mam iść do ginekologa bo na pewno coś tam już syfiastego mam. Potem oskarżenie o kradzież bielizny rzekomo matki o 4rozmiary za dużej niby ja to miałam nosić. W Liceum dostałam skrętu jelita z nerwów mam to do dziś w bardzo dużym stresie jelito ten supeł przesuwa się pod przepone i tracę oddech i możliwość ruchu. Drugi objaw wysypka czerwone kropeczki jak maczek jak piasek po ciele-to cielesne usterki z toksycznego domu.

Odnośnik do komentarza

Matka wspolzyla z wujkiem dla pieniędzy. Taka domowa prostytucja pod rodzinnym dachem. Byłam zawsze narażona na awantury i wyzwiska przy ludziach krzyki. Ponizanie było popisowe ale nikt nigdy mnie nie obronił z tych osób uważali mnie za zła osobę. Z czasem wyzwiska szły za nie tak naklejony znaczek na list. W tym wszystkim przewijaly się myśli samobójcze pisanie samej do siebie. bałam się własnego cienia brak wiary we własne możliwości. Studia i moja druga miłość: na zakwaterowanie mnie i moja znajoma zawozil mąż koleżanki mojej matki (także kochanek mojej matki).W drodze powrotnej doszło do wypadku auto do kasacji pech oderwałam także,ale pomagałam kierowcy na tyle ile mogłam poszkodowanych było jeszcze 2kierowców.Po koleżankę pojechali rodzice była spanikowana i płakała. Laweta nawet z tym był problem skąd kolejna bo zabrakło zgarnąć ten wrak.W kasecie poczułam drgawki i zimno. Po godzinie drogi z torba bagazowa doszłam do domu pod którym stało dość drogie czarne auto.We wejściu do pokoju gościnnego ukazała się postać faceta wypitego.Matka zaczęła później z powodu alkoholu wymiotować. Poszłam do pokoju zasnęłam i obudziłam wymiotujac pod siebie.Pomocy brak prosiłam ale matka wypita nad zlewem.Jakimś cudem podniosłam się zrzucić ta pościel brudna. Potem znów brak sił i mdłości głowa była potrzaskana z prawej strony i trochę szkła z prawej strony twarzy.Nie chciałam pogotowia przy wypadku nie było czasu musieliśmy patrzeć innych i szukać lawet. Zabrano mnie do lekarza i stwierdzono wstrząs mózgu na szpital nie wyraziłam zgody.Do domu.Tam ten unity matki przyjaciel zaczął przychodzić do mojego pokoju gdy nie mogłam się ruszać z tego wszystkiego próbował mnie oblapiac dotykac.Przyszła po niego siostra zabrała,ale było czuć że wspolzyli w pokoju obok.jednym słowem bur..l. Po tym incydencie opowiedziałam to mojemu obecnemu chłopakowi. Obróciło się to przeciwko mnie zrobił że mnie k....rozpowiadal o tym bolało doszło do tego że z przerażeniem mój znajomy o tym mi zadzwonił i powiedział.BOL bo za co...bo kochałam i ufałam i byłam szczera.Matka chciała mnie włożyć staremu facetowi do łóżka w zamian za coś co jej by dało pieniądze np.dobra posadę przykre w tym było moje cierpienie. Rozstanie było długie i bolesne sponiewieranie mnie przez jego rodzinę.Zakaz wstępu potraktowanie jak przedmiot.cierpiałam długo po tym bardzo. Na studiach norma były wulgarne SMS od matki telefony o 5 rano z wyzwiskami tak aby pokazać że jestem nikim. Pod koniec licencjata pojawiła się ta jedyna miłość ale przeżyte obecnie 9lat pełne było łez,nerwow,braku własnego dachu.W czym współudział miała duży moja matka i jego też bo trafiło na siebie dwoje dzieci nie akceptowanych przez własne matki. On był zawsze tym gorszym i ja też ta gorsza. Nietypowy zaplon.Każdy z nas marzył i walczył tak że powodem naszej niezgody stały się nasze matki i nasze domy nasza toksyczność nabierała kształtów miotacza.Bo nie rozumielismy kar i ciosów zadawanych za dobro.gotowałam teściowej,sprzątałam zawsze mnie ponizala we wszystkim.miała mnie za kompletnego glupca.Wysmiewala kierunek studiów jej słowa aż takie masz tam uznanie że musisz nosić teczkę. Potem nasz syn który też miał pecha bo toksyczne babcie.Słychać było on będzie gruby nikt się z nim bawić nie będzie,ma ułomność przełyku.syn miał atopowe zapalenie skóry a ja jak lekarz ujął mogę nie mieć pokarmu ze stresu bądź na chorobę jaka był rąk moje gruczoły nie działają jak należy.Syn pił mleko na receptę,diety cuda wszystko co potrzeba. Przyjazd do mojej matki zakończył się nakarmieniem mojego dziecka czekolada co zwiększyło problem.Pediatra a matka ale ja tak chciałam aby pijadl czekoladki.Żałosne a moje serce się cielo na widok bólu syna.Z synem mieszkałam w DS studia mgr i drugie dziecko w drodze wszystko szybciej wraz z egzaminami aby zdążyć zdać 2semestr do końca marca.Zdany córka pojawiła sie.Tera, są w wieku szkolnym.W tym czasie moja matka była w areszcie za oszustwa i zlicytowano jej dom za długi. My nie mamy nic stałego nieudany się sami że sobą krzywdzimy się przeszłością swoich rodzin zabijamy się powoli. Mąż był swego czasu pełen agresji ja popadłam w totalny stan dolny depresja zjada mnie do tej chwili.Próba leczenia duszy była krótka musiałam wybrać pracę a do dziś marzę o skończeniu że sobą i tej bezradności wobec stanu duszy i umysłu zabić ból jak ...jak przestać czuć...to wieczna walka nieporozumień pomiędzy nami uczuciu nie spełnienia braku własnego domu braku bezpieczeństwa.Czuć że się jest beznadziejnym bo w głowie puszcza słowa matki gdy mówiła że nie chciała ciebie że brakuje tobie ciepła że można tak walczyć o uznanie matki że uderzyć o dno i zatopić się w mule.A matka i tak wyśmieje zadrwi z Ciebie po co bo pragnienie bycia kochanym dzieckiem może tak zauważyć na dorosłym życiu i dprowadzic do destrukcji...nie radzę sobie zmuszam się do życia do wyjścia płacze,krzyczę błagam o koniec tej walki bo matka żyje sobie tam bez świadomości, a ja się rozrywam. Kocham swoje dzieci mówię im to bo mi tak nigdy nie mówiono wiem że kocham że są ważni że kiedyś będą kimś a jeśli wytrwam ze sobą to to zobaczę. Najtrudniej odciąć kontakt z taka matka nie wiem skąd zdobyć takie siły jeśli jutro będę bać się wyjść z mieszkania i czuć się niczym.Po co rodzić dzieci których się już w brzuchu nie kocha i z góry kłaść je na przegranej pozycji po co dla znęcania się za nasze niepowodzenia ? Uważam że rodziny powinny mieć stałych psychologów ale gdyby to było możliwe moja matka dawno by się leczyła,a ja byłabym pewnie silniejsza.Teraz zbieram się na kolejne podejście do lekarza kiedy nie wiem brak wiary w sens

Odnośnik do komentarza

MatraS, przeczytałam całą Twoją historię i jestem wstrząśnięta. Bardzo Ci współczuję, bo rzeczywiście Twoja matka to toksyczna osoba. Twoje dzieciństwo było pełne bólu i cierpienia, co teraz odbija się w Twoim dorosłym życiu. Depresja, łzy, brak radości, zwątpienie, smutek, brak motywacji i skrajnie zaniżona samoocena. Uważam, że potrzebujesz wsparcia ze strony zarówno psychoterapeuty, jak i lekarza psychiatry. Takie rany z dzieciństwa trudno się goją...

Sysia21, jesteś dorosłą kobietą i masz prawo żyć według własnego pomysłu na życie. Rozumiem, że martwisz się o starszych rodziców, czy poradzą sobie z gospodarstwem, ale nie możesz cały czas rezygnować z samodzielnego życia. Oni celowo wzbudzają w Tobie niesłusznie poczucie winy, by móc Tobą manipulować dla własnej wygody. Nie pozwól im na to. Powodzenia!

Odnośnik do komentarza
Gość qwertasdfg

Witam.
Moja sytuacja wygląda w skrócie tak:
odkąd pamiętam nigdy nie byłam przez rodziców za nic chwalona, każdy mój wybór był i nadal jest krytykowany. Wszystkie dobre rzeczy jakie robię, jakie mi się przytrafiają pozostają bez echa - niezauważone. Natomiast każdy najmniejszy błąd w sekundę jest napiętnowany i wypominany wiele lat.

Może przedstawię parę konkretnych sytuacji, żeby nakreślić obraz...
*urodziny, święta - zero życzeń, prezentów, wspólnego czasu przy stole - w podstawowce szczególnie to przeżywałam, kiedy musiałam wymyślać co dostalam na Gwiazdkę ;)
*18 urodziny - brak życzeń, tortu, NIC, dla nich zwykły dzień
*Zdana matury - reakcja "aha"
*Zdane studia - reakcja "moglas wybrac inny kierunek"
*Podjęte kursy zawodowe - "po co Ci to"
*Prawo jazdy "na co Ci to"
*Budowa domu "brzydki, daleko"
*Wieloletnia praca "moglabys pracowac tam i tam"

Ogólnie rodzice obrażają się dosłownie za wszystko...hehe czasem i nawet za sam mój wyraz twarzy, bądź ton głosu. Dziwne w tym wszystkim jest to, że młodsze rodzeństwo tak nie ma. Totalna odwrotność. Nie wiem z czego to wynika, nigdy się nie buntowałam, zawsze się dobrze uczyłam, raczej należałam do cichych i wycofanych osób. A moje rodzeństwo wręcz odwrotnie...do tego stopnia, że rzucają przekleństwami im w twarz, a oni są zadowoleni :)

NO I O CO TU KURDE CHODZI!

p.s. pewnie padnie odpowiedź "porozmawiaj z nimi, zapytaj DLACZEGO TACY SĄ" ....
pytałam i to wiele razy, a odpowiedź ciągle jedna "nie zrozumiesz"

Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza

Witam,
Zastanawiam się, czy ja również nie mam toksycznych rodziców, a może to we mnie jest problem? Proszę o poradę.
Od kiedy pamiętam w moim domu zawsze stawiało się wysokie wymagania - co do nauki, dodatkowych zajęć, lekcji muzyki, rysunku itd. Póżniej dobre liceum, duży nacisk na naukę i dobre studia. Dodatkowo moja mama jest bardzo religijną i konserwatywną osobą - mimo że zawsze ubierałyśmy się skromnie i elegancko, to o każdy odrobinę za duży dekolt toczyły się batalie, znieważanie, że wylądujemy na ulicy, że prowokujemy itd.
Do póki robiłyśmy wszysto tak, jak tego chciała matka, było w porządku. Jednak każda samodzielna decyzja - jak np. Nie mamo, nie pójdę do duszpasterstwa akademickiego - była powodem kłótni, awantur i przez lata wypominania, iż wiele moich problemów wzięło się właśnie z tego powodu, iż nie jestem przygotowana do życia itp. Podobnie siostra.
Na trzecim roku studiów zaręczyłam sie z chłopakiem którego rodzice zaakceptowali, obcokrajowcem podobnie jak i moja siostra ( podejrzewam, że jest to podświadomy wybór, dzięki temu nie mogą zrozumieć wszystkich nonsensów w naszej rodzinie) Wszystko układało się dobrze do czasu kiedy powiedzieliśmy iż ślub ma się odbyć za półtora roku (23 lata) i mój narzeczony (28 lat). Na to nie było zgody bo przede wszystkim muszę skończyć studia...mimo iż narzeczony dobrze zarabia i mamy środki (wieksze niż przeciętna polska rodzina żeby się utrzymać ).
Niestety musieliśmy zaakceptować wolę moich rodziców, jak zawsze. Mimo zaręczyn nic się nie zmieniło - nie wolno nam wspólnie wyjeżdżać na wakacje, na weekendy wpadać do siebie z noclegiem ( jeśli narzeczony chce zostać na noc, to musi sobie wynajmować hotel) przez co praktycznie się nie widujemy, drzwi do pokoju trzeba zostawiać zawsze otwarte, rozmowy i przesiadywanie po godzinie 24 nie są akceptowalne.
Mimo, iż jesteśmy dorośli, godzimy się na to. Ja nie jestem odporna psychicznie na insynuowanie mi, iż zachowuje sie jak dziwka, nie mam wstydu i że naruszamy granice rzeznaczone dla zwiazku małżeńskiego.... (śmiech)
Dodam, że od pewnego czasu miałam kłopoty ze zdrowiem, zaburzenia hormonalne itp. nie miałam o tym odwagi powiedziec matce, a kiedy próbowałam insynuowała mi iż ludzie pytają sie czy jestem w ciaży (znacznie przytyłam) albo że na pewno biorę antykoncjepcje.
Przez swoja blokadę nie poszłam na leczenie, dopiero po dwóch latach - po czym dowiedziałam się od swojej matki że wszystko jest spowodowane stresem związanym z niewyżyciem seksualnym, że o niczym innym nie myślę i to jest jedyny powód mojego pragnienia zawarcia małżeństwa.
Dodam, że każda nasza rozmowa kończy się kłótnią, jeśli tylko powiem coś nie po jej myśli. Z rszta nie tylko ja, ale też siostra czy ojciec który juz zupełnie stracił prawo głosu w domu ( rodzice praktycznie ze sobą nie rozmawiają).
Proszę o poradę co robić, bo czuję się bardzo niestabilna emocjonalnie zawsze kiedy jstem w domu, miewam silne bóle głowy i napady depresyjne.

Odnośnik do komentarza

Witam

Mam 32 lata i postanowiłam wyprowadzić się od rodziców. Mam prace jakieś życie osobiste, ale partnera brak. Chcę zamieszkać samodzielnie i uważam, że mi się to uda.
Przyznaję nie rozmawiałam o tym z rodzicami bo czułam się jak małe dziecko, które zrobiło coś złego. Czuje się tak za każdym razem kiedy chce podjąć jakąś decyzję samodzielnie.
Kiedy zdecydowałam, że wreszcie mi się uda samej... Usłyszałam, że tyle gorzkich słów, że jest mi przykro. Moja mama uznała ze lepiej mi wziąć kredyt niż komuś dawać na wynajem, że sobie nie poradzę bo mam gorsze wykształcenie niż siostra (ta studiowała sinologię, ma męża, dziecko i swoje życie w innym mieście).
Jestem zdruzgotana i przez te wszystkie jej rozmowy zaczęłam kalkulacje od nowa i od nowa i sama już nie wiem czy ona postawiła na swoim czy ja po prostu chce stąd uciec . Nie mogę sama o niczym zdecydować, bo mama ma zawsze ostatnie zdanie... Eh a gdzie w tym wszystkim ja? Co ja mogę? Mam się czuć winna, że nie chcę być ich sprzątaczką opiekunką i kucharką? Przecież oni też zbudowali swój dom.
O jakimkolwiek partnerze mogę zapomnieć, bo nie wiem gdzie zaczynam się "ja" a gdzie kończy mama...
Chyba już wariuję!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...